Maria

Święto ku czci Boga Ojca

Podczas Chrztu Jezusa Boski Ojciec pozwolił usłyszeć swój głos: Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Uczynił to ponownie podczas Przemienienia na Górze Tabor. Jeśli Syn jest „Umiłowanym”, to Ojciec jest Tym, który miłuje, a Duch Święty jest „Miłością”, ich wzajemną, nieskończoną Miłością, w której urzeczywistnia się ich absolutna jedność i niepowtarzalność. Dlatego Jezus mówi: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: „Pokaż nam Ojca?” Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie – wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła!

Jezus powiedział do Ojca podczas Ostatniej Wieczerzy: A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17,3), Poznać Go przez osobiste i intymne doświadczenie jest łaską i szczęściem, które przewyższa wszelkie inne szczęście. Jednak Ojciec nie jest kochany, ponieważ nie jest znany. Jaki to ból dla Jego Miłości! Jest ignorowany i niekochany przez własne dzieci! On jest Ojcem, ale dzieci (a stały się dziećmi przez chrzest, który wcielił je w Chrystusa) nie żyją jak dzieci, nie mają jeszcze ducha dzieci, nie mają ducha Syna, ale mają ducha sługi, pozostali nadal w Starym Testamencie, niedojrzali, z mentalnością, która utrzymuje ich na dystans od Boga. Ich myśli i serce są od Niego dalekie… W najlepszym przypadku boją się Boga, ale nie jest to ta „święta bojaźń”, że mogą Go utracić, że mogą sprawić Mu przykrość i Go obrazić (a to jest dar Ducha Świętego). Poza tym „święta bojaźń Boża” jest także tym, co odczuwa Jego Miłość, że może utracić dziecko lub że może stać mu się krzywda… A gdzie jest miłość, która należy się Jego Miłości?

Im lepiej znamy Ojca, tym bardziej żyjemy duchem dzieci, a nawet duchem Syna. Święty Paweł mówi: Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale (Rz 8,14-17).

Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru.  Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi (Rz 8,28-29).

Odpowiedź daje Pan Luizie Piccarrecie (tom 20, 22 grudnia 1926):

Córko moja, w jakim celu chcesz, aby moja Wola wypełniła się w tobie i aby wszyscy Ją poznali?

A ja: Chcę tego, gdyż Ty tego chcesz. Chcę tego, gdyż pragnę, aby na ziemi zapanował porządek Boży oraz nadeszło Twoje Królestwo. Chcę tego, gdyż pragnę, aby rodzina ludzka nie żyła już jako obca Tobie, ale była na nowo połączona z Bożą Rodziną, z której wzięła swój początek.

A Jezus, wzdychając, dodał: Córko moja, twój i mój cel jest jeden. Kiedy syn ma ten sam cel co Ojciec i chce tego, czego chce Ojciec, wtedy nie mieszka już w cudzym domu, wtedy pracuje na polu swojego Ojca. Jeśli przebywa z ludźmi, mówi o dobroci, pomysłowości i wielkich planach swojego Ojca. Mówi się o tym synu, że kocha, że ​​jest doskonałą kopią swojego Ojca, że ​​wyraźnie widać, iż należy do Jego rodziny i jest synem godnym nosić w sobie, i to z czcią, pokolenie swojego Ojca. Takie same są znaki, które ukazują, czy dana osoba należy do Niebiańskiej Rodziny: mieć ten sam cel co Ja, pragnąć mojej własnej Woli, mieszkać w Niej jak we własnym domu i pracować, aby była znana. Jeśli taka osoba przemawia, nie potrafi powiedzieć niczego innego poza tym, co się czyni w naszej Niebiańskiej Rodzinie i czego My pragniemy. Ze wszystkich stron widać jasno, i to słusznie i sprawiedliwie, że jest ona córką, która do Nas należy, że jest członkiem naszej Rodziny, że nie odstąpiła od swojego źródła, że ​​zachowuje w sobie obraz, sposób zachowania, postawę i życie swojego Ojca, czyli Tego, który ją stworzył. Ty jesteś więc członkiem mojej Rodziny. Im bardziej ujawniasz moją Wolę, tym bardziej wyróżniasz się przed Niebem i ziemią jako córka, która do Nas należy. Jeśli natomiast ktoś nie ma tego samego celu, wtedy zamieszkuje niewiele lub w ogóle nie zamieszkuje w pałacu naszej Woli. Nieustannie wędruje, od jednego mieszkania do drugiego, od jednej chałupy do drugiej, nieustannie błąka się na otwartej przestrzeni namiętności, dokonując niegodnych czynów swojej rodziny. Jeśli pracuje, to na cudzych polach. Jeśli przemawia, to nigdy nie rozbrzmiewają na jego ustach miłość, dobroć, pomysłowość i wielkie plany jego Ojca. Jeśli w całym jego zachowaniu wcale nie widać, że należy do swojej rodziny, to czy można go nazwać synem jego rodziny? A jeśli z niej pochodzi, to jest zwyrodniałym dzieckiem, które zerwało wszystkie więzi i relacje łączące go z rodziną. Tak więc tylko ten, kto czyni moją Wolę i w Niej żyje, może nazywać się moim synem, członkiem mojej Boskiej i Niebiańskiej Rodziny. Wszyscy inni to zdegenerowane dzieci i obce naszej Rodzinie. Kiedy więc zajmujesz się moim Boskim „Fiat”, kiedy o Nim mówisz, kiedy w Nim krążysz, sprawiasz Nam radość, ponieważ czujemy, jak Ta, która do Nas należy, która jest naszą córką, przemawia, krąży i działa na polu naszej Woli. A drzwi pozostają otwarte dla dzieci. Żadne mieszkanie nie jest dla nich zamknięte, gdyż to, co należy do Ojca, należy i do dzieci. W dzieciach pokładana jest nadzieja długiego pokolenia Ojca. W ten sposób pokładam w tobie nadzieję długiego pokolenia dzieci mojego odwiecznego «Fiat».

Zapowiedział to już św. Jan w swoim pierwszym liście: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1J 3,1-2).

Ojciec osobiście objawił się już w 1932 roku za pośrednictwem innej wielkiej mistyczki naszych czasów, Matki Eugenii Elisabetty Ravasio (co została zbadane i zatwierdzone przez Kościół), tak aby Jego dzieci zapamiętały Go nie tylko jako Stwórcę i Pana, lecz także jako najbardziej kochającego Ojca, bardzo nam bliskiego. Albowiem nie wystarczy być dziećmi Bożymi od chrztu świętego („i rzeczywiście nimi jesteśmy”), ale trzeba żyć jako dzieci Boże i stać się „podobnymi do Niego”, dojrzałymi, tak jak powiedział św. Paweł: Jak długo dziedzic jest nieletni, niczym się nie różni od niewolnika, chociaż jest właścicielem wszystkiego. Aż do czasu określonego przez ojca podlega on opiekunom i rządcom. My również, jak długo byliśmy nieletni, pozostawaliśmy w niewoli „żywiołów tego świata”. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej (Ga 4,1-7).

Powinniśmy mieć wobec Niego ducha dzieci, a nawet ducha Syna. Z tego względu sam Ojciec z nieskończoną pokorą poprosił o święto ku swojej czci, święto, którego tylko On, Boski Ojciec, nie posiada. Wybrał 7 sierpnia. Boski Ojciec, który jest pierwszy, pozostał ostatni, ponieważ ludzie, Jego stworzenia, ani Go nie znają, ani nie kochają. Nawet wielu ochrzczonych nie ma jeszcze ducha dzieci. Im bardziej znamy Ojca, tym bardziej żyjemy duchem dzieci, a raczej Duchem Syna.

W 33 tomie 20 stycznia 1935 Luiza pisze:

Mój biedny umysł jest zagubiony w Woli Bożej, i to tak bardzo, że nie mogę powtórzyć tego, co pojmuję, ani tego, co czuję w tym niebiańskim zamieszkaniu Bożego Fiat. Mogę tylko powiedzieć, że czuję Boskie Ojcostwo, które z pełną miłością czeka na mnie w swoich ramionach, aby mi powiedzieć: Bądźmy jak dzieci i Ojciec. Przyjdź i ciesz się moją ojcowską czułością, moim miłosnym usposobieniem oraz moją nieskończoną słodyczą. Pozwól Mi być twoim Ojcem. Największą przyjemnością, której doświadczam, jest wypełnienie mojego Ojcostwa. Przyjdź bez lęku, przyjdź i daj mi swoje synostwo, daj mi miłość i czułość córki. A ponieważ moja Wola stanowi jedno z twoją wolą, więc daje Mi Ona Ojcostwo wobec ciebie, a tobie prawo bycia córką.

O Wolo Boża, jakże jesteś godna podziwu i potężna! Ty jedyna masz tę moc, żeby stopić wszelką odległość i różnicę istniejącą między nami a naszym Ojcem Niebieskim! Wydaje mi się, że życie w Tobie oznacza odczuwać Boskie Ojcostwo i czuć się córką Najwyższej Istoty.

Ale kiedy mój umysł był przepełniony wieloma myślami o Woli Bożej, mój słodki Jezus złożył mi krótką wizytę i powiedział do mnie: Moja błogosławiona córko, żyć w mojej Woli polega na tym, że ty nabywasz prawo córki, a Bóg nabywa zwierzchnictwo, władzę i prawo Ojca. Tylko Wola Boża potrafi zjednoczyć jedno i drugie i utworzyć jedno tylko życie…

Nadszedł więc czas, aby przejść od ducha sługi do ducha dzieci, od strachu i korzyści własnej do zaufania i do miłości. Jest to temat całej Ewangelii. Jest to cel i kulminacja odwiecznego planu Boga: żyć dla Ojca, stać się chwałą i triumfem Ojca!

Kiedy w końcu zostanie ustanowione wielkie święto Boga Ojca? Zacznijmy je już teraz, mówiąc: Mój Ojcze, mój dobry Ojcze, ofiaruję się Tobie, oddaję się Tobie, zawierzam się Tobie, ufam Tobie, oddaję się Tobie. Wszystko co moje, jest Twoje, wszystko co Twoje, jest moje. Jestem cały Twój, a Ty jesteś cały mój!

Szkoła modlitwy w Woli Bożej

Dzisiaj będziemy mówić o tym, jak mamy rozwijać „ziarno” Woli Bożej, które otrzymaliśmy podczas chrztu. Pan nas tego uczy w swojej „szkole modlitwy”, którą są pisma Luizy Piccarrety.

Jest to proces wzrostu, dzień po dniu, przez całe życie. Wiemy, gdzie się zaczyna: od Odkupienia, przez które Jezus włączył nas w siebie przez chrzest. Dokąd zaś Jezus chce nas doprowadzić: do doskonałego zjednoczenia z samym sobą, którym jest pełna przynależność, całkowite współuczestnictwo, „zespolenie”, i to do tego stopnia, żebyśmy mogli powiedzieć Jezusowi i tak jak Jezus powiedział Ojcu: wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje (J 17,10). Od wieków Boski Ojciec, patrząc na swojego Wcielonego Syna, widział nas i dlatego nas umiłował i stworzył. W ten sam sposób, gdy Ojciec patrzy na każdego z nas, chce ujrzeć Jezusa i wszystko, co do Jezusa należy. Wówczas spełni się Jego Królestwo, Jego „marzenie miłości”.

Wydaje się, że Jego nieskończona Miłość nie jest zaspokojona, dopóki nie będzie miał nas jako swoich dzieci, dopóki nie będzie miał w swoim Sercu wielu Jezusów. To tak jakby czegoś brakowało w Jego Szczęściu. Będzie to „wypoczynek Boga” siódmego dnia (Hbr 4, 4). Z jego strony dzieło została dokonane, teraz nasza kolej, aby wyjść Mu na spotkanie. Tym jest „wtapianie się w Jezusa”, zespolenie naszej woli z Jego Wolą.

Ostatni spowiednik Luizy, Don Benedetto Calvi, powiedział:

O święta, miłosierna, ukochana Wolo Boża, wielbię Cię oraz pragnę zjednoczyć się z Tobą i żyć w Tobie. Ty jesteś niewysłowionym porządkiem Boskiej Miłości i tylko Ty możesz być Prawem mojego serca. Tak jak dwa łagodne strumienie łączą się w jedną rzekę, dwie krople w jedną kroplę, dwa znicze w jedną pochodnię, tak też, Jezu, pozwól mi zapomnieć całkowicie o sobie i spraw, aby moja wola zespoliła się w jedno z Twoją Wolą. Spraw, Panie, abym był gotowy na każde Twoje skinienie, abym pragnął tego, czego Ty pragniesz, abym chciał tylko tego, czego Ty chcesz.

„Wtapianie się w Jezusa” to typowe wyrażenie Luizy. Rozpoczyna się od woli i obejmuje wszystko, czym jesteśmy, co mamy i co czynimy, wszystko, co nam się przydarza. Każdy z nas jest wyjątkowy wobec Boga. Bóg także traktuje nas w wyjątkowy sposób, dostosowując się do naszych małych możliwości. Dlatego każdy z nas ma swój własny sposób modlitwy, który powinien być spotkaniem miłości z Bogiem.

Modlitwa jest spotkaniem naszej woli z Wolą Bożą. Modlitwa wyraża stosunek i uczucie człowieka do Boga: brak modlitwy to praktyczny ateizm, odrzucenie modlitwy lub niechęć do niej to bezbożność, niestałość w modlitwie jest znakiem miłości bardzo słabej lub płytkiej. Częste rozproszenie uwagi mówi, że dusza zbyt zajęta jest innymi sprawami czy upodobaniami lub że jej myśl wciąż krąży zbytnio wokół siebie. Z tego powodu jest nieszczęśliwa. Modlitwa, która tylko recytuje słowa wyuczone na pamięć, nie porusza serca ani własnego życia, tym bardziej nie porusza Serca ani Życia Boga. Jeśli dusza się modli wyłącznie w celu uzyskania jakiejś łaski, oznacza to, że nie jest wierząca, ale jest „klientem” Boga. Jeśli się modli, aby uspokoić własne sumienie, i mówi: „już odmówiłam swoje modlitwy”, to jakby próbowała rozmawiać z kimś przez telefon, wykręcając swój własny numer. To stracona szansa…

Modlitwa może przyjmować wobec Boga postawę dystansu, strachu, próżnej formalności (co nie jest prawdziwym poczuciem szacunku) lub może okazywać skruchę; wyrażać potrzebę pomocy, zainteresowanie, a nawet radość, wdzięczność, podziw, zachwyt, współczucie; dawać zadośćuczynienie; prosić o wstawiennictwo za innych oraz wyrażać miłość! I tym jest prawdziwe zjednoczenie woli, zjednoczenie w nieskończonym stopniu, a zatem adoracja.

Modlitwa, jednym słowem, wyraża w jakim stopniu człowiek jest oddalony od Boga lub z Nim zżyty, w jakim czuje się sługą lub synem. Jest spotkaniem, które przeradza się w życie i które zasila życie, i żywi się z kolei poznaniem Pana, ponieważ modlitwa potrzebuje treści. Aby modlić się w Woli Bożej, konieczne jest karmienie się lekturą pism o Woli Bożej. Modlitwy Luizy, które znajdujemy we wszystkich jej pismach, zawierają jej własny sposób wyrażania się, jej ducha i są dla nas wielką szkołą modlitwy.

Nie jest to zatem recytacja lub lektura ustalonych modlitw czy wyrażeń Luizy, które być może znamy na pamięć, ponieważ ich treść jest dla nas wzorem, ani nie jest to kwestia sposobu modlitwy. Jest to natomiast duch nowy (Ez 36, 26-27), nowa postawa duszy, która przybiera własne sposoby działania Jezusa Chrystusa oraz Jego boskie uczucia.

A teraz Pan pragnie, abyśmy zamiast „odmawiać modlitwę”, w Nim „stali się modlitwą”, modlitwą, która jest miłością, miłością, która wielbi; miłością, która wynagradza; miłością, która dzieli się wszystkim ze swoim Ukochanym i oddaje Mu cześć i chwałę; miłością, która wstawia się za innych i wyraża wdzięczność; miłością, która miłuje Go za wszystkich i we wszystkich Jego dziełach…

Córko moja, dziś rano pragnę przystosować cię całą do siebie. Chcę, abyś myślała moim własnym umysłem, spoglądała moimi własnymi oczami, słuchała moimi własnymi uszami, rozmawiała moim własnym językiem, posługiwała się moimi własnymi rękami, chodziła moimi własnymi nogami i miłowała Mnie moimi własnym Sercem. Następnie połączył swoje wyżej wymienione zmysły z moimi i widziałam, jak nadawał mi swoją własną formę. Co więcej, dawał mi także łaskę, abym mogła ich użyć, tak jak On sam ich użył. (12.08.1899)

Córko moja, pomódlmy się razem. Istnieją pewne smutne okresy, kiedy moja sprawiedliwość, nie mogąc już dłużej wytrzymać z powodu zła stworzeń, chciałaby zalać ziemię nowymi karami. Dlatego potrzebna jest modlitwa w mojej Woli, która szerząc się na wszystkich, mogłaby stanąć w obronie stworzeń i swoją mocą powstrzymać moją sprawiedliwość przed zbliżeniem się do stworzenia i ugodzeniem w niego.

Jak piękne i wzruszające było słuchanie modlitwy Jezusa! A ponieważ towarzyszyłam Mu w bolesnej tajemnicy biczowania, ukazał się cieknący krwią. (Tom 17, 01.07.1924)

Córko moja, jak bardzo porusza moje Serce modlitwa tego, kto poszukuje jedynie mojej Woli! Słyszę echo mojej własnej modlitwy, którą odmawiałem, będąc na ziemi. Wszystkie moje modlitwy sprowadzały się do jednego tylko punktu: aby Wola mojego Ojca, zarówno wobec Mnie, jak i wobec wszystkich stworzeń, była doskonale wypełniona. Największą czcią dla Mnie i dla Ojca Niebieskiego było to, że we wszystkim wypełniałem Jego Przenajświętszą Wolę… (Tom 17, 22.02.1925)

Zalecam ci, abyś miała ducha nieustannej modlitwy. To ciągłe dążenie duszy do rozmowy ze Mną zarówno sercem, jak i umysłem, zarówno słowem, jak i zwykłą intencją, czyni ją tak piękną w moich oczach, że nuty jej serca harmonizują z nutami mojego Serca […]. A co więcej, duch nieustannej modlitwy dodaje duszy takiego piękna, że diabeł zostaje uderzony jak piorun i sfrustrowany pułapkami, którymi kusi, aby zaszkodzić duszy. (28.07.1902)

Córko moja, módl się, ale módl się tak, jak Ja się modlę, czyli rozpłyń się całkowicie w mojej Woli, a znajdziesz w Niej Boga i wszystkie stworzenia. Oddasz je Bogu, jak gdyby były jednym tylko stworzeniem, ponieważ Wola Boża jest Panią wszystkich. A u stóp Boskości złożysz dobre czyny, aby oddać Jej cześć, oraz złe czyny, aby za nie zadośćuczynić mocą świętości, potęgi i bezmiaru Woli Bożej, przed którą nic nie może umknąć. Takim było życie mojego Człowieczeństwa na ziemi […]. Otóż dlaczego także i ty nie mogłabyś tego uczynić? Dla tego, kto Mnie kocha i jest zjednoczony ze Mną, wszystko jest możliwe. Módl się w mojej Woli i przynieś przed Majestat Boży w twoich myślach, myśli wszystkich, w twoich oczach, spojrzenia wszystkich, w twoich słowach, ruchach, uczuciach i pragnieniach, słowa, ruchy, uczucia i pragnienia twoich braci, aby za nich wynagrodzić i wybłagać dla nich światło, łaskę i miłość. W mojej Woli znajdziesz się we Mnie i we wszystkich, będziesz żyła moim Życiem, będziesz się modliła ze Mną, a Bóg Ojciec będzie szczęśliwy i całe Niebo powie: „Kto przywołuje nas z ziemi? Kto pragnie zawrzeć w sobie tę Świętą Wolę, obejmując nas wszystkich razem?”. Jakże wiele dobra może uzyskać ziemia, kiedy dusza żyjąca w Woli Bożej sprowadza Niebo na ziemię! (03.05.1916)

Spędziłam ranek, modląc się z Jezusem w Jego Woli. Ale cóż za niespodzianka! Podczas modlitwy, choć jedno tylko było słowo, Wola Boża rozprzestrzeniała je na wszystkie stworzone rzeczy, tak iż pozostawały nim naznaczone. Wola Boża zanosiła je do Niebios i wszyscy święci otrzymywali nie tylko jego znamię, lecz także nową z niego radość. Schodziło w dół do ziemi, a nawet do czyśćca i wszyscy korzystali z jego efektów. Ale któż mógłby wyrazić ten sposób modlitwy z Jezusem i opisać wszystkie efekty, które owa modlitwa przynosi? Po tej wspólnej modlitwie powiedział więc do mnie:

Córko moja, czy widziałaś, co oznacza modlić się w mojej Woli? Nie ma niczego, co mogłoby istnieć poza moją Wolą. Moja Wola krąży we wszystkim i we wszystkich, jest życiem, odtwórcą i widzem wszystkiego. W ten sam sposób czyny dokonane w mojej Woli stają się życiem, odtwórcą i widzem wszystkiego, nawet samej radości, błogości i szczęścia świętych. Wszędzie zanoszą światło oraz balsamiczne i niebiańskie powietrze, z którego tryskają radość i szczęście. Tak więc nie opuszczaj nigdy mojej Woli. Niebo i ziemia cię oczekują, aby otrzymać nową radość i nowy blask. (21.04.1922)


Szkoła modlitwy w Woli Bożej

„Szkoła modlitwy w Woli Bożej” to zbiór modlitw Luizy Piccarrety oraz praktyczna pomoc w modlitwie, a także mała „szkoła modlitwy” w Woli Bożej.

Zawiera także fragmenty z pism Luizy, w których Jezus uczy nas modlitwy i  wyraża pragnienie, abyśmy w Nim „stali się modlitwą”, modlitwą, która jest miłością, miłością, która wielbi; miłością, która wynagradza; miłością, która dzieli się wszystkim ze swoim Ukochanym i oddaje Mu cześć i chwałę; miłością, która wstawia się za innych i wyraża wdzięczność; miłością, która miłuje Go za wszystkich i we wszystkich Jego dziełach.

Książka ta zawiera cztery rodzaje modlitw:

  • modlitwy napisane przez Luizę jako pomoc innym osobom;
  • jej własne modlitwy, które znajdują się w tomach Księgi Nieba;
  • modlitwy samego Jezusa zaczerpnięte z pism Luizy;
  • i wreszcie kilka klasycznych modlitw Kościoła.

Próba i pokusa – Ojcze, jeśli to możliwe, oddal od nas ten kielich

W Księdze Syracha czytamy: Synu, jeżeli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie! (2,1). A apostoł Jakub mówi: Błogosławiony mąż, który wytrwa w pokusie, gdy bowiem zostanie poddany próbie, otrzyma wieniec życia, obiecany przez Pana tym, którzy Go miłują. Kto doznaje pokusy, niech nie mówi, że Bóg go kusi. Bóg bowiem ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi. To własna pożądliwość wystawia każdego na pokusę i nęci. Następnie pożądliwość, gdy pocznie, rodzi grzech, a skoro grzech dojrzeje, przynosi śmierć. Nie dajcie się zwodzić, bracia moi umiłowani! (Jk 1,12-15).

Ewangelia św. Mateusza podaje, że po chrzcie w Jordanie …Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego… (Mt 4,1-3).

Dlaczego do Jezusa Chrystusa zbliżył się szatan, który próbował Go kusić i odwrócić od Jego misji, od Woli Ojca? I czynił to wielokrotnie, także przez usta głowy apostołów, Szymona Piotra, a także w Ogrójcu. Diabeł w swojej pysze i wbrew wszelkim dowodom nie mógł przyznać, że „naprawdę” ten święty Człowiek jest Synem Bożym… Musiał mieć pewny dowód i dlatego chciał, żeby upadł. Pan zaś ukrył przed nim swoją Boskość, dostępną tylko dla tych, którzy mają wiarę. W ten sposób Jezus, podobnie jak Jego Matka, „zmiażdżyli mu głowę”, czyli jego pychę. W ten sposób Pan przyjął na siebie także nasze próby i pokusy, miał w nich udział, abyśmy i my mogli mieć udział w Jego zwycięstwie.

Aby oddzielić nas od Boga, diabeł zawsze posługuje się oszustwem: pozwala nam widzieć w rzeczach i w stworzeniach prawdę, dobro i piękno „oddzielone od Boga”, prawdę, dobro i piękno bez Boga. Człowiek, który „kocha kłamstwo i nim żyje” (Ap 22,15), znajduje upodobanie w tym oszustwie i sam siebie oszukuje.

W modlitwie do Ojca, której nauczył nas Jezus, mówimy: I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego (Mt 6,13). Zło nie leży w pokusie, ale zaczyna się wtedy, gdy przyzwalamy na nią i grzeszymy. Jeśli proponowane jest nam zło, to ta propozycja nie zależy od nas, ale jej przyjęcie – tak.

Luiza pisze: Przeczytałam, że ten, kto nie jest kuszony, nie jest drogi Bogu. A ponieważ wydaje mi się, że od dawna nie wiem, co to jest pokusa, powiedziałam o tym Jezusowi. A On odpowiedział mi: Córko moja, ten, kto całkowicie znajduje się w mojej Woli, nie ulega pokusie, ponieważ diabeł nie ma mocy, żeby wniknąć w moją Wolę. Co więcej, on sam nie chce do Niej wejść, gdyż moja Wola jest Światłem i dusza wobec tego Światła rozpoznałaby jego sztuczki, i zadrwiłaby sobie z wroga, który nie lubi tych drwin. Są dla niego straszniejsze niż samo piekło i unika ich za wszelką cenę. Spróbuj wyjść z mojej Woli, a zobaczysz, jak wielu wrogów zwali się na ciebie… Ten, kto znajduje się w mojej Woli, zawsze trzyma w górze sztandar zwycięstwa. Żaden więc wróg nie ma odwagi stawić czoła temu niezwyciężonemu sztandarowi (14 grudnia 1912).

Jezus też mówi: Ani suchość, ani pokusy, ani wady, ani niepokoje, ani chłód nie mogą wniknąć w moją Wolę, ponieważ moja Wola jest światłem i zawiera w sobie wszelkie możliwe upodobania. Wola ludzka to nic innego jak kropla ciemności, pełna niesmaków. Zanim dusza wejdzie do mojej Woli, przy kontakcie z moją Wolą, światło rozpuszcza kroplę ciemności, aby móc przyjąć duszę do siebie, ciepło rozpuszcza chłód i suchość, boskie upodobania usuwają niesmaki, a moje szczęście uwalnia duszę od wszelkiego nieszczęścia (19 lipca 1907).

Do tej pory mówiliśmy o „pokusie”, ale jednocześnie musimy wspomnieć o „próbie”.

Drogi kapłan napisał: „Kiedy prosimy Ojca, aby nie wodził nas na pokuszenie, z pewnością nie oczekujemy, że uwolni nas od jakiejkolwiek próby, ale że uchroni nas od pokus przekraczających nasze siły. Pokusa może pochodzić z trzech źródeł: diabła, świata i ciała. Dzisiaj diabeł jest niepohamowany, a świat oszalał. Zabiega się o ciało na nowe sposoby i środki, co było nie do pomyślenia jeszcze kilkadziesiąt lat temu.

Ojciec dobrze wie, do jakiego stopnia nasze dusze są osłabione nie tylko przez brak solidnego wykształcenia i przewidywalnego wyszkolenia, lecz także przez ciągłe ataki sił wroga, któremu nic już się nie przeciwstawia. Dlatego z nową żarliwością i świadomością powinniśmy odmawiać Ojcze nasz, prosząc Boga, aby nie dopuścił, żeby próba nas zmiażdżyła, a ciemność nas pochłonęła. Nie zapominajmy nigdy, że Jego pomoc i Jego łaska nie są obowiązkiem: są darem udzielonym z czystej dobroci grzesznym stworzeniom. Tak więc z pokorą i wytrwałością prośmy o nie. Ojciec Niebieski nie sprawia zawodu swoim dzieciom. Pozwala zasmakować niezrównanej słodyczy tym, którzy przyjmują Jego surową pedagogikę”.

Nieliczni dobrzy zostaną wystawieni na wielkie próby ze strony Boga i ludzi. Sto lat temu Luiza usłyszała głos z Nieba mówiący: Wytrwałość i odwaga dla tych nielicznych, którzy są dobrzy! Niech nie zmieniają się w niczym i nie zaniedbują niczego. Będą wystawieni na wielkie próby ze strony Boga i ludzi. Jedynie wierność nie pozwoli im się zachwiać i będą ocaleni. Ziemia zostanie pokryta niespotykanymi karami. Stworzenia chcą zniszczyć Stwórcę. Będą chciały mieć własnego boga i zaspokoić swoje zachcianki kosztem wszelkiej rzezi. A ponieważ nie osiągną swoich zamiarów, dopuszczą się najbardziej odrażającego okrucieństwa. Wszystko będzie przerażeniem i zgrozą (5 lutego 1916).

Jednakże święty Paweł mówi nam: Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać. (1 Kor 10,13).

Jezus wyjaśnia w pismach Luizy znaczenie prośby w modlitwie „Ojcze nasz”, którą niektórzy chcieliby teraz zmienić, (tom 15, 2 maja 1923):

Dodałem: „i nie wódź nas na pokuszenie”. Jak może Bóg wodzić człowieka na pokuszenie? Ponieważ człowiek jest zawsze człowiekiem, wolnym z natury. Ponieważ Ja nie odbieram mu praw, które mu przyznałem przy jego stworzeniu. On zaś, przerażony i z obawy o siebie, cicho krzyczy i modli się bez wypowiadania słów: „Daj nam chleba Twojej Woli, abyśmy mogli się oprzeć wszelkim pokusom, a mocą tego chleba wybaw nas od wszelkiego zła. Niech tak się stanie”.

Bóg nie może kusić do zła, tak aby człowiek czynił zło (Jk 1,13), ale Bóg może wodzić na pokuszenie (wprowadzić do pokusy), gdyż często w próbie (chcianej przez Boga) pojawia się pokusa (pożądana przez diabła). Bóg koniecznie chce próby, aby móc nas wypromować. Diabeł chce pokusy, żeby nas zrujnować. To właśnie przydarzyło się naszym pierwszym rodzicom w ziemskim raju.

„Nie wódź nas na pokuszenie” to pokorna prośba, w której prosimy Ojca, aby nie pozwolił, żeby kusiciel nas zwiódł, aby nie trzeba było być przed niego przyprowadzanym („wodzić”), aby „jeśli to możliwe” pozwolił uniknąć nam pokusy: „jeśli to możliwe, oddal od nas ten kielich” (tutaj wyraźnie widać, jak to zdanie zbiega się z modlitwą Jezusa w Ogrójcu).

O wartości i konieczności próby mówi Maryja w książce Luizy „Dziewica Maryja w Królestwie Woli Bożej” (dzień 4):

…próba jest sztandarem, który oznajmia o zwycięstwie. Próba składa wszystkie dobra, którymi Bóg chce nas obdarzyć, w bezpieczne miejsce. Próba czyni duszę dojrzałą i przysposabia do uzyskania wielkich zdobyczy. Ja również widziałam potrzebę owej próby, ponieważ w zamian za tak wiele mórz łask, jakich mój Stwórca Mi udzielił, chciałam okazać Mu wierność, której ceną byłaby ofiara z całego mojego życia. Jakże pięknie jest móc powiedzieć: „Ty mnie umiłowałeś, a ja umiłowałam Ciebie”. Jednak bez próby nigdy nie można tego wypowiedzieć. […]

Przy tak wielkiej ilości dóbr, jakimi Bóg obdarzył Adama, polecił mu nie dotykać tylko jednego owocu spośród tak wielu znajdujących się w ziemskim raju, aby otrzymać jeden akt posłuszeństwa Adama. Była to próba, jakiej Bóg potrzebował, aby potwierdzić niewinność, świętość i szczęście Adama i dać mu prawo panowania nad całym Stworzeniem. Ale Adam nie okazał się wierny w próbie. A ponieważ nie był wierny, Bóg nie mógł mu zaufać. Stracił więc panowanie, niewinność i szczęście i można powiedzieć, że odwrócił dzieło Stworzenia do góry nogami. […]

…proszę cię jako Matka, abyś nigdy nie odmawiała niczego twojemu Bogu, nawet jeśli miałyby to być ofiary, które by trwały przez całe twoje życie. Wytrwałość w próbie, jakiej Bóg od ciebie oczekuje, oraz twoja wierność są przywołaniem Bożych planów wobec ciebie i odzwierciedleniem Jego cnót, które jak liczne pędzle czynią z duszy mistrzowskie dzieło Najwyższej Istoty. Można powiedzieć, że próba dostarcza surowca w Boże ręce, aby mogli Oni dokonać w stworzeniu swojego dzieła. Bóg nie wie, co ma czynić z kimś, kto nie jest wierny w próbie. Co więcej, taki ktoś wprowadza zamieszanie w najpiękniejsze dzieła swojego Stwórcy.

Czym jest marzenie miłości Boga, Jego Dar, który pragnie nam obecnie przekazać?

Dzisiaj wyjaśnimy bardziej, czym jest pragnienie Boga, Jego marzenie miłości, to, co On chce nam przekazać. Jezus powiedział do Samarytanki: O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić” – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej (J 4, 10).

Ale czym jest ten Dar Boga? Nie jest nim jakikolwiek dar ani cnota, ani charyzmat, nie jest nim nawet duchowa rzecz, ale jest nim dar Jego własnej Bożej Woli, wszechmogącej, odwiecznej i świętej. Przestrzeganie przykazań, wykonywanie wszystkiego, czego Bóg od nas oczekuje, przyjmowanie ze spokojem tego, co dopuszcza lub rozporządza – wszystko to jest konieczne do naszego zbawienia, ale to za mało dla Jego Miłości. Mówi On u proroka Izajasza (49,3-6): Tyś Sługą moim, <Izraelu>, w tobie się rozsławię» […] «To zbyt mało, iż jesteś Mi Sługą dla podźwignięcia pokoleń Jakuba i sprowadzenia ocalałych z Izraela! Ustanowię cię światłością dla pogan, aby moje zbawienie dotarło aż do krańców ziemi.

W mentalności biblijnej „SŁUGA BOŻY” to człowiek wierny Bogu, to człowiek, który Go wielbi i uznaje za swojego Pana i Boga, od którego zależy i któremu jest posłuszny. W tym sensie przeciwieństwem „sługi” jest człowiek „zbuntowany lub bezbożny”. I w tym sensie Syn Boży z radością uznaje siebie za „Sługą Jahwe” (Iz 49,3-5; 52,13), a Maryja za „Służebnicę Pańską” (Łk 1,38 i 48). Jest to tytuł, który wyraża nie tylko ich pokorę i uległość, lecz także przynależność do Boga (istota Boga).

– W potocznej mentalności ludzi „SŁUGA” to ktoś, kto jest w służbie swego pana. Wobec swojego pana sługa odczuwa strach lub potrzebuje coś od niego. Z panem łączy go jedynie stosunek zależności i pracy (służby). W tym drugim sensie przeciwieństwem „sługi” jest „syn”.

„Syn” nie ma relacji z panem, ale żyje w więzi zażyłości i miłości ze swoim Ojcem. W tym sensie należy rozumieć dwumian „syn-sługa”, który przewija się przez całą Biblię, począwszy od Abrahama, a także słowa najstarszego syna z przypowieści o „Synie marnotrawnym” (Łk 15,29-31). Oczywiście w tym sensie Maryja jest Córką i chce, żebyśmy my byli dziećmi.

Jezus wyjaśnia różnicę pomiędzy czynieniem Woli Bożej a życiem w Woli Bożej w 17 tomie „Księgi Nieba”, 18 września 1924 r.:

Córko moja, nie chcą zrozumieć. Żyć w mojej Woli to królować, czynić moją Wolę to spełniać moje polecenia. Pierwsze oznacza posiadać, drugie otrzymywać polecania i je wykonywać. Żyć w mojej Woli to uczynić z mojej Woli swoją własną wolę, dysponować Nią. Czynić moją Wolę to brać Ją pod uwagę jako Wolę Bożą, nie swoją własną i nie móc Nią swobodnie dysponować.

Żyć w mojej Woli to żyć tylko jedną wolą, którą jest Wola Boga. A ponieważ jest Ona w pełni święta, w pełni czysta i pełna pokoju i jest jedyną wolą, która panuje, więc nie ma sporów, a jedynie pokój. Ludzkie namiętności drżą przed tą Najwyższą Wolą i chciałyby przed Nią umknąć. Nie mają odwagi się poruszyć ani się sprzeciwić, widząc, jak przed tą Świętą Wolą drży Niebo i ziemia. Tak więc pierwszego kroku życia w Woli Bożej, który wprowadza porządek Boży, Wola Boża dokonuje w głębi duszy, opróżniając ją z tego, co ludzkie, ze skłonności, namiętności i upodobań itp.

Natomiast czynić moją Wolę to żyć z dwiema wolami. I kiedy wydaję polecenia wykonania mojej Woli, stworzenie odczuwa ciężar swojej własnej woli, która stawia opór. I mimo że wiernie wykonuje polecenia mojej Woli, odczuwa ciężar buntowniczej natury, odczuwa namiętności i skłonności. Jak wielu jest świętych, którzy mimo że osiągnęli najwyższy stopień doskonałości, odczuwają swoją własną wolę, która prowadzi z nimi wojnę, która ich gnębi, tak że zmuszeni są krzyczeć: Któż mnie uwolni od tego śmiertelnego ciała, to znaczy od tej mojej woli, pragnącej zadać śmierć dobru, które chcę uczynić?

Żyć w mojej Woli to żyć jako syn, a spełniać moją Wolę to żyć jako sługa. W pierwszym przypadku to, co jest Ojca, jest i syna. I wiele razy słudzy czynią większe poświęcenia niż synowie: to do nich należy wykonanie bardziej męczących i bardziej przyziemnych posług, w chłodzie, w upale, to oni podróżują pieszo… Czego w istocie nie uczynili moi święci, by wypełnić polecenia mojej Woli? Syn natomiast przebywa ze swoim ojcem, troszczy się o niego, rozwesela swoimi pocałunkami i czułymi gestami, zarządza sługami, tak jakby to czynił ojciec. Jeśli wychodzi, nie idzie pieszo, lecz podróżuje karetą…

A jeśli syn posiada wszystko, co jest własnością Ojca, słudzy otrzymują tylko wynagrodzenie za posługę, którą wykonali, i mogą swobodnie decydować, czy służyć swojemu Panu, czy też nie. A jeśli nie służą, nie mają prawa do otrzymania żadnego innego wynagrodzenia. Natomiast między ojcem a synem nikt nie może odebrać uprawnień, dzięki którym syn posiada dobra ojca. Żadne prawo, ani niebieskie ani ziemskie, nie może odebrać tych przywilejów ani wymazać synostwa między ojcem a synem. Córko moja, życie w mojej Woli jest życiem najbardziej zbliżonym do życia błogosławionych w Niebie i jest tak odległe od życia tych, którzy czynią moją Wolę i wiernie wypełniają moje rozkazy, jak odległe jest Niebo od ziemi, syn od sługi, król od poddanych.

A oto Dar, który chcę przekazać w tych smutnych czasach – niech nie tylko wypełniają moją Wolę, lecz także Ją posiadają. Czyż nie jestem Panem, który daje to, co chce, kiedy chce i komu chce? Czyż gospodarz nie jest Panem, który może powiedzieć swojemu słudze: „zamieszkaj w moim domu, jedz, bierz, zarządzaj, tak jak drugi Ja sam.”? I aby nikt nie mógł mu przeszkodzić w przekazaniu na własność jego dóbr, czyni tego sługę prawowitym synem i daje mu prawo posiadania. Jeśli bogacz może tak uczynić, to tym bardziej Ja sam. Owo życie w mojej Woli jest największym darem, jaki chcę przekazać stworzeniom. Dobroć moja pragnie okazywać coraz to większą miłość ku stworzeniom. A ponieważ oddałem im wszystko i nie mam już nic więcej, co mógłbym im dać, by Mnie kochali, pragnę im przekazać dar mojej Woli, aby posiadając Ją, mogli pokochać wielkie dobro, które posiadają.

Nie dziw się, że nie rozumieją, gdyż aby zrozumieć powinni być zdolni do największego poświęcenia, to znaczy wyrzeczenia się własnej woli, nawet w rzeczach świętych. Wówczas by poczuli, że posiadają moją Wolę i osobiście by się przekonali, co oznacza w Niej żyć. Ty jednak bądź czujna i się nie zrażaj trudnościami, które stwarzają. Ja krok po kroku utoruję sobie drogę, aby dać do zrozumienia, czym jest życie w mojej Woli.

Bóg chce, byśmy się stali tacy jak On, podobni do Niego. Bóg pragnie, byśmy żyli z Nim w doskonałej wspólnocie życia, byśmy mogli powiedzieć te same słowa, które Jezus powiedział do Ojca: Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje (J 17,10). Bóg pragnie, byśmy Go miłowali Jego własną Miłością, tak aby nasza wspólna wymiana miłości nie była niesprawiedliwa. Wiedząc zatem, że nasze „serce” (nasza wola) samo z siebie nie jest zdolne miłować na sposób boski, pragnie obecnie przekazać nam dar swojego własnego „Serca”, swoją uwielbioną Wolę, dar „Serca” Trzech Osób Boskich, tak abyśmy mogli żyć z Bogiem Jego własnym życiem, brać udział w Jego dziełach oraz miłować tak, jak miłują Trzy Osoby Boskie.

Droga Woli Bożej w duszy

Człowiek pochodzi od Boga i musi powrócić do Boga, w istocie wszystko, co wyszło od Boga jako jego stworzenie, musi do Niego powrócić. Nasza pielgrzymka po ziemi, nasze całe życie, jest czasem próby, w którym musimy dać Bogu naszą odpowiedź.

Nasze życie rozwija się przez szereg momentów ustanowionych przez Boga (a więc w czasie) i składa się jakby z wielu kawałków mozaiki, które jeśli są ułożone tak, jak chce tego Bóg, powinny ostatecznie odtworzyć w nas Oblicze Pana. Brak odpowiedzi na łaskę i grzech niszczą te kawałki mozaiki i wprowadzają w nie nieład. To tak, jakby ktoś podróżował w złym kierunku. Będzie więc musiał zmienić kierunek (tym właśnie jest nawrócenie).

Kiedy Jezus się wcielił, powołał nas wszystkich do istnienia razem ze sobą jako swoją własność, jako coś, co do Niego przynależy (tom 15, 16.12.1922), to znaczy oprócz swojego fizycznego, osobowego Ciała chciał mieć Ciało Mistyczne. W ten sposób przygotował w sobie nasze życie, i to doskonałe, takie, jakie powinno być, i daje nam je chwila po chwili. Ale niestety my często oddajemy Mu je poplamione, zdeformowane, nie do poznania. Dlatego właśnie Jego Męka, Jego dzieło Odkupienia, Jego wielkopostna droga rozpoczęły się od pierwszej chwili Jego życia. Kiedy więc Jezus się wcielił, przyoblekł się w nas, w nasze życie. Teraz my, kiedy zaczynamy odkrywać, że byliśmy z Nim od samego początku (J 15,27), musimy przyoblec się w Niego i w Jego Życie. Na tym właśnie polega nasza duchowa podróż.

Jezus wyjaśnia Luizie poszczególne etapy jej duchowej wędrówki, która dotyczy także nas. Rozpoczął od umieszczenia jej w morzu swojej Męki – ponieważ zawsze zaczyna się od Jego Przenajświętszego Człowieczeństwa – po czym umieścił ją w morzu swojej Woli. Gdy już Luiza była przysposobiona i oddała swoją wolę Jezusowi, Wola Boża rozpoczęła w niej swoje życie, wzrastając coraz bardziej. Po dłuższym czasie Jezus zaczął mówić jej o swojej Woli Bożej, aby móc ofiarować to dobro innym (tom 13, 23.10.1921).

Najpierw Jezus nosił Luizę w sobie przez całe jej życie, aby nadać woń jej duszy i rozciągnąć nad nią nowe Niebo oraz przygotować ją, tak aby mogła być godnym domem dla Jego Osoby. Potem chce, żeby to ona nosiła Go w sobie. W tym sensie Jezus powiedział: kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką (Mt 12, 49-50). Jest to konieczne, aby w nas, podobnie jak w Luizie, Jezus mógł być tym, czym dusza jest w ciele: tym, co utrzymuje ją przy życiu. W ten sposób może dać nam życie swojej Woli (27.10.1921).

Jezus oświadcza: Dzieło jest już wykonane. Nie pozostaje nic innego, jak tylko dać je poznać, abyś nie tylko ty mogła dzielić te tak wielkie dobra, lecz aby także inni mogli brać w nich udział (05.12.1921).

Oznacza to, że dar Woli Bożej rozwinął się w Luizie i ją ukształtował po prawie 33 latach jako drugie Człowieczeństwo dla Jezusa, aby mogła działać dokładnie tak jak Człowieczeństwo Jezusa. Jezus jej mówi: Od teraz będę dawał wszystkim twoim czynom, dokonanym w mojej Woli, moc bycia obiegiem życia dla całego Ciała Mistycznego Kościoła. Twoje czyny, rozciągnięte w ogromie mojej Woli, rozciągną się na wszystkich jak krążenie krwi w ludzkim ciele i jak skóra pokryją członki, dając im właściwy wzrost (11.01.1922).

Jezus zaczyna mówić Luizie, jak ma postępować, aby wszystkie jej czyny, myśli, słowa, dzieła itp. rozprzestrzeniały się w Jego Woli: Twoja droga jest bardzo długa, musisz przebyć całą Wieczność (20.01.1922). W ten sposób dochodzimy do końca tomu 13. Kiedy ten okres szkolenia się kończy, wkrótce zaczyna się nowy, teraz czas na wdrożenie: Na razie zrobiłem nacięcie, przyłożyłem pieczęć. Potem pomyślę o tym, jak zrealizować to, co uczyniłem (02.02.1922).

Spójrzmy, dopiero teraz Jezus zaczyna mówić o krążeniu czynów dokonanych w Jego Woli w nieskończonym kole Wieczności, aby mogły stać się życiem, światłem i ciepłem dla wszystkich. Uwzględniamy ten rozwój w pismach Luizy, aby nie popełnić błędu w „budowaniu domu”, zaczynając od dachu lub balkonu.

Do tego momentu było „czynienie Woli Bożej”, „działanie w Woli Bożej”, „wnikanie w Nią”, „życie w Niej”. Od teraz będzie „krążenie” w wielkim kole Wieczności (04.02.1922). Wtapiając się w Wolę Bożą (28.03.1922), stworzenie kształtuje w Niej swoje życie i wchodzi w posiadanie ciągłego Akt Jezusa, aby wspólnie z Nim czynić to, co On czyni. Jezus mówi do Luizy:

Moim celem w tobie nie była świętość ludzka, choć konieczne było, abym najpierw uczynił w tobie małe rzeczy. Z tego powodu tak bardzo się tym radowałem. A ponieważ teraz pozwoliłem ci przejść dalej i mam sprawić, żebyś żyła w mojej Woli, więc gdy widzę twoją małość oraz to, jak twój atom obejmuje ogrom, aby dać Mi za każdego z osobna miłość i chwałę oraz aby przywrócić Mi wszystkie prawa całego Stworzenia, zachwyca Mnie to tak bardzo, że wszystkie inne rzeczy nie sprawiają Mi już przyjemności (06.06.1922).

Córko moja, wznieś się, wznieś się wyżej, i to tak wysoko, aby dotrzeć do łona Boskości. Twoje życie ma być pośród Trzech Osób Boskich. Spójrz, abyś mogła to osiągnąć, ukształtowałem w tobie moje życie, zamknąłem moją Odwieczną Wolę w tym, co czynisz. Płynie Ona w cudowny i zaskakujący sposób, jest w tobie aktywna, jest w ciągłym i bezpośrednim akcie. Kiedy ukształtowałem moje życie w tobie i w twoich czynach za pośrednictwem mojej Woli działającej w tobie, twoja wola została przesiąknięta moją Wolą i w Nią wtopiona. W ten sposób moja Wola posiada życie na ziemi. Teraz konieczne jest, abyś się wzniosła i zabrała ze sobą moje życie i moją Wolę, tak aby moja Wola na ziemi i moja Wola w Niebie stopiły się razem i abyś przez jakiś czas żyła na łonie Boskości, w której twoja wola będzie działać w mojej Woli, aby móc Ją powiększyć w takim stopniu, w jakim stworzenie jest w stanie to uczynić. Potem zstąpisz ponownie na ziemię i zaniesiesz moc i cuda mojej Woli… […] To będzie początek przyjścia mojego Królestwa na ziemię i ostatecznego wypełnienia mojej Woli. (10.07.1922).

Nie ma więc rzeczy, którą uczyniłem, a która nie miałaby za swój główny cel tego, żeby człowiek zdobył na własność moją Wolę, a Ja jego. W dziele Stworzenia było to moim głównym celem. Tak samo i w dziele Zbawienia. Sakramenty ustanowione i wiele łask przekazanych moim świętym były nasieniem oraz środkiem, aby człowiek mógł posiąść moją Wolę. […] Możesz poznać, że życie w mojej Woli jest największą i najważniejszą rzeczą, tą, na której Mi najbardziej zależy, jedynie dzięki wielu przygotowaniom, które ją poprzedziły (11.09.1922).

Pokolenia się nie zakończą, jeśli człowiek nie powróci do mojego łona, i to piękny, panujący, taki, jaki wyszedł spod moich twórczych rąk. Nie jestem usatysfakcjonowany, że go odkupiłem. Nawet jeśli mam czekać, będę cierpliwy, ale musi on do Mnie powrócić na mocy mojej Woli, taki, jaki został przeze Mnie stworzony. Czyniąc swoją wolę, zstąpił w otchłań i stał się szpetny. Czyniąc moją Wolę, wzniesie się i osiągnie nową przemianę w stworzonej przeze Mnie naturze. Wtedy będę mógł powiedzieć: Dokonałem wszystkiego, powrócił do Mnie porządek całego Stworzenia. Tak więc w nim odpocznę (11.11.1922).

Odkryliśmy główne elementy, czyli „główne linie rozwoju duchowego” w pismach Luizy, aby zorientować się w ich lekturze. Jakie więc będzie podsumowanie?

Tak więc chcę cię zawsze w mojej Woli, aby dać ci pierwsze miejsce w moim Sercu w Najświętszym Sakramencie. Chcę poczuć twoje serce bijące w moim Sercu, bijące tą samą miłością i z tym samym bólem. Chcę poczuć twoją wolę w mojej Woli, wolę, która mnożąc się we wszystkich, dałaby Mi w jednym akcie zadośćuczynienie za wszystkich i miłość za wszystkich. Chcę poczuć moją Wolę w twojej woli, aby uczynić moim twoje ubogie człowieczeństwo i wynieść je przed Majestat Ojca jako stała ofiara (Tom 12, 04.07.1917).

Ja sam jestem życiem w mojej Woli. Taka była świętość mojego Człowieczeństwa na ziemi i dlatego uczyniłem wszystko i dla wszystkich bez odrobiny korzyści własnej (27.11.1917).

Czy widziałaś, czym jest życie w mojej Woli? To zanikać, to wkraczać w krąg wieczności, to przenikać w wszechwiedzę Wiecznego, w niestworzony Umysł, i brać udział we wszystkim (w takim stopniu, w jakim jest to możliwe dla stworzenia), i w każdym boskim czynie. To korzystać, nawet będąc na ziemi, ze wszystkich boskich przymiotów, to nienawidzić zła w sposób boski. To ogarnąć wszystkich, nie wyczerpując niczego, ponieważ wola ożywiająca owe stworzenie jest Wolą Bożą. To świętość jeszcze nieznana, którą dam poznać i która umieści ostatni, najpiękniejszy i najbardziej błyszczący ornament pośród wszystkich innych świętości, i będzie koroną oraz uwieńczeniem wszystkich innych świętości (08.04.1918).

Oto dlaczego tak często ci mówię o życiu w mojej Woli, którego aż po dziś dzień nikomu nie ukazałem. Znano najwyżej cień mojej Woli, łaskę i słodycz, jaką niesie spełnianie Jej. Natomiast wniknięcie do Jej wnętrza, ogarnięcie Jej bezmiaru, pomnożenie się ze Mną i przeniknięcie wszystkiego – nawet przebywając na ziemi i w Niebie, i w sercach – to nie jest jeszcze znane, tak iż dla wielu wyda się to dziwne. Kto jednak nie otworzy swojego umysłu na światło prawdy, nic nie zrozumie (29.01.1919).

Niektórym może się to wydawać zaskakujące i niewiarygodne, a więc musieliby podać w wątpliwość moją twórczą moc. A w dodatku, kiedy to Ja tego chcę i daję tę moc, wszelka wątpliwość ustaje. Czyż nie jestem wolny, aby czynić, co chcę, i dawać, komu chcę? (Tom 12, 02.02.1921).

Rozwój Woli Bożej w duszy

W chwili, w której żyjemy, znaki czasu ostrzegają nas, że nadchodzi wielki ucisk i próba. Dlatego mądrze jest zaopatrzyć się w rzeczy niezbędne do życia. Jeśli tak czynimy w przypadku życia fizycznego, to o ileż bardziej powinniśmy tak czynić w przypadku życia duchowego, które jest o wiele ważniejsze. Dlatego dzisiaj chcemy ukazać, jak rozwija się dar Woli Bożej w duszy, która przyjmuje ten dar. Uczynimy to, obserwując etapy jego rozwoju w Luizie.

W swoim pierwszym tomie Luiza opowiada o Nowennie Bożego Narodzenia, którą odmawiała w wieku 17 lat. W czwartej godzinie Jezus powiedział do niej: Córko moja, chciałbym cię objąć, ale nie mogę. Nie ma miejsca, nie mogę się poruszyć, nie jestem w stanie tego zrobić. Chciałbym przyjść do ciebie, ale nie mogę chodzić. Na razie ty Mnie obejmij i przyjdź do Mnie, a potem, gdy wyjdę z matczynego łona, Ja przyjdę do ciebie.

Słowa te wskazują na podstawową naukę, którą Pan będzie stopniowo rozwijał w swoich pismach. Są to jakby dwa etapy życia duchowego. W pierwszym etapie dusza, wspomagana przez łaskę, jest główną bohaterką swojego życia w poszukiwaniu Boga; w drugim Jezus jest boskim odtwórcą, gdy wychodzi na spotkanie duszy. Dotyczy to zarówno pojedynczej duszy, jak i wielu dusz wspólnie, czyli ludzkości.

Dlatego też „Apel Bożego Króla”, który ogłasza Królestwo Jego Woli, jest uroczystą zapowiedzią przyjścia Pana, w której Jezus wiele razy powtarza swoje pierwsze słowo: „przychodzę”. To słowo wypowiedział przy Wcieleniu, przychodząc na świat: Oto przychodzę, aby pełnić Wolę Twoją, Boże (Hbr 10,5-10). I tak samo w „Apelu”:

przychodzę do was z Sercem zatopionym w moich płomieniach Miłości. Przychodzę jako Ojciec do swoich dzieci, które bardzo kocham, a moja Miłość jest tak wielka, że przychodzę, aby pozostać z wami, aby żyć razem z wami i żyć tylko jedną Wolą, tylko jedną Miłością. Przychodzę z orszakiem moich boleści, mojej Krwi, moich dzieł i mojej własnej śmierci. […] Przychodzę nie tylko jako Ojciec, lecz także jako Nauczyciel do swoich uczniów.[…] Przychodzę jako Król do narodów, ale nie po to, aby się domagać podatków i danin, nie, nie. Przychodzę, ponieważ pragnę waszej woli, waszej nędzy, waszych słabości i całego waszego zła. Moje panowanie jest w rzeczywistości takie: pragnę wszystkiego, co czyni was nieszczęśliwymi, wszystkiego, co was martwi i dręczy, gdyż chcę to ukryć i spalić moją miłością. I jako dobroczynny, pokojowy i wielkoduszny Król, jakim jestem, chcę dać wam w zamian moją Wolę, moją najczulszą Miłość, moje bogactwo i szczęście, mój pokój i moją najczystszą radość. Jeśli oddacie Mi swoją wolę, to wszystko się dokona. Uczynicie Mnie szczęśliwym i sami będziecie szczęśliwi. Nie pragnę niczego innego jak tylko tego, aby moja Wola pośród was zapanowała.

Jeśli w pierwszym okresie życia Luizy (w okresie przygotowawczym) Jezus objawia się jej zwykle jako Boski Odkupiciel, to w drugim czyni to przede wszystkim jako Król, który przychodzi, aby wziąć w posiadanie to, co do Niego należy, i aby ustanowić swoje Królestwo na ziemi, Królestwo Jego Woli, takie jakie jest w Niebie. Niezliczone razy, kiedy Jezus w sposób odczuwalny odwiedza Luizę, są znakiem Jego chwalebnego przyjścia jako Króla na końcu czasów, a także wyznaczają różne etapy życia Luizy, w których ją przemienia i jednoczy coraz bardziej ze sobą.

Godne podziwu jest podążanie za Bożą pedagogiką w Luizie i rozwój najwyższego Daru Woli Bożej. Już w tomie 2, 12 sierpnia 1899, po raz pierwszy w pismach czytamy, że Jezus pragnie „przystosować” Luizę do siebie. To jest to, co później Luiza nazywa „wtapianiem się w Jezusa”, w Jego Przenajświętsze Człowieczeństwo. Jezus i dusza przechodzą od wzajemnego „posiadania się” do wzajemnego „odzwierciedlania się” w sobie: On ukrzyżowany, ona też ukrzyżowała na tym samym krzyżu. W ten sposób zjednoczenie ich woli staje się nierozerwalne. (Tom 3, 02.03.1900).

21 maja 1900 r. Jezus ogłasza Luizie swój zamiar: chce uczynić ją doskonałym przykładem jedności z Jego Wolą. Mówi jej, że jest to cud nad cudami. Dusza ma żyć nie tylko dla Boga, lecz także w Bogu. Tym jest prawdziwa cnota, która nadaje duszy formę Osoby Boskiej, w której dusza zamieszkuje (09.07.1900).

16 listopada 1900 r (w 4 tomie „Księgi Nieba”) Jezus zamyka serce Luizy w swoim Przenajświętszym Sercu i daje jej swoją Bożą Miłość jako serce. Rozwijając Dar swojej Woli, Jezus kontynuuje to, czego dokonał jedenaście lat wcześniej (tom 2, 09.08.1889) i podejmie to ponownie, pod tym samym obrazem serca, jedenaście lat później (11.02.1911). Minie kolejne dziesięć lat i Jezus powie: Dzieło jest już wykonane (05.12.1921).

Jezus mówi Luizie, że to, co uczynił, to znaczy włożył serce Luizy w swoje Serce, jest po to, aby pozwolić jej przejść ze stanu zjednoczenia do stanu wyniszczenia w jedności (18.11.1900), gdyż wszystkie cnoty i całe życie duchowe zmierzają do wyniszczenia woli ludzkiej w Woli Bożej, aby móc żyć w Woli Bożej (17.06.1904).

Aby to osiągnąć, pierwszym niezbędnym krokiem jest poddanie się Woli Bożej (08.11.1905). Tylko w ten sposób dusza może żyć w Jezusie Chrystusie i za pośrednictwem Jezusa, a Jezus Chrystus może żyć w stworzeniu i za pośrednictwem stworzenia. Jest to nie tylko zjednoczenie przez intencję, lecz także osobowe zjednoczenie (08.02.1904). Przenajświętsze Człowieczeństwo Jezusa okrywa Jego Boskość: jest to wzorem tego, jak wszystko powinniśmy czynić wraz z Nim, Jego własną Wolą, tak jakby On sam dokonywał w nas naszych czynów (17.10.1904).

Stworzenie jest wezwane, aby stać się dla Jezusa Jego drugim Człowieczeństwem, które zakrywa Jego Obecność. Jezus żyje w Luizie (07.05.1906) i jeśli ona cierpi, to po to, aby On mógł wypocząć (18.05.1906). W tomie 8 znajdujemy dokładne wskazówki, jak Luiza ma postępować, aby „wtapiać się” w Jezusa:

Chcę cię nauczyć, jak masz ze Mną przebywać. Po pierwsze wejdź w moje wnętrze, przeistocz się we Mnie i weź wszystko, co we Mnie znajdziesz. Po drugie kiedy już całkowicie się Mną wypełnisz, wyjdź na zewnątrz i działaj wraz ze Mną, jakbyśmy Ja i ty byli zespoleni w jedno, tak iż jeśli Ja się poruszam, ty także masz się poruszać; jeśli Ja rozmyślam, ty także masz rozmyślać dokładnie o tym samym, co Ja. Jednym słowem, cokolwiek Ja czynię, ty także masz to czynić. Po trzecie z tymi czynnościami, które wspólnie wykonaliśmy, oddal się na chwilę ode Mnie i idź pomiędzy stworzenia, dając im wszystkim i każdemu wszystko, co razem uczyniliśmy, czyli dając każdemu moje boskie życie. I powróć natychmiast do Mnie, aby oddać Mi w imieniu wszystkich całą chwałę, którą powinni Mi oddawać, i módl się, przepraszaj za nich, wynagradzaj i miłuj. Ach, tak, miłuj Mnie za wszystkich i nasyć Mnie miłością! (09.02.1908)

…Dusza sama, będąc podróżnikiem, nie jest w stanie zrozumieć całego dobra i miłości, jaka przepływa pomiędzy stworzeniami a Stwórcą, gdyż jej działanie, mówienie i cierpienie są całkowicie zawarte w moim Życiu i tylko w ten sposób dusza może rozporządzać tym dla dobra wszystkich […] Wystarczy, że ci powiem, iż tak wielka jest jedność i bliskość, która zachodzi, że Stwórca jest organem, a stworzenie dźwiękiem; Stwórca jest słońcem, a stworzeniem promieniem; Stwórca jest kwiatem, a stworzenie zapachem… Czy może istnieć jedno bez drugiego? Oczywiście, że nie (21.11.1907).

Zamiast naszej woli ma być Wola Boża. Wtedy nasze czyny staną się boskie. Dzięki pełnym czynom dokonanym w Woli Bożej dusza tworzy w sobie Słońce, które staje się coraz większe i podobne do Boskiego Słońca (27.11.1913).

Aby stać się żywą Hostią dla Jezusa, trzeba całkowicie uśmiercić naszą ludzką wolę i zastąpić we wszystkim naszą istotę Wolą Bożą, która dokona prawdziwej i doskonałej konsekracji, kawałek po kawałku, tworząc w nas Życie Jezusa (17.12.1914).

W tym momencie Luiza zostaje zaproszona do działania tak jak Jezus w Jego Woli: Córko moja, przyjdź i wejdź w moją Wolę, aby czynić to, co Ja czynię. (25.07.1917).

Otóż, moja córko, pragnę Cię razem ze Mną w mojej Woli i dlatego chcę twojego ciągłego czynu (28.12.1917). Wtedy ​​wszystko, co Luiza czuje i czyni, jest Życiem Jezusa, które On w niej powtarza (25.12.1918).

Pamiętajmy, że najpierw buduje się dom, a potem można w nim zamieszkać. Najpierw powstaje silnik, a dopiero potem zapala się go i pozwala mu krążyć… Kiedy więc Luiza zakończyła swoją przemianę w drugie Człowieczeństwo Jezusa, musi działać jak On w Jego Boskości, a działanie to ma wypływać z Woli Bożej (04.02.1919). Z tego powodu po raz pierwszy Jezus mówi jej pod koniec rozdziału: Bądź więc uważna. To znak, że wkrótce rozpocznie nowy etap.

I rzeczywiście Jezus prosi Luizę o nowe „tak”, aby pozwolić jej przejść z etapu bycia kształtowaną jako Jego drugie Człowieczeństwo do etapu działania jak On i wraz z Nim w Jego Woli Bożej (10.02.1919, 24.02.1919). O to „tak”, o tę decyzję (którą ona nazywa „Fiat” i która dla nas może być ponawianym poświęceniem się Woli Bożej) prosi ją Pan przy kilku okazjach, za każdym razem, gdy musi przejść do nowego etapu:

Chcę więc usłyszeć „tak” od stworzenia i pragnę, aby było jak miękki wosk, gotowe na wszystko, co chcę z nim uczynić. Co więcej, musisz wiedzieć, że zanim ostatecznie przywołam je do życia w mojej Woli, wzywam je od czasu do czasu i obnażam ze wszystkiego. Sprawiam, że odbywa coś w rodzaju sądu, ponieważ w mojej Woli nie ma sądów, wszystko jest w pełni ze Mną zgodne, a sąd występuje poza moją Wolą. Któż by się ośmielił osądzić to wszystko, co przenika do mojej Woli? Ja nigdy nie osądzam samego siebie. Co więcej, wiele razy pozwalam umrzeć duszy, nawet cieleśnie, a potem znowu przywracam ją do życia. Dusza więc żyje tak, jakby nie żyła. Jej serce jest w Niebie, a życie jest dla niej największym męczeństwem. Ileż to razy nie zrobiłem tego z tobą! Są to warunki, aby przygotować duszę do życia w mojej Woli. (06.03.1919)

Boży cel i plan odnośnie stworzenia człowieka – aby we wszystkim czynił Wolę Bożą – pokazuje, przez jakie etapy Bóg chce go przeprowadzić, aby mógł wzrosnąć. Poprzez powtarzające się czyny dokonane w Woli Bożej ukończyłby w nim swoje Życie. Następnie, kiedy człowiek we wszystkim byłby podobny do swojego Stwórcy, Słońce Woli Bożej wchłonęłoby go w siebie jak dwa Słońca, które stają się jednym tylko Słońcem, i zabrałoby go do Nieba (03.04.1920). Tym jest podobieństwo Boże, które człowiek utracił przez grzech Adama i które teraz Bóg chce mu przywrócić dzięki życiu w Woli Bożej. Właśnie z tego powodu, począwszy od 18 tomu „Księgi Nieba”, Pan wielokrotnie mówi o stworzeniu człowieka i o tym wszystkim, co Adam utracił przez grzech pierworodny, ponieważ chodzi właśnie o przywrócenie człowieka do jego prawdziwego źródła, „tak aby powrócił na swoje miejscu i do celu, do jakiego został stworzony” i przywrócenie na ziemi utraconego Królestwa Woli Bożej.

Działalność duszy, która coraz intensywniej działa w Woli Bożej, polega na składaniu Boskiemu Majestatowi poprzez boskie czyny wszelkiego uwielbienia, wszelkiej chwały, dziękczynienia, zadośćuczynienia, miłości itp. w imieniu wszystkich stworzeń, które mają obowiązek to czynić, i w imieniu wszystkich rzeczy stworzonych. Czyniąc tak, Luiza najpierw napełniła się wszystkim tym, czym jest uwielbione Człowieczeństwo Jezusa (a to za sprawą jej urzędu jako ofiary), a następnie coraz bardziej napełnia się tym, co jest właściwe dla Jego Boskości (i w ten sposób zapoczątkowuje Jego Królestwo):

Moja Wola jest czymś więcej niż słońce. Gdy dusza wnika w Jej gorące promienie, otrzymuje życie, a kiedy powtarza czyny w mojej Woli, wtedy otrzymuje raz moje piękno, raz moją słodycz i płodność, a raz moją dobroć i świętość. (14.07.1921)

Nasz udział w Planie Bożym

Kontemplując boską tajemnicę Trójcy Przenajświętszej możemy powiedzieć, że Ojciec jest Tym, który począł w sobie wspaniały Plan, Syn jest tym Planem i niesie go w sobie, a Duch Święty jest wykonawcą tego odwiecznego Planu i rozprzestrzenia go w czasie.

Kontynuując ten temat, przyjrzyjmy się teraz szybko schematowi Dekretów i Dzieł Bożych. Wiemy, że Wola Boża Trójcy Przenajświętszej działa w jednym tylko całkowitym, nieskończonym i odwiecznym Akcie Miłości. Każdy dekret Boży jest połączony z pozostałymi w porządku przyczynowo-skutkowym: tworzą jakby silnik, który „krąży” wokół centralnego dekretu Wcielenia Słowa. Możemy sobie wyobrazić, że są jak zegar, który wyznacza nie godziny dnia, ale rozwój historii świętej, niezależnie od czasu, w porządku przyczynowo-skutkowym. Z każdego dekretu wywodzi się kolejny dekret. Zanim więc zajmiemy się tym, co czyni Bóg, pomyślmy nad tym, kim jest Bóg:

– punktem wyjścia jest to, czym Wola Boża jest w Trójcy Przenajświętszej,

– centrum Planu jest Słowo Wcielone,

– a punktem końcowym jest Królestwo Boże w człowieku poprzez dar Woli Bożej.

Bóg nie potrzebował niczego ani nikogo. Bóg jest nieskończoną Dobrocią, która się oddaje każdemu. Jego pragnieniem było dać upust swojej miłości. Wszystko, co wyszło od Boga jako miłość, musi powrócić do Boga w odpowiedzi na Jego miłość.

W tajemnicy Życia Trzech Osób Boskich Ojciec zradza Syna, swój własny Boski Obraz, czyli Słowo („Logos”), a z ich wzajemnej Miłości wywodzi się Osoba Ducha Świętego. Duch Święty jest zatem Ich więzią, Ich miłością. Tak więc ze „współzawodnictwa” miłości Trzech Osób Boskich powstał odwieczny dekret Wcielenia Słowa, na mocy którego Bóg ustanowił swoje zewnętrzne dzieła („ad extra”): dzieło Stworzenia, Odkupienia i Uświęcenia.

Syn Boży stał się więc stworzeniem, stał się Człowiekiem, Jezusem Chrystusem, aby stanąć na czele całego Stworzenia, Pierworodnym pośród wszystkich stworzeń, które istnieją przez Niego i dla Niego. Jest naszym Odkupicielem i Królem królów. W Nim Ojciec widział nas wszystkich, a przede wszystkim Maryję, jako „Drugorodną”, aby mogła być Jego Matką i naszą Matką, Jego współpracowniczką w dziele Odkupienia i Królową wraz z Królem. Maryja jest istotą odwiecznie poczętą w łonie Trójcy Przenajświętszej.

Zatem wraz z ludzką naturą Wcielonego Słowa (pierwszy dekret) została zamierzona i stworzona Jego Matka, Przenajświętsza Dziewica (drugi dekret). Dlatego też ze względu na Ich Oboje została ustanowiona cała ludzkość: mieliśmy być dla Jezusa jak Jego Ciało Mistyczne, którego On jest Głową (trzeci dekret). Jezus chciał mieć wraz ze swoim osobowym, fizycznym Ciałem Ciało Mistyczne, aby pomnażać w każdym członku tego Ciała, w każdym z nas, swoje życie, swoją miłość, swoją chwałę oraz siebie samego.

Ze względu na to Bóg stworzył Niebo i ziemię, wszystko co jest „widzialne i niewidzialne”, a przede wszystkim Aniołów i wszystkie inne istoty Stworzenia (czwarty dekret): wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga (1 Kor 3, 22-23). Św. Paweł mówi rzeczywiście: Do którego bowiem z aniołów powiedział kiedykolwiek: Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził? I znowu: Ja będę Mu Ojcem, a On będzie Mi Synem. […] Czyż nie są oni wszyscy duchami przeznaczonymi do usług, posłanymi na pomoc tym, którzy mają posiąść zbawienie? (Hbr 1,5,14) Ale te istoty duchowe (aniołowie i ludzie), obdarzone rozumem i wolną wolą, a zatem wolne i odpowiedzialne, powołane do uczestnictwa w relacji miłości Trzech Osób Boskich, musiały dać Bogu swoją osobistą odpowiedź. Dlatego potrzebna była próba (piąty dekret).

Podczas próby Bóg przewidział – dla Boga wszystko jest obecne – i wiedział, że część tych duchowych istot (aniołów i ludzi) nie będzie wierna, ale odrzuci Boga i wybierze siebie. Przewidział i wiedział, że niektóre zbuntują się i staną się demonami i potępionymi, i odstąpią od odwiecznego Planu, na ile to od nich zależy. Ale zło nie może wstrzymać Boga w byciu dobrym i w daniu także im dobra istnienia, ze wszystkim, co jest częścią ich natury. Potępieni na zawsze pozbawili się Boga i wszelkiego dobra (szósty dekret).

Dlatego Wcielone Słowo chciało przede wszystkim przywrócić do stanu pierwotnego dzieło Stworzenia i zbawić ludzi, stworzonych jako członkowie Jego Ciała. Przyszedł, aby je na nowo wcielić w siebie, aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno (J 11, 52). Tym jest dzieło Odkupienia dokonane przez Jego Krzyż i utrwalane we Mszy Świętej (siódmy dekret).

W ten sposób stworzył na nowo swoje Ciało Mistyczne, którym jest Jego Kościół (ósmy dekret). Włącza do niego tych, którzy przystępują do Niego przez wiarę i sakramenty (dziewiąty dekret).

Wiara jest odpowiedzią na Prawdę w takim stopniu, w jakim ją znamy, zatem bez wiary nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi uwierzyć, że [Bóg] jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają (Hbr 11,6).

Ci, którzy są wszczepieni w Chrystusa, są żywi duchowo. To uczestnictwo w Jego Życiu jest Łaską, Życiem Bożym w nas. W ten sposób rozpoczyna się w nas nowe Stworzenie, które jest dziełem Uświęcenia (dziesiąty dekret).

Dzieło to jest uczestnictwem w relacji miłości pomiędzy Synem a Ojcem, w relacji realizowanej przez Ducha Świętego, który sprawia, że ​​w naszych sercach wołamy: „Abba, Ojcze!” (Rz 8,15). Jest to odpowiedź człowieka na Miłość Boga, odpowiedź na łaskę, którą daje Bóg. Na tym polega bycie świętym, bycie świętym to żyć jako dziecko Boże (jedenasty dekret).

Dzieło Uświęcenia to nadprzyrodzone życie Boże i jako takie musi wzrastać, tak jak to się dzieje z życiem naturalnym. Dusza nie może zatrzymać się na wieku dziecięcym ani żyć jeszcze w strachu, posiadając starego ducha sługi. Musi dojrzewać, posiadając ducha synowskiego i zachowywać się jako syn, a właściwie Syn, który nie zatrzymuje niczego dla siebie, nawet myśli, ale wszystko czyni dla Ojca, z Ojcem i w Woli Ojca. Na tym polega Jego Królestwo, cel Jego odwiecznego Planu, cel wszystkich rzeczy, cel Dzieła Bożego (dwunasty dekret).

Tylko w ten sposób wszystko, co wyszło od Boga, może powrócić do Boga.

I tak zobaczyliśmy jakby w przeglądzie wszystko, czego pragnie Bóg, Plan Jego Miłości, którego jesteśmy częścią. Tak jak Mojżesz kontemplował z góry Ziemię Obiecaną przed śmiercią, tak i my jednym spojrzeniem kontemplowaliśmy wszystko, co Wola Boża zawiera i w czym chce, abyśmy uczestniczyli, nasze wielkie Dziedzictwo. Musimy je coraz bardziej kontemplować. Taki jest cel tego, co wielu z was już zna jako „krążenie” w Woli Bożej, to znaczy krążenie po całym dziele Stworzenia, Odkupienia (w szczególności za pomocą „Godzin Męki Pańskiej”) i Uświęcenia, aby umieścić nasz mały podpis tam, gdzie Bóg umieścił swój podpis, aby wyryć nasze małe „kocham cię” tam, gdzie Bóg umieścił swoje nieskończone „kocham cię”, które wypowiedział do każdego z nas, i aby w ten sposób otrzymać wszystko, co On pragnie nam przekazać.

Tak jak Bóg chciał, aby wszelka łaski dotarła do ​​nas przez Maryję, naszą Matkę, tak też w swojej cudownej „szkole Światła” Pan chce, aby całe to Światło, Miłość i Życie dotarło do nas przez Jego „małą Córeczkę”, Luizę Piccarretę, poprzez jej życie i pisma, poprzez „Księgę Nieba”. W rozdziale z 10 maja 1925 (w 17 tomie „Księgi Nieba”) Luiza pozostawiła nam swoje świadectwo, swoją wspaniałą lekcję, w której mówi:

Wiele razy w swoich pismach mówię: Wtapiałam się w świętą Wolę Bożą i nie wyjaśniam więcej… Teraz, zmuszona posłuszeństwem, opowiem, co mi się przytrafia w tym wtapianiu się w Wolę Bożą.

Jezus zaś mówi do niej: Córko moja, pustka to moja Wola. Pustka ta, oddana do twojej dyspozycji, powinna być wypełniona wieloma czynami. Powinno się ich dokonać tak wiele, jak wiele powinny były dokonać stworzenia, gdyby wypełniły naszą Wolę. Ta ogromna pustka, którą widzisz, jest obrazem naszej Woli. Pustka ta wyszła z naszej Boskości w dziele Stworzenia dla dobra wszystkich, aby uszczęśliwić wszystko i wszystkich. Dlatego też w konsekwencji wszystkie stworzenia miały wypełnić tę pustkę poprzez odwzajemnienie się Nam swoimi czynami i oddanie własnej woli swojemu Stwórcy. A ponieważ nie uczyniły tego i zadały Nam przez to ogromną zniewagę, więc wezwaliśmy ciebie i powierzyliśmy ci szczególną misją, abyś wynagrodziła Nam i odwzajemniła to, co inni są Nam dłużni. To jest powód, dla którego najpierw przygotowaliśmy dla Ciebie długi łańcuch łask, a następnie zapytaliśmy się ciebie, czy chcesz żyć w naszej Woli. Ty się zgodziłaś i powiedziałaś „tak”, i przywiązałaś swoją wolę do naszego Tronu, nie chcąc jej już znać, ponieważ wola ludzka i Wola Boża nie mogą się pogodzić ani żyć razem. Tak więc to twoje „tak”, czyli twoja wola istnieje silnie związana z naszym Tronem. Zatem twoja dusza jak małe dziecko jest jakby przyciągana przed Najwyższy Majestat, ponieważ twoja wola unosi się do Nas, którzy przyciągamy cię jak magnes, a ty zamiast spoglądać na swoją wolę, starasz się przynieść Nam na nasze łono wszystko, co zdołałaś uczynić w naszej Woli, i składasz na naszym łonie naszą własną Wolę jako najwyższy hołd, który jest dla Nas stosowny, oraz odwzajemniasz się Nam w sposób, który jest Nam najbardziej mile widziany. Zatem nietroszczenie się o twoją wolę i dbanie tylko o naszą Wolę, która w tobie żyje, sprawia, że ​​świętujemy. Twoje małe czyny dokonane w naszej Woli przynoszą Nam radość całego Stworzenia, tak iż wydaje się, że wszystko się do Nas uśmiecha i przynosi Nam radość. A kiedy widzimy, jak zstępujesz z naszego tronu, nawet nie patrząc na swoją wolę i przynosząc naszą Wolą, odczuwamy największą radość. Dlatego nieustannie ci mówię: bądź uważna w naszej Woli, ponieważ jest w Niej wiele do zrobienia, a im więcej uczynisz, tym więcej radości Nam przyniesiesz, a nasza Wola strumieniami wyleje się na ciebie i na zewnątrz ciebie.

Eucharystia w Planie Bożym

Święto Bożego Ciała to święto obecności Pana w Eucharystii, prawdziwie żywego wraz z Jego Ciałem i Krwią, Duszą i Bóstwem. Kościół obchodzi święto Eucharystii trzy tygodnie po uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego. Pod koniec swojego ziemskiego życia, czterdzieści dni po zmartwychwstaniu, Jezus wstąpił do nieba; siedzi po prawicy Ojca. I powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych; a Królestwu Jego nie będzie końca. Powiedział jednak: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28,20), wiedząc, że bez Niego nic nie możemy uczynić. Tak więc Pan podczas Ostatniej Wieczerzy ustanowił Eucharystię, aby pozostać z nami pod postacią konsekrowanego chleba i wina. Jest rzeczywiście w Niej obecny i żywy, całym swoim życiem, aby utworzyć je w nas, czyli w swoim Kościele.

Kościół obchodzi to święto, aby uroczystą procesją złożyć publiczne świadectwo wiary i uwielbienia Pana obecnego wśród nas. Pierwszą procesję Bożego Ciała uczyniła Przenajświętsza Dziewica w Nawiedzeniu Elżbiety, niosąc w swoim macierzyńskim łonie Wcielone Słowo. Celem Eucharystii jest utworzenie w nas Obecności i Życia Jezusa, uczynienie z naszego życia Mszy św., Komunii i nieustannej procesji Bożego Ciała, aby zanieść Jezusa jak Maryja wszystkim naszym braciom.

Chleb z mąki pszennej (hostia) i wino w kielichu są „materią” sakramentu, która we Mszy św. przemienia się w Jego prawdziwe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo. Z małej hostii i wina pozostaje tylko aspekt materialny, czyli „przypadłości” (kolor, smak, kształt itp.), czyli to, co postrzegają nasze zmysły. Cud ten nazywa się „przeistoczeniem”, ponieważ zmienia istotę, gdy Kapłan – czyli Jezus przez Kapłana – wypowiada słowa Konsekracji, które Jezus wypowiedział podczas Ostatniej Wieczerzy: To jest bowiem Ciało moje, To jest bowiem Kielich Krwi mojej. W ten sposób Jezus w sposób sakramentalny uobecnił całe swoje Życie i Ofiarę, którą kilka godzin później złożył na krzyżu, a także swoje własne Zmartwychwstanie.

Była to Msza św., która jest zawsze tylko jedna, ale która staje się obecna za każdym razem, gdy jest odprawiana – i dlatego nazywana jest „pamiątką” – w celu włączenia całego Kościoła, każdego z nas, w tajemnicę Jego Miłości, w której składa Ojcu Ofiarę z siebie za nas.

Jednak Msza św., odprawiona przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy i zrealizowana następnego dnia na Kalwarii, ma wieczne pochodzenie: narodziła się – można powiedzieć – jako owoc „współzawodnictwa” Miłości pomiędzy Osobami Boskimi, pomiędzy Ojcem i Synem. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował (J 13,1), co oznacza, że ​​Jego miłość do Ojca, nierozerwalnie związana z miłością do swoich na świecie, osiągnęła szczyt heroizmu, „do końca ich umiłował”. Istotnie, skoro tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. (J 3,16), to cóż mógłby dać więcej? I Syn, po tym jak ogołocił samego siebie,
przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi, a w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci –
i to śmierci krzyżowej
(Flp 2,7-8), cóż innego mógł zrobić, aby jeszcze bardziej przewyższyć swoją Miłość? Z tego powodu Msza zrodziła się odwiecznie w Sercu Boga, w Jego Woli, sięga nieskończoności, jest szczytem, jaki Jego Miłość była w stanie osiągnąć. Dlatego Syn Boży tak czy inaczej by się wcielił, choćby po to, aby „odprawić” Mszę św. jako najwyższy gest swojej Miłości. On chce więc dać Ojcu tę odpowiedź nieskończonej Miłości nie samemu, ale wraz z całym swoim Ciałem Mistycznym. W swojej odpowiedzi miłości pragnie włączyć nas wszystkich!

Jaka szkoda, że ​​często wielu wiernych, a nawet wielu odprawiających sprowadza ją do ceremonii, obrzędu liturgicznego, normy, zwyczaju, obowiązku, a nawet nakazu, gdyż nieuczęszczanie na nią jest grzechem ciężkim! A gdzie jest miłość? A gdzie jest życie? A gdzie jest Pan? On powiedział z wielkim bólem: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi (Mt 15,8-9).

Niestety nasza uwaga i nasze myśli podczas Mszy św. nie są w stanie wyjść poza „zewnętrzną stronę”, poza obrzęd, poza obchód liturgiczny. To tak jakby brać pod uwagę tylko „przypadłości” Eucharystii, Hostii: kształt, kolor, to, co postrzegają zmysły, bez brania pod uwagę „istoty”, czyli Rzeczywistości ukrytej pod tymi przypadłościami, rzeczywistej i żywej Obecności naszego Pana oraz tego, co On czyni, całego Jego życia, Jego ofiary i dlaczego On to czyni.

Ten kawałek chleba, ta mała Hostia zawiera w sobie Pana, ale NIE jest Nim, NIE jest Bogiem. Okrywa Go, ale nie jest Nim, tak jak ubranie NIE jest osobą, która się w nie ubiera. Pan nie staje się chlebem, nie czyni siebie winem, ale uobecnia się i ukrywa w tym chlebie i winie. Po konsekracji chleb ten nie jest już chlebem, to wino nie jest już winem. Z chleba i wina pozostają tylko „przypadłości”, to znaczy kolor, smak, kształt, a Rzeczywistością, którą ukrywają, jest Pan. Jeśli te sakramentalne „przypadłości” tego, co było chlebem lub tego, co było winem, zmieniają się, nie spełniają już swojego celu lub nie mogą go już spełnić, Pan się wycofuje, ustaje Jego Obecność eucharystyczna. To samo dzieje się po przyjęciu Komunii, po mniej więcej 10, 15 minutach, kiedy Hostia zostaje wchłonięta przez ciało. Jak cudowna jest Jego Miłość! Transfuzja krwi czy przeszczep organu jest niczym w porównaniu z Darem, który Pan czyni z siebie. Dzieli się z nami wszystkim, nawet swoim DNA. To nie my przemieniamy Go w siebie, jak to się dzieje z pokarmem, ale to On przemienia nas w siebie, pod warunkiem że nie staniemy Mu na przeszkodzie, pod warunkiem że nie damy życia naszej ludzkiej woli. Właśnie w tym tkwi tajemnica!

Jezus mówi do Sługi Bożej Luizy Piccarrety 27 marca 1923:

Córko moja, przyjdź w moje ramiona, a nawet do mojego Serca. Okryłem się zasłonami eucharystycznymi, żeby nie wzbudzać strachu. Zstąpiłem w najgłębszą otchłań upokorzeń w tym sakramencie, aby wznieść stworzenie do Mnie i utożsamić je tak bardzo ze Mną, żeby zespoliło się ze Mną w jedno. A pozwalając mojej krwi sakramentalnej płynąć w jego żyłach, chciałem stać się życiem jego bicia serca, jego myśli i całej jego istoty. Moja miłość Mnie pochłaniała i chciała w moich płomieniach pochłonąć stworzenie, aby odrodziło się jako drugi Ja. Dlatego chciałem ukryć się pod tymi eucharystycznymi zasłonami i w ten sposób w ukryciu wniknąć w stworzenie, aby dokonać tej przemiany stworzenia we Mnie. Aby jednak ta przemiana mogła się dokonać, potrzebne było przygotowanie ze strony stworzeń. Kiedy moja miłość ustanawiała Sakrament Eucharystii, oddając się ponad miarę, wydobywała z wnętrza mojej Boskości inne łaski, dary, światło dla dobra człowieka, aby był godny przyjęcia Mnie. Mógłbym powiedzieć, że wydobyła tak wiele dobra, że ​​przewyższyło ono dary Stworzenia. Chciałem dać mu najpierw łaski, aby Mnie przyjął, a potem dać mu siebie, aby dać mu prawdziwy owoc mojego sakramentalnego Życia. Aby jednak dusze mogły otrzymać z wyprzedzeniem te dary, potrzebna jest odrobina pustki w sobie, nienawiść do grzechu, chęć przyjęcia Mnie. Te dary nie zstępują w zgniliznę i w błoto. Tak więc bez moich darów nie są gotowi, aby Mnie przyjąć, a Ja, zstępując do nich, nie znajduję pustki, aby móc przekazać im moje Życie. Ja jestem dla nich jakby martwy, a oni są dla Mnie jakby martwi. Ja płonę, a oni nie odczuwają moich płomieni, jestem światłem, a oni są jeszcze bardziej zaślepieni. Ach, ileż bólu w moim sakramentalnym życiu! Wielu z powodu braku gotowości nie odczuwa nic dobrego w przyjmowaniu Mnie, a nawet przyprawiają Mnie o mdłości. A jeśli nadal będą Mnie przyjmować, to po to aby zadawać Mi nieustanną drogę krzyżową, a sobie przygotowywać wieczne potępienie. Jeśli to nie miłość popycha ich, aby Mnie przyjąć, to jest to kolejna zniewaga, jaką Mi wyrządzają, to kolejny grzech, który dodają do swoich dusz. Dlatego módl się i wynagradzaj za liczne nadużycia i świętokradztwa, które popełniane są przy przyjmowaniu Mnie w Eucharystii.

Dlatego Eucharystia jest przede wszystkim OFIARĄ Chrystusa, zatem Jego OBECNOŚCIĄ, a w końcu KOMUNIĄ z Nim, którą nam ofiarowuje. Dla nas, z nami, w nas. To, co Jezus dla nas uczynił, uobecnia, pozostając z nami, aby w nas żyć i królować. Albowiem życie Jezusa realizuje się w trzech wymiarach: historycznym (dla nas), eucharystycznym (z nami) i mistycznym (w nas). W tej małej konsekrowanej Hostii Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, jest obecny wraz ze swoim Wcieleniem i Narodzinami, wraz ze swoim 30-letnim życiem ukrytym i życiem publicznym, ze swoją Męką i śmiercią oraz Zmartwychwstaniem, ze swoim nauczaniem i cudami, z radościami i smutkami, z bólem i z nieskończoną Miłością.

Dlatego Pan powiedział: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki (J 6,53-58).

Aby jednak mogła dokonać się ta cudowna przemiana i tym samym można było powiedzieć za św. Pawłem: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2,20), Komunia musi być wzajemna, ponieważ „wszystko się oddaje Temu, kto daje wszystko”. My także musimy dać Mu wszystko: to, kim jesteśmy, co mamy, co robimy. Wszystko dla Niego, z Nim i w Nim. Taki jest cel Eucharystii: Jezus chce zjednoczyć nas ze sobą, podzielić się z nami całą swoją nieskończoną Miłością, która jednoczy Go z Ojcem. On ma być w nas, a my mamy być w Nim i odwzajemniać się Mu Jego własną Miłością, tak aby mógł znaleźć w nas samego siebie, drugiego Jezusa. Niech Maryja, Matka Eucharystii i nasza Matka, nauczy nas kochać Go i żyć dla Niego, z Nim i w Nim.

Przybądź, Duchu Święty, aby zrodzić w nas Jezusa

Pięćdziesiątnica jest świętem Ducha Świętego. Ale Duch Święty jest wielką Nieznaną, także dlatego, że nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie niczego, czego nie mogą dostrzec nasze zmysły. Duch Święty ukazuje się zatem poprzez odczuwalne obrazy lub jest przedstawiany za pośrednictwem porównań: w postaci gołębicy, języków ognia, wiatru, wody żywej…

Mówi Luiza Piccarreta: Słońce jest ogniem, ale jednocześnie jest światłem i ciepłem. Trójca Święta jest więc zobrazowana w słońcu. Ogień to Ojciec, światło to Syn, a ciepło to Duch Święty. Jednak słońce jest jedno. I tak jak ogień nie może być oddzielony od światła i ciepła, tak też jedna jest moc Ojca, Syna i Ducha Świętego, tak iż nie da się ich naprawdę rozdzielić. I jak ogień jednocześnie wytwarza światło i ciepło, tak iż nie można wyobrazić sobie ognia bez światła i ciepła, tak nie można wyobrazić sobie Ojca bez Syna i Ducha Świętego. Zatem wszyscy trzej wzajemnie posiadają to samo odwieczne źródło (Księga Nieba, tom 2, 28 lutego 1899).

Kiedyś kapłan powiedział dzieciom: „narysujcie wiatr”. Jak to zrobić? Ktoś namalował powiewającą flagę, drugi dym z komina, inny drzewa pochylone w jedną stronę… Czyli ukazali go za pomocą efektów, które wytwarza. Ta żywa rzeczywistość zwana „duchem” daje się zrozumieć poprzez to, co czyni. Nasz własny duch ożywia nasze ciało. Jednak jest oczywiste, że co innego jest widzieć, jeść, odczuwać ciepło lub zimno itp., a co innego rozumować lub podejmować decyzję: nasz duch czyni to za pomocą swoich władz (za pomocą rozumu, pamięci i woli), pozostałe rzeczy czyni nasze ciało za pomocą zmysłów i członków. Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda (J 6,63).

Bóg stworzył nas na swój obraz i jest On czystym Duchem, jedyną, niepowtarzalną i niepodzielną Istotą w trzech Osobach: w Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Ojciec jest Kochającym, Syn jest Umiłowanym, a Duch Święty jest Miłością. Miłują jednym Sercem.

Duch Święty nazywany jest przez Jezusa w Ewangelii „Pocieszycielem” (lub Parakletem). Jest „Duchem Prawdy”, Mistrzem wewnętrznym, który prowadzi nas do pełnej Prawdy, jest „Duchem Stwórcy”, który daje życie, Boskim Realizatorem… Jest Duchem Jedności, który pragnie stworzyć komunię z naszym stworzonym duchem, tak jak czyni to światło, które od początku dnia stapia się z atmosferą i zespala się z nią w jedno, mimo że światło i powietrze są tak różne…

Oprócz klasycznych wizerunków gołębicy, wiatru, ognia itp. można by wymyśleć inne: Duch Święty może być jak prąd elektryczny, którego nie można dostrzec samego w sobie, ale można dostrzec w jego skutkach, a jednocześnie jest to „prąd stały” i „prąd przemienny” pomiędzy biegunem dodatnim i ujemnym, i tworzy energię i ruch, światło i ciepło, życie. Inny przykład. Jeśli „Serce” wskazuje na Ojca, to „bicie serca” wskazuje na Ducha Świętego. Duch Święty jest jak bicie serca lub nieustanny oddech: „ty kochasz mnie – ja kocham ciebie…”

W ten sposób od początku stworzenia objawiał się jako Duch Stwórca, Boski Realizator: …a Duch Boży unosił się nad wodami (Rdz 1,2). To On prowadzi i inspiruje świętych i proroków począwszy od Starego Testamentu. Jednak Jego arcydziełem, jego najwyższym dziełem jest Wcielenie Słowa, poczętego za sprawą Ducha Świętego. Następnie podczas chrztu Jezusa w Jordanie zstąpił na Niego Duch Święty w postaci gołębicy, a zatem Jezus był pełen Ducha Świętego i prowadzony przez Ducha Świętego, aby móc realizować swoje życie publiczne i dzieło Odkupienia. Duch Święty zamierza dokonać tego samego w nas, jeśli Mu na to pozwolimy: chce w nas począć Jezusa, napełnić nas sobą i prowadzić, tak jak to uczynił z Jezusem.

Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus powiedział: Pożyteczne jest dla was moje odejście. Bo jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was. On zaś, gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie. O grzechu – bo nie wierzą we Mnie; o sprawiedliwości zaś – bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie; wreszcie o sądzie – bo władca tego świata został osądzony. Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz [jeszcze] znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi (J 16,7-15).

Jeżeli odejdę, poślę do was Pocieczyciela – powiedział Jezus. Pośle Pocieszyciela nie po to, aby zastąpił Jezusa, ale aby uformował w nas Jego Życie i przemienił nas w Niego. Dlatego Zmartwychwstały Jezus dał swoim uczniom Ducha Świętego jako bezpośredni owoc Odkupienia. Ukazując się im, tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20, 22). W ten sposób chciał dać im swoje Życie i uformować je w nich, gdyż Panu nie wystarczy być z nami, ale On chce w nas żyć.

Tak więc po Wniebowstąpieniu, gdy nadszedł dzień Pięćdziesiątnicy, Duch Święty zstąpił na zgromadzonych uczniów i apostołów, aby wypełnić wielką pustkę pozostawioną przez odczuwalną nieobecność Pana w ich sercach. Napełnił ich i przemienił: byli słabi i niepewni, a stali się silni i pełni odwagi, byli nie obeznani, a stali się pełni Mądrości, byli nietrwali w wierności i ubodzy w ludzką miłość, a stali się pełni Boskiej Miłości, gotowi oddać życie za Pana i przekazać wszystkim Życie Pana.

Jezus zakończył swoją misję, swoją osobistą Paschę, swoje przejście ze świata do Ojca. Dlatego w tym momencie musiała rozpocząć się droga Jego uczniów, droga Jego Kościoła, aby mogli nieść Odkupienie całemu światu i wraz z Jezusem zaprowadzić go z powrotem do Ojca. Z tego więc powodu, abyśmy mogli wypełnić naszą misję, zesłał Ducha Świętego, „Duszę Kościoła”. To On we Mszy św. dokonuje cudu Konsekracji chleba i wina, przemieniając je w Jezusa Chrystusa, żywego i prawdziwie obecnego pod postacią tego chleba i wina. I to On ma dokonać jeszcze większego cudu: tak jak we Wcieleniu Jezus „przyodział się” w nas, w nasze ubogie człowieczeństwo, przyjmując jako swoje własne życie każdego z nas, nasze winy i nasze boleści, tak też teraz Duch Święty pragnie dokonać wielkiego cudu „przyobleczenia” nas w Jezusa, jak mówi św. Paweł (Ga 3,27; Kol 3,10.12).

I tak jak Jezus przyszedł na świat przez Maryję, tak też Duch Święty przychodzi do nas przez Maryję, Jego Niepokalaną Oblubienicę. Istotnie w dniu Pięćdziesiątnicy Duch Święty nie musiał zstąpić na Apostołów z bardzo daleka: pośród nich była Maryja, Pełna Łaski i można powiedzieć, że z Niej „wypłynął”, aby przelać się na Jej dzieci i napełnić je wszelką Łaską niezbędną do wypełnienia ich misji, do uświęcenia siebie i uświęcenia innych. Dlatego Duch Święty nic nie czyni bez Maryi. I dopiero wtedy, gdy Kościół zrozumie miejsce Maryi i Jej niezastąpioną misję jako Matki Kościoła, wówczas Duch Święty wyleje się na Kościół w nowy sposób, ożywiając Go najwyższym darem swojej Woli. Wtedy spełni się proroctwo Ezechiela 37:

Potem spoczęła na mnie ręka Pana, i wyprowadził mnie On w duchu na zewnątrz, i postawił mnie pośród doliny. Była ona pełna kości. I polecił mi, abym przeszedł dokoła nich, i oto było ich na obszarze doliny bardzo wiele. Były one zupełnie wyschłe. I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, czy kości te powrócą znowu do życia?» Odpowiedziałem: «Panie Boże, Ty to wiesz». Wtedy rzekł On do mnie: «Prorokuj nad tymi kośćmi i mów do nich: „Wyschłe kości, słuchajcie słowa Pana!” Tak mówi Pan Bóg: Oto Ja wam daję ducha po to, abyście się stały żywe. Chcę was otoczyć ścięgnami i sprawić, byście obrosły ciałem, i przybrać was w skórę, i dać wam ducha po to, abyście ożyły i poznały, że Ja jestem Pan». I prorokowałem, jak mi było polecone, a gdym prorokował, oto powstał szum i trzask, i kości jedna po drugiej zbliżały się do siebie. I patrzyłem, a oto powróciły ścięgna i wyrosło ciało, a skóra pokryła je z wierzchu, ale jeszcze nie było w nich ducha. I powiedział On do mnie: «Prorokuj do ducha, prorokuj, o synu człowieczy, i mów do ducha: Tak powiada Pan Bóg: Z czterech wiatrów przybądź, duchu, i powiej po tych pobitych, aby ożyli». Wtedy prorokowałem tak, jak mi nakazał, i duch wstąpił w nich, a ożyli i stanęli na nogach – wojsko bardzo, bardzo wielkie. I rzekł do mnie: «Synu człowieczy, kości te to cały dom Izraela. Oto mówią oni: „Wyschły kości nasze, minęła nadzieja nasza, już po nas”. Dlatego prorokuj i mów do nich: Tak mówi Pan Bóg: Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów, ludu mój, i wiodę was do kraju Izraela, i poznacie, że Ja jestem Pan, gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój. Udzielę wam mego ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam» – wyrocznia Pana Boga.

Wzywajmy Ducha Świętego codziennie z rana, prosząc Pana, aby posłał Go przez Maryję. Następnie odnówmy nasze osobiste poświęcenie się Matce Niebieskiej jak Jezus i wraz z Jezusem, aby odnowić w nas obraz i podobieństwo Trójcy Świętej, i powiedzmy Mu na przykład:

O Duchu Święty, oczyść mnie, uporządkuj mnie, napełnij mnie, uświęć mnie, zastąp mnie, przemień mnie, przeistocz mnie, uświęć mnie, przebóstwiaj mnie. Weź w pełni moją istotę, moją osobę, moje życie; to czym jestem, to co mam, to co robię; mojego ducha, moją duszę, moje ciało; moje władze duchowe, moje zmysły, moje członki; moją wolę, mój rozum, moją pamięć; mój umysł, moje serce, mój oddech; moje myśli, moje słowa, moje dzieła;  każde moje spojrzenie, wszystko co usłyszę, mój głos; moje ruchy, moje działania, moje kroki; pracę, zmęczenie, odpoczynek; uczucia, smutki, radości; moje modlitwy, Mszę Świętą, sakramenty, które przyjmuję; moją przeszłość, moją teraźniejszość, moją przyszłość. Bądź bohaterem całego mojego życia, mojego przejścia na drugą stronę i mojej wieczności, aby przemienić wszystko w doskonałą i powszechną cześć Twojej Chwały, w życie Twojego Życia, w triumf Twojej Woli i Twojej Miłości. Amen.

Niech więc dla nas będzie to nieustanne świętowanie Pięćdziesiątnicy!

Czas Miłosierdzia Bożego dobiega końca i zbliża się czas Sprawiedliwości Bożej

Jezus mówi do Luizy: Potrzebowałem wraz ze sobą mojej Mamy jako pierwszego ogniwa miłosierdzia, przez które mieliśmy otworzyć drzwi dla wszystkich stworzeń. Dlatego chciałem oprzeć na Niej swoją prawicę. Tak samo potrzebowałem ciebie jako pierwszego ogniwa sprawiedliwości, żeby wstrzymać sprawiedliwość przed wyładowaniem się na wszystkich stworzeniach, tak jak na to zasługują. Tak więc chciałem oprzeć na tobie swoją lewicę, abyś ją podtrzymała razem ze Mną (Księga Nieba, tom 13, 19 listopada 1921 r.).

Sługa Boża Luiza Piccarreta, „Mała Córeczka Woli Bożej” urodziła się 23 kwietnia 1865 roku w niedzielę „in Albis”. Siedemdziesiąt lat później Pan poprosił za pośrednictwem św. Faustyny Kowalskiej, aby właśnie w ową niedzielę obchodzone było święto Miłosierdzia Bożego. Tak więc 5 maja 2000 roku papież Jan Paweł II ustanowił to święto dla całego Kościoła. Zmarł w sobotę 2 kwietnia 2005 roku, późnym wieczorem, gdy liturgicznie rozpoczęło się już święto Miłosierdzia Bożego. A 16 kwietnia, w święto Miłosierdzia Bożego, w 1927 roku urodził się Ojciec Święty Benedykt XVI. Znaczące zbiegi okoliczności. Ci dwaj ostatni Papieże byli znakiem i darem Miłosierdzia Bożego.

Jezus powiedział do św. Faustyny Kowalskiej: Nim przyjdę jako Sędzia sprawiedliwy, przychodzę wpierw jako Król miłosierdzia. Nim nadejdzie dzień sprawiedliwy, będzie dany ludziom znak na niebie taki. Zgaśnie wszelkie światło na niebie i będzie wielka ciemność po całej ziemi. Wtenczas ukaże się znak krzyża na niebie, a z otworów, gdzie były ręce i nogi przebite Zbawiciela, [będą] wychodziły wielkie światła, które przez jakiś czas będą oświecać ziemię. Będzie to na krótki czas przed dniem ostatecznym. (Dz. 83)

„Dzień ostateczny” nie oznacza ostatniego dnia historii, końca świata, ale oznacza ostatni dzień obecnych czasów, czasów oczekiwania i Miłosierdzia, oznacza „koniec czasów”, po którym nadejdzie czas wyczekiwany, nowy czas w które wypełni się „Królestwo Boże i Jego Sprawiedliwość” (czyli świętość). Znaki czasu, jak nas uczy Pan, wyraźnie nam mówią, że czas, w którym żyjemy, czas Miłosierdzia, które jest obecnie bardzo nadużywane, dobiega końca i wielkimi krokami zbliża się „dzień sprawiedliwości”. O tym czasie Sprawiedliwości Jezus mówi do swojej córeczki Luizy Piccarrety (i do nas):

Córko moja, powtarzam ci, nie patrz na ziemię. Pozwólmy im działać. Chcą prowadzić wojnę? Niech ją prowadzą. Kiedy się zmęczą, Ja też wywołam wojnę. Ich zmęczenie złem, ich rozczarowanie, zawód i poniesione straty skłonią ich do przyjęcia mojej wojny. Moja wojna będzie wojną miłości. Moja Wola zstąpi pośród nich z Nieba. Wszystkie twoje czyny i czyny innych, dokonane w mojej Woli, będą prowadzić wojnę ze stworzeniami, ale nie będzie to wojna krwi. Będą walczyć bronią miłości, przynosząc im dary, łaski i pokój. Dadzą im zaskakujące rzeczy, aby zadziwić niewdzięcznego człowieka. Moja Wola, armia Nieba, za pomocą boskiej broni zawstydzi człowieka, obezwładni go i da mu światło, aby nie widział zła, ale widział dary i bogactwa, którymi chcę go wzbogacić. Czyny dokonane w mojej Woli, niosące w sobie moc twórczą, będą nowym zbawieniem człowieka. Zstępując z Nieba, przyniosą na ziemię wszelkie dobra, przyniosą nową erę i triumf nad ludzką niegodziwością. Pomnażaj więc swoje czyny w mojej Woli, aby utworzyć broń, dary oraz łaski i tym samym móc zstąpić pośród stworzeń i podbić ich miłością (Księga Nieba, tom 12, 26 kwietnia 1921 r.).

My zostaliśmy do tego powołani, my, którym dana jest łaska poznania tego. Bądźmy gotowi, jak mówi św. Piotr (2 P 3,11-13): Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyspieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość.

Przejdźmy teraz do relacji Miłosierdzia Bożego ze Zmartwychwstaniem Pańskim.

Apostołowie musieli dawać światu świadectwo o Zmartwychwstaniu Pańskim. Ale to nie wystarczyłoby. Ludzie mogliby powiedzieć: Ach, tak, Jezus zmartwychwstał, jesteśmy zadowoleni! Fajnie dla Niego! Dobrze dla Niego!… A dla nas…? Oni, Apostołowie, musieli jednocześnie dawać światu świadectwo o Miłosierdziu Bożym, musieli móc powiedzieć: Byliśmy tchórzami, byliśmy niewdzięczni, opuściliśmy Go. My także uznaliśmy Go za iluzję, za urojenie… Ale On nas nie odrzucił, nie odebrał nam swojej miłości. Przebaczył nam, przywrócił nam swoją przyjaźń, znowu z nami jadł… Wszyscy możecie w Nim pokładać nadzieję. Jego Zmartwychwstanie jest dla nas, On zaczął w nas wnikać, przemieniać nas, czynić nas nowymi. Apostołowie musieli dostrzec i zaakceptować swoją nędzę, aby doświadczyć Miłosierdzia Bożego, bez którego pozostałaby ogromna przepaść pomiędzy Zmartwychwstaniem Pańskim a naszą sytuacją śmierci…

Dwa boskie przymioty, Miłosierdzie i Sprawiedliwość, są zawsze i wyłącznie Miłością Boga i odpowiednio reprezentują Najświętsze Człowieczeństwo Jezusa i Jego Boskość. Są więc nierozłączne, podobnie jak dwie Natury Słowa Wcielonego. Tworzą dwumian, jak dwie strony tej samej monety (Woli Bożej) i regulują relacje między Bogiem a człowiekiem: Miłosierdzie Boże stoi w obronie grzesznego człowieka, a Sprawiedliwość Boża stoi w obronie Boga.

Pan powiedział podczas Ostatniej Wieczerzy: gdy przyjdzie [Pocieszyciel], przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (J 16, 8). Grzech burzy harmonię i jedność pomiędzy Wolą Bożą a wolą ludzką. Grzech to niesprawiedliwość i napaść, które ścierają się ze Sprawiedliwością Bożą, a zderzenie to prowadzi do Sądu. Jednak Sądu można uniknąć jedynie poprzez odwołanie się do Miłosierdzia Bożego. Musimy jednak „wypełnić wszystko, co sprawiedliwe” (jak powiedział Pan Janowi Chrzcicielowi), aby umożliwić przejście miłosierdziu Bożemu. Miłosierdzie Boże może przejść przez naprawiony most Sprawiedliwości Bożej, most zniszczony przez grzech.

Dzieło Odkupienia jest przejawem i uwielbieniem Bożego Miłosierdzia.

Dzieło Uświęcenia natomiast jest przejawem i uwielbieniem Sprawiedliwości Bożej, która „usprawiedliwia” (to znaczy czyni sprawiedliwym) człowieka Sprawiedliwością, czyli Świętością Boga. Jest to cel: Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane.

Pan Bóg powiedział do Mojżesza: Ja wyświadczam łaskę, komu chcę, i miłosierdzie, komu Mi się podoba (Wj 33,19). Bycie miłosiernym jest dla Boga „prawem”, do którego On przykłada wagę, a bycie sprawiedliwym jest dla Niego „obowiązkiem” (On nie może być niesprawiedliwy).

Te dwa przymioty Boga, Miłosierdzie i Sprawiedliwość, charakteryzują odpowiednio dzieło Odkupienia i Królestwo Woli Bożej, a także charakteryzują różne postawy duchowe człowieka w jego relacji z Bogiem: postawę sługi – a także nieletniego i niedojrzałego dziecka, które ma jeszcze mentalność sługi. Jak długo dziedzic jest nieletni, niczym się nie różni od niewolnika, chociaż jest właścicielem wszystkiego (Ga 4,1). Musi pukać do drzwi Miłosierdzia Bożego, aby je uzyskać. Stąd nawoływania Jezusa, aby nieustannie prosić (Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje itp.). Mentalność można dostrzec na podstawie „intencji”, które się składa, na podstawie próśb, które się czyni itp., ponieważ „lex orandi, lex credendi” (tzn. sposób modlitwy mówi, jaka jest wiara). To nieletnie dziecko jest „synem marnotrawnym”, który jest jeszcze na drodze powrotnej do Domu Ojca.

Natomiast syn, który teraz żyje w domu Ojca, w Woli Ojca, nie czuje potrzeby prosić o nic dla siebie, ponieważ czuje, że wszystko należy do niego. Leży mu na sercu tylko jedno: Wola Boża i Miłość – mówi Jezus do swojej córeczki Luizy Piccarrety. Nie ma On nic własnego, ale wszystko jest dla niego wspólne z Ojcem. Tak więc stara się jedynie o „Królestwo Boże – dla wszystkich – i Jego Sprawiedliwość”, czyli Świętość. Nie troszczy się już o siebie (żyje w doskonałym i ufnym zawierzeniu). Troszczy się o to, co leży na sercu Bogu, troszczy się o Jego Królestwo i Jego Chwałę oraz o to, co przynosi korzyść bliźniemu i co może go bardziej zjednoczyć z Bogiem.

Innymi słowy, ci, którzy znajdują się jeszcze na zewnątrz Domu, muszą pukać, a ci, którzy są w środku, nie muszą tego czynić. Z tego powodu, mówi Pan, w ziemskim raju w relacji między niewinnym Adamem a Bogiem była ze strony człowieka adoracja, uwielbienie, dziękczynienie i miłość, ale nie było próśb ani modlitw błagalnych. Te modlitwy powstały po grzechu, po zerwaniu jedności z Bogiem, kiedy człowiek poczuł potrzebę wszystkiego, potrzebę Miłosierdzia Bożego.

Wcielenie i dzieło Odkupienia jest owocem „Fiat Mihi” Maryi

Kiedy obchodzimy święto Zwiastowania Pańskiego, obchodzimy jednocześnie Wcielenie Słowa Bożego. Ale kim jest Słowo? W modlitwie „Wierzę w Boga” mówimy: Wierzę… w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony a nie stworzony, współistotny Ojcu. Pierwszym słowem, które wypowiedział Bóg, było „Fiat Lux”, „Niechaj się stanie światłość”.

Słowem Fiat (niech się stanie!) Bóg dał początek wszystkim swoim Dziełom: Stworzeniu (Fiat lux! Niechaj się stanie światłość! Rdz 1,3), Wcieleniu Słowa (Fiat mihi secundum Verbum tuum Niech mi się stanie według Twego słowa!, Łk 1,38), Zbawieniu (…non mea voluntas, sed Tua fiat, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! Łk 22,42), Wezwaniu do nadejścia Królestwa Bożego (Fiat Voluntas tua, sicut in Coelo et in terra, Bądź Wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi Mt 6,10). Słowo to podsumowuje w sobie wszystko, co czyni Bóg. Co więcej, wyraża Życie samego Boga, Jego wieczny i całkowity Akt, wyraża Jego nieskończenie Świętą Wolę.

To samo słowo wypowiedziała Przenajświętsza Dziewica: „Fiat mihi”, „Niech Mi się stanie”. Bóg uzależnił wszystko od tej odpowiedzi Przenajświętszej Dziewicy. Boży Plan zaczyna się od Wcielenia Syna Bożego, a zatem od Zwiastowania Maryi i od Jej „Fiat”.

Bóg nie potrzebuje niczego ani nikogo. Wszystko, co czyni, jest po to, aby dać upust swojej Miłości. W tajemnicy Życia Trzech Osób Boskich Ojciec zradza Syna, swój własny Obraz, Boże Słowo („Logos”), a z ich wzajemnej Miłości pochodzi Osoba Ducha Świętego. Duch Święty jest zatem ich wzajemną więzią, ich wzajemną Miłością. Pierwszą odwieczną decyzją Ich Woli było Wcielenie Słowa, Pana naszego Jezusa Chrystusa. Z tego powodu wraz z Nim pomiędzy Trzema Osobami Boskimi Bóg odwiecznie zapragnął i począł Tę, która miała być Jego Matką, Przenajświętszą Dziewicę.

Bóg jednak uzależnił od Niej Wcielenie Syna Bożego. Maryja była zawsze doskonale wolna w swojej odpowiedzi Bogu. Bóg zaryzykował wszystko wolną odpowiedzią Maryi. Ta Jej odpowiedź miała być tylko z miłości, gdyż jedynie taka odpowiedź była godna Boga. Bez Niej Jezus Chrystus nie przyszedłby na świat, nie mielibyśmy Odkupiciela ani Odkupienia, bez Niej nie byłoby nawet jednej strony Ewangelii. Co więcej, skoro istnienie nasze i wszystkiego, co istnieje, miało zależeć od Wcielenia Słowa Bożego, wynika z tego, że Bóg uzależnił samo istnienie Dziewicy i nas wszystkich od Bożego „tak” Maryi.

Kiedy obchodzimy święto Zwiastowania Pańskiego, a co za tym idzie przyjście na świat Syna Bożego, możemy powiedzieć, że świętujemy nasze pochodzenie, nasze istnienie, gdyż w odwiecznym i jednocześnie historycznym akcie Wcielenia my także zostaliśmy poczęci. Jezus Chrystus począł wraz z sobą nasze dusze jako coś, co przynależy do Niego, jako swoje członki, których On jest Głową. Podczas Wcielenia począł jako swoje Mistyczne Ciało wszystkie dusze. Każdy z nas, z wyjątkiem niepokalanej i świętej duszy Jego Matki, przyniósł Mu swój stan grzechu ze wszystkimi konsekwencjami, słabościami, boleściami i śmiercią. Wcielając się, Jezus wziął na siebie wszystko i dał doskonałą odpowiedź Ojcu w imieniu nas wszystkich. Przychodząc na świat, Chrystus mówi: Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę – w zwoju księgi napisano o Mnie – abym spełniał wolę Twoją, Boże (Hbr 10,5-7).

I to nie przypadek, że wszystko, co napisała Luiza, zaczyna się w jej pierwszym tomie od „Nowenny Bożego Narodzenia”, w której Jezus mówi do niej: Córko moja, przyłóż swoją głowę do łona mojej Mamy i popatrz w głąb na moje maleńkie Człowieczeństwo. Moja Miłość Mnie pochłaniała. Płomienie, oceany i bezkresne morza Miłości mojej Boskości zatapiały Mnie, spalały Mnie doszczętnie i tak bardzo wznosiły swoje płomienie, że je unosiły i rozprzestrzeniały wszędzie – na wszystkie pokolenia, od pierwszego do ostatniego człowieka. Moje maleńkie Człowieczeństwo było wchłaniane pośród tak wielu płomieni. A czy wiesz, co chciała moja Odwieczna Miłość, żebym Ja pochłonął? Ach, dusze! Byłem zaspokojony dopiero wtedy, gdy je wszystkie wchłonąłem i gdy zostały we Mnie poczęte. Byłem Bogiem, musiałem działać jak Bóg, musiałem objąć je wszystkie. Moja Miłość nie dałaby Mi spokoju, gdybym wyłączył którąkolwiek z nich… Ach, córko moja, spójrz uważnie w głąb łona mojej Mamy. Skieruj wnikliwie swój wzrok na moje poczęte Człowieczeństwo, a znajdziesz twoją duszę, poczętą we Mnie, i płomienie mojej Miłości, które cię pochłaniały. […] Każda poczęta dusza przyniosła Mi brzemię swoich grzechów, swoich słabości i namiętności, a moja Miłość rozkazała Mi przyjąć to brzemię każdej z nich. Począłem nie tylko dusze, ale i cierpienia każdej z nich, jak również wynagrodzenie, które każda z nich powinna była oddać mojemu Niebieskiemu Ojcu. Moja Męka została więc poczęta razem ze Mną.

Wcielając się w Maryję, Jezus począł wraz z sobą wszystkie dusze jako swoje Mistyczne Ciało i wziął na siebie grzechy i boleści każdego stworzenia. Już od tego momentu rozpoczęła się Jego Męka i nieustannie wzrastała, aż w ostatnim dniu Jego życia „przelała się” na zewnątrz w Męce, którą zadali Mu ludzie. Całego dzieła Odkupienia chciał dokonać wraz ze swoją Matką. Jego synowska miłość nie pozwoliła Mu wykluczyć Jej z niczego, co On uczynił. Chciał, aby „tak” Maryi, aby „Fiat” Maryi był obecny wraz z Jego własnym „Fiat”. Jezus pragnął Jej „Fiat”, aby się narodzić, żyć, umrzeć, a także zmartwychwstać.

Maryja jest zatem Matką Jezusa nie tylko przez dziewięć miesięcy ani tylko przez okres Jego dzieciństwa, ale jest Matką Jezusa przez całe Jego życie. We wszystkim i w każdej chwili dawała Mu życie. Była nie tylko widzem, lecz także współpracownikiem i Matką każdego nauczania Jezusa, każdego cudu, każdego udzielonego przebaczenia, każdego sakramentu, każdej modlitwy, każdej Jego łzy, każdej przelanej kropli Jego krwi (którą Ona sama Mu dała)… Maryja jest Matką Eucharystii, Matka Zmartwychwstania…, Matka Jego Triumfu, Matką Odkupiciela, Matką Króla królów!

Rola Maryi nie kończy się na poczęciu i urodzeniu Syna Bożego. Jej Boskie Macierzyństwo rozciąga się na całe Jej Mistyczne Ciało, gdyż Maryja pragnie uczynić dla każdego z nas to, co uczyniła dla swojego Syna. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4,4-5).

Ona poczęła nas w swoim Niepokalanym Matczynym Sercu wraz ze swoim Synem i zrodziła nas w ogromnym bólu pod Krzyżem. I tak jak Jezus dał odpowiedź Ojcu w imieniu nas wszystkich (Oto idę, aby spełnić Wolę Twoją, Boże), tak też Maryja odpowiedziała na zapowiedź Anioła i stała się rzeczniczką i przedstawicielką całej ludzkości i wszystkich stworzeń: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa. I tylko w ten sposób możemy wziąć udział w tym triumfie Bożej Miłości, w tym triumfie Niepokalanego Serca Maryi, przyjmując podobnie jak Ona do naszych serc Dar Ojca, Wcielenie Syna Bożego, który pragnie odnowić w nas swoje przyjście na świat, cud swojego Wcielenia i swojego Życia. Dlatego niech każdy z nas powie wraz z Jezusem i Maryją: „Oto ja syn Służebnicy Pańskiej, niech mi się stanie według twego słowa, niech spełni się we mnie Twoja Wola. Oto idę, aby spełnić Wolę Twoją, Boże”. Całkowite wypełnienie Bożego Planu musi nastąpić także w nas poprzez nasz „Fiat”, „jako w Niebie tak i na ziemi”.

Słowo „Fiat” („Niech tak się stanie”), wypowiedziane przez Maryję podczas uroczystego aktu Zwiastowania, nie było czymś improwizowanym. Była to suma wszystkich chwil Jej życia, począwszy od Niepokalanego Poczęcia. Był to wynik tych wszystkich momentów, kiedy Maryja wypowiedziała Bogu swoje „tak”, swój własny „Fiat”. Do Boga i z Bogiem.

 „Fiat” Maryi to coś więcej niż „tak”. Przedstawia doskonałe poświęcenie siebie, doskonałe w wierze, nadziei i boskiej miłości. Wiara, nadzieja i boska miłość przejawiają się odpowiednio w Jej doskonałym przyjęciu Prawdy w pokorze i w posłuszeństwie.

„Fiat” Maryi nie ograniczał się zatem do momentu Wcielenia. Musiał być nieustannie powtarzany przez całe Jej życie. Nie ma ani jednej strony Ewangelii, ani jednego jej słowa, które nie byłoby błogosławionym owocem Ducha Świętego i „Fiat” Maryi. To dlatego całe Życie Jezusa, które rodzi się z „Fiat” Maryi, jest zawarte w Maryi, jest Jej własnym Życiem! Ona może więc rozporządzać Życiem Jezusa bez ograniczeń i kształtować je w swoich dzieciach, członkach Mistycznego Ciała Jej Syna. Jest bowiem Pośredniczką wszelkiej łaski, a więc Pośredniczką całej Woli Ojca (czyli Życia) i daje to Życie swoim dzieciom, tak jak je dała swojemu Synowi!

Nasze działanie sprzeczne z Wolą Ojca ukształtowało Mękę Jezusa

Aby przybliżyć się do większego zrozumienia Męki Jezusa, pomyślmy o czymś, czego powszechnie doświadczamy. Wszyscy dobrze wiemy, że kiedy kochamy jakąś osobę, nawet jeśli jest ona daleko i być może nie widzieliśmy jej od dawna – pomyślmy na przykład o synu, o przyjacielu itp. – jeśli ta osoba ma trudności lub cierpi, my także to odczuwamy. Tak samo jest w przypadku radości. To pokazuje, że łączy nas z nią pewien rodzaj niewidzialnego połączenia, duchowy pomost zwany przyjaźnią lub miłością…

Cóż, jeśli my, tak ograniczeni i tak mało wrażliwi, tak mocno odczuwamy tę zależność, pomyślmy, o ile bardziej, bez porównania, wszystko, co czynimy lub co nam się przydarza, odzwierciedla się w uwielbionym Sercu Jezusa.

Nasze myśli odzwierciedlają się w Jego umyśle, jakby były Jego własnymi myślami, ponieważ w rzeczywistości zdolność do ich tworzenia pochodzi od Niego. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili (Ef 2,10). Podobnie nasze słowa są połączone z Jego ustami, nasze oczy z Jego oczami, nasze ręce z Jego rękami, a nasze serce z Jego Sercem.

Należymy do Niego jako stworzenia, jako członkowie Jego Ciała, stworzeni ze względu na Niego. Wcielając się, On stał się podobny do nas, ponieważ najpierw, stwarzając nas, uczynił nas podobnymi do siebie, stworzył nas dla siebie i w sobie. Dlatego On odczuwa jako swoje własne nasze boleści i radości, nasze myśli i nasze słowa, nasze uczucia i nasze pragnienia. Z tego powodu Jezus stanął przed Ojcem, jak gdyby był odpowiedzialny za wszystko, co czynimy, i chciał dać Ojcu odpowiedź wierności i miłości – i to Bożej Miłości – odpowiedź, którą wszystkie stworzenia mają obowiązek Mu dawać.

To ten brak odpowiedzi z naszej strony uzupełnił za nas Jezus: Oto idę, aby spełniać Wolę Twoją, Boże. Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną; nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba.

To nasze działanie, oddzielone od Woli Ojca i sprzeczne z Nią, ukształtowało Jego Mękę: On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą (2 Kor 5,21).

Jako potwierdzenie tego Jezus mówi w pismach Luizy:

Dziś rano przyszedł mój ukochany Jezus i pokazał mi swoje najukochańsze Serce. Z jego wnętrza wychodziło jakby wiele błyszczących złotych, srebrnych i czerwonych nici. Zdawało się, że tworzą sieć, która nić po nitce wiązała wszystkie ludzkie serca. Widząc to, byłam oczarowana. On zaś powiedział do mnie: Córko moja, moje Serce tymi nićmi wiąże ze sobą wszystkie uczucia, pragnienia, bicia serca, miłość, a nawet życie serc ludzkich, serc, które we wszystkim podobne są do mojego ludzkiego Serca, tylko różnią się świętością. A ponieważ związałem je z Nieba, więc kiedy poruszają się moje pragnienia, nić pragnień pobudza ich pragnienia. Kiedy poruszają się moje uczucia, nić uczuć porusza ich uczucia. Kiedy miłuję, nić miłości pobudza ich miłość, a nić mojego życia daje im życie. Och, jaka jest harmonia między Niebem a ziemią, między moim Sercem a sercami ludzkimi! Jednak odczuwa to tylko ten, kto odpowiada na to pozytywnie. Ten zaś, kto odpycha to skutecznie własną wolą, nic nie odczuwa i sprawia, że ​​działanie mojego ludzkiego Serca idzie na marne. (Tom 6, 28 sierpnia 1905)

Nie ma żadnej stworzonej rzeczy, która by nie czerpała życia z mojego Serca. Wszystkie stworzenia są jak wiele strun, które wychodzą z mojego Serca i które otrzymują ode Mnie życie. Tak więc z konieczności i w sposób naturalny wszystko, co stworzenia czynią, odzwierciedla się w moim Sercu, nawet jeśli jest to ruch. W rezultacie, jeśli czynią zło, jeśli Mnie nie kochają, nieustannie zadają Mi mękę. Taka struna rozbrzmiewa w moim Sercu dźwiękami smutku, goryczy oraz grzechu i wydaje ponure dźwięki, tak iż Mnie unieszczęśliwia ze strony tej struny lub życia, które ze Mnie wychodzi. Jeśli natomiast Mnie miłuje i jest całkowicie skupiona na sprawianiu Mi przyjemności, ta struna przynosi Mi ciągłą radość i wydaje świąteczne i przyjemne dźwięki, które współgrają z moim własnym życiem. Dzięki tej strunie rozkoszuję się tak bardzo, że uszczęśliwiam siebie i zażywam raju dzięki nim. (Tom 10, 8 lutego 1911)

Jak tylko boska Moc utworzyła owo malutkie Człowieczeństwo, Słowo zostało w Nim poczęte. To Człowieczeństwo było tak małe, że można je porównać do wielkości orzeszka. Posiadało jednak wszystkie członki – ukształtowane i we właściwych proporcjach. Moja bezgraniczna Wola, obejmując wszystkie stworzenia, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, poczęła w Nim wszystkie życia stworzeń. I jak moje życie wzrastało, tak one we Mnie wzrastały. Choć pozornie wydawałem się sam, to pod mikroskopem mojej Woli widać było poczęte we Mnie wszystkie stworzenia. Podobnie jest, gdy patrzymy na krystaliczne wody, które wydają się przezroczyste, ale gdy je oglądamy pod mikroskopem, widzimy w nich wiele mikroorganizmów (Księga Nieba, tom 15, 16 grudnia 1922).

W ten sposób jako mikroorganizmy przynieśliśmy Mu naszą zatrutą „wydzielinę” (z wyjątkiem Niepokalanej i całkowicie Świętej Duszy Jego Matki, również poczętej w akcie Wcielenia Jezusa). Dlatego też Jego Męka rozpoczęła się już w chwili Jego Wcielenia. Właśnie z tego powodu pierwszy tom „Księgi Nieba” rozpoczyna się od „Nowenny Bożego Narodzenia” i od dziewięciu eksplozji miłości i boleści Jezusa w łonie Jego Matki. Dzieło Odkupienia, zadośćuczynienia w boski sposób za wszystko, co uczyniło każde stworzenie, rozpoczęło się od pierwszej chwili życia Pana i wzrastało, aż w ostatnim dniu Jego życia „przelało się” na zewnątrz, w Męce, którą zadali Mu ludzie.

W ostatnich dniach rozważaliśmy Drogą Krzyżową, czytaliśmy Mękę Jezusa, rozważaliśmy – mam nadzieję – kilka Godzin Męki… No cóż, nie skupiajmy się tylko na ostatnim, straszliwym dniu Jezusa. Pomyślmy, że była to jakby powierzchnia morza, którą widać. Co zatem z całą resztą, która znajduje się pod powierzchnią, w niezgłębionych otchłaniach Jego Męki? Jest jednak oczywiste, że Życie i Męka Jezusa zbiegają się ze sobą, i jest też oczywiste, że Jego Mękę można wytłumaczyć jedynie przez Jego Miłość, która związała z Jego Człowieczeństwem każdy akt istnienia każdego człowieka, całej ludzkości.

Dlatego podczas Jego Męki wszyscy „byliśmy” obecni, od pierwszego do ostatniego człowieka. Wszyscy, dobrzy i źli, ci, którzy Go kochają i ci, którzy Go odrzucają, krzyczeli „Ukrzyżuj Go!”, jedni, prosząc o zbawienie i życie, a drudzy, aby utwierdzić się w grzechu i potępieniu.

Szczególnie „obecny” był Boski Ojciec. W jaki sposób był świadkiem Męki swojego Syna? Spróbujmy to sobie wyobrazić w tych trzech godzinach, w których Jezus umierał na krzyżu. Co Ojciec widział? Oblicze Chrystusa jako ekran, na którym zaszokowany kontemplował szereg twarzy, oblicze każdego człowieka, od pierwszego do ostatniego… Widział nie tylko oblicza młodych, niewinnych, czystych i świętych, lecz także oblicze mordercy, złodzieja, bluźniercy, pijaka, świętokradcy, zdrajcy…, Kaina i Judasza, także twoje i moje… Cóż za okropny widok! A ponieważ Ojciec widział to ​​odrażające oblicze, zdeformowane przez grzech i szatana w swoim ukrzyżowanym Synu, więc powiedział: Przebaczam! Przebaczam…!

Idźmy dalej. Zmarły Jezus zostaje zdjęty z krzyża. Jego Matka przyjmuje Go w ramiona, przytula do swojego Serca, nie przestaje Go całować i adorować. Biedna Matka, jest umierająca i nie może umrzeć. Powtarza się scena z Betlejem, jak wtedy, gdy tuliła do piersi swoje nowo narodzone dziecko… Cóż za ogromny ból! Jednak nie wiem jak, ale pośród tego morza boleści musiała doznać wzruszenia, czułości, kiedy w tym momencie Ona także „ujrzała” każdego z nas, jednego po drugim, swoje nowo narodzone dzieci, żywe dzieci! W zmarłym Synu ujrzała nas, swoje nowo narodzone dzieci, żywe dzieci, gdyż we wszystkim musiała naśladować Ojca Niebieskiego

W Boże Narodzenie zwyczajowo przedstawia się scenę z Betlejem, moment narodzin Jezusa, szopką. Teraz w Wielkim Tygodniu możemy zrobić to samo ze sceną na Kalwarii, momentem naszych prawdziwych narodzin. W ten sposób w pewnym momencie te dwie sceny „nakładają się” na siebie: zamiast zmarłego Jezusa, zdjętego z krzyża w ramionach Maryi, widzimy każdego z nas, nowo narodzonego, żywego, w Jej ramionach: „Niewiasto, oto dzieci Twoje”…

Wszyscy uczestniczymy w Jego Męce w ten czy inny sposób, nikt nie jest tylko widzem. Dlatego też dobrze byłoby, czytając lub rozważając Męką, zadać sobie pytanie lub zadać Jezusowi pytanie: która z różnych osób tego historycznego momentu jest do mnie podobna? W której z nich widzę siebie? …W uczniach? W Piłacie? W Weronice? W Cyrenejczyku? W Piotrze? W Kajfaszu? W dobrym łotrze…? W Marii Magdalenie?

Prośmy więc Pana o łaskę, abyśmy osobiście zostali głęboko poruszeni jakimś szczegółem lub sceną z Męki Pańskiej, czymś, co pozostawi w nas niezatarty ślad. Jeśli ktoś tego nie doświadcza, to myślę, że powinien się martwić i od razu udać się do kardiologa, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma kamienia w miejscu serca…

„Godziny Męki” Luizy Piccarrety: szkoła miłości, świętości i jedności z Jezusem

Luiza Piccarreta, „Mała Córeczka Woli Bożej”, po codziennym rozważaniu przez około 31 lat dwudziestu czterech Godzin Męki Pańskiej, przelała je na papier na prośbę św. Hannibala Marii di Francia. Spisała je mniej więcej w latach 1913-1914. Ojciec Hannibal opublikował je w 4 edycjach i nadał im tytuł «Zegara Męki Pańskiej». Powinniśmy regularnie rozważać te Godziny Męki Pańskiej, aby podążać z bliska za Jezusem, zjednoczyć się z Nim, przyoblec się w Niego, aby odtworzyć w nas Jego myśli, Jego intencje, Jego modlitwy, Jego zadośćuczynienia, Jego cierpienie oraz Jego Miłość; aby wspólnie z Jezusem otaczać Ojca chwałą i dawać Mu zadośćuczynienie, aby zbawić i uświęcić nas samych i naszych braci dla triumfu Jego Królestwa.

W czasach, w których żyjemy, ta Męka jest niezmiernie potrzebna. Da się zauważyć, że szerzy się bezprawie i z tego powodu miłość wielu, a nawet samego Kościoła, ochłodziła się. Ponury obraz, przedstawiony przez Świętego Pawła w drugim liście do Tymoteusza (3,1-9), niewątpliwie odnosi się do naszych czasów. Zalew czarnej fali grzechu, która zwłaszcza w byłych narodach chrześcijańskich osiąga niewyobrażalne poziomy, zagraża zalaniem świata z przerażającymi tego konsekwencjami. Prawdziwą karą, jaką ​​człowiek wymierza sobie samemu, jest wymazanie Boga ze swego życia. Reszta jest konsekwencją tego. I niestety wielu podąża na oślep drogą wiecznego potępienia, jakby nie było Odkupienia, i nikt ich nie zatrzymuje.

Jezus Chrystus jest Drogą, Prawdą i Życiem – nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przez Niego (por. J 14,6). Nie ma świętości, która przed dotarciem do nieskończonego oceanu Woli Bożej, nie przeszłaby najpierw przez bezgraniczne morze cierpienia i miłości Męki Chrystusa. Nie ma świętego, który by nie rozmyślał jej intensywnie i który z potrzeby miłości w pewnym stopniu by w niej nie uczestniczył. A Kościół Święty ciągle utrzymuje ją w pamięci. Co więcej, celebrowanie Eucharystii jest żywą „pamiątką”, to znaczy nieustannie składaną Ofiarą naszego Odkupienia.

Jezus Chrystus, dokonawszy oczyszczenia z grzechów, zasiadł po prawicy Majestatu Ojca na wysokościach (Hbr 1,3), bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nami (7,25) w każdej godzinie i w każdej chwili, i przedstawia Ojcu swoją Ofiarę, swój ból i swoją Miłość w imieniu naszym, w imieniu Kościoła i wszystkich stworzeń.

Ale chce, byśmy byli z Nim zjednoczeni i mogli powiedzieć: Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,20). Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24).

Męka Pańska, przez którą Jezus nas odkupił, opisana jest przez ewangelistów w ich Ewangeliach. Następnie opowiedziało o niej wielu świętych i mistyków, z których niektórzy mieli niezwykłe wizje mistyczne i opisali wiele szczegółów. Są to poruszające i imponujące historie. Jednak opisali je z zewnątrz jako bierni obserwatorzy Męki Pańskiej.

Natomiast Sługa Boża Luiza Piccarreta przeżywa Mękę z Jezusem i obserwuję ją od wewnątrz, towarzyszy Mu w każdej chwili i aktywnie bierze udział we wszystkich boleściach, intencjach, zadośćuczynieniach i modlitwach Jezusa podczas Jego Męki.

Dlatego „Godziny Męki” Luizy Piccarrety są szkołą miłości, świętości i jedności z Jezusem, naszym Odkupicielem, a razem z Nim z Wolą Ojca. Nie są narracją czy zwykłym rozważaniem Męki Jezusa opisanej przez wielu innych autorów kościelnych. Są natomiast modlitwą na wzór gimnastyki lub szkoły życia, modlitwą, w której jednoczymy się z Jezusem, żeby wraz z Nim i tak jak On nauczyć się czynić to, co On czynił w swoim wnętrzu, aby nas odkupić.

Nie jest to szczegółowy opis Męki Jezusa, ale jest to miłosna kontemplacja oczami Oblubienicy, Luizy, abyśmy mogli podobnie jak ona przyłączyć się do tego, co wewnętrznie czyni Jezus i brać w tym udział. Jest to sala ćwiczeń, gdzie można się szkolić, aby czynić to, co Jezus czynił. Oznacza kopiować, a raczej odtwarzać i odnawiać w nas wewnętrzne Życie Jezusa Chrystusa.

Pan wyraźnie używa „Godzin Męki”, aby przyciągnąć uwagę i wrażliwość dusz, ale przede wszystkim z bardzo konkretnych powodów: po pierwsze, ponieważ przeżywamy godzinę Męki Kościoła i dlatego prosi nas o wewnętrzny w niej udział. Wielu bierze udział w Męce Pańskiej, niektórzy jako dusze ofiarne, inni nawet jako męczennicy. Każdy dźwiga szczególny krzyż, a niektóre robią ogromne wrażenie. Jednak Pan chce, aby uczestnictwo było przede wszystkim poprzez czynienie z Nim wewnętrznie tego, co On sam czynił.

Jezus mówi do Luizy Piccarrety w 7 tomie “Księgi Nieba” 9 listopada 1906 r.: Córko moja, tak miły jest dla Mnie ten, kto stale rozmyśla nad moją Męką, ubolewa nad nią i Mi współczuje, że czuję się jakby pokrzepiony we wszystkim, co przecierpiałem podczas swojej Męki. Nieustannie nad nią rozmyślając, dusza przygotowuje Mi stały pokarm. W tym pokarmie znajdują się różne przyprawy i smaki, które przynoszą różne efekty. Tak więc, jeśli podczas mojej Męki związano Mnie sznurami i łańcuchami, dusza Mnie odwiązuje i daje Mi wolność. Oni wzgardzili Mną, pluli na Mnie i Mnie obrażali, a ona Mnie szanuje, oczyszcza z tych opluć i Mnie wielbi. Oni obnażyli Mnie i biczowali, ona zaś leczy moje rany i Mnie przyodziewa. Oni ukoronowali Mnie cierniem, traktując jak króla pośmiewisko, wypełnili moje usta żółcią i Mnie ukrzyżowali. Dusza, rozmyślając nad wszystkimi moimi boleściami, koronuje Mnie chwałą i oddaje Mi cześć, uznając Mnie za swojego Króla. Wypełnia moje usta słodyczą, dając mi najbardziej wykwintny pokarm, którym jest pamięć o moich własnych czynach. A wyjmując gwoździe i zdejmując Mnie z Krzyża, sprawia, że Ja się odradzam w jej sercu, dając jej w nagrodę, za każdym razem, gdy to czyni, nowe życie łaski. Jest ona zatem moim pokarmem, a Ja czynię siebie jej stałym pożywieniem. Tym więc, co najbardziej lubię, jest nieustanne rozmyślanie nad moją Męką.

W tomie 11 „Księgi Nieba” w październiku 1914 r. Luiza mówi: „Pisałam Godziny Męki Pańskiej i tak sobie rozmyślałam: Ile poświęceń wymaga pisanie tych błogosławionych Godzin Męki, zwłaszcza przedstawianie na piśmie niektórych wewnętrznych przeżyć, które zaszły tylko między mną i Jezusem! Jaką On mi da za to rekompensatę?

A Jezus, pozwalając mi słyszeć swój łagodny i słodki głos, powiedział do mnie: Córko moja, w nagrodę za to, że napisałaś Godziny Męki, za każde słowo, które napisałaś, dam ci pocałunek i duszę.

A ja: Miłości moja, to dla mnie, a co dasz tym, którzy będą je rozważać?

A Jezus: Jeśli będą je rozważać wspólnie ze Mną i za pomocą mojej własnej Woli, dam im duszę za każde słowo, które przeczytają, ponieważ większy lub mniejszy efekt tych Godzin Męki wynika z większej lub mniejszej jedności, jaką ze Mną tworzą. Jeśli stworzenie rozważa je za pośrednictwem mojej Woli, to ukrywa się w mojej Woli, a kiedy działa moja Wola, mogę czynić wszelkie dobro, jakiego zapragnę, nawet za pomocą jednego tylko słowa. I będę to czynił za każdym razem, gdy będziecie je rozważać”.

Natomiast 13 października 1916 r. Jezus mówi do Luizy: Córko moja, w ciągu mojego Życia na ziemi tysiące aniołów towarzyszyło mojemu Człowieczeństwu i gromadziło wszystko, co czyniłem: słowa, czyny, kroki, a nawet westchnienia, boleści, krople mojej krwi, jednym słowem wszystko. Byli to aniołowie wyznaczeni, aby się Mną opiekować i oddawać Mi cześć, gotowi na każde moje skinienie. Schodzili z Nieba i wstępowali do niego, aby zanieść Ojcu wszystko, co czyniłem. A teraz ci aniołowie posiadają specjalne zadanie. Gdy dusza wspomina moje Życie, moją Mękę i moje modlitwy, otaczają ją, zbierają jej słowa, jej modlitwy, współczucie, które Mi okazuje, jej łzy i dary, łączą je z moimi i zanoszą przed mój Majestat, aby odnowić Mi chwałę mojego własnego Życia. Radość aniołów jest tak wielka, że pełni szacunku słuchają, co dusza mówi, i modlą się razem z nią… Z jaką więc uwagą i z jakim szacunkiem dusza powinna rozważać owe Godziny, pamiętając, że aniołowie chłoną jej słowa, żeby powtórzyć po niej to, co mówi!

 Następnie dodał: Przy tylu goryczach, które otrzymuję od stworzeń, owe Godziny są małymi słodkimi łykami, jakie dają Mi dusze. Ale za mało jest tych słodkich łyków w porównaniu do tak wielu gorzkich łyków, które otrzymuję. Dlatego bardziej je rozpowszechniajcie, bardziej rozpowszechniajcie!

Stańmy się zatem wieloma żywymi „ZEGARAMI MĘKI PAŃSKIEJ”, tak aby nieustannie żyła w nas Męka Jezusa i Maryi.

Godziny Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa

Zadowolenie, jakie błogosławiony Jezus odczuwa, gdy rozważamy owe Godziny jest tak duże, że chciałby, aby przynajmniej jeden egzemplarz tych medytacji, do praktykowania, znajdował się w każdym mieście lub miasteczku, ponieważ gdy je rozważamy, Jezus słyszy w tych zadośćuczynieniach jakby odtwarzany swój własny głos i swoje własne modlitwy, które wznosił do Ojca podczas 24 godzin swojej bolesnej Męki. I gdyby to było praktykowane przez przynajmniej kilka dusz w każdym mieście lub miasteczku, to wydaje mi się, że Jezus daje mi do zrozumienia, iż sprawiedliwość Boża zostałaby częściowo złagodzona, a jej bicze byłyby częściowo powstrzymane i jakby osłabione w tych smutnych czasach udręki i przelewu krwi. (Z listu Luizy Piccarrety)

Luiza Piccarreta – z wygnania do Ojczyzny, w obie strony!

Po przeżyciu na ziemi, na wygnaniu 81 lat, 10 miesięcy i 9 dni, Luiza zmarła we wtorek, 4 marca 1947 roku, około godziny 6 rano, po 15 dniach choroby, jedynej choroby stwierdzonej w całym jej życiu, po ostrym zapaleniu płuc z wysoką gorączką. Zmarła u schyłku nocy, o tej samej godzinie, o której jej spowiednik zwykł codziennie ją wyrywać z jej stanu „śmierci” za pomocą posłuszeństwa.

Pisze jej spowiednik:

Luiza na swoim łożu śmierci, przy którym czuwają siostry Córki Bożej Gorliwości, jej siostra Angelina oraz wierna uczennica i świadek, Rosaria Bucci

Niezwykłe oznaki po jej śmierci. Jak widać na zdjęciach, ciało Luizy pozostało w pozycji siedzącej, dokładnie w takiej, jaką przyjmowała, kiedy była nadal przy życiu, i nie dało się go wyprostować, nawet przy użyciu siły kilku osób. Luiza pozostała w tej pozycji i dlatego trzeba było zbudować dla niej specjalną trumnę. Rzecz szczególna, ciało jej nie uległo pośmiertnemu ZESZTYWNIENIU, które występuje u wszystkich zmarłych. Przez szereg dni zostało wystawione na widok wszystkich mieszkańców Corato i tłumów ludzi z zewnątrz, którzy specjalnie przybyli do Corato, aby na własne oczy ujrzeć ów NIEZWYKŁY I WYJĄTKOWY PRZYPADEK. Bez żadnego wysiłku można było obracać we wszystkie strony jej głowę, podnosić i zginać ręce, zginać dłonie i palce. Można było unieść jej powieki i przyjrzeć się jej błyszczącym i niezamglonym oczom.  Wydawało się, że Luiza żyje i że śpi głęboko. Specjalnie zwołane konsylium lekarskie po dokładnych oględzinach orzekło, że Luiza faktycznie umarła i jej śmierć jest rzeczywista, a nie, jak powszechnie mniemano, pozorna. By zadowolić ściągające tłumy […], po uzyskaniu zgody władz miejskich i urzędu sanitarnego trzeba było pozostawić ciało Luizy na łożu śmierci przez cztery – powtarzam CZTERY – dni. Na jej ciele nie pojawiły się w tym czasie żadne ślady rozkładu.

Luiza powiedziała, że urodziła się „na opak” i dlatego słusznym było, żeby jej życie było „na opak” w odniesieniu do życia innych stworzeń. Nawet jej śmierć była „na opak”… Pozostała w pozycji siedzącej, w takiej, jaką zawsze przyjmowała, kiedy była nadal przy życiu, i w pozycji siedzącej została zaprowadzona na cmentarz, w specjalnej trumnie, ze szkła, jak królowa na tronie, ubrana na biało, „jak Oblubienica dla swojego Oblubieńca”, z napisem „Fiat” na piersi…

Cała pełna chwały wchodzi córa królewska; 
złotogłów jej odzieniem. 
W szacie wzorzystej wiodą ją do króla; 
za nią dziewice, jej druhny, wprowadzają do ciebie. 
Przywodzą je z radością i z uniesieniem, 
przyprowadzają do pałacu króla… 

(Psalm 44)

Kolejne świadectwo ks. Benedetto Calvi:

Jakie było jej 82-letnie życie, w którym około 70 lat była przykuta do łóżka?

Modlitwa + Praca + Cierpienie + Pocieszanie + Doradzanie + Nauczanie + Oświecanie umysłów + Ogrzewanie serc + Przemienianie dusz. Jej łóżko przekształcało się w cudowną ambonę, z której z mądrością i z boskim namaszczeniem przemawiała i wewnętrznie przemieniała dusze. Wielu wychodziło z jej pokoiku wyraźnie przemienionych, zadziwionych i wzruszonych, i gotowych do oczyszczenia się w spowiedzi świętej. Była naszym piorunochronem, który chronił nas przed piorunami potężnej sprawiedliwości Bożej, oburzonej przez zniewagi naszych grzechów.

Triumfalny pogrzeb Luizy

Chociaż ciało Luizy przez cztery dni nie zesztywniało, nie można było jej wyprostować ani położyć. Umieszczono ją więc w specjalnej trumnie.

Prałat i spowiednik (oznaczony kręgiem) z Przewielebną Kapitułą poprzedzają trumnę przez całą drogę

Jej pogrzeb odbył się 7 marca 1947 roku. Ponad 40 kapłanów – Kapituła i miejscowi duchowni – liczne siostry zakonne (Córki Bożej Gorliwości, Siostry Misjonarki „Sacro Costato”, Siostry „z Ivrea” itp.), tłum tysięcy ludzi, którzy powchodzili nawet na dachy domów, po uroczystościach pogrzebowych i Mszy Świętej celebrowanej przez Kapitułę w Kościele Matce, wszyscy odprowadzili ją na cmentarz … Był to prawdziwy plebiscyt katolickiego ludu, który po niej płakał i który po 77 latach nadal o niej pamięta. Był to jej pierwszy chwalebny triumf na ziemi …

Siostry Misjonarki „Sacro Costato” (założone przez P. Eustachego Montemurro, z Gravina, „zaadoptowane” przez ojca Di Francia) na zmianę niosą trumnę

To był prawdziwy plebiscyt – tysiące ludzi przybyłych ze wszystkich stron – pierwszy chwalebny triumf Luizy, zwanej Świętą

 

Co pozostawiła nam Luiza? Tylko serdeczną pamięć o sobie? Jej spowiednik, ks. Benedetto Calvi, godzinę przed jej śmiercią, zebrał z ust Luizy jej ostatnie słowa, które nazwał testamentem duchowym Luizy i jej wielką i pocieszającą obietnicą:

Umieram szczęśliwsza, ponieważ Wola Boża,
bardziej niż kiedykolwiek pocieszyła mnie waszą obecnością
w tych ostatnich chwilach mojego życia.
Widzę długą, piękną i szeroką Drogę,
oświetloną mnóstwem nieskończonych i promiennych Słońc…
O tak, znam je!
To Słońca moich czynów dokonanych w Woli Bożej.
To droga, którą muszę teraz pokonać,
to droga przygotowana dla mnie przez Wolę Bożą,
to droga mojego triumfu, to droga mojej chwały,
abym mogła przyłączyć się do bezmiaru szczęścia Woli Bożej.
To moja droga, to droga, którą zachowam dla was, drogi Ojcze,
to droga, którą zachowam dla wszystkich dusz pragnących żyć w Woli Bożej. 

Ale 23 kwietnia 1921 roku (w urodziny Luizy) Jezus złożył kolejną wspaniałą Obietnicę:

 Córka moja, odwagi! Przyjdę, przyjdę. Nie zajmuj się niczym innym jak moją Wolą. Odłóżmy ziemię na bok. Zmęczą się złem, wszędzie będą siać strach, przerażenie i pogrom. Ale nadejdzie koniec, moja miłość zatriumfuje nad całym ich złem. Dlatego też rozciągnij swoją wolę w Mojej, którą, jak drugie niebo, wraz ze swoimi czynami rozciągniesz nad głowami wszystkich, a Ja spojrzę na czyny stworzeń poprzez twoje boskie czyny, ponieważ są one wszystkie płodem mojej Woli. I zmusisz moją odwieczną Wolę, aby zstąpiła poniżej sfer i zatriumfowała nad złem ludzkiej woli. Tak więc, jeśli chcesz, aby moja Wola zstąpiła i moja miłość zatriumfowała, musisz udać się poza sfery, żyć tam, rozciągać swoje czyny w mojej Woli, A POTEM ZSTĄPIMY RAZEM, zaatakujemy stworzenia moją Wolą, moją miłością, zmylimy je, tak iż nie będą mogli się oprzeć. Dlatego na razie pozwólmy im działać. Żyj w mojej Woli i bądź cierpliwa.

Ocaleni przez Krzyż

Św. Paweł mówi: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24). Przypomnijmy sobie Ewangelię, kiedy Piotr w imieniu wszystkich powiedział: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Wtedy Jezus zaczął otwarcie mówić swoim uczniom, że musi iść do Jerozolimy i wiele przecierpieć, i że będzie zabity i zmartwychwstanie dnia trzeciego. Wtedy Piotr wziął go na bok i zaczął Mu mówić: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”. Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: „Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki”. Jakże odmienny wydaje się Krzyż, jeśli postrzegany jest z perspektywy ludzkiej, a nie boskiej!

Piotr chciał ocalić Jezusa od krzyża, podczas gdy Jezus chciał ocalić Piotra i nas wszystkich przez krzyż. Dla Piotra i dla nas wszystkich, jeśli nie myślimy według Boga, ale według świata, krzyż reprezentuje całokształt wszelkiego nieszczęścia, maksymalne cierpienie, śmierć.

Pragniemy odrzucić cierpienie, ponieważ nie leży ono w naturze człowieka. Bo śmierci Bóg nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących. Stworzył bowiem wszystko po to, aby było, i byty tego świata niosą zdrowie: nie ma w nich śmiercionośnego jadu ani władania Otchłani na tej ziemi (Mdr 1,13-14). Bo dla nieśmiertelności Bóg stworzył człowieka – uczynił go obrazem swej własnej wieczności. A śmierć weszła na świat przez zawiść diabła i doświadczają jej ci, którzy do niego należą. (Mdr 2,23-24). Ponieważ Bóg nas kocha, przyjął ryzyko bycia nieodwzajemnionym i dlatego miłość przynosi cierpienie. W takim stopniu, w jakim kochamy, w takim też stopniu cierpimy. A ponieważ człowiek zgrzeszył, cierpienie jest nieuniknione. Dlatego Jezus mówi do Luizy:

Córko moja, krzyż jest ciernistym owocem, który na zewnątrz jest przykry i kłujący, ale gdy usunie się ciernie i skórkę, znajduje się cenny i smaczny owoc. I tylko ten, kto jest cierpliwy, aby znosić przykrości ukłuć, może odkryć tajemnicę tego drogocennego i smacznego owocu. Tylko ten, kto zdołała odkryć tę tajemnicę, patrzy na niego z miłością oraz pożądliwie poszukuje tego owocu, nie zważając na ukłucia, podczas gdy wszyscy inni patrzą na niego z pogardą i go lekceważą (Księga Nieba, tom 7, 9 maja 1907).

Jezus zatem powiedział do swoich uczniów: Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! (Łk 9,23). „Niech co dnia bierze swój krzyż”. Kto wie jaką minę mieli ci, którzy słuchali Jezusa! Wszyscy wiedzieli, czym jest krzyż, najbardziej okrutne i haniebne narzędzie, za pomocą którego Rzymianie dokonywali egzekucji na skazanych. Co oni pomyśleli? A co my sądzimy?

My myślimy o tym, jak bardzo Jezus wycierpiał podczas swojej męki, a co za tym idzie, myślimy o tym wszystkim jako o bolesnej sytuacji… Ale jak Jezus na to patrzy? Jezus przyjął krzyż od pierwszego dnia, od Wcielenia. To prawda, że ​​od tego momentu rozpoczęła się Jego Męka i Odkupienie. Zatem krzyż to nie tylko coś, co jest wykonane z dwóch drewnianych belek… Jak to wytłumaczyć?

Krzyż tworzą dwie przeciwstawne, skrzyżowane belki. Przychodzą tu na myśl dwa tajemnicze drzewa, które znajdowały się w centrum ziemskiego raju, „drzewo życia” i „drzewa poznania dobra i zła”, z którego człowiek miał nie spożywać. Pierwsze drzewo przedstawia Wolę Boga, a drugie wolę człowieka. Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, ma Wolę Bożą (Wolę Ojca) i wolę ludzką. Te wole są w Nim doskonale zjednoczone, utożsamione w jednej Woli Bosko-ludzkiej. Kiedy wola ludzka i Boża są przeciwstawne, jedna tworzy krzyż dla drugiej. Jezus uświęcił krzyż, a nie odwrotnie. Dlatego to nie krzyż uświęca, ale poddanie się Woli Bożej, która tworzy prawdziwe i całkowite ukrzyżowanie (Księga Nieba, tom 11, 18.11.1913). Jeśli Jezus znosił swoją Mękę od pierwszej chwili swojego życia, to dlatego, że dźwigał w sobie nas wszystkich, całą ludzkość, a wraz z nią wszystkie grzechy świata. Dlatego zastał te dwie wole przeciwstawne, w formie krzyża i ze wzajemnym cierpieniem. Jednak dla Niego Krzyż, na którym się rozłożył już od samego Wcielenia i na którym żył w spokojnym zawierzeniu, to ramiona Ojca, nieskończenie dobrego i umiłowanego. Ten Krzyż przynosi nie śmierć, ale Życie. Ten krzyż nie powinniśmy nieść, ciągnąc, ale powinniśmy pozwolić, aby to on nas niósł w swoich ramionach. Ten krzyż nas ogołaca i napełnia Jezusem. W ten sposób puste przestrzenie dobra i życia, którymi jest cierpienie, zostają wypełnione Dobrem i Życiem Jezusa.

Nie ma nikogo, kto nie musiałby przejść przez cierpienie. Jednak w jakim kierunku podąża? Cel i owoc Krzyża zależą od tego, czego każdy z nas chce, i tu wkracza Wiara. Na Kalwarii były trzy krzyże, wszystkie trzy były krzyżami boleści. Oprócz Krzyża Chrystusa, z miłości, która nas odkupia i zbawia, jest krzyż „dobrego złoczyńcy”, krzyż pokuty i wiary w Chrystusa, krzyż, który prowadzi do zbawienia i Życia, oraz trzeci krzyż, krzyż drugiego złoczyńcy, który umiera w desperacji, bluźniąc. Jemu krzyż nic nie daje. Wszyscy tam się znajdujemy w jednym z tych trzech krzyży. Dlatego Jezus mówi: Krzyż przysposabia duszę do cierpliwości. Krzyż otwiera Niebo i jednoczy Niebo i ziemię, czyli Boga i duszę. Moc krzyża jest potężna. Kiedy krzyż wnika w duszę nie tylko ma moc usuwania rdzy wszystkich ziemskich rzeczy, lecz także sprawia, że dusza znudzona jest rzeczami ziemskimi, czuje do nich wstręt i gardzi nimi. Sprawia natomiast, że smakują jej i podobają się rzeczy niebieskie. Jednak cnotę krzyża uznają nieliczni, tak więc gardzą nim (Księga Nieba, tom 2, 16 maja 1899). Córko moja, to nie uczynki ani wygłaszanie mów, ani moc cudów dały jasno poznać, że byłem Bogiem. Kiedy zostałem postawiony na krzyżu i na nim wywyższony jak na własnym tronie, wtedy zostałem uznany za Boga. Tak więc tylko krzyż objawił światu i całemu piekłu, Kim naprawdę byłem. Wszyscy więc byli wstrząśnięci i rozpoznali swojego Stwórcę. To krzyż zatem objawia duszy Boga i pozwala poznać, czy dusza rzeczywiście należy do Boga. Można powiedzieć, że krzyż odkrywa wszystkie ukryte części duszy i objawia Bogu i ludziom, kim ona jest (Księga Nieba, tom 4, 8 marca 1899).

Nie powinniśmy być zaskoczeni ani gorszyć się cierpieniami chwili obecnej, ponieważ, jak mówi św. Paweł: Niewielkie bowiem utrapienia naszego obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku dla nas, którzy się wpatrujemy nie w to, co widzialne, lecz w to, co niewidzialne. To bowiem, co widzialne, przemija, to zaś, co niewidzialne, trwa wiecznie (2 Kor 4,17-18). Do tajemnic chwalebnych dociera się dopiero po tajemnicach bolesnych. Trzeba przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego – mówili Apostołowie, umacniając dusze uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze (Dz 14,22).

Św. Paweł mówił „o udrękach Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół”, ponieważ Kościół powinien odtwarzać, czyli przeżywać jako całość w swojej historii całe historyczne życie osobiste Jezusa Chrystusa. W ten sposób my jako Kościół dotarliśmy już do Jego Męki. Widzimy proroczą zapowiedź tego w pierwszym rozdziale trzeciego tomu Księgi Nieba:

Przebywając w swoim zwyczajowym stanie, znalazłam się poza sobą, w kościele. Był w nim kapłan, który odprawiał ofiarę Mszy Świętej. Gdy to czynił, gorzko płakał i powiedział: Kolumna mojego Kościoła nie ma na czym się oprzeć!

Kiedy to mówił, ujrzałam kolumnę, której wierzchołek dotykał nieba, a pod tą kolumną znajdowali się księża, biskupi, kardynałowie i wszyscy inni dostojnicy, którzy wspierali tę kolumnę. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, spojrzałam i zobaczyłam, że niektórzy z tych ludzi byli bardzo słabi, niektórzy na wpół zdegenerowani, inni chorzy, jeszcze inni pełni błota. Bardzo niewielu było w stanie ją wesprzeć. Tak więc ta biedna kolumna chwiała się i nie mogła ustać w miejscu z powodu wielu wstrząsów, które otrzymywała od dołu. Nad tą kolumną był Ojciec Święty, który złotymi łańcuchami i promieniami, które wysyłał z całej swojej osoby, robił wszystko, co mógł, aby ją wesprzeć, przykuć i oświecić ludzi, którzy mieszkali poniżej, mimo że niektórzy uciekali, by móc swobodnie się deprawować i brudzić błotem. Co więcej, Ojciec Święty robił, co mógł, aby związać i oświecić cały świat.

Kiedy to widziałam, kapłan, który odprawiał Mszę św. (nie jestem pewna, czy był to kapłan, czy nasz Pan, ale z mowy wynikało, że był to Jezus. Jednak nie jestem tego pewna), przywołał mnie do siebie i powiedział do mnie: Córko moja, zobacz, w jakim opłakanym stanie znajduje się mój Kościół. Ci sami ludzie, którzy mieli go wspierać, upadają i swoimi dziełami go obalają, uderzają w niego, a nawet go oczerniają. Żeby temu zaradzić, muszę ​​przelać tak dużo krwi, aby utworzyć kąpiel, która obmyje to zgniłe błoto i uleczy ich głębokie rany. Wtedy uzdrowieni, wzmocnieni i upiększeni tą krwią, będą mogli być zręcznymi narzędziami do wsparcia tej kolumny, tak aby była stabilna i trwała. […]

Potem ujrzałam krwawą masakrę, jakiej dokonano na ludziach znajdujących się pod kolumną. Co za straszna tragedia! Bardzo mało było ludzi, którzy nie byli ofiarą! Byli tak zuchwali, że próbowali nawet zabić Ojca Świętego. Ale wtedy wydawało się, że dzięki tej przelanej krwi i dzięki tym krwawym i zmasakrowanym ofiarom ci, którzy pozostali, stawali się silni, tak iż mogli wesprzeć kolumnę i nie dopuścić, by się chwiała. Och, jakie to szczęśliwe dni! Potem nadeszły dni triumfu i pokoju. Oblicze ziemi wydawało się odnowione, a kolumna nabierała swojego pierwotnego blasku i piękna. O szczęśliwe dni, pozdrawiam was z daleka, gdyż oddacie tak wiele chwały mojemu Kościołowi i tak wiele czci Bogu, który jest jego Głową! (1 listopada 1899).

Zakończymy innym rozdziałem z czwartego tomu Księgi Nieba (2 września1901):

Dziś rano mój ukochany Jezus ukazał się zjednoczony z Ojcem Świętym i zdawał się do niego mówić: To, co przecierpieliście dotychczas [ty i Kościół], to nic innego jak wszystko to, przez co Ja przeszedłem od początku mojej Męki aż do wyroku śmierci. Synu, nie pozostaje ci nic innego, jak tylko dźwigać krzyż na Kalwarię. Kiedy to mówił, wydawało się, że błogosławiony Jezus wziął krzyż i położył go na ramionach Ojca Świętego. Sam pomagał mu go dźwigać.

Kiedy to czynił, dodał: Wydaje się, że mój Kościół jest jakby umierający, zwłaszcza jeśli chodzi o warunki społeczne. Z niepokojem wyczekują okrzyku śmierci. Ale odwagi, mój synu. Po tym, jak dotrzesz na górę, gdy krzyż zostanie wywyższony, wszyscy będą wstrząśnięci, a Kościół porzuci swój umierający wygląd i odzyska pełnię sił. Krzyż będzie jedynym środkiem. I tak jak krzyż był jedynym środkiem, który wypełnił pustki wytworzone przez grzech i zjednoczył Boga i człowieka, oddzielonych od siebie nieskończoną odległością, tak też w obecnych czasach jedynie krzyż wyniesie czoło mojego odważnego i promieniującego Kościoła oraz zmyli i przepędzi wrogów.

Dodam (aby ci, którzy potrafią zrozumieć, zrozumieli), że fragment ten w niezwykły sposób przypomina upublicznioną „proroczą i symboliczną wizję” „Tajemnicy Fatimskiej”. Kto może, niech ją przeczyta i porówna… i zrozumie, kim jest ten „Ojciec Święty”…

Cała historia świata zawarta jest we Mszy Świętej

Prawdziwą historię świata ukazuje nam świadectwo Boże. Bóg jest Stwórcą i Reżyserem Historii, która jest właśnie historią relacji między Bogiem a człowiekiem, a zatem jest Historią Świętą. To nie tylko „historia zbawienia”, ale przede wszystkim historia cudownego Planu Ojca.

Centrum i najważniejszym momentem Mszy Świętej, czyli Eucharystii, jest Konsekracja: Pan Jezus, prawdziwy Bóg i prawdziwy Człowiek, staje się obecny w sposób fizyczny i sakramentalny jako Ofiara, która ofiarowuje się Ojcu za nas.

Wszystko, co poprzedza Konsekrację, jest przygotowaniem do Niej. Wszystko, co następuje po Niej, jest konsekwencją, czyli Komunią. W niej Jezus ofiarowuje nam siebie.

Ten sam schemat występuje w Historii świata. W centrum historii znajduje się „pełnia czasów” (Ga 4,4): Wcielenie Słowa i nasze Odkupienie. Historia wydaje się zatem podzielona na dwie części: przed Chrystusem i po Chrystusie. Tak więc mamy w Historii początek (początek czasów), moment centralny (pełnię czasów), który prowadzi nas do momentu kulminacyjnego (do końca czasów), a następnie do zakończenia (do końca świata, czyli do końca historii, do końca czasu próby).

– Początkiem czasu jest stworzenie świata Odpowiada początkowi Mszy św.
– Centralny moment: „pełnia czasów” Odpowiada Konsekracji
– Moment kulminacyjny: „koniec czasów” Odpowiada Komunii
– A zakończeniem jest „koniec świata” Odpowiada końcowi Mszy św.

We Mszy św. Bóg chciał skupić swój odwieczny Akt Miłości. Chciał, aby Msza zawarła w sobie wszystko, co Bóg czyni, aby zawarła w sobie całą historię Zbawienia. Życie Jezusa ma 3 wymiary: wymiar historyczny 33 lata Jego życia na ziemi (34 lata od Jego Wcielenia), drugi wymiar to Jego Życie Eucharystyczne, a trzeci to Jego życie mistyczne. Celem Eucharystii jest zatem utworzenie i przeszczepienie w nas Jego Życia. Sakrament Eucharystii tak jak inne sakramenty nie jest celem sam w sobie, ale jest środkiem, aby osiągnąć cel, którym jest utworzenie w nas życia Jezusa. Jezus chce stworzyć z nami doskonałą komunię życia.

Podczas Mszy św. podróżujemy w czasie i przestrzeni i nie potrzebujemy samolotu, żeby dotrzeć do Ziemi Świętej, gdyż podróżujemy w Duchu i prawdzie. Podczas Mszy św., gdziekolwiek jest ona odprawiana, znajdujemy się w Wieczerniku wraz z Jezusem podczas Ostatniej Wieczerzy. Wokół stołu są apostołowie i robią nam miejsce i wszystkie pokolenia aż do ostatniego człowieka znajdują się wokół Jezusa w chwili, kiedy dokonuje Konsekracji pierwszy i jedyny raz.

Tak więc Konsekracja, która ma miejsce podczas każdej Mszy św., jest dokładnie tą samą Konsekracją, której dokonał Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Dlatego dokładnym punktem odniesienia, aby uznać całą Historię za Mszę św., jest Ofiara Pańska. Ofiara Pańska została uobecniona przez Niego w sakramencie podczas Ostatniej Wieczerzy i dokonana w sposób widoczny kilka godzin później na Kalwarii.

Zatem we Mszy św. słowa Konsekracji są tymi samymi słowami, które wypowiedział Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy. Konsekracja we Mszy św. nie jest powtarzana, ale jest ponownie „przedstawiana”, czyli uobecniana (takie jest znaczenie słowa „żywa pamiątka”), a gest podniesienia Hostii i Kielicha odpowiada wywyższeniu Jezusa na krzyżu: Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

Właśnie z powodu tego oczekiwania chcielibyśmy zrozumieć, w jakim momencie historycznym żyjemy, w jakim momencie „Mszy” się znajdujemy… Porównajmy to zatem z liturgią Mszy Świętej.

W kościele zapalają się światła i w ten sposób rozpoczyna się historia świata. Bóg wypowiada „Fiat Lux!” („Niechaj się stanie światłość!”). Kapłan wychodzi z zakrystii i wchodzi na ołtarz, aby odprawić Mszę św. tak jak Bóg wyszedł ze swojego wewnętrznego życia [„ad inta”] na zewnątrz, aby zrealizować swoje dzieło. W tym momencie kapłan całuje ołtarz i ten gest jest obrazem rozpoczęcia dzieła Stworzenia. Wola Boża ucałowała z miłością swoje dzieła i swoje stworzenia, mówiąc za każdym razem „Fiat” [„niech tak się stanie”]. Następnie kapłan wykonuje znak krzyża w imię Trójcy Przenajświętszej i to odpowiada stworzeniu człowieka na obraz Trójcy Przenajświętszej.

Potem mamy pozdrowienie kapłana np. Miłość Boga Ojca, łaska naszego Pana Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi. Jest to początkowy okres miłości i zażyłości między Bogiem i Jego Synem, człowiekiem, Adamem, który został stworzony, aby być dziedzicem wszystkiego, co Bóg posiada.

Dalej we Mszy św. mamy akt pokuty np. Spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem, i zaniedbaniem… Ten moment odnosi się do grzechu pierworodnego. Bóg natychmiast interweniuje, dając obietnicę Odkupienia. To jest moment, w którym kapłan wypowiada słowa: Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego.

Dalej mamy smutną historię upadłej ludzkości, zbrodnię Kaina, który zabił swojego brata, oraz całe pokolenie Kaina, które coraz bardziej popada w grzech i coraz bardziej się deprawuje. Ta smutna historia osiąga szczyt, kiedy Bóg mówi, że żałuje, iż stworzył ludzi na ziemi (Rdz 6,6). To wszystko odpowiada chwili, kiedy mówimy: Panie zmiłuj się nad nami, Chryste zmiłuj się nad nami… Mamy zatem pierwsze oczyszczenie wodą, potop, z którego ocalał Noe wraz ze swoją rodziną, jedyny sprawiedliwy, którego Bóg znalazł na ziemi i z którym chciał rozpocząć wszystko od początku. Albowiem chwałą Boga jest człowiek żyjący. Temu odpowiada „Gloria” podczas Mszy św. Człowiek oddaje chwałę Bogu: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli…, i ponownie rozpoczyna dialog z Bogiem. Tym dialogiem jest modlitwa tzw. „kolekta”: Módlmy się…, która gromadzi wszystkie modlitwy całego Kościoła i przedstawia je Bogu. Dialog z Bogiem toczy się dalej i odpowiada całemu Staremu Testamentowi. Mamy pierwsze czytanie, a potem Psalm jako odpowiedź, którą daje Bogu człowiek. W niedzielę i święta mamy drugie czytanie. Potem Bóg osobiście staje się obecny przez czytanie Ewangelii. Człowiek odpowiada na to wszystko wiarą, wiarą Abrahama, wypowiadając Credo [Wierzę w Boga]. Kończy się liturgia słowa i zaczyna się liturgia eucharystyczna i przygotowanie darów, przygotowanie ofiary Pańskiej, ponieważ nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych. Właśnie dlatego liturgia słowa poprzedza liturgię eucharystyczną, ponieważ liturgia słowa nadaje sens, daje zawartość i wyjaśnienie liturgii eucharystycznej. Przygotowanie darów odpowiada więc kultowi Starego Testamentu składania ofiar Bogu. Były to dary z rzeczy przekazywane Bogu, tak jak na przykład chleb i wino, które składał Melchidezek, kapłan i król, sylwetka przyszłego Odkupiciela.

Dochodzimy wreszcie do znaczącego momentu Mszy, kiedy kapłan z wielką radością mówi: Pan z wami…W górę serca… Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu. Dlaczego mamy ten wyraz radości i entuzjazmu? Ponieważ w tym momencie pojawia się na ziemi Istota całkowicie oddana Bogu, Maryja, Niepokalana, pełna łaski. Dalej mamy prefację, kiedy kapłan mówi np: Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy Tobie, Ojcze święty, zawsze i wszędzie składali dziękczynienie przez umiłowanego Syna Twojego, Jezusa Chrystusa. Ta prefacja jest echem Magnificat Maryi, a jej owocem jest Wcielenie Słowa: Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej. Hosanna na wysokości. Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.  

Rozpoczyna się więc modlitwa eucharystyczna, która odpowiada życiu Jezusa i kończy się na Ostatniej Wieczerzy, na której Jezus ustanowił Eucharystię. Te dwa momenty, wówczas i teraz, są jednym i tym samym momentem. W tej chwili zanika 2000 lat i Jezus wyprzedza o kilka godzin swoją Ofiarę na Kalwarii, gdzie jest wyniesiony na krzyżu i wyniesiony przez Ojca podczas zmartwychwstania. Na to wskazuje gest kapłana, który podnosi Hostię i Wino. Czyni to nie po to, aby ludzie ujrzeli Jezusa, ale po to, aby ofiarować Go Ojcu. To jest moment, w którym Chrystus został wyniesiony, aby wszystkich przyciągnąć do siebie. Na koniec wypowiadamy słowa: Głosimy śmierć Twoją, Panie Jezu, wyznajemy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale. To oznacza, że historia ludzkości toczy się dalej. Druga część modlitwy eucharystycznej odpowiada życiu Kościoła. Całe życie i działalność Kościoła podsumowane jest w słowach kapłana: Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie, Boże, Ojcze wszechmogący, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała. Taki powinien być program i cel naszego życia: przez Jezusa, z Jezusem i w Jezusie.

Następnie rozpoczyna się ostatni etap Mszy św. – Komunia św, która jest poprzedzona modlitwą „Ojcze nasz”. Jest to w historii Kościoła przejście od mentalności sługi do mentalności syna, od ducha bojaźni do ducha synowskiej miłości. Na to może wskazywać moment, kiedy św. Franciszek zdjął z siebie ubranie przed biskupem Asyżu i oddał je ojcu, który go oskarżał, i powiedział: Chcę odtąd mówić „Ojcze nasz, który jesteś w niebie, a nie: Ojcze mój, Piotrze Bernardone”. I odmówił „Ojcze nasz”. Biskup okrył go swoim płaszczem. Rozpoczyna się więc czas nowy. Mija trochę czasu i mamy objawienia z Guadalupe w 1531 r. Maryja prosi za pośrednictwem Juan Diego, aby wybudować świątynię, nowy kościół światła, żywy kościół dusz, w którym Ona mogłaby być Matką. To kolejny etap zmiany mentalności ze sługi na syna. Bóg pragnie nie sług, lecz synów, z którymi mógłby podzielić się swoją miłością i swoim życiem, którym mógłby dać wszystko, gdyż chce odnaleźć w nich samego siebie. To jest przygotowanie do Komunii.

Potem mówimy: Wybaw nas, Panie, od zła wszelkiego i obdarz nasze czasy pokojem. Jest to jakby echo ostatnich słów modlitwy „Ojcze nasz”: wybaw nas od złego, ponieważ zło coraz bardziej się rozprzestrzenia. Wtedy kapłan mówi: Pokój Pański niech zawsze będzie z wami. To dokładnie odpowiada naszym czasom. Wszyscy mówią o pokoju, który nie nadchodzi. Pokoju nie będzie, dopóki nie powiemy: Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem. Wtedy zostanie nam dany pokój, o który musimy prosić Pana, gdyż tylko On może nam go dać. W tym momencie mamy Komunię, która jest obrazem chwalebnego przyjścia Pana. Pan przychodzi, aby utworzyć w nas swoje życie. Czas modlitwy w ciszy, dziękczynienie po przyjęciu Komunii św. jest obrazem Królestwa Woli Bożej na ziemi, czas zażyłej relacji z Jezusem, czas wypoczynku. Jest czymś więcej niż wypoczynek Jana na piersi Jezusa, gdyż jest to wypoczynek w Panu i wypoczynek Pana w stworzeniu. Tym jest doskonała komunia życia duchowego. Ten czas Apokalipsa nazywa „tysiącleciem”.

Wiemy z Apokalipsy, że pod koniec „tysiąclecia” szatan, który był związany, ma być rozwiązany na krótki okres, ponieważ miłość w sercach się ochładza i dlatego Bóg mu pozwoli dokonać ostatniego ataku, po którym zostanie całkowicie zwyciężony. Temu odpowiada ostatnia modlitwa po Komunii jako prośba o pomoc i wsparcie. Msza św. kończy się pozdrowieniem i błogosławieństwem, które odpowiada końcu historii ludzkości. Idźcie, ofiara spełniona lub Idźcie w pokoju Chrystusa oznacza historia się wypełniła, idźcie w pokoju Chrystusa, każdy do swojego docelowego miejsca, które zostało mu przeznaczone.

Jeżeli komuś spodobała się ta refleksja, niech dziękuje Panu i przygotowuje się na wielką KOMUNIĘ, którą On dla nas szykuje, w której Uczta eucharystyczna stanie się już wkrótce Godami Baranka, zaślubinami ziemi z Niebem.

Modlitwa „Ojcze nasz” kluczem do zrozumienia życia

Nasze życie rozjaśnia się w świetle modlitwy „Ojcze nasz”, w której możemy zrozumieć tajemnicę człowieka. Nasze życie i historia ludzkości są w istocie drogą powrotu syna marnotrawnego do Domu Ojca. W tym Domu syn – którym był Adam i którym jest cała ludzkość – był szczęśliwy, bogaty, niczego nie potrzebował, nie było dla niego niewiedzy ani słabości, ani cierpienia, ani śmierci. Jego upadkiem był grzech, odwrócenie się plecami do Boga, do Ojca i przedłożenie własnej woli nad Wolę Boga, która dawała mu życie, która dawała mu wszystko.

Tak więc gdy nadeszła „pełnia czasu” sam Bóg, nieskończenie dobry Ojciec, wyszedł mu na spotkanie z otwartymi ramionami Chrystusa na krzyżu, aby go objąć i zbawić. I nauczył nas się modlić swoją modlitwą, czyli nauczył nas nowej postawy serca wobec Boga, nowej relacji zaufania i miłości do Ojca. Dzięki niej jesteśmy już nie sługami, ale ukochanymi dziećmi.

„Ojcze nasz” – kto wypowiada te słowa? Kim jest Syn? Czym wypowiada te słowa? Ustami? Umysłem? Tak, ale przede wszystkim sercem, ponieważ nikt nie wie, kim jest Syn, tylko Ojciec; ani kim jest Ojciec, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić (Łk 10,22). Ojciec zaś jest przedmiotem nie tylko wiedzy, lecz także żywego doświadczenia, doświadczenia miłości. Dlatego Duch woła w naszym sercu: Abba, Ojcze! (Rz 8,15).

Któryś jest w niebie – nie tylko w Niebie, lecz także na ziemi, wszędzie i zawsze, Ty, który dajesz życie każdemu uderzeniu serca, Ty, który zapalasz każdą myśl w każdym umyśle, tak jak każdego ranka zapalasz światło słońca, a każdego wieczora światło wszystkich gwiazd, tak jak troszczysz się o każdy liść każdej rośliny i każdą istotę Twojego Stworzenia, mając na uwadze cel, dla którego wszystko stworzyłeś… Ale przede wszystkim cieszysz się, kiedy znajdujesz się w sercu i w duchu każdego Twojego syna: tym jest Twoje „niebo”.

Święć się Imię Twoje – Ale Twoje Imię jest samo w sobie Święte, jak to obwieściła Dziewica w Magnificat. Jednak wypowiedzenie słów „święć się Imię Twoje” oznacza wyrażenie wielkiego pragnienia: aby Twoje Imię Ojca było uznawane, czczone i wielbione, abyś Ty mógł czuć się „zrealizowany” jako Ojciec w każdym z Twoich dzieci, aby każde Twoje dziecko było Twoją chlubą, Twoim zadowoleniem oraz Twoją chwałą!

Przyjdź Królestwo Twoje – czym jest Twoje Królestwo? Królestwo Boże to nie sprawa tego, co się je i pije, ale to sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14,17). Tak, dobrze, ale te rzeczy są owocem czegoś. Twoje królowanie polega na tym, aby Twoja Wola zrealizowała się w Twoich stworzeniach. Ale dlaczego prosimy o to, aby nadeszło? Dlaczego nie mówimy, że chcemy „pójść” do Królestwa? Ponieważ ma się jeszcze zrealizować tutaj, na ziemi. W Niebie już się zrealizowało.

Dlatego Twoje Królestwo polega na tym, aby Twoja Wola była czyniona na ziemi, tak jak jest czyniona w Niebie. Bądź Wola Twoja jako w Niebie, tak i na ziemi. To jednak znacznie więcej niż czynienie tego, co nam nakazujesz, oraz czynienie tego, czego Ty chcesz. To proszenie o to, aby Twoja Wola była dla nas tym, czym jest dla Ciebie. Ma być dla syna taka, jaka jest dla Ojca. A czym jest dla ciebie, Ojcze, Twoja uwielbiona Wola? Wola Ojca jest tą samą i jedyną Wolą trzech Osób Boskich. Wasza Wola jest jak „Serce” bijące Miłością, dla którego wystarczy chcieć, aby coś zrealizować. Wola Boża jest jak „źródło” Życia Trójcy Przenajświętszej. Ty chcesz, Ojcze, aby Twoja Wola była dla nas właśnie tym.

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj – jakiego chleba potrzebujemy? Jezus mówił nam o chlebie z nieba. Od Ciebie, Ojcze, pochodzi każdy chleb: chleb materialny i wszystko, co zgodnie z Twoją Wolą służy podtrzymaniu naszego życia, oraz Chleb żywy, który zstąpił z nieba, a którym jest żywy Jezus w Eucharystii, oraz trzeci chleb, chleb samego Jezusa, o którym powiedział: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie […]. Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,32-33). Każdy chleb jest z Nieba, gdyż każdy chleb i wszystko, co dobre, pochodzi od Ciebie, Ojcze. Ty dajesz nam swój chleb, aby przyprowadzić nas do Ciebie. Jeśli jednak nie uznamy go za chleb z Nieba, a jedynie za chleb z ziemi, zaprowadzi nas do nas samych i na ziemię. Wtedy nie będziemy korzystać z niego po to, aby „tworzyć z Tobą komunię duchową”, ani po to, aby jednoczyć się z Tobą.

Tak więc odpuść nam nasze winy – nie tylko nasze grzechy, nieposłuszeństwo i obrazy, lecz także niesprawiedliwość wobec Ciebie, którą są długi wdzięczności, uwielbienia, wielkoduszności i miłości. My nie jesteśmy w stanie wypełnić tych luk, pokryć naszych długów. Zwracamy się więc do Twojego Miłosierdzia. To Jezus za każdym razem prosi Cię o to razem z nami. Lecz Jezus dodaje:

Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom – On jest Człowiekiem pośród nas, ale jest Bogiem wraz z Tobą. W tym momencie te słowa wypowiadacie Wy, czyli Ojciec, Syn i Duch Święty: „jako i My”, „My” pisane z dużej litery, gdyż wzorem Waszego przebaczenia nie może być nasz sposób przebaczenia, a wręcz przeciwnie, Wasze przebaczenie musi być naszym wzorem, aby nasze było słuszne. Z tego powodu Jezus wkłada te słowa w nasze usta, gdyż w ten sposób mamy nauczyć się przebaczać tak jak Wy i wraz z Wami.

I nie wódź nas na pokuszenie – Tak, Ojcze, niech to nie będzie konieczne. Ty, który jesteś „wierny, nie pozwalasz, abyśmy byli kuszeni ponad nasze siły, ale przez pokusę dajesz nam także wyjście i siłę, abyśmy mogli ją przetrwać” (por. 1 Kor 10,13). Bóg nie może nikogo kusić, bo Ty nie możesz podlegać pokusie ku złemu ani nie kusisz nikogo do zła (por. Jk 1,13-15). Dlatego kiedy prosimy Cię, abyś nie stawiał nas w sytuacji pokusy lub nie stawiał nas przed kusicielem (to jest znaczenie słowa „wodzić”), ponawiamy prośbę Jezusa skierowaną do Ciebie w Ogrójcu: Abba, Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode Mnie ten kielich.

Ale nas zbaw od złego – od wszelkiego zła, od wszystkiego, co sprzeciwia się Twojej Woli, od wszystkiego, co nas oddziela i oddala od Ciebie. Amen!

Teraz możemy więc zrozumieć, że Jezus, ucząc nas „swojej” modlitwy do Ojca, chciał nas nauczyć nie tylko modlitwy, słów, pojęć, ale przede wszystkim ducha, swojego synowskiego Ducha, swojej relacji zaufania, intymności, miłości do Ojca, wzajemnej przynależności i całkowitego wzajemnego oddania. Chciał się z nami tym podzielić. On pragnie przeżywać to za naszym pośrednictwem i w nas. Chciał dać każdemu z nas miejsce, które On sam zajmuje jako Syn w Sercu Ojca. Chciał, abyśmy za pomocą tej modlitwy włożyli w nasze serca wszystko, co Ojciec ma w swoim Sercu, i stworzyli z Nim komunię duchową. Dlatego modlitwa „Ojcze nasz” wyraża w pierwszej części nasze pragnienie tego, co należy do Ojca („Twoje Imię”, „Twoje Królestwo”, „Twoja Wola”), a w drugiej części nasze potrzeby („nasz chleb”, „nasze winy”, „odpuść nam”, „zbaw nas”).

Bóg jest prosty i jest tylko jeden. Tak samo różne zdania z „Ojcze nasz” ukazują w istocie jedną prośbę, która wypowiedziana przez Jezusa, jest jednocześnie obietnicą, ukazują jedną rzecz, która ma pewne konsekwencje. On sam powiedział: Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6,33).

Boski Ojciec będzie czczony i wielbiony przez swoje dzieci, które będą czuć się Jego dziećmi i żyć jak dzieci, gdy nadejdzie Jego Królestwo: „święć się Imię Twoje”. Na czym polega Jego Królestwo? Jego Królestwo polega na tym, aby Jego Wola była dla nas tym, czym jest dla Niego, czyli źródłem życia, źródłem dzieł oraz wszelkiego dobra i szczęścia, aby była dla nas tym, czym jest dla Jezusa: Chlebem, pokarmem, którego nie znamy, pokarmem, o którym mówił swoim uczniom w epizodzie z Samarytanką.

Dlatego kiedy prosimy, aby każdego dnia dawał nam „nasz chleb powszedni”, Bóg nie tylko ma na myśli chleb materialny – który ma tę zaletę, że nas karmi, gdyż jest w nim Wola Ojca – lecz także ma na myśli Chleb Eucharystyczny. Choć Jezus jest naprawdę żywy i obecny w Chlebie Eucharystycznym, to ten Chleb nie jest skuteczny i nas nie przemienia, jeśli jednocześnie nie spożywamy Jego Chleba, którym jest Wola Ojca. Mamy więc trzy „chleby”, o które prosimy. Jednak tym decydującym jest chleb Woli Bożej, gdyż jest współwykonawcą wszystkiego w naszym życiu.

Czy zatem powinniśmy odłożyć wszystko na czas po śmierci, na czas, kiedy znajdziemy się po tamtej stronie? W takim razie dlaczego mówimy „przyjdź Królestwo Twoje”, a nie „wstąpmy do Królestwa”? Ponieważ mówimy, że ma być zrealizowane „na ziemi” tak, jak realizuje się w Niebie. Krótko mówiąc, prosimy, aby Ojciec i dzieci mieli tę samą i jedyną Wolę. Tak można podsumować Ojcze nasz i każdą prawdziwą modlitwę.

W owym dniu – który ma jeszcze nadejść – syn ​​marnotrawny będzie ponownie w Domu Ojca, w jedynej Woli trzech Osób Boskich, która tworzy ich Życie i szczęście. Wtedy powróci „do porządku, na miejsce i do celu, do jakiego Bóg go stworzył”. Wtedy znów będzie bogaty, szczęśliwy i święty. Znowu będzie „podobny” do swojego Stwórcy i Ojca.

Tymczasem teraz przeżywamy decydującą fazę dramatu, apokaliptycznej walki „Królestwa przeciwko królestwu”. Nadszedł czas decyzji! Nikt nie może dwom panom służyć – powiedział Pan. Albo Bóg, albo własne ja. Będzie to miłość Boga posunięta aż do pogardzania sobą lub będzie to miłość własna posunięta aż do pogardy Boga. Albo Wola Boga zwycięży (jeśli chcemy), albo przegra nasza wola, jeśli będziemy czynić naszą wolę, wyłączając Wolę Bożą. Jeśli pozwolimy, aby Wola Boża w nas zwyciężyła, my także zwyciężymy wraz z Nim. Jeśli pozwolimy naszej woli dominować, razem z Nim i my przegramy. Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode Mnie ten kielich, ale nie moja, lecz Twoja Wola niech się stanie.

Jezus umarł na krzyżu, aby wyrazić w sobie to przeciwieństwo. Dwie skrzyżowane belki, dwa pnie…, dwa rzeczywiste i symboliczne drzewa raju: drzewo „Życia” i drzewo „poznania dobra i zła”. Pierwsze drzewo jest obrazem Woli Bożej, pień pionowy, który jednoczy Niebo i ziemię. Drugie drzewo jest obrazem woli ludzkiej, pień poziomy, który ustawiając się przeciwstawnie, w poprzek i mówiąc „nie chcę”, tworzy krzyż, wprowadza wzajemny ból i śmierć! To jest przyczyną całego bólu, który bardziej niż kiedykolwiek zalewa świat.

Cóż za ogromna Tajemnica! Bóg chciał stworzyć człowieka jedynie z miłości, aby mógł być Jego synem, Jego rozmówcą, Jego dziedzicem. Chciał uczynić go małym stworzonym bogiem, chciał, aby był Jego drugim ja! Ta tajemnica, jak mówi św. Paweł, jest „tajemnicą Jego Woli” (Ef 1,9).

W obliczu tej „tajemnicy pobożności” pojawiła się inna tajemnica, „tajemnica bezbożności”: Albowiem już działa tajemnica bezbożności (2 Tes 2,7). Apokalipsa nazywa ją „tajemnicą, Wielkim Babilonem”, tajemnicą tego, co zobrazowane jest w wielkiej nierządnicy i Bestii, która ją nosi (Ap 17,5 i 7).

Oto dwie przeciwstawne tajemnice Apokalipsy (rozdz. 12 i nast.). Powstanie bowiem naród przeciw narodowi (już to widzimy) i królestwo przeciw Królestwu (Mt 24,7). Św. Piotr mówi: Czas bowiem (teraz!), aby sąd się rozpoczął od domu Bożego. Jeżeli zaś najpierw od nas, to jaki będzie koniec tych, którzy nie są posłuszni Ewangelii Bożej? (1 P 4,17). Otwórzmy oczy i bądźmy gotowi!

Bóg we wszystkich, a wszyscy w Bogu

Wszyscy jesteśmy częścią jednego Stworzenia, dlatego jesteśmy na tysiąc sposobów połączeni ze Stwórcą i ze wszystkimi stworzeniami, z Boskim Ojcem i z naszym bliźnim. Jesteśmy połączeni ze sobą jak naczynia. Dlatego będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy. (Mt 22,37-40).

Miłość powinna mieć dwa wymiary. Powinna być skierowana do Boga i do innych. Kiedy Bóg nas stworzył na swój obraz, dał nam wymiar osobowy, niepowtarzalny, wertykalny oraz wymiar społeczny, wspólnotowy, horyzontalny.

Jeśli chodzi o pierwszy wymiar, jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem za swoje postępowanie i życie, jesteśmy z Nim „współtwórcami” nas samych. Ten wymiar osobowy sprawia, że ​​każdy z nas jest wyjątkowy i niepowtarzalny przed Bogiem. Realizuje się on w relacji między łaską Bożą i odpowiedzią człowieka: inicjatywa we wszystkim pochodzi od Boga (On pierwszy nas umiłował), natomiast wierna odpowiedź zależy od nas.

Ten wymiar jest oczywisty: jeśli ja coś spożywam, to nie znaczy, że ktoś inny ma to strawić. Każdy przyszedł na świat jakby sam jeden i sam jeden z niego odejdzie. A gdyby miał wokół siebie pięciuset drogich przyjaciół, którzy go bardzo kochają, nie będą mogli mu nic dodać ani ująć. Nie będą mogli nic dla niego zrobić. Każdy z nas jest jedyny i sam wobec Boga. Należymy jedynie do Niego.

Drugi wymiar jest równie oczywisty. Bóg rozporządził, aby Jego Opatrzność, Mądrość i Miłość względem nas przechodziły przez inne stworzenia, poczynając od naszych rodziców, przez których nas wydał na świat. Bóg rozporządził, aby nasze życie i nasze postępowanie – czyli nasza odpowiedź Bogu – wpływały na inne stworzenia. Bóg chciał, żebyśmy byli zależni od innych i żeby inni byli zależni od nas.

Obydwa wymiary odpowiadają dwóm siłom integrującym wszystko w stworzonym Wszechświecie: sile dośrodkowej i sile odśrodkowej. Razem tworzą znak krzyża: pierwszy jest pionowy, drugi poziomy. Muszą być w równowadze, jeden nie może dominować nad drugim, w przeciwnym razie powstaje chaos i ból. W społeczeństwie dominacja tego pierwszego prowadzi do egocentrycznego i samolubnego indywidualizmu. Dominacja drugiego zrodziła socjalizm i komunizm, który przekreśla indywidualną osobę i redukuje ją do liczby.

Jedno jest Ciało i jeden Duch, bo też zostaliście wezwani do jednej nadziei, jaką daje wasze powołanie. Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który [jest i działa] ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich (Ef 4,4-6). Jak bowiem w jednym ciele mamy wiele członków, a nie wszystkie członki spełniają tę samą czynność – podobnie wszyscy razem tworzymy jedno ciało w Chrystusie, a każdy z osobna jesteśmy nawzajem dla siebie członkami. Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary: bądź dar proroctwa – [do stosowania] zgodnie z wiarą (Rz 12,4-6).

Bóg jest Jeden, a zarazem w Trzech Osobach. Bóg chciał nas stworzyć na wzór siebie. Jezus powiedział: Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (J 14,9). W Bogu Syn jest niestworzonym i doskonałym Obrazem Ojca, jest Jego Wyrazem, jest Światłością ze Światłości, jest najdoskonalszym Pojęciem, jakie Bóg ma o sobie samym. Syn jest na łonie Ojca i jest z Nim jedną Istotą. Tak samo Ojciec w każdym z nas chce widzieć swojego Syna, tak jak w Synu widzi wszystkie swoje dzieci, co więcej, widzi całe swoje Stworzenie.

Bóg chciał, aby każdy z nas był stworzonym i szczególnym obrazem Jego samego, jak małe lusterko wobec Słońca, którym jest Bóg. Stworzył nas jak lustra dla siebie nawzajem i dlatego, patrząc na nas, chce widzieć w każdym z nas nie tylko siebie samego, lecz także wszystkie inne swoje dzieci i wszystkie stworzenia. W naszej miłości pragnie On znaleźć odpowiedź miłości wszystkich swoich stworzeń. Temu właśnie służy „krążenie” w Jego Woli, „krążenie” w Jego dziełach. Tajemnica ta nazywa się „obcowaniem świętych” i powinna być urzeczywistnieniem Jego Królestwa. Z tego powodu powinniśmy być i chcemy być odpowiedzią miłości na Miłość Boga w imieniu wszystkich, w imieniu wszystkich stworzeń, w imieniu całego Stworzenia, głosem wszystkich i wszystkiego, uwielbieniem i błogosławieństwem, dziękczynieniem i miłością we wszystkich i we wszystkim. Wszyscy jesteśmy kanałami komunikacji, jedni względem drugich, przez które Bóg chce szerzyć swoją Miłość i swoje Życie.

„Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, a raczej „Jeden we wszystkich, wszyscy w Jednym”. Bóg jest jednością i wszystko, co czyni w swojej Woli, w jednym odwiecznym Akcie, ma piętno jedności w różnorodności, jedności będącej owocem miłości.

Natomiast wrogiem jedności jest diabeł („ten, który dzieli”), a wszystko, co jest niezgodą, sprzeciwem, rywalizacją, konfliktem, nosi jego piętno, którym jest podział, owoc nienawiści. A po spowodowaniu wszelkiego rodzaju podziałów między ludźmi, doprowadzeniu ich do starć i wzajemnego zniszczenia, teraz chce ich doprowadzić do jedności według jego mniemania, w której unicestwiona zostanie wszelka różnorodność. Jego mottem jest „solve et coagula”, czyli roztopić lub zniszczyć, a następnie uczynić inną jedność według jego mniemania, którą nazywa „nowym porządkiem świata”, mającym na celu zastąpienie Boga.

To jego działanie przyjmowane jest przez ludzi ze względu na ich skłonność do rywalizacji, chęć nieustannego kibicowania komuś lub czemuś, chęć tworzenia przeciwstawnych sobie partii („my tak, oni nie”, „my jesteśmy dobrzy, oni nie”, „my mamy prawo, oni nie”), a także ze względu na skłonność podążania za kimś, kto idzie z przodu, a inni za nim, bez konieczności podejmowania wysiłku i nadmiernego myślenia, kompromitowania się, bez konieczności bycia odpowiedzialnym. Oznacza to, że opiera się na egoizmie, który jest przeciwieństwem miłości.

Powiedzieć, że „Bóg jest miłością”, to jakby powiedzieć, że „Bóg jest Komunią”: Ja i Ojciec jedno jesteśmy (J 10,30). Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie (J 14 ,11). Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje (J 17,10). Z tego powodu Trzy Osoby Boskie są nierozłączne: jedna Istota, jedna Wola, jedno Życie. W Nich jest prawdziwe „obcowanie świętych”, do którego nas wzywają, którego mamy być częścią, ponieważ zostaliśmy stworzeni na obraz Boży, po to, aby żyć na podobieństwo Boże, to znaczy w komunii z Nim i w komunii między sobą:

Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata (J 17,20-24).

Ten wymiar wspólnotowy człowieka jest istotną częścią jego życia. Wszystko, czym jesteśmy, jest nam dane za pośrednictwem innych (na przykład Bóg dał nam istnienie za pośrednictwem naszych rodziców), a wszystko, co człowiek czyni, ma konsekwencje dla niego samego i dla innych.

Te liczne relacje współzależności i wzajemnej przynależności, które Bóg chciał ustanowić z nami i pomiędzy nami, regulują także całe dzieło Stworzenia.

Nasze zachowanie ma wpływ na innych, począwszy od „osobistego” grzechu Adama, z katastrofalnymi konsekwencjami dla wszystkich jego potomków, całej ludzkości, a nawet całego dzieła Stworzenia!

Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8,19-22).

Grzech człowieka uwarunkował nawet sposób realizacji odwiecznego planu Boga:

Któż mógłby ci powiedzieć, moja córko, ile zła może wyrządzić stworzenie, gdy odstępuje od Woli swojego Stwórcy? Zobacz, wystarczył jeden akt odstąpienia pierwszego człowieka od naszej Bożej Woli, aby zmienić nie tylko los ludzkich pokoleń, lecz także sam los naszej Bożej Woli […].  Miałem przyjść [na ziemię] i napotkać człowieka szczęśliwego, świętego i pełnego dóbr, z którymi go stworzyłem. On natomiast zmienił nasz los, gdyż chciał czynić swoją wolę. A ponieważ zostało postanowione, że miałem zstąpić na ziemię – a kiedy Boskość coś postanowia, nikt nie może Jej ruszyć – zmieniłem tylko sposób i wygląd. Zstąpiłem na ziemię w bardzo skromnym przebraniu, ubogi, bez żadnej chwalebnej oprawy, cierpiący, płaczący i obciążony wszelkimi nieszczęściami i boleściami człowieka […]. …gdyby człowiek nie zgrzeszył, gdyby nie odstąpił od mojej Bożej Woli, Ja tak czy inaczej przyszedłbym na ziemię. Ale czy wiesz jak? Pełen majestatu, jak wtedy gdy zmartwychwstałem (Księga Nieba, tom 25, 31 marca 1929).

Grzech ma zawsze złe skutki i dotyka wiele innych stworzeń do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą – mówi Pan. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. (zob. Wj 20,5-6).

To samo można powiedzieć o grzechach „zaniedbania”, czyli o niespełnianiu Woli Bożej w tym, o co nas prosi. Pomyślmy na przykład, jaka próżnia byłaby w Kościele, gdyby święci postępowali tak, jak owy „bogaty młodzieniec” z Ewangelii, gdyby nie odpowiedzieli na swoje powołanie. Ileż dusz nie zostałoby uświęconych, a ile by zginęło! Ileż mniej chwały i szczęścia byłoby w Niebie!

Jeśli ktoś „zanieczyszcza środowisko”, nawet jeśli inni nie zanieczyszczają, to wszyscy doznają szkody. Tak samo jest, jeśli ktoś je oczyszcza: wszyscy czerpią z tego korzyść. Nasze działania (nawet te najbardziej osobiste i ukryte) zawsze mają dla nas i dla wielu innych ludzi lepsze lub gorsze skutki, gdyż Bóg stworzył nas – jak powiedzieliśmy – z wymiarem osobowym i wymiarem „społecznym”, czyli uzależniając nas jedni od drugich. Dlatego też całkowita miłość, jaką jesteśmy dłużni Bogu, łączy się z miłością, którą jesteśmy dłużni innym, jako dowód miłości do Boga. My miłujemy [Boga], ponieważ Bóg sam pierwszy nas umiłował. Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego (1 J 4,19-21).

Jako stworzenia jesteśmy członkami tego samego ciała, którym jest całe Stworzenie. Jako ludzie jesteśmy członkami tego samego ciała, którym jest ludzkość. Jako dzieci Boże jesteśmy członkami Mistycznego Ciała Chrystusa. Zatem na tych trzech „poziomach” – unikajmy nieporozumień związanych z ich myleniem – całe dobro i zło, które czynimy, ma konsekwencje dla całego ciała. Tak samo Bóg daje nam wszystko przez innych, zarówno w sprawach materialnych, jak i duchowych, na przykład łaski, które daje nam Bóg, ktoś dla nas wyjednał, tak jak my musimy je wyjednać dla innych.

Boskie Macierzyństwo Maryi

Pewnego razu jakaś kobieta, ogarnięta entuzjazmem dla Jezusa, podniosła w tłumie głos i powiedziała: „Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś”. Lecz On rzekł: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je” (Łk 11,27-28).

To, co wyróżnia Maryję w oczach Jezusa, to nie tyle fakt, że Go poczęła i wykarmiła piersią, ale raczej to, że przyjęła Wolę Boga, dając Jej w sobie życie. Teoretycznie każda kobieta mogła począć Jezusa, nawet w sposób dziewiczy, dzięki działaniu Boga. Dlaczego nie? Jednak prawdziwym warunkiem bycia Matką Jezusa Chrystusa było posiadanie w sobie Woli Ojca, Jego Mocy twórczej, Jego boskiej dziewiczej Płodności. Maryja była doskonałą naśladowczynią Ojca Niebieskiego. Tylko Maryja tego dokonała.

Chociaż jest czystym stworzeniem, to Jej Macierzyństwo jest boskie, nie tylko dlatego, że Jej Syn jest Bogiem, lecz także dlatego, że w Niej Ojciec Niebieski chciał objawić i przekazać swoje Boskie Ojcostwo, swoją dziewiczą Płodność, swoją twórczą Moc. Jej Macierzyństwo jest boskie także ze względu na sposób, w jaki Maryja je przeżywa i ze względu na jego znaczenie dla Jej Syna i dla Jej dzieci.

Mówienie o tym i przekazanie tego jest czymś, co może uczynić tylko nasz Pan. To zaszczyt, który zarezerwował dla siebie. Mówi o tym w ostatnim rozdziale ostatniego tomu dziennika Sługi Bożej Luizy Piccarrety 28 grudnia 1938 roku, jakby chcąc wskazać, że jako zakończenie pożywnych i obfitych „Godów Baranka” w 36 tomach, czyli w 36 cudownych „daniach”, ten rozdział jest „słodkim” finałem:

Otóż, moja córko, posłuchaj Mnie uważnie. Chcę ci przekazać wielką niespodziankę naszej Miłości i chcę, żebyś niczego nie pominęła. Chcę, żebyś wiedziała, jak daleko sięga Macierzyństwo mojej Niebieskiej Matki, co Ona zrobiła i ile Ją to kosztowało oraz ile Ją to nadal kosztuje.

Musisz wiedzieć, że wielka Królowa nie tylko była Mi Matką dzięki temu, że Mnie poczęła, zrodziła, karmiła swoim mlekiem i otoczyła wszelką możliwą opieką, niezbędną dla mojego niemowlęctwa. To nie było wystarczające ani dla Jej matczynej miłości, ani dla mojej miłości Syna. Dlatego Jej matczyna miłość przemykała w moim umyśle, a jeśli gnębiły Mnie smutne myśli, Ona rozprzestrzeniała swoje Macierzyństwo w każdej mojej myśli, ukrywała moje myśli w swojej miłości i je całowała. Czułem więc, jak mój umysł ukryty był pod matczynym skrzydłem, które nigdy Mnie nie opuszczało. Każdą moją myśl posiadała moja Mama, która Mnie kochała i otaczała całą swoją matczyną troską.

Jej Macierzyństwo rozprzestrzeniało się w każdym moim oddechu i w każdym biciu serca. A jeśli mój oddech i bicie serca dusiły się z miłości i bólu, Ona mknęła ze swoim Macierzyństwem, abym nie zadusił się miłością i aby wylać balsam na moje przebite Serce.

Kiedy patrzyłem, kiedy mówiłem, kiedy pracowałem, kiedy szedłem, Ona biegła, aby przyjąć w swojej matczynej miłości moje spojrzenia, moje słowa, moje dzieła i moje kroki. Zalewała je swoją matczyną miłością, ukrywała je w swoim Sercu i była Mi Mamą. Nawet w pokarmie, które dla Mnie przygotowywała, przelewała swoją matczyną miłość. Kiedy więc spożywałem ten pokarm, odczuwałem Jej Macierzyństwo, które Mnie kochało. A co mógłbym ci powiedzieć o tym, jak bardzo wyrażała swoje Macierzyństwo w moich boleściach? Nie było boleści ani kropli krwi, którą przelałem, a w których nie czułbym mojej kochanej Mamy. Po tym, jak wypełniła dla Mnie swoje zadanie Mamy, brała moje boleści i moją krew i ukrywała je w swoim matczynym Sercu, aby je miłować i kontynuować swoje Macierzyństwo.

Któż mógłby ci opisać, jak bardzo Ona Mnie kochała i jak bardzo Ja Ją kochałem? Moja miłość była tak wielka, że ​​ we wszystkim, co czyniłem, nie potrafiłem trwać, nie czując przy sobie Jej Macierzyństwa. Mogę powiedzieć, że biegła i nigdy Mnie nie opuszczała, nawet w oddechu. Ja zaś Ją wzywałem. Jej Macierzyństwo było moją potrzebą, moją ulgą i wsparciem w moim Życiu na ziemi.

Otóż, moja córko, posłuchaj kolejnej niespodzianki miłości Twojego Jezusa i naszej Niebieskiej Mamy, ponieważ we wszystkim, co się wydarzyło pomiędzy Mną a moją Mamą, miłość nie znajdowała przeszkód, miłość jednego przemykała w miłość drugiego, aby utworzyć jedno tylko Życie. A ile znajduję przeszkód, odrzuceń i niewdzięczności, kiedy chcę to uczynić ze stworzeniami! Jednak moja miłość nigdy się nie zatrzymuje.

Musisz wiedzieć, że kiedy moja nierozłączna Mama rozciągała swoje Macierzyństwo wewnątrz i na zewnątrz mojego Człowieczeństwa, Ja Ją ustanawiałem i potwierdzałem Matką każdej myśli stworzenia, każdego jego oddechu, każdego uderzenia serca, każdego słowa. I rozciągałem Jej Macierzyństwo w dziełach, w krokach i we wszystkich boleściach każdego stworzenia.

Jej Macierzyństwo mknie wszędzie. Kiedy stworzenia są w niebezpieczeństwie i mają popaść w grzech, Ona mknie i okrywa je swoim Macierzyństwem, aby nie upadły, a jeśli upadły, pozostawia im swoje Macierzyństwo jako pomoc i obronę, aby mogły się podnieść.

Jej Macierzyństwo mknie i rozciąga się na dusze, które chcą być dobre i święte. Odnajduje w nich jakby swojego Jezusa i działa jako Matka w ich umyśle, kieruje ich słowami, okrywa je i ukrywa w swojej matczynej Miłości, aby wychować wielu Jezusów.

Jej Macierzyństwo ujawnia się na łożu umierających. Korzystając z nadanego Jej przeze Mnie prawa autorytetu Matki, mówi do Mnie tak czułym głosem, że nie mogę Jej odmówić: „Synu mój, jestem Matką, a oni są moimi dziećmi. Muszę ich uratować. Jeśli Mi tego nie udzielisz, moje Macierzyństwo legnie w gruzach”. I kiedy to mówi, otacza ich swoją miłością, ukrywa w swoim Macierzyństwie, aby zapewnić im bezpieczeństwo.

Moja miłość była tak wielka, że ​​powiedziałem do Niej: „Moja Matko, chcę, żebyś była Matką wszystkich. To, co dla Mnie uczyniłaś, uczynisz dla wszystkich stworzeń. Twoje Macierzyństwo rozciąga się na wszystkie ich czyny, w taki sposób, że widzę ich wszystkich otoczonych Twoją matczyną miłością i ukrytych w Niej”. Moja Matka zgodziła się. Zostało więc zatwierdzone, że ​​nie tylko ma być Matką wszystkich, lecz także ma zalać każdy ich czyn swoją matczyną miłością.

Była to jedna z największych łask, którą udzieliłem wszystkim ludzkim pokoleniom. Ile jednak boleści otrzymuje moja Mama? Dochodzą nawet do tego, że nie chcą przyjąć Jej Macierzyństwa i zaprzeczają mu. Dlatego całe Niebo modli się i z niepokojem czeka, kiedy Wola Boża zostanie poznana i zacznie królować. Wtedy wielka Królowa uczyni dzieciom mojej Woli to, co uczyniła swojemu Jezusowi, a Jej Macierzyństwo będzie miało życie w Jej dzieciach.

Odstąpię moje miejsce w Jej matczynym Sercu tym, którzy będą żyć w mojej Woli. Ona ich dla Mnie wychowa, poprowadzi ich kroki, ukryje w swoim Macierzyństwie i świętości. Jej matczyna miłość i Jej świętość będą widoczne i wyryte we wszystkich ich czynach. Będą Jej prawdziwymi dziećmi, które we wszystkim będą do Mnie podobne. Och, jak bardzo bym chciał, aby wszyscy wiedzieli, że ci, którzy chcą żyć w mojej Woli, mają Królową i potężną Matkę, która uzupełni ich braki, wychowa ich w swoim matczynym łonie, a we wszystkim, co uczynią, będzie wraz z nimi, aby nadać ich czynom formę swoich czynów, tak iż będzie wiadome, że są to dzieci, które wzrosły, były chronione i wychowały się przez miłość Macierzyństwa mojej Mamy. To oni będą tymi, którzy Ją uszczęśliwią i będą Jej chwałą i zaszczytem.

Te słowa Jezusa opierają się na innych, które powiedział w Ewangelii: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34). Dla Jezusa Wola Ojca jest pokarmem, oddechem i życiem. I tak jak otrzymuje Życie nieustannie od Ojca, tak przez fakt wcielenia w Maryi, otrzymuje Życie – Wolę Ojca – nieustannie od Niej.

Jezus w niczym Jej nie wykluczył. Nie było konieczne, aby Maryja była fizycznie obecna obok swojego Syna. Była zawsze obecna duchowo jako Matka, gdyż żyli jedną Wolą Bożą, w której Maryja brała czynny udział we wszystkim, czego chciał Ojciec. Dlatego Jezus nie uczynił niczego, nie uczynił żadnego kroku, żadnego cudu ani nie dał żadnej nauki, żadnego przebaczenia, nie udzielił żadnego sakramentu bez pytania Matki o zgodę, a nawet bez prośby o Jej pełne uczestnictwo. Jezus był zawsze synem Posłuszeństwa, a Maryja była zawsze Matką Posłuszeństwa.

Z tego powodu Maryja nie tylko jest „Matką Jezusa” (zgodnie z naszą koncepcją „matki”), lecz także jest Matką każdej myśli Jezusa, każdego uderzenia serca i oddechu, każdego Jego słowa, każdego Jego dzieła i kroku. Jest Matką każdego sakramentu, Matką Eucharystii, Matką każdego cudu, Matką każdego nauczania, Matką każdej łaski, każdej boleści Jezusa, każdej kropli Jego Krwi, Matką całego dzieła Odkupienia, Matką Zmartwychwstania! Jest Matką nie dla zaszczytnego tytułu, ale jest rzeczywistą Matką, która dobrze wie, że w każdej chwili i we wszystkim, co Jej Syn postanowi, potrzebuje swojej Matki, potrzebuje Jej Boskiego Macierzyństwa, Jej „tak”, Jej „Fiat”…

„Fiat” Maryi nie ograniczał się do momentu Wcielenia. Musiał być nieustannie powtarzany przez całe Jej życie. Nie ma ani jednej strony Ewangelii, ani jednego jej słowa, które nie byłoby błogosławionym owocem Ducha Świętego i „Fiat” Maryi. To dlatego całe Życie Jezusa, które rodzi się z „Fiat” Maryi, jest zawarte w Maryi, jest Jej własnym Życiem! Ona może więc rozporządzać nim bez ograniczeń i kształtować je w swoich dzieciach, w członkach Mistycznego Ciała Jej Syna. Jest bowiem Pośredniczką wszelkich łask, a więc Pośredniczką całej Woli Ojca (czyli Życia) i daje to Życie swoim dzieciom, tak jak je dała swojemu Synowi!

Cierpienie obecnej chwili

Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić – mówi nam św. Paweł (Rz 8,18). Mówi także: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24).

Tylko w świetle Wiary i kontemplując cały ból Jezusa, będący konsekwencją Jego nieskończonej Miłości, możemy zacząć pojmować, jakie znaczenie ma cierpienie, skąd się bierze, czemu służy, jak mamy stawiać mu czoła i co robić, kiedy wkracza w nasze życie jak burza i nie możemy go uniknąć.

Nasze emocje muszą ustąpić miejsca wierze. Zadajemy sobie pytania: skąd cierpienie, zwłaszcza niewinnych? Dlaczego choroby? Dlaczego klęski żywiołowe? Skąd przemoc, nadużycia, niesprawiedliwość, głód na świecie, wojny? Tyle przerażających rzeczy! Skąd uczucie opuszczenia, rozczarowanie, udręka i lęki? Jak to jest możliwe? Skąd to pochodzi? Źródło dobra i zła – „drzewo poznania dobra i zła” – jest w nas, z serca pochodzi wszystko, co plami człowieka i sprawia, że ​​cierpi (Mt 15,19).

Bóg nie chce zła ani cierpienia, to oczywiste, ale to dopuszcza, tyle, ile jest to konieczne, inaczej by do tego nie dopuścił. A dzieje się tak ze względu na pozytywne, ważne i niezbędne owoce, które ma wydać. W tym życiu prosi nas nie o to, abyśmy to zrozumieli, ale o to, abyśmy powiedzieli Mu „tak” i z pełnym zaufaniem i oddaniem uwierzyli w Jego Miłość!

Paradoksalne jest to, że życie jest ciągłym umieraniem, koniecznością oderwania się od wielu rzeczy, od stworzeń, od ludzi…, od siebie samych, podczas gdy śmierć (koniec tego życia) jest wkroczeniem do prawdziwego Życia. Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je (Łk 17,33). Należy przede wszystkim stracić je z oczu, w przeciwnym razie, gdy nadejdą trudności, zaczynamy pogrążać się w coraz głębszej czarnej dziurze, śliskiej, obsesyjnej, paranoicznej: w swoim własnym „ja”. Trzeba zawsze patrzeć w górę, patrzeć na Pana, powtarzam: „powiedzieć Mu „tak” i z całą ufnością i oddaniem wierzyć w Jego Miłość! To jest to, co trzeba uczynić!

Ale obecnie wszelkiego rodzaju próby i udręki wydają się nieproporcjonalnie mnożyć, ponieważ jak nigdy wcześniej ludzie grzeszą. Narasta szaleństwo odrzucenia Boga i buntu przeciwko Bogu. Istotnie Pan powiedział: Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie.
Jak działo się za dni Noego, tak będzie również za dni Syna Człowieczego: jedli i pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki; nagle przyszedł potop i wygubił wszystkich. Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich; tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi
(Łk 17,24- 30). „Tak będzie”. Pan jest surowy. Czas, w którym żyjemy, jest gorszy niż czas potopu, gorszy niż czas Sodomy i Gomory. Poziom grzechu podnosi poziom cierpienia. Wkraczamy w czas „wielkiego ucisku” zapowiedzianego przez Apokalipsę. Biada ziemi i biada morzu -bo zstąpił do was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu (Ap 12,12).

Oszczerstwa, przeciwności i cierpienie służą uwolnieniu człowieka od przywiązań, od bożków, otwierają mu oczy i pozwalają mu powrócić do Boga, do celu, do jakiego został stworzony. Luiza Piccarreta pisze:

Kiedy przebywałam w swoim zwyczajowym stanie, poczułam się całkowicie przygnębiona i obawiałam się prześladowań, przeciwności, oszczerstw, nie tylko wobec siebie, gdyż ja nie dbam o siebie, bo jestem ubogim stworzeniem, które nic nie jest warte, lecz także wobec spowiednika i innych kapłanów. Dlatego moje serce było przygniecione tym ciężarem, nie mogąc znaleźć spokoju. W tym momencie przyszedł mój ukochany Jezus i powiedział do mnie:

Córko moja, dlaczego jesteś zaniepokojona i niespokojna i marnujesz czas? Nie masz osobistego powodu, aby być zaniepokojoną, a w dodatku wszystko jest Opatrznością Bożą, która dopuszcza oszczerstwa, prześladowania i przeciwności, aby usprawiedliwić człowieka i sprawić, by powrócił do jedności ze swoim Stwórcą, sam na sam, bez ludzkiego wsparcia, taki, jaki był, kiedy został stworzony. Człowiek, choć jest dobry i święty, zawsze ma w swoim wnętrzu coś z ludzkiego ducha. Również na zewnątrz nie jest całkowicie wolny, zawsze ma coś ludzkiego, w czym pokłada nadzieję, czemu ufa, na czym polega i z czego chce zyskać szacunek i uznanie. Niech powieje trochę wiatru oszczerstw, prześladowań i przeciwności. Och, jaki niszczycielski grad otrzymuje duch ludzki, ponieważ kiedy człowiek widzi, że jest atakowany, źle widziany i wzgardzany przez stworzenia, nie znajduje już wśród nich zaspokojenia. Wręcz brakuje mu wszystkiego naraz: pomocy, wsparcia, zaufania i szacunku. A jeśli wcześniej poszukiwał tych rzeczy, to później sam przed nimi ucieka, bo gdziekolwiek się odwróci, nie znajdzie nic prócz goryczy i cierni. Dlatego zredukowany do tego stanu pozostaje sam. Jednak człowiek nie może być sam, nie jest stworzony do bycia samotnym. Co zrobi biedak? Zwróci się całkowicie, bez najmniejszych przeszkód ku swojemu centrum, ku Bogu. Bóg odda się Mu całkowicie, a człowiek odda się całkowicie Bogu, wykorzystując swój umysł, aby Go poznawać, swoją pamięć, aby pamiętać o Bogu i o Jego dobrodziejstwach, a swoją wolę, aby Go miłować. W ten sposób, moja córko, zostaje usprawiedliwiony, uświęcony i odnowiony w jego duszy cel, do jakiego został stworzony. I choć później będzie miał do czynienia ze stworzeniami i otrzyma od nich pomoc, wsparcie i szacunek, to przyjmie je z obojętnością, wiedząc z doświadczenia, czym one są. A jeśli z nich korzysta, czyni to tylko wtedy, gdy widzi w tym cześć i chwałę Boga. I zawsze pozostaje tylko Bóg i on. (Tom 4, 26 grudnia 1902)

Córko moja, natura jest prowadzona nieodpartą siłą do szczęścia, i to słusznie, ponieważ została stworzona, aby być szczęśliwą, i to boskim i wiecznym szczęściem. Ale na swoją wielką szkodę niektórzy przywiązują się do jednego upodobania, niektórzy do dwóch, inni do trzech, jeszcze inni do czterech, a reszta natury pozostaje pusta i pozbawiona upodobania lub jest rozgoryczona, zirytowana i zniechęcona, ponieważ ludzkie upodobania, nawet te święte, zmieszane z odrobiną czegoś ludzkiego, nie mają siły wchłonąć całej natury i wypełnić ją całkowicie upodobaniem. Co więcej, Ja zaprawiam goryczą te upodobania, aby przekazać ludzkiej naturze całkowicie moje własne upodobnia, ponieważ są niezliczone i mają siłę wypełnić całą naturę upodobaniem. Czy można dać większą miłość niż taka, że aby dać stworzeniu to, co większe, zabieram mu to, co mniejsze, a żeby dać mu wszystko, odbieram mu to, co jest niczym? Jednak to moje działanie jest źle przyjmowane przez stworzenia. (Tom 11, 20 kwietnia 1912)

Krótko mówiąc, cierpienie nie tylko służy temu, aby nas oczyścić i uwolnić, lecz także pozwala nam ​​wzrastać w prawdziwej Miłości i w jedności z Panem. I tutaj odkrywamy drugi paradoks, czyli to, że z Jezusem i z Jego Miłością ból rodzi radość, tak jak mówi św. Paweł: Opływam w radość w każdym ucisku (2 Kor 7,4). Albowiem jedność z Panem zakrywa wszystko i wypełnia każde pragnienie szczęścia. Dobro, którego oczekuję, jest tak wielkie, że każda boleść jest dla mnie rozkoszą – powiedział św. Franciszek z Asyżu.

Święty Piotr mówi zaś: Umiłowani! Temu żarowi, który w pośrodku was trwa dla waszego doświadczenia, nie dziwcie się, jakby was spotkało coś niezwykłego, ale cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały. Błogosławieni [jesteście], jeżeli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa, albowiem Duch chwały, Boży Duch na was spoczywa. Nikt jednak z was niech nie cierpi jako zabójca albo złodziej, albo złoczyńca, albo jako [niepowołany] nadzorca obcych dóbr! Jeżeli zaś [cierpi] jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu!  (1 P 4,12-16)

Pamiętajmy o wielu światłach, które Pan nam przekazał podczas tych naszych spotkań: Moje cierpienie jest złotym kluczem. Choć ten klucz jest mały, to otwiera przede mną wielki skarb. To mój krzyż, to krzyż Jezusa. Kiedy go obejmuję, już go nie czuję… Wtedy nasze cierpienie, które czasami może nam się wydawać nie do pokonania, którego ​​nie możemy już znieść, jest w rzeczywistości jak kropla wody w morzu, które Jezus nosi w swoim Sercu. I gdy w udręce prosimy Go o pomoc, to właśnie On, dźwigając nasz krzyż (Jego krzyż składa się ze wszystkich naszych krzyży), patrzy na nas i prosi nas, tak jak poprosił Luizę: Pomóż mi!, jak wtedy, gdy pierwszy raz Go takiego zobaczyła w wieku trzynastu lat.

Luiza pisze (tom 6, 2 października 1906): Kiedy przyjęłam Komunię św., poczułam, że znajduję się poza moim ciałem i ujrzałam osobę bardzo uciskaną różnymi krzyżami. Błogosławiony Jezus powiedział zaś do mnie: Powiedz jej, że w chwili, w której czuje się jakby nękana prześladowaniami, użądleniami i cierpieniem, niech pomyśli, że jestem przy niej obecny i że to, co ona cierpi, może posłużyć do uleczenia i opatrzenia moich ran. Tak więc jej cierpienia posłużą Mi do opatrzenia raz mojego boku, raz mojej głowy, a raz moich rąk i stóp, które są zbyt obolałe i uciążliwe z powodu poważnych zniewag, które zadają Mi stworzenia. I to jest dla niej wielki zaszczyt, który jej czynię, sam dając jej lekarstwo na opatrzenie moich ran, a jednocześnie zasługę miłości za to, że Mnie opatrzyła.

Kiedy to mówił, ujrzałam wiele dusz z czyśćca, które słysząc to, były zdumione i powiedziały: Szczęśliwi jesteście, gdyż otrzymujecie tak wiele wzniosłych nauk i zdobywacie zasługi uzdrawiania Boga, które przewyższają wszystkie inne zasługi. Wasza chwała będzie tak odmienna od innych, jak niebo jest odmienne od ziemi. Och, gdybyśmy otrzymali takie nauki, że nasze cierpienia mogłyby służyć uzdrowieniu Boga, ile bogatych zasług zdobylibyśmy! Jednak teraz jesteśmy ich pozbawieni!

Tak więc nasze cierpienia są dla nas nie tylko lekarstwem, oczyszczeniem i uwolnieniem, lecz także możliwością przyniesienia ulgi Jezusowi i pocieszenia Go. Ileż to razy Matka Boża prosiła nas, abyśmy pomogli Jej wesprzeć ramię Jej Syna, ramię sprawiedliwości, które stało się bardzo ciężkie. Jeśli nie będzie nikogo, kto będzie je utrzymywał, spadnie ze straszliwą karą i dla wielu będzie to wieczne potępienie. Stawką jest zbawienie lub wieczne potępienie. Tylko w ten sposób Odkupienie i nasze cierpienie mają sens, ponieważ wszyscy jesteśmy ze sobą głęboko połączeni, niczym połączone naczynia. Jest to kwestia równowagi między miłosierdziem i sprawiedliwością.

Chrystus we mnie, a ja w Nim

Sądzę, że Pan mówi do nas: Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże! (Łk 9,60). Systematycznie zniekształcane wiadomości, zamieszanie oraz lęk, które zdominowały cały świat w obecnym czasie historycznym, nie powinny nad nami dominować, ponieważ są one niezgodne z prawdziwą wiarą chrześcijańską, opartą na wiedzy płynącej z Ewangelii i Słowa Bożego, którego uczy nas Kościół Święty i jego autentyczne Magisterium. To nie tylko wiedza, ale Życie, nasza jedność z Chrystusem.

Życie chrześcijańskie zaczyna się od „Chrystus we mnie” i kończy się na „ja w Chrystusie”.

Niech nasze życie będzie ukryte w Nim, abyśmy mogli żyć z Nim Jego własnym Życiem: tym jest nasz cel. Jest to proces. Wszyscy zaczynamy życie chrześcijańskie od łaski, którą daje nam chrzest, to znaczy z Jezusem w nas, w naszym sercu, ale powinniśmy je zakończyć „my w Jego Sercu, my w Chrystusie”.

Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, On napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1,3-6). Wszystko i wszyscy znajdujemy się w Jego Woli ze względu na fakt stworzenia. Ale teraz, gdy zaczynamy o tym wiedzieć, Pan wzywa nas, abyśmy żyli w Nim, to znaczy, abyśmy uczynili Jego Życie naszym życiem, abyśmy przeżywali je wraz z Nim, bo co innego oznacza znajdować się, a co innego żyć.

Ale co oznacza „być w Chrystusie”? Oznacza wejść w Jego historię, w Jego zwycięstwo, w Jego podboje. Tak jak płyn dostosowuje się do wielkości i kształtu naczynia, w którym się znajduje, tak też my powinniśmy dostosować się do upodobań Jezusa, do Jego myśli, do Jego sposobu postępowania. Powinniśmy uczynić Jego wewnętrzne życie naszym wewnętrznym życiem, Jego ból naszym bólem, Jego miłość naszą miłością, Jego zażyłą synowską relację z Ojcem naszą relacją. Oby Jezus mógł powiedzieć nam te same słowa, które powiedział do Ojca: Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje, i zostałem otoczony chwałą w tobie (por. J 17,10).

Jezus napisał w swoim Życiu nasze prawdziwe życie, takie jakie powinno być. Moc Ducha Świętego jednoczy nas z Chrystusem, z Jego Dziełem i ożywia w nas to, co Jezus uczynił dla nas. Dokonuje tego Duch Święty. Święty Paweł mówi coś bardzo ważnego: Ten zaś, kto się łączy z Panem, jest z Nim jednym duchem […]. Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga, i że już nie należycie do samych siebie? Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci. Chwalcie więc Boga w waszym ciele! (1 Kor 6,17,19-20).

„Świątynią Ducha Świętego”. Nasze ciało jest świątynią, musi być „najświętszym mieszkaniem Boga”, ma być jak zasłona, która Go okrywa, jak żywe tabernakulum, jak Hostia konsekrowana Jego Wolą. Nasze ciało ma być dla Chrystusa jak dodatkowe człowieczeństwo, w którym On może odnowić swoje Misterium (mówi św. Elżbieta od Trójcy Świętej). I to dzięki boskiemu działaniu Ducha Świętego Jezus chce być w nas naprawdę żywy i obecny.

Jezus powiedział: Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie (J 14,16-17). To jest cudowne! W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was (J14,20). To nie tylko zjednoczenie, ale zespolenie się w jedno. Tym jest cel Boga, Jego marzenie miłości, Jego Królestwo: „Ja w was, a wy we Mnie”. Kiedy Duch Święty działa w nas, to się dokonuje. Zatem nasz umysł, nasze ciało, nasza dusza i nasz duch stają się mieszkaniem Boga dzięki działaniu Jego Ducha! Każda komórka należy do Niego, każdy oddech, każde uderzenie serca, każda chwila należą do Niego. Dziełem Ducha Świętego jest konsekrowanie nas, przemienienie, dokonanie w nas pewnego rodzaju przeistoczenia. Cud Eucharystii jest wzorem, jest znakiem i środkiem tego, co On zamierza z nami uczynić, a tym właśnie jest Jego prawdziwe Królestwo.

My jesteśmy całkowicie Jego, ale także On jest całkowicie nasz: zostały nam udzielone drogocenne i największe obietnice, abyście się przez nie stali uczestnikami Boskiej natury (2 P 1,4).

Ja jestem Krzewem winnym, wy – latoroślami (J 15, 5). Jest to żywotna jedność, której ustanowienie nie zależy od nas. Jest to już boska rzeczywistość: my nie możemy stać się latoroślami, ale możemy jedynie dać się wszczepić. Od nas zależy tylko to, czy oderwiemy się od Krzewu. Jezus mówi do swojej „małej Córeczki”: Córko moja, jeśli w duszy nie ma niczego, co byłoby Mi obce lub co by do Mnie nie należało, nie może być rozłąki między Mną a duszą. Co więcej, powiadam ci, że jeśli nie ma myśli, uczucia, pragnienia i bicia serca, które nie byłyby moje, trzymam duszę ze Mną w Niebie albo pozostaję z nią na ziemi. Tylko rzeczy, które są Mi obce, mogą Mnie oddzielić od duszy. A jeśli nie odczuwasz ich w sobie, to dlaczego się obawiasz, że mógłbym się od ciebie oddzielić? (Tom 11, 2 czerwca 1912).

Bez latorośli pozostaje tylko łodyga Krzewu. Aby się ukazać i być usłyszanym, Jezus potrzebuje nas. Aby dotrzeć do innych i wydać owoc, Jezus potrzebuje nas. To jest zjednoczenie, a raczej zespolenie w jedno! Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu (Kol 3,3). To jest właśnie sedno przymierza. Jest to niesamowita jedność, którą Pan chce z nami stworzyć, co więcej, jest to zespolenie w jedno. Nasze życie w Nim. Tak jak Ojciec, patrząc na swojego Syna, widział każdego z nas, tak teraz, patrząc na nas, pragnie ujrzeć w nas swojego Syna.

Wtedy widać tylko Chrystusa. Jest tylko jedno ciało, a nie dwa ciała. Matematyka nowego Przymierza jest następująca: już nie 1+1=2, ale 1+1=1. Jeden plus jeden równa się jeden, a nie dwa.

Wielokrotnie powtarzamy, że życie chrześcijańskie polega na „przebywaniu w Nim”. Istotnie w swoim pierwszym liście św. Jan mówi: Po tym właśnie poznajemy, że jesteśmy w Nim. Kto twierdzi, że w Nim trwa, powinien również sam postępować tak, jak On postępował (1 J 2,6). Ma to związek z byciem zespolonym w jedno, ma to związek z jeden plus jeden równa się jeden: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie (Ga 2,20). 

Jezus wyjaśnia, na czym polega „wtapianie się” w Niego. Mówi do Luizy Piccarrety:

Córko moja, zatrać się we Mnie. Rozprosz swoją modlitwę w mojej modlitwie, tak aby twoja modlitwa i moja stały się jedną tylko modlitwą i aby nie wiadomo było, która jest twoja, a która moja. Rozprosz wszystkie twoje boleści, twoje dzieła, twoją wolę, twoją miłość w moich boleściach, w moich dziełach itd. w taki sposób, aby zmieszały się ze sobą, zespalając się w jedno, tak abyś mogła powiedzieć: „To, co należy do Jezusa, jest moje”, i abym Ja mógł powiedzieć: „to, co należy do ciebie, jest moje”.

Pomyśl o szklance wody, którą wlewasz do dużego naczynia z wodą. Czy byłabyś w stanie odróżnić później wodę w szklance od wody w naczyniu? Oczywiście, że nie. Tak więc abyś ty wiele zyskała i abym Ja dostąpił najwyższej radości, powtarzaj Mi często w tym, co czynisz: „Jezu, wlewam to w Ciebie, aby móc czynić nie moją wolę, ale Twoją Wolę”. Ja zaś natychmiast przeleję w ciebie moje działanie (Tom 12, 31 stycznia 1918).

To jest jedność, o której mówił św. Paweł. Chodzi o zespolenie w jedno, czyli zjednoczenie dwóch woli w jedną tylko wolę, w Jego Wolę: Ty we mnie, a Ja w Tobie, czego Ty chcesz, ja też chcę; jeśli Ty tego nie chcesz, ja też nie chcę. Św. Paweł w Liście do Galatów 4,19 mówi: Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje.

Dlatego też, gdy Jezus zajmuje tylko małą część nas samych, naszych rzeczy i naszego czasu, reszta należy do nas samych, ale kiedy On w nas zostaje ukształtowany, jak ciało dziecka kształtujące się w łonie matki, wtedy Chrystus zostaje ukształtowany w nas aż do swojej pełnej dojrzałości. Wtedy Jego oczy stają się naszymi oczami, Jego usta są naszymi ustami, Jego ręce naszymi rękami, a Jego Serce staje się naszym Sercem… Tak jak powiedział Sługa Boży Luis María Martínez (który był prymasem Meksyku): Niektórzy mi powiedzą, że nie jestem cichy ani pokornego serca jak Ty. To jest moje stare serce, a co powiemy o nowym sercu?

W ten sposób rzeczywiście tracimy nasze życie (przede wszystkim tracimy je z oczu), a w jego miejsce zradza się Życie Jezusa. Wtedy On staje się Odtwórcą mojego życia. Kiedy oddycham, kiedy kocham, kiedy cierpię, kiedy chodzę, to Jezus oddycha, kocha, cierpi, idzie. Jezus powiedział do Conchity Cabrery: od tej pory każdy, kto ciebie dotknie, dotknie Słowa. W ten sposób On chce być rzeczywiście w nas obecny, ukryty w nas, a my ukryci w Nim. Tak mówi do Luizy:

Córko moja, aby dusza mogła zapomnieć o sobie, powinna czynić wszystko oraz to, co jest jej niezbędne, tak jakbym Ja sam chciał to w niej uczynić. Jeśli się modli, powinna powiedzieć: „To Jezus chce się modlić, więc się modlę razem z Nim”. Jeśli ma pracować: „To Jezus chce pracować”… „To Jezus chce chodzić”… „To Jezus chce jeść…, chce spać, chce wstać, chce sprawić sobie przyjemność”… I tak z całą resztą życia. Tylko w ten sposób dusza może zapomnieć o sobie, ponieważ uczyni wszystko nie tylko dlatego, że Ja tego pragnę, lecz także dlatego, że Ja sam pragnę to uczynić. Z tego powodu Mnie potrzebuje. (Tom 11, 14 sierpnia 1912).

Podsumowując, z miłość do Pana nie wystarczy, że powiemy za św. Pawłem: Teraz zaś już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus, On jest Odtwórcą mojego życia. Pan pragnie, abyśmy mogli także powiedzieć: To już nie Jezus żyje sam, ale wzywa mnie, abym żył Jego własnym Życiem wraz z Nim i w Nim.

Jezu, oddaję Ci więc moją nędzną ludzką wolę, aby zrobić miejsce dla Twojej Bożej Woli. Ty tak bardzo pragniesz, aby Twoja Wola królowała w moim bycie i w moim życiu, abyśmy oboje byli naprawdę szczęśliwi i abyś Ty żył chwila po chwili moim życiem, a ja żył Twoim Życiem: Ty we mnie, a ja w Tobie!

Niepokalana Matka Boga i nasza Matka

Boże Narodzenie Jezusa poprzedzone jest uroczystością Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, gdyż w rzeczywistości Jego Wcielenie rozpoczęło się od Niepokalanego Poczęcia Istoty, która miała być Jego Matką. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!, przede wszystkim Jezusa i Maryi. On nie może być wyrażony bez Niej, ani Ona nie może być wyrażona bez Niego. Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca – powiedział Jezus. Tak samo Maryja może powiedzieć: Kto Mnie widzi, widzi także i mojego Syna.

Dziś kontemplujemy ten Cud Miłości Bożej, Niepokalane Poczęcie Maryi. Odwieczny plan Boga, który zaczyna się od Wcielenia Słowa, a właściwie zaczyna się od stworzenia Maryi, tak aby była Jego Matką.

Wszyscy zostaliśmy stworzeni przez Boga „na Jego obraz i podobieństwo”, podobnie jak Adam, z jedną istotną różnicą: przyszliśmy na świat pozbawieni Życia Bożego z powodu grzechu pierworodnego popełnionego przez naszych pierwszych rodziców, i ze wszystkimi jego konsekwencjami: słabością, niewiedzą, nieuporządkowanymi namiętnościami, ułomnością i śmiercią. Adam i Ewa nie mieli tego wszystkiego, zostali stworzeni nieskazitelni, niepokalani, jako dzieci Boże, ale przez swój grzech stracili to wszystko, popadli w największą nędzę: nie mieli już więzi dzieci z Bogiem jako Ojcem. Maryja natomiast miała całkowicie wyższe i nieporównywalne pochodzenie. Nie tylko została stworzona Niepokalaną, lecz także miała wyjątkowe powołanie, bycie Matką Boga. Albowiem w wymianie Miłości i Życia, która ma miejsce pomiędzy Ojcem i Synem, Ojciec objawia i przekazuje Synowi wszystko, czym jest, całą swoją nieskończoną doskonałość… Składa w Synu wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy, której „nie może” Mu dać, bo byłaby to sprzecznością, nie może Mu przekazać swojego szczególnego stanu bycia Ojcem Słowa. W rzeczywistości Syn nie może być „Ojcem samego siebie”. Ojciec nie może też przekazać tego Duchowi Świętemu, gdyż Duch Święty jest „Relacją”, jest „Więzią”, „Dialogiem Miłości” pomiędzy Ojcem a Synem… Co ma zatem zrobić? Ich Byt, który jest Bytem najdoskonalszym, który niczego nie potrzebuje, nie ma, co sobie dodać lub ująć. Jednak Ich Miłość nie jest zaspokojona, jeśli Trzy Osoby Boskie nie mogą oddać wszystkiego, jeśli zatrzymują coś dla siebie. Oto więc rozwiązanie: Ojciec nie potrzebując niczego, więc tylko z miłości zapragnął odwiecznie innej osoby, różnej od Syna i Ducha Świętego, „czwartej osoby”, której mógłby przekazać swój szczególny stan bycia Ojcem Słowa. Jest to zatem osoba spoza Trójcy Przenajświętszej, osoba stworzona specjalnie po to, by Bóg mógł dać upust swojej Miłości, czyli przekazać Jej Boskie Ojcostwo, swoją Dziewiczą Płodność, które w tym wyjątkowym Stworzeniu nazywa się „Boskim Macierzyństwem”, ale to jest dokładnie to samo!

W porządku naturalnym kobieta została stworzona przez Boga po stworzeniu mężczyzny, Ewa została stworzona po Adamie, kobieta jest ostatnia i dopełnia dzieła Stworzenia. Natomiast w porządku nadprzyrodzonym to Kobieta (pisana wielkimi literami) jest pierwsza i poprzedza Mężczyznę, to znaczy Maryja poprzedza Chrystusa, a Wcielenie Syna Bożego jest prawdziwym powodem, dla którego zostało stworzone całe Stworzenie.

Jeśli „rzeka” ludzkości, która zaczęła się od Adama i Ewy, została przez nich skażona grzechem pierworodnym już od samego źródła, to nie dotknęła Maryi, ponieważ Ona i Jej Syn są odwiecznie ponad tym źródłem. Jeśli Jezus powiedział: zanim Abraham stał się, Ja jestem (i równie dobrze mógł powiedzieć zanim Adam stał się, Ja Jestem), to Maryja mogła powiedzieć: zanim Ewa stała się, Ja Jestem. Niepokalana ma swój początek w Bogu. Maryja, zanim została poczęta w łonie swojej matki, Świętej Anny, została poczęta w łonie Trzech Osób Boskich.

Kościół zawsze odnosił do Niej te słowa z Księgi Przysłów: Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała. Przed oceanem istnieć zaczęłam, przed źródłami pełnymi wody; zanim góry zostały założone, przed pagórkami zaczęłam istnieć; nim ziemię i pola uczynił
– początek pyłu na ziemi. Gdy niebo umacniał, z Nim byłam, gdy kreślił sklepienie nad bezmiarem wód, gdy w górze utwierdzał obłoki, gdy źródła wielkiej otchłani umacniał, gdy morzu stawiał granice, by wody z brzegów nie wyszły, gdy kreślił fundamenty pod ziemię. Ja byłam przy Nim mistrzynią, rozkoszą Jego dzień po dniu, cały czas igrając przed Nim, igrając na okręgu ziemi, znajdując radość przy synach ludzkich
(Prz 8,22-31).

Kościół odnosi do Niej także te słowa z Mądrości Syracha (24,3-5,9): Wyszłam z ust Najwyższego i niby mgła okryłam ziemię. Zamieszkałam na wysokościach, a tron mój na słupie z obłoku. Okrąg nieba sama obeszłam i przechadzałam się po głębi przepaści. Przed wiekami, na samym początku mię stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę.

W modlitwie „Wierzę w Boga” Kościół wyznaje, kim jest Maryja i jakie jest Jej wzniosłe, szczególne i przełomowe miejsce w planie Bożym. Maryja jest stworzeniem, podobnie jak Przenajświętsze Człowieczeństwo Jezusa. Pomiędzy stworzeniem a Stwórcą różnica jest zasadnicza, odległość jest nieskończona. Stworzenie nie jest „częścią” Stwórcy. My nie jesteśmy czymś, czym jest Bóg, ale jesteśmy tym, jaki jest Bóg. Bogu należy się kult „latrii”, czyli adoracji, natomiast świętym i aniołom należy się „dulia”, to znaczy cześć, a Maryi „hiperdulia”, to znaczy nadzwyczajna cześć, ale nie adoracja.

Bóg stworzył Ją Niepokalaną ze względu na wyjątkową misję, do której Ją powołał, bycia Matką Jezusa.

Kiedy Jezus w wieku 30 lat po chrzcie w Jordanie udał się do Jerozolimy i wypędził kupców ze Świątyni, kapłani zapytali Go: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?” On zaś mówił o świątyni swego ciała (J 2,18-21). Zauważamy, że Jezus miał 30 lat plus 16 lat, jakie miała Maria, kiedy się narodził. To oznacza, że ​​Świątynia Jego Ciała ma 46 lat: została zbudowana przez Boga, począwszy od Niepokalanego poczęcia Maryi. Wszystko, czym Jezus jest jako Człowiek, otrzymał od swojej Matki.

Albowiem Maryja jest nie tylko Niepokalana, lecz także pełna łaski. Kościół w prefacji do święta Niepokalanego Poczęcia mówi: Ty zachowałeś Najświętszą Maryję Pannę od zmazy grzechu pierworodnego i obdarzyłeś pełnią łaski, aby Ją przygotować na godną Matkę Twojego Syna.  Bycie Niepokalaną zależało tylko od Boga, a bycie pełną łaski zależało także od Niej. Bóg podjął odwieczną „inicjatywę” Jej stworzenia, ale Ona natychmiast Mu odpowiedziała. Przy Zwiastowaniu anioła Maryja odpowiedziała: Oto Ja, niech Mi się stanie według Twego słowa („Fiat mihi”), gdyż taka była Jej odpowiedź od pierwszej chwili Jej istnienia. Jeżeli w chwili Zwiastowania powiedziała „nie znam męża”, to dlatego że mogła powiedzieć „nigdy nie poznałam siebie samej”, to znaczy „nigdy nie poznałam mojej ludzkiej woli”.

Mówi się, że kryształowy puchar lub kielich, doskonały, bardzo czysty, bez skazy i wady, jest „nieskazitelny”, czyli „niepokalany”. Jednak został stworzony nie po to, aby być pustym, ale po to, aby się czymś wypełnić. Maryja pozwoliła się wypełnić Bogiem (pełna łaski), aby móc odpowiedzieć Bogu i oddać Bogu to, co jest Boga. Wszystko, czym Jezus jest jako Człowiek, otrzymał od swojej Matki, a Macierzyństwo Maryi nie jest tylko biologiczne lub ludzkie, Jej Macierzyństwo jest także „Boskim Macierzyństwem”, mimo że jest Ona osobą ludzką. Jej dziewicza płodność w odniesieniu do Drugiej Osoby Trójcy Przenajświętszej, do odwiecznego Słowa, jest tą samą, odwieczną i dziewiczą Płodnością Boga Ojca (w rzeczywistości jest „Boską Płodnością”). Jednak Ona jest osobą ludzką, owocem tego, co Bóg jest w stanie w najlepszy sposób stworzyć, ukształtować i pokochać, a jednak Miłość Maryi, Jej Wola, a zatem Jej Owoc, są błogosławione i Boskie, ponieważ już od pierwszej chwili dała w sobie życie Woli Trójcy Przenajświętszej. Wszystkie Jej czyny egzystencjalne mają boską wartość, ponieważ są owocem Woli Bożej, która jest Jej wolą, nie z natury, ale dzięki łasce, którą otrzymała. Maryja jest „pełna łaski”, jest przedmiotem łaski Bożej, a także powierniczką wszystkiego, co Bóg jest w stanie przekazać przez łaskę i z pełni łaski.

Maryja jest Matką Boga nie tylko dlatego, że poczęła Ciało i Krew Jezusa, lecz także dlatego, że Jezus jest Bogiem. Jest Matką Jezusa nie tylko przez dziewięć miesięcy, ani przez czas dzieciństwa Jezusa, ani tylko w czasie 33 lat Jego ziemskiego życia, nie tylko do Jego śmierci. Jest Jego Matką także w czasie Zmartwychwstania i po Wniebowstąpieniu, krótko mówiąc, tak długo, jak Jezus jest Jezusem, to znaczy na wieki wieków. Dlatego Maryja jest Boską Matką, nawet jeśli nie jest Jedną z Trzech Osób Boskich, które stanowią jedną Istotę, jednego i niepodzielnego Boga!

A teraz… chce nadal być Matką dla Jezusa, to znaczy chce dać Mu życie w Jego Kościele (Matka Kościoła), w nas, w każdym z nas, i dlatego mówi słowami, które św. Paweł zaczerpnął od Niej: Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje (Ga 4,19), a my mówimy do Niej: O Maryjo, bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy.

I tak jak Niepokalana oddała się Bogu od pierwszej chwili swojego istnienia, a Bóg oddał się Jej całkowicie, tak też my, Jej dzieci, powinniśmy czynić teraz i każdego dnia, powinniśmy odnawiać nasze pełne poświęcenie się Maryi, a wraz z Nią Woli Bożej, tak aby Syn także i w nas mógł zamieszkać i ukształtować swoje Życie. Powiedzmy do Niej:

O Maryjo, Matko Jezusa i Matko moja, powierzam Ci i poświęcam swoje życie, jak uczynił to Twój Syn Jezus. Powierzam się Twojej roli jako Matki i Twojej władzy jako Królowej, Twojej mądrości i miłości, którymi napełnił Cię Bóg, oraz całkowicie odrzucam grzech i tego, kto do niego nakłania. Powierzam Ci swoje istnienie, swoją osobę i swoje życie, a zwłaszcza swoją wolę, abyś ją chroniła w swoim Matczynym Sercu i ofiarowała Panu wraz z ofiarą, którą Ty uczyniłaś z siebie i ze swojej woli. W zamian naucz mnie tak jak Ty wypełniać Wolę Boga i żyć w Woli Bożej. Amen

Skarb ukryty w roli, czyli Wola Boża ukryta w pismach Luizy Piccarrety

Mówiliśmy o „poświęceniu się Woli Bożej” jako akcie przyjęcia Jej po to, aby nas przemieniła. Prawdziwego ducha poświęcenia uczy nas Ewangelia w kilku bardzo pięknych i bardzo jasnych przypowieściach. Królestwo Niebieskie (czyli Królestwo Woli Bożej) podobne jest do skarbu ukrytego w roli, który znajduje pewien człowiek. Kiedy znajduje ten skarb i zdaje sobie sprawę, że jest to naprawdę wielki skarb, który może odmienić jego życie, już go nic nie obchodzi, interesuje go tylko kupno roli, gdyż chce zdobyć ten skarb. Wtedy idzie i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje tę rolę. Skarb znajdujemy w pismach Luizy Piccarrety i jest nim Wola Boża jako życie. Jezus mówi zatem do Luizy:

Dlatego obecnie nieustannie mówię ci o mojej Woli oraz o wzniosłych i nieopisanych skutkach, które moja Wola przynosi. Jak dotąd nikomu Jej nie objawiłem. Przejrzyj tyle książek, ile chcesz, a zobaczysz, że w żadnej z nich nie znajdziesz tego, co tobie powiedziałem o mojej Woli.  (Tom 11, 12 września 1913)

Zgodnie z tym „Mała Córeczka Woli Bożej”, czyli Luiza, jest tylko jedna! Jeśli naprawdę odnajdujemy ten skarb, nic innego się już dla nas nie liczy, tak naprawdę już nie myślimy o niczym innym, nie mamy już żadnych innych zainteresowań ani czasu, który moglibyśmy poświęcić na inne rzeczy, ponieważ cała nasza uwaga i nasze pragnienia skupione są na tym skarbie, gdyż chcemy go zdobyć. Wszystko inne jest względne, wszystko inne to tylko środki, a celem jest zdobycie Woli Bożej jako życia.

Za co mogę kupić ten skarb? Mogę go kupić za jedyną rzecz, o której można powiedzieć, że jest moja, jest nią moja wola. Mogę zapłacić jedynie moją wolą, aby nabyć Jego Wolę. Czy to nie jest cudowna wymiana darów? Pan powiedział także: Kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż każdego dnia i niech Mnie naśladuje. Niech zaprze się samego siebie, to znaczy niech nie daje przestrzeni ani życia własnej woli, niech każdego dnia obejmuje Wolę Bożą (która w ten sposób przybija do krzyża naszą wolę) i patrzy tylko na Jezusa i za Nim podąża, aby czynić to, co On uczynił. Wszystko, co się nam przytrafia, co Pan dopuszcza, jest łaską i niezwykłą okazją do spotkania z Nim i zjednoczenia się z Nim.

Tak więc w pierwszych dziesięciu tomach „Księgi Nieba”, nawet jeśli czasami Pan mówi już o swojej Woli i przekazuje coś bardzo ważnego na Jej temat, ukazując Ją jako cel, to ogólnie mówi o różnych cnotach, ponieważ potrzebne są, aby „wymodelować” wolę ludzką, nadając jej niezbędną boską formę.

W tych w pierwszych dziesięciu tomach nieustannie znajdujemy Luizę jako ofiarę. Może to robić nas duże wrażenie, ale to nas nie dotyczy, bo to nie jest nasz problem, my nie jesteśmy duszami ofiarnymi jak ona. To był jej główny problem, to była jej misja, ale my nie mamy dokładnie takiego samego powołania jak ona. Musimy to zrozumieć, czytając pierwsze tomy. Jednak wszyscy potrzebujemy wiedzieć i rozumieć, co musimy poświęcić lub sprzedać, aby nabyć Skarb.

Dlatego zalecam, aby czytać pierwsze 10 tomów, zaczynając od „Zapisek wspomnień z dzieciństwa” i jednocześnie od tomu 11 i wzwyż, gdyż tom 11 i 12 ukazują skarb, abyśmy mogli się w nim zakochać i go zapragnąć. Pierwsze dziesięć tomów uczy nas, co mamy utracić, uczy nas wyrzeczenia się nas samych. Na tym właśnie polega praca cnót chrześcijańskich, jak Jezus wyjaśnia to Luizie. Tomy te pomagają nam zrozumieć, jak mamy uwolnić się od naszej woli pod wieloma względami, przez posłuszeństwo, pokorę, cierpliwość, miłość, stałość itp. Wszystkie cnoty chrześcijańskie ukazują nam, jak mamy opanować naszą wolę i nie dawać jej życia, tak aby mogła żyć w nas Wola Boża. Jednak wyższe tomy, począwszy od tomu 11, ukazują nam coraz bardziej wspaniały skarb do nabycia.

Wielka Nowina o Woli Bożej, którą Bóg nam teraz przekazuje jako Życie, a nie tylko jako Prawo, powinna być początkowo przekazywana „od osoby do osoby”. Później przychodzi czas, kiedy możemy przekazać jakieś fragmenty pism Luizy, tak aby druga osoba mogła osobiście zetknąć się z tymi cudownymi prawdami, pamiętając o obietnicy Jezusa zawartej na końcu „Apelu Bożego Króla”: Proszę was, moje dzieci, czytajcie uważnie te stronice, które umieszczam przed waszymi oczami, a odczujecie potrzebę życia moją Wolą. Będę przy was, gdy będziecie czytać, poruszę wasz umysł i wasze serce, abyście mogli zrozumieć, czym jest dar mojego Bożego Fiat, oraz mogli go zapragnąć.

W ten sposób rozprzestrzeniała się Ewangelia, jeszcze zanim została spisana. Uczniowie odczuwali potrzebę podzielenia się z innymi radością z odkrycia Skarbu i w ten sposób stali się ewangelizatorami, żywą ewangelią. Ludzie zaś to widzieli i mówili: „Patrzcie, jak oni się nawzajem miłują!” Potem przyszli Apostołowie, a potem została spisana Ewangelia. Tak właśnie powinno być z pismami Luizy. W przeciwnym razie ryzykujemy, że staną się one „ideologią”, a nie żywą Prawdą, niepodważalną Prawdą, ponieważ wprowadzoną w życie.

Wszystko jest konieczne, każdy tom jest niezbędny. Pierwszy tom poprzedzony jest wspaniałymi Orędziami, którymi są trzy „Apele”. I od nich zalecam rozpoczęcie czytania. Kiedy zagłębiamy się w czytaniu tomów „Księgi Nieba” (np. 12 czy 15), zaczynamy rozumieć, dlaczego pierwszy tom zaczyna się od „Nowenny Bożego Narodzenia”, bo tak naprawdę Wszystko zaczyna się od odwiecznego dekretu Wcielenia Słowa. To z powodu naszego grzechu (z powodu ludzkiej woli) musiał przyjść jako Odkupiciel i jako „Mąż Boleści”. Pierwsze tomy ukazują wszystkie szkody wyrządzone przez wolę ludzką, oddzieloną od Woli Bożej i uczą nas prawdziwego umierania dla siebie samych, jeśli chcemy dać w nas życie Woli Bożej, która począwszy od jedenastego tomu zaczyna wschodzić jak Dzień Pański…

Zatracanie naszej ludzkiej woli i nabywanie Woli Bożej jest tym, co powiedział św. Jan Chrzciciel: Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. On ma wypełniać całą moją istotę i całe moje życie. Muszę całkowicie pozostawić miejsce Jezusowi, muszę być jak szata, która Go okrywa, jak drugie Jego Człowieczeństwo. W ten sposób nie mogę mieć życia na własną rękę, z własnej inicjatywy, ale to Pan ma żyć we mnie. Mam być dla Niego jak „przypadłość Hostii”, mam być Jego zamieszkaniem, a On ma być panem domu. Mam być pojemnikiem, a On ma być zawartością.

Wtedy Pan, tak pokorny, tak dobry, tak miłosierny, dopasowuje się do nas, do pojemnika, dostosowuje się do naszych możliwości, do naszej inteligencji, do naszej psychiki itd., tak jak płyn dostosowuje się do objętości i kształtu butelki, która ten płyn zawiera. On dostosowuje się do naszej małości, do naszych ograniczeń, do naszej mentalności, do naszego sposobu odczuwania, reagowania, mówienia… On dostosowuje się do nas, ale to dopiero początek, bo ze względu na sprawiedliwość chce, abyśmy my czynili to samo, abyśmy i my dostosowali się do Niego. My jesteśmy naczyniem, a On jest zawartością, On przyjmuje naszą ludzką kondycję, naszą formę i nasze ograniczenia, ale chce też, abyśmy my stracili naszą formę myślenia, miłowania, odczuwania, cierpienia, modlenia się, chce, abyśmy stracili formę wszystkiego. Mamy stracić naszą ludzką formę, aby nabyć Jego boską formę.

On, Król, najpierw zamieszkuje w naszej nędznej chałupie i dostosowuje się z wielką pokorą, z wielką miłością, z wielką cierpliwością, aby w nas żyć, aby wykonywać razem z nami nasze małe czynności oraz dzielić nasze życie. W ten sposób codziennie zapraszamy Go, mówiąc: Przybądź, Wolo Boża, aby myśleć w moim umyśle, przemawiać w moim głosie, działać w moich rękach itd. Pan się uniża, aby to uczynić, ale potem mówi: Dobrze, mój synu, teraz ty przyjdź i zamieszkaj ze Mną w moim pałacu, na moim dworze. Zapomnij więc o swojej małej chatce, przyjdź i weź w posiadanie moje Królestwo, przyjdź i zobacz co, Ja czynię, aby uczyć się ode Mnie i towarzyszyć Mi we wszystkim…

Jednak nie od razu wprowadzamy się na stałe. Czynimy to kilka razy dziennie, dwa, trzy, pięć razy, kiedy sobie przypomnimy, i wtedy tylko trochę zaglądamy do środka… Potem powoli, powoli, coraz częściej zaczynamy mieszkać na dworze króla i przebywamy dłużej w Jego pałacu niż w naszej nędznej chałupie, aż wreszcie o niej zapominamy, gdyż od teraz już na stałe mieszkamy w pałacu Króla jako Jego dzieci… Wtedy dostosowujemy się do Jego sposobu zachowania: ubieramy się tak, jak On się ubiera, spożywamy Jego Pokarm, postępujemy jak On, troszczymy się o wszystko, wydajemy rozkazy, cierpimy i miłujemy jak On, mamy Jego własne upodobania, Jego szczęście, Jego moc oraz Jego chwałę.

Kiedy wzywamy Wolę Bożą, najpierw to Ona przychodzi, aby czynić w nas wszystko, co mamy uczynić. Dostosowuje się więc do nas, staje się bohaterem. Ale potem, kiedy już nas wystarczająco przygotowała, a my coraz częściej chcemy odwiedzać Jej pałac i kiedy daliśmy jej wystarczający i pewny dowód, że nie pragniemy niczego poza Wolą Bożą i czujemy, że nie potrafimy już żyć poza Nią, wtedy to my dostosowujemy się do Jej sposobów zachowania. Dopiero wtedy nadchodzi naprawdę czas, w którym słynne „krążenie duszy” pojawia się spontanicznie w naszej modlitwie, to znaczy w tym momencie zaczynamy przemierzać z Jezusem wszystko, czego dokonał, zaczynamy przenikać Jego Życie, Jego dzieła, Stworzenie, Odkupienie i Uświęcenie, aby dać Mu odpowiedź miłości za wszystko i za wszystkich oraz aby poznać i posiąść wszystko, co Bóg nam daje i co powinniśmy wielbić. Kiedy śledzimy wszystkie Jego dzieła, widzimy, że są dokonane z wielką miłością do nas i że w tych dziełach Bóg oczekuje odpowiedzi powszechnej miłości. Pragnie, abyśmy dziękowali Mu Jego własnym sercem, abyśmy obejmowali go Jego bezmiarem, wielbili Go Jego mądrością, wysławiali Go Jego własną Chwałą, miłowali Go Jego własną, odwieczną Miłością. W ten sposób najpierw On dostosowuje się do nas, a potem chce, abyśmy my dostosowali się do Niego.

Pierwszym zatem etapem jest ten rodzaj modlitwy: Przybądź, Wolo Boża, aby we mnie zamieszkać itd., To wszystko jest piękne, jest ważne, konieczne, ale to dopiero początek. Następnie, dzięki pragnieniom i gotowości, wzrastamy w wiedzy, mądrości i miłości jak Jezus, który wzrastał w latach, w mądrości i w łasce.

Dlatego trzeba często czytać pisma Luizy i dzielić się z Jezusem wszystkim, co jest Jego. Dopiero wtedy zaczynamy czuć, że wszystkie rzeczy Pana, wszystkie dzieła Boże, należą do nas, są nasze i dlatego je rozpoznajemy i je miłujemy. Dopiero wtedy możemy mówić o „krążeniu w Woli Bożej”. Jeśli tego jeszcze nie ma, to nie ma sensu mówić o „krążeniu w Woli Bożej”, jest to bezużyteczne. Możemy „krążyć w Woli Bożej” w takim stopniu, w jakim umiera nasza wola ludzka. W przeciwnym razie będzie to jedynie powiedzenie, przyśpiewka wyuczona na pamięć… Wola ludzka ma istnieć tylko po to, aby dać przestrzeń w sobie Woli Bożej, aby się z Nią utożsamić. Mogą „krążyć w Woli Bożej” tylko ci, którzy czynią Wolę Bożą. Jeśli Pan daje ci „swój samolot”, nie możesz latać, jeśli nadal pedałujesz na „swoim rowerze”. Pan mówi: Ale w czym krążysz, jeśli jeszcze Mnie nie znasz, jeśli nie znasz moich dzieł, jeśli nadal mieszkasz w swojej małej chacie? Nie dowiesz się, co znajduje się w pałacu królewskim, dopóki naprawdę nie opuścisz swojej chaty, czyli twojej woli i nie zamieszkasz na moim dworze, w pałacu królewskim. Jeszcze nie wiesz, co znajduje się w moim królestwie.

Nasze pragnienia powinny być wielkie, naprawdę szczere, gotowe na wszystko, powinny być wielkie, szlachetne i hojne. Jednocześnie powinniśmy być całkowicie gotowi, co nie polega na tym, aby mówić Panu, jak On ma coś uczynić, ale na tym, aby pozwolić Mu to w nas uczynić, tak jak mówi do Luizy: prawdziwe i doskonałe oddanie mówi za pomocą czynów: moje życie jest Twoim życiem i nie chcę już więcej znać mojego życia. To właśnie możemy zaoferować: pragnienia i gotowość.

Aby być wiarygodnym, potrzeba nie słów, lecz życia

Mówiliśmy ostatnim razem, że drzewo Życia jest obrazem Woli Bożej, a drzewo poznania dobra i zła (poznania, które nie jest życiem) jest obrazem woli człowieka. W początkowym entuzjazmie musimy uważać, aby się nie poślizgnąć i nie napełnić ust słowami nieodpowiadającymi życiu, które ma nas przemieniać. Nie każdy, kto Mi mówi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia Wolę mojego Ojca, który jest w Niebie (Mt 7,21). Nie ten, kto mówi: „Wola Boża, Wola Boża, Fiat, Fiat”, wie, co mówi. Ten, kto Nią żyje, wie, co mówi, i to w takim stopniu, w jakim Nią żyje. Są ludzie, którzy stają się nauczycielami Woli Bożej. Najpierw jednak trzeba być uczniem. Nie wystarczy powiedzieć: „już poświęciłem się Woli Bożej” lub: „przeczytałem już wszystkie pisma Luizy”, aby naprawdę żyć Wolą Bożą. Jeśli nie dajemy Jej całej przestrzeni, całej wolności, aby mogła uczynić w nas, co zechce, nie możemy powiedzieć, że w Niej żyjemy.

To tak jak z człowiekiem – i to mówi także Luiza – który ma zmysły, wzrok, słuch, język, ręce, stopy, oddech, bicie serca. Jednak to wszystko nie funkcjonuje ani nie porusza się z własnej inicjatywy. To stworzenie ma nimi poruszać lub ma sprawiać, aby były poruszane przez Wolę Bożą. Wola Boża ma poruszać naszymi oczami, ma dać życie w nas słowu, ma żyć w naszym oddechu… Wyobraźmy sobie nasze ciało jako szatę, która nas okrywa i w której się znajdujemy: ta szata nie porusza się, jeśli my tego nie chcemy. Gdyby jakiś zmysł lub członek naszego ciała poruszyły się wbrew naszej woli, byłby to prawdziwy problem. Nasze ciało jest szatą naszego ducha, nie może mieć własnego życia, ale my mamy nim poruszać, my, którzy w nim mieszkamy. W ten sam sposób Bóg pragnie żyć w nas, którzy jesteśmy dla Niego jak Jego dom. Dlatego nie wolno nam czynić niczego z własnej inicjatywy ani z własnej woli, nawet jednego ruchu. Wszystko mamy czynić Jego Wolą, bo wtedy Bóg mówi: czyż nie Ja jestem tutaj królem? Czyż nie Ja jestem panem? To właśnie jest istotna kwestia. Konieczne jest to doskonałe oddanie.

Dociera do nas wiadomość o Woli Bożej, będącej darem życia, który Bóg pragnie nam przekazać, gdyż chce, aby Jego Wola stała się naszym życiem. To dla Niego za mało, że wiernie czynimy wszystko, o co nas prosi. On pragnie podzielić się z nami swoją Wolą, tak aby stała się w nas tym, czym jest w Nim, czyli źródłem wszystkiego, co On czyni, źródłem wszelkiego dobra i szczęścia.

Tym jest zapowiedź Jego Królestwa. Wiadomość ta jest znakiem, że Bóg naprawdę chce nam Ją przekazać, ponieważ pragnie, abyśmy byli Jego dziećmi. Tak więc my powinniśmy Ją przyjąć, wierzyć w Nią z całą prostotą i natychmiast dać Bogu naszą odpowiedź.

Ale w takim razie co jeszcze powinniśmy czynić? Co mamy dalej robić? Jak mamy czynić postępy? W takim stopniu, w jakim coś znamy, w takim też to doceniamy, pragniemy tego, kochamy to, w takim też stopniu staje się to naszą własnością. Aby poznać wspaniałe prawdy, które Jezus chciał objawić odnośnie tej wielkiej nowiny, należy czytać to, co kazał napisać Luizie, ponieważ nie można tego znaleźć w żadnej innej książce. Tak chciał Bóg. Kiedy to czytamy, nasz umysł nie myśli o nas samych, ale myśli o Nim, zajmuje się Jego sprawami, zakochuje się w Nim coraz bardziej. Światło jest darem Boga, nawet oczy są Jego darem, ale otwieranie lub zamykanie oczu zależy od nas. Jeśli w obliczu tej pierwszej wiadomości o Woli Bożej umysł pozostaje zimny, obojętny lub, co gorsza, reaguje zamknięciem lub odmową, jest to znak, że w sumieniu jest jakiś poważny problem. Poznanie Woli Bożej zależy od tego, czego naprawdę my chcemy. Na tym właśnie polega sekret: czego naprawdę chcemy? Nie ma znaczenia, co dzieje się wokół nas, czy inni ludzie pomagają nam, czy stwarzają problemy lub trudności, to nie ma to znaczenia. Ważne jest to, czego my naprawdę chcemy. Liczy się nasza osobista odpowiedź Bogu.

Aby poznać, jaka naprawdę jest nasza osobista odpowiedź Bogu, bardzo ważne jest, aby zadać Mu pytanie: „Panie, o co mógłbyś mnie prosić, a czego ja nie chciałbym Ci dać?” Myśląc o tym, odkrywamy, gdzie jest nasz prawdziwy skarb, bo tam jest nasze serce (Mt 6,21). Widzimy, czy nasza wola jest wolna, czy też jest czymś związana. Kiedy poważnie i szczerze mówimy: „Panie, możesz mnie poprosić o wszystko, o moje rzeczy, o moje zdrowie, o moich bliskich, o moje życie, możesz mnie poprosić o cokolwiek, gdyż ja Ci już teraz to oddaję” (…może się nawet zdarzyć, że potem mnie o to nie poprosi), wtedy Pan widzi, że nasze drzwi są otwarte i może wejść. Wszystko jest wtedy w porządku, wszystko się dobrze układa.

Problemem jest nie to, co my mówimy, ale to, co rozumiemy, to, czego chcemy. To jest najważniejsza rzecz. Nasza odpowiedź może być wyrażona innymi słowami, ale zawsze pragnieniem ma być: Panie, nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie. Niech Twoja Wola całkowicie zastąpi moją wolę, niech zajmie miejsce mojej woli. Niech więc moja wola pozostanie we mnie, jakby jej nie było, jakby była martwa, abyś Ty mógł prowadzić we mnie Twoje własne Życie.

Aby dać odpowiedź Panu, poświęcić się Woli Bożej, możemy użyć kilku lub wielu słów. Jednak odmawiane modlitwy, obrzędy czy rzeczy zewnętrzne nie decydują za nas. Decyzja zapada zawsze w duszy. Zrozumienie i pragnienie, poznawanie i chęć są w nas. To, co dzieje się na zewnątrz nas, nie ma znaczenia. Czy są to dni słoneczne, czy deszczowe, nie ma znaczenia. Czy wszystko się dobrze układa, czy wszystko idzie źle, to nie ma znaczenia. Ważne jest to, co rozumiem i czego chcę, a chcę Woli Pana, a nie swojej woli. Oto istota poświęcenia sią Woli Bożej. Możemy poświęcić się Woli Bożej wieloma pięknymi słowami, słowami Luizy, innymi słowami, wieloma lub kilkoma. Można poświęcić się Woli Bożej i można odnowić to poświęcenie, mówiąc: „Panie, rozumiem, co mi ofiarowujesz, chcę tego!”. I to jest już doskonałym poświęceniem.

Ale ile razy mamy to czynić? Raz w roku? Nie szkodzi, ale nic nie daje. Raz dziennie? Bardzo dobrze. Raz na trzy godziny? Jeszcze lepiej. Raz na pięć minut? Nawet lepiej. Z każdym oddechem, z każdym biciem serca! Wtedy nawet nie są potrzebne słowa, ale chodzi o to, aby o tym wiedzieć i chcieć tego przez intencję i czujność. Pan mówi do nas, jak powiedział do Luizy:

Zamiarem, jaki mam wobec ciebie, nie są cudowne rzeczy ani nie zamierzam dokonać w tobie wielu rzeczy, aby objawić moje dzieło. Zamierzam natomiast wchłonąć cię w moją Wolę i zespolić twoją wolę w jedno z moją Wolą oraz uczynić z ciebie doskonały przykład jedności twojej woli z moją Wolą. Jest to jednak najwznioślejszy stan, największy cud, jest to cud nad cudami, który zamierzam z ciebie uczynić.

Córko moja, aby dusza mogła w doskonały sposób zespolić swoją wolę w jedno z naszą Wolą, musi stać się niewidzialna (czyli ma stracić własną formę), musi naśladować Mnie, ponieważ podczas gdy Ja napełniam świat i wchłaniam go w siebie oraz jestem przez niego wchłonięty, staję się niewidzialny, tak iż nikt nie może Mnie zobaczyć. To oznacza, że nie ma we Mnie żadnej materii, wszystko jest czystym Duchem. Jeśli przyjąłem materię w moim przybranym Człowieczeństwie, to po to, aby we wszystkim upodobnić się do człowieka i dać mu najdoskonalszy przykład, jak należy uduchowić tę materię. Dusza musi więc uduchowić wszystko i stać się niewidzialną, aby móc z łatwością zespolić swoją wolę w jedno z moją Wolą, gdyż tylko to, co jest niewidzialne, może być wchłonięte przez inny przedmiot. Jeśli z dwóch przedmiotów chcemy utworzyć jeden tylko przedmiot, jeden musi utracić swoją własną formę, w przeciwnym razie nigdy nie utworzymy jednego tylko bytu. Jakże byłabyś szczęśliwa, gdybyś, niszcząc siebie i stając się w dodatku niewidzialną, mogła otrzymać całkowicie boską formę!

Co więcej, jeśli będziesz wchłonięta przeze Mnie, a Ja będę wchłonięty przez ciebie i jeśli utworzymy jeden tylko byt, to zawrzesz w sobie boskie źródło. A ponieważ moja Wola zawiera wszelkie dobro, jakie kiedykolwiek może zaistnieć, więc przyjmiesz wszelkie dobro, wszelkie dary oraz wszelkie łaski i nie będziesz musiała poszukiwać ich nigdzie indziej, jak tylko w sobie. Jeśli cnoty nie mają granic, to stworzenie znajdzie ich granicę, gdyż przebywa w mojej Woli tylko w takim stopniu, w jakim jest w stanie to uczynić. Albowiem moja Wola pozwala nabyć najbardziej heroiczne i wzniosłe cnoty, których stworzenie nie jest w stanie przewyższyć. Doskonałość duszy wyniszczonej w mojej Woli (która straciła swoją formę), jest tak wielka, że ​​działa jak Bóg. I nie ma w tym nic dziwnego. Skoro żyje w niej nie jej własna wola, ale Wola samego Boga, to ustaje wszelkie zdumienie, że żyjąc Wolą Bożą, posiada moc, mądrość, świętość i wszystkie inne cnoty, które posiada Bóg. Abyś mogła zakochać się w Woli Bożej i tak bardzo, jak możesz, współpracować, aby to wszystko osiągnąć, powiem ci tylko, że dusza, która żyje wyłącznie moją Wolą, jest królową wszystkich królowych, a jej tron ​​jest tak wysoki, że sięga tronu Odwiecznego i wkracza w tajemnice Trójcy Przenajświętszej oraz dzieli wzajemną miłość Ojca, Syna i Ducha Świętego. Och, jakże wszyscy aniołowie i święci ją szanują! Jakże ludzie ją podziwiają, a demony się jej obawiają, gdyż widzą w niej Istotę Bożą! (Tom 3, 21 maja 1900)

Jaka powinna być nasza odpowiedź? „Panie, czuję się zagubiony w tym Oceanie Światła i Miłości, którym jest Twoja Wola, ale nie chcę z Niej wyjść. Chcę w Niej trwać aż do tego stopnia, aby utracić formę mojego bytu i mojego życia i utożsamić się z Twoją formą!”