Maria

Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże

Wola Boża, którą Jezus nazywa w Ewangelii „Wolą Ojca”, jest najintymniejszą, najistotniejszą i najbardziej witalną rzeczywistością Boga: Och, wszystko się zawiera w mojej Woli. Jeśli dusza Ją przyjmuje, przyjmuje całą esencję mojego Bytu i zawiera w sobie wszystko (02.03.1916). Wola Boża nie jest żadnym „przymiotem” Boga ani czymś od Boga na wzór tego, czym wola ludzka jest w człowieku. Wola Boża jest natomiast tym, kim Bóg jest. Wola jest tym, co daje życie wszystkiemu, co jest w Bogu i w nas tak jak w maszynie, w której pierwsze koło porusza cały mechanizm.

Przez Wolę Bożą zwykle rozumiemy rzeczy, których Bóg od nas oczekuje, rzeczy chciane przez Boga (tzn. widzimy Ją jako dopełnienie). Dla Boga natomiast Wola Boża jest podmiotem, sam Bóg pragnie tego. Możemy więc powiedzieć, że Wola jest rzeczownikiem (termin, który wyraża pewną rzecz), podczas gdy wszystkie atrybuty boskie – miłość, wszechmoc, dobroć, wieczność, niezmienność, bezmiar, świętość, sprawiedliwość, miłosierdzie, wszechwiedza, mądrość itd. – są jego przymiotnikami: „Wola Boża jest wszechmocna, dobra, święta, nieskończona, wieczna, mądra, miłosierna, niezmienna…”.

Pragnienie Boże to Wola Boga w ruchu. Słowo to pochodzi od czasownika i wskazuje na to, co czyni. Natomiast pragnienia określają rzeczy chciane lub ustalone przez Boga. Różnica między wolą a pragnieniem (choć w rzeczywistości są zbieżne) jest taka sama jak między sercem a biciem serca, lub między silnikiem a ruchem silnika, lub między źródłem a rzeką.

Stosując tę samą analogię, można powiedzieć, że efektem bicia serca jest życie, a pracy silnika może być przykładowo podróżowanie. Jedną rzeczą jest drzewo, drugą są jego owoce, a jeszcze inną to, co pokarm produkuje. W przypadku pragnienia efektem, który wywołuje, jest Miłość. A jeśli w Bogu źródłem jest Jego Wola, rzeką Pragnienie Boże, to wodą tej rzeki jest Miłość. W ten sposób Jezus równie dobrze może powiedzieć, że Miłość jest synem Woli Bożej, ponieważ jest Jej przejawem i przekazem. Wola Boża jest ponad tym wszystkim, co Ona czyni i ponad tym wszystkim, co Bóg chce czy nie chce lub co dopuszcza. Jest źródłem i najwyższą przyczyną tego wszystkiego, kim Bóg jest, niepojętego Życia Trójcy Przenajświętszej i Ich Dzieł odwiecznej Miłości. Jest jak intymny „silnik” Boga, jak „pierwsze koło”, które porusza wszystkim, daje życie wszystkiemu, kim Bóg jest, i wszystkim Jego dziełom. Wola Boża jest jak Serce Trzech Osób Boskich.

Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Obraz i podobieństwo to nie to samo. Obraz Boży jest obecny w naturze ludzkiej, w jej bycie, w bycie, który Bóg stworzył, biorąc za wzór samego siebie. Podobieństwo do Boga człowiek powinien wykazywać w swym życiu, czyli w sposobie miłowania, działania i w byciu płodnym. Człowiek miał być jak Bóg w sposobie życia, miał myśleć, tak jak myśli Bóg, widzieć wszystko, tak jak widzi to Bóg, miłować wieczną i nieskończoną Miłością Boga. Miał mieć te same upodobania, to samo szczęście, te same prawa boskie (całkiem inne niż ludzkie!). Miał postępować w ten sam sposób jak Bóg, żyć samym Życiem Trójcy Przenajświętszej, Ich uwielbioną Wolą, która jest źródłem Ich dzieł, źródłem Ich Życia, źródłem wszystkich atrybutów Bożych, Ich Pragnień oraz Ich szczęścia!

W naturalnym, ludzkim życiu Bóg umieścił obraz swego własnego Życia. W Życiu nadprzyrodzonym Łaska, czyli Bóg daje człowiekowi udział w swym Życiu, upodabnia go do siebie, daje mu podobieństwo swego Życia.

Człowiek, stworzony na obraz Boga i dlatego odpowiedzialny za swoje życie i przeznaczenie, a zatem obdarzony wolną wolą (…wolna wola to jedno, a wolność to drugie), został przez Boga postawiony przed tym wyborem: wybrać Boga czy własne „ja”, dać w sobie życie Woli Bożej, czy też wybrać własną wolę ludzką, przyjąć Wolę Boga jako życie, czy też wybrać własną wolę ludzką.

To była konieczna i chciana przez Boga próba, aby Bóg mógł go utwierdzić jako syna. Ale w tej próbie człowiek ulega pokusie, którą podsuwa mu szatan, aby go zniszczyć. Pierwszy człowiek, Adam, grzesząc, okaleczył i zbezcześcił obraz Boży, który nosił w swojej ludzkiej naturze, oraz utracił podobieństwo Boże. Był synem Bożym przez dar łaski i stał się zbuntowany. I choć był skruszony, mógł być przyjęty tylko jako sługa, w oczekiwaniu na Odkupienie.

I tak w ziemskim raju były dwa szczególne drzewa – drzewo „Życia” i drzewo „poznania dobra i zła”. Bóg powiedział Adamowi, że ma nie spożywać owoców z tego drugiego drzewa, gdyż spożycie ich przyniosłoby nie życie, lecz śmierć. Drzewo Życia było obrazem Woli Bożej, drzewo poznania dobra i zła (poznania, które nie jest życiem) – obrazem woli ludzkiej. Spożywanie z niego (danie życia własnej woli ludzkiej wbrew Woli Bożej) przyniosłoby nie życie, lecz śmierć.

Te dwa drzewa, w odróżnieniu od innych drzew raju i całego Stworzenia, były czymś w rodzaju „sakramentów”, ponieważ ustanowione przez Boga Ojca Stworzyciela, a w swej materialności oznaczały duchową rzeczywistość i jednocześnie ją przekazywały. Musiały zatem posiadać rzeczywistość materialną, aby mogły wyrazić znaczenie duchowe. Ich owoce, zarówno pierwszego, jak i drugiego, musiały być zatem prawdziwymi owocami materialnymi (nigdzie nie mówi się, że było to słynne „jabłko”). Posiadały jednak specyficzne znaczenie: „owoc Boży” albo „owoc ludzki”, w każdym razie owoc łona, owoc prokreacji. Owoc błogosławiony i Boży – to ten Maryi. Owoc pozbawiony błogosławieństwa i ludzki – to ten Ewy, a raczej to jej pierworodny syn Kain, „który pochodził od Złego”, jak mówi nam Pismo Święte (1 J 3,12).

Bóg stworzył człowieka z ogromnym pragnieniem miłości: skoro obdarzył nas ludzką wolą, będącą obrazem Jego Bożej Woli, chce, abyśmy przyjęli dar Jego Bożej Woli i ponownie stali się do Niego podobni, i mogli powiedzieć za św. Pawłem: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus oraz za Jezusem: Kto widzi Mnie, widzi Ojca i Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje. Jestem cały twój, a ty cały jesteś mój.

Tylko w Woli Bożej stworzenie może działać jak Bóg, gdyż czyniąc Wolę Bożą swoją własną wolą, zaczyna działać w boski sposób. A dzięki powtarzaniu tych boskich czynów upodabnia się do Boga i staje się Jego doskonałym obrazem. Jezus mówi: Dlatego tak bardzo zależy Mi na tym, aby stworzenie uczyniło moją Wolę swoją własną wolą i zrealizowało prawdziwy cel, dla którego zostało stworzone (24 sierpnia 1915). To jest Jego pragnienie, „sen miłości” Boga, cel Jego Planu, jak mówi do Luizy: Zamierzam wchłonąć cię w moją Wolę i zespolić twoją wolę w jedno z moją Wolą oraz uczynić z ciebie doskonały przykład jedności twojej woli z moją Wolą. Jest to jednak najwznioślejszy stan, największy cud, jest to cud nad cudami, który zamierzam z ciebie uczynić. (21.05.1900).

Niech moja Wola najbardziej leży ci na sercu. Niech moja Wola będzie twym życiem i twym wszystkim, nawet w najświętszych rzeczach (21.12.1911). Chcę cię zawsze w mojej Woli… Chcę poczuć twoje serce bijące w moim Sercu, bijące tą samą miłością i z tym samym bólem. Chcę poczuć twoją wolę w mojej Woli, wolę, która mnożąc się we wszystkich, dałaby Mi w jednym akcie zadośćuczynienie za wszystkich i miłość za wszystkich. Chcę poczuć moją Wolę w twojej woli, aby uczynić moim twoje ubogie człowieczeństwo i wynieść je przed Majestat Ojca jako stała ofiara. (04.07.1917)

Ja sam jestem życiem w mojej Woli. Taka była Świętość mojego Człowieczeństwa na ziemi i dlatego uczyniłem wszystko i dla wszystkich (27.11.1917).

Czy widziałaś, czym jest życie w mojej Woli? To zanikać, to wkraczać w krąg wieczności, to przenikać w wszechwiedzę Wiecznego, w niestworzony Umysł, i brać udział we wszystkim (w takim stopniu, w jakim jest to możliwe dla stworzenia), i w każdym boskim czynie. To korzystać, nawet będąc na ziemi, ze wszystkich boskich przymiotów, to nienawidzić zła w sposób boski. To ogarnąć wszystkich, nie wyczerpując niczego, ponieważ wola ożywiająca owe stworzenie jest Wolą Bożą. To świętość jeszcze nieznana, którą dam poznać i która umieści ostatni, najpiękniejszy i najbardziej błyszczący ornament pośród wszystkich innych świętości, i będzie koroną oraz uwieńczeniem wszystkich innych świętości. (08.04.1918)

Oto dlaczego tak często mówię ci o życiu w mojej Woli, którego aż po dziś dzień nikomu nie ukazałem. Znano najwyżej cień mojej Woli, łaskę i słodycz, jaką niesie spełnianie Jej. Natomiast wniknięcie do Jej wnętrza, ogarnięcie Jej bezmiaru, pomnożenie się ze Mną i przeniknięcie wszystkiego – nawet przebywając na ziemi i w Niebie, i w sercach – porzucenie ludzkich sposobów i działanie na sposób boski, to nie jest jeszcze znane, tak iż dla wielu wyda się to dziwne. Kto jednak nie otworzy swojego umysłu na światło prawdy, nic nie zrozumie (29.01.1919).

Niektórym może się to wydawać zaskakujące i niewiarygodne, a więc musieliby podać w wątpliwość moją twórczą moc. A w dodatku, kiedy to Ja tego chcę i daję tę moc, wszelka wątpliwość ustaje. Czyż nie jestem wolny, aby czynić, co chcę, i dawać, komu chcę? Ty bądź czujna. Będę z tobą, okryję cię moją twórczą siłą i zrealizuję wobec ciebie to, czego pragnę (02.02.1921).

Im bardziej poznajemy Wolę Bożą, tym bardziej Ją kochamy i Nią żyjemy

Nie wystarczy, że wiemy, kim jest Jezus, to jeszcze nie oznacza, że Go znamy. Musimy myśleć tak jak On, a nie tak jak myśli świat. To jest dramat, prawdziwy podział i agonia, której doświadcza Kościół. Każdy musi zdecydować, czy kocha Prawdę bardziej niż siebie samego, czy też woli siebie od Prawdy.

Jezus powiedział do Ojca pod koniec Ostatniej Wieczerzy: A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17,3). Niezależnie od wielu ważnych tematów, dzisiaj nasza refleksja skupia się na pierwszej niezbędnej rzeczy: na wiedzy. Aby być mocnymi w wierze, potrzebujemy jasnych idei. Ozeasz mówi: Naród mój ginie z powodu braku wiedzy (Oz 4,6).

Wiedza jest okiem duszy. Dusza, która nie posiada wiedzy, jest jakby ślepa na te dobra i prawdy. W mojej Woli nie ma dusz ślepych, wręcz przeciwnie, każda wiedza daje im szersze pole widzenia (tom 15, 2 kwietnia 1923).

Wartość naszych czynów zależy od każdej nowej wiedzy o Woli Bożej: Tak więc im lepiej poznasz moją Wolę, tym więcej wartości uzyska twój czyn (tom 13, 25 sierpnia 1921). Nie oznacza to wiedzieć, co Pan chce, abyśmy teraz uczynili (znać rzeczy, których On pragnie), ale oznacza wiedzieć, czym jest Wola Boża w Bogu, wiedzieć, że jest sercem i źródłem wszystkiego, źródłem Jego Istoty i Jego dzieł. On pragnie, aby stała się tym samym także i w nas dzięki Jego łasce.

W miarę jak Jezus objawia duszy swoją Wolę, poszerza jej możliwości i przygotowuje ją do większego poznania Woli Bożej: Ponieważ wybrałem cię w szczególny sposób, abyś żyła na wyżynach mojej Woli, więc krok po kroku wyszkoliłem cię i dałem ci poznać moją Wolę. A gdy ci dawałem Ją poznać, poszerzałem twoje możliwości i przygotowywałem cię do kolejnej, jeszcze większej wiedzy. Za każdym razem, gdy objawiam Ci jakąś wartość lub jakiś skutek mojej Woli, odczuwam większą radość i razem z Niebem to świętuję. Kiedy moje prawdy wychodzą na jaw, podwajasz moją radość i moje święto. Dlatego pozostaw to Mnie i zanurz się jeszcze bardziej w mojej Woli (tom 13°, 2 września 1921).

W takim stopniu, w jakim znamy pewną rzecz, w takim też stopniu ją doceniamy, pragniemy jej, kochamy ją, prosimy o nią, przygotowujemy się na nią i ją otrzymujemy. Wszystko się od tego zaczyna. Świętość życia w mojej Woli pragnie być poznana. […] A jeśli Jej nie znają, jak mogą chcieć i pragnąć życia tak świętego? (tom 14, 16 lipca 1922)

W takim stopniu, w jakim coś kochamy i interesujemy się tym, w takim też stopniu o tym mówimy: Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje (Mt 6,21). Przecież z obfitości serca usta mówią (Mt 12,34) – powiedział Pan. Jeżeli usta nie mówią o Woli Bożej w nowy sposób, w taki, w jaki Jezus mówił do Luizy (i nigdzie indziej tego nie ma), to dlatego że nie jest Ona znana w ten właśnie sposób i nie jest Ona jeszcze skarbem, który się kocha i który wypełnia życie oraz je przemienia.

Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7,7). Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca, poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją (Mt 13,44-46).

Skarb Królestwa Woli Bożej jest przede wszystkim darem Boga, jego ukazanie jest inicjatywą Boga, ale my powinniśmy – gdy tylko nadejdzie pierwsza informacja o nim – pragnąć tego skarbu i prosić Pana o niego. Jeśli naprawdę go znajdujemy, wtedy nasza ogromna radość zamienia się w bieg, aby „sprzedać wszystko, co mamy”, aby zostawić wszystko, po to, aby nabyć wszystko, prawdziwe Wszystko. To właśnie czynili wszyscy święci, to samo uczynił św. Paweł. Mówi o tym, gdy porównał różnorodne charyzmaty (dla wielu kuszące!) z Miłością (która jest Miłością Bożą, wypływającą z Woli Bożej): Miłość nigdy nie ustaje, [nie jest] jak proroctwa, które się skończą, albo jak dar języków, który zniknie, lub jak wiedza, której zabraknie. Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce (1 Kor 13, 8-11).

Nie tylko to, co niedoskonałe, musi ustąpić miejsca temu, co doskonałe. Nie tylko porzucamy rzeczy z dzieciństwa, gdy wzrastamy jak Jezus „w latach, mądrości i łasce”. Nie tylko gwiazdy znikają pochłonięte światłem słońca, gdy ono wschodzi, dając życie nowemu dniu. Nawet te rzeczy, które wcześniej były przydatne i dobre, okazują się później bezużyteczne, a wręcz mogą być „stratą” i przeszkodą, aby nabyć to, co najlepsze: Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę. I owszem, nawet wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze (Flp 3,7-9).

Jeśli posiadamy jakąś rzecz, to oznacza, że ta rzecz nas opanowała. Nie możemy służyć dwóm panom. Dlatego porzucenie czegokolwiek, co posiadamy i kochamy, jest jak porzucenie odrobiny siebie. Jest to umieranie, jest to umieranie dla przywiązania. Jest to „wyrzeczenie się siebie”, warunek konieczny, aby móc poznać Pana i za Nim podążać. Aby napełnić butelkę wodą, nie wystarczy postawić ją pod wodospadem. Trzeba zdjąć korek. Jeśli chcemy, aby światło, smak i życie Woli Bożej wkroczyły do naszego umysłu i do naszego serca, nie wystarczy „czytać” wspaniałe pisma Luizy. Trzeba usunąć korek naszej ludzkiej woli, naszego „ego”, które chce coś dla siebie zatrzymać, nawet dla dobrych celów, które przywiązuje się bardziej do darów Boga niż do samego Boga…

A ponieważ ​​prawdy poznane na ziemi są boskimi nasionami, które zradzają szczęście, radość itp., to w Niebie, kiedy dusza będzie w swojej ojczyźnie, będą elektrycznymi przewodami łączności, przez które Boskość wydobędzie ze swojego łona tak wiele radości, jak wiele prawd dusza poznała. […] Czy sądzisz, że całe Niebo wie o wszystkich moich dobrach? Nie, nie! Och, jak wiele pozostaje Niebu szczęścia, którym się jeszcze dzisiaj nie cieszy! Każde stworzenie, które wstąpi do Nieba i które poznało jedną prawdę więcej, nieznaną innym, przyniesie w sobie nasienie. To nasienie wydobędzie ze Mnie nowe szczęście, nową radość i nowe piękno, których przyczyną i źródłem będzie ta dusza. Inni zaś wezmą w tym udział. Nie nadejdzie ostatni dzień, jeśli nie znajdę dusz gotowych objawić wszystkie moje prawdy, tak aby Niebieskie Jeruzalem mogło rozbrzmieć moją pełną chwałą, a wszyscy błogosławieni mogli dzielić wszystkie moje radości, jedni będąc bezpośrednią przyczyną, ponieważ poznali prawdę, a inni będąc pośrednią przyczynę za pośrednictwem tego, który ją poznał (tom 13, 25 stycznia 1922).

Kiedy ujawniam jedną z moich prawd, jeszcze nieznaną, staje się ona nowym Stworzeniem, które stwarzam. (tom 15, 1 lipca 1923) Córko moja, moje słowo jest twórcze. Kiedy więc przemawiam, objawiając prawdę, która do Mnie należy, nie czynię nic innego, jak tylko dokonuję w duszy nowego boskiego stworzenia (tom 13, 30 stycznia 1922).

Córko moja, ty nie wiesz, co to znaczy objawiać moje prawdy, dlatego dziwisz się mojej przyjemności i nieodpartej sile, które odczuwam, gdy objawiam się stworzeniu. Kto Mnie słucha, przynosi Mi radość i rozkosze rozmowy z nim. Musisz wiedzieć, że kiedy ujawniam jedną z moich prawd, jeszcze nieznaną, staje się ona nowym Stworzeniem, które stwarzam. I tak bardzo pragnę uwolnić z siebie wiele dóbr i tajemnic, które zawieram, że niezależnie od tego, ile mówię, chcę zawsze mówić, ponieważ jestem czynem, który jest zawsze nowy i nigdy się nie powtarza, a kiedy mówię, pozostają Mi zawsze inne nowe rzeczy, które chciałbym powiedzieć, ponieważ te nowe rzeczy nigdy się we Mnie nie wyczerpują. Jestem zawsze nowy w miłości, nowy w pięknie, nowy w radości, w harmonii, nowy we wszystkim, i to zawsze nowy. Dlatego nikogo nie nużę, zawsze mam nowe rzeczy do dania i do powiedzenia, a nieodpartą siłą, która popycha Mnie do objawienia się, jest moja ogromna miłość (tom 15, 1 lipca 1923)

Jezus odczuwa wielką radość, kiedy ukazuje prawdy o swojej Woli: każda objawiona prawda jest nową więzią jedności, którą tworzy z Luizą i z całą ludzkością: Do tej pory ujawniałem, czego dokonało moje Człowieczeństwo, ukazałem jego cnoty i jego boleści, aby ustanowić ludzką rodzinę spadkobiercą dóbr mojego Człowieczeństwa. Teraz chcę pójść dalej i pragnę ukazać to, czego dokonała moja Wola w moim Człowieczeństwie, gdyż chcę uczynić nowe pokolenia spadkobiercami mojej Woli, i skutków, które Ona przynosi, oraz wartości, którą posiada. Bądź więc uważna w słuchaniu Mnie i nie trać niczego ze skutków i wartości mojej Woli, aby móc być wiernym doręczycielem tych dóbr i pierwszą więzią jedności z moją Wolą oraz więzią łączności dla innych stworzeń (tom 13, 6 września1921).

Im bardziej znamy Wolę Bożą, tym więcej od Niej otrzymujemy: Niewiele wiadomo, a nawet nic, na temat wewnętrznych czynów, których dokonało moje Człowieczeństwo w Woli Bożej z miłości do wszystkich… Wiedza niesie ze sobą wartość, efekty oraz życie owego dobra… Jeśli pozwalam coś poznać, to dlatego, że chcę to przekazać (tom 14, 19 października 1922). A dzieje się tak dlatego, że miłość oznacza objawiać się i oddawać, oznacza dawać siebie. Posiadamy Wolę Bożą w takim stopniu, w jakim Ona się nam objawia i w jakim Ją znamy (tom 14, 6 listopada 1922).

Widzisz więc, jak konieczne jest, aby poznano moją Wolę we wszystkich Jej relacjach, cudach, efektach, wartości oraz to, co Ja w Niej uczyniłem dla stworzeń, a także to, co one powinny czynić. Wiedza ta będzie potężnym magnesem, który przyciągnie stworzenia i pozwoli im otrzymać dziedzictwo mojej Woli oraz przywołać na scenę pokolenie dzieci Światłości, dzieci mojej Woli (tom 14, 27 października 1922).

…pragnę, aby to moją Wolę wszyscy poznali i na Nią wskazywali jako na nowe Niebo i sposób na nowe odrodzenie (tom 15, 05 stycznia 1923).

Kiedy mówię stworzeniu o mojej Woli, aby dać mu Ją poznać, pragnę zaszczepić w nim moją Boskość, a zatem drugiego siebie… Gdy mówię mu o mojej Woli, moja Miłość wydaje się wylewać poza swoje granice, gdyż chce utworzyć siedzibę mojej Woli w sercu stworzenia (tom 15, 16 lutego 1923).

Dzisiaj nasza Luiza mówi nam w jednym ze swoich listów z dnia 26.05.1942:

Niech Wola Boża Ci wynagrodzi i pozwoli, żebyś mógł Ją poznać, gdyż Jej życie wzrasta w nas w miarę Jej poznania. Nie możemy posiadać dobra, jeśli go nie znamy, a gdy je znamy, nasze możliwości poszerzają się i Wola Boża zajmuje w nas swoje królewskie miejsce. Dlatego Jej Świętość, Jej Piękno i Jej Miłość wzrastają w nas i tworzą w naszej duszy swoje boskie małe morza. Tak więc całą aktywnością wroga jest to, żeby nie pozwolić, aby wiedza o Woli Bożej wyszła na światło dzienne, gdyż utraciłby swoje królestwo na ziemi. Pierwszą rzeczą, którą czyni Wola Boża, gdy zostaje poznana, jest przemienienie nas w dobro i ujarzmienie naszych namiętności. Ze słabych czyni nas silnymi. Jej moc powoduje taką zmianę w naszej duszy, iż ​​czujemy, że posiadamy naszego Boga, a nasza wola staje się boskim zamieszkaniem. Dzięki Niej wszystko staje się łatwiejsze. Odczuwamy w sobie Niebo. Nasze czyny są przekazywane Świętym i Królowej Niebios, która z taką miłością czeka, aż Jej dzieci wezmą udział w Jej czynach, w boskich morzach, które posiada… Poczujemy się związani prawem z Bożą Rodziną, ponieważ ich Wola jest także naszą wolą.

Jaka powinna być nasza odpowiedź Bogu?

Bóg przesłał nam wiadomość, propozycję, swoje niezwykłe przesłanie: chce, abyśmy żyli z Nim w doskonałej komunii życia, tak aby móc wraz z Jezusem powiedzieć Ojcu: Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje (J 17,10). Bóg chce, abyśmy miłowali wszystkich, abyśmy Go miłowali Jego własną Miłością, i dlatego ofiarowuje nam teraz w darze swoje własne „Serce”, swoją uwielbioną Wolę, która jest „Sercem” Trzech Osób Boskich, abyśmy mogli żyć z Bogiem Jego życiem, uczestniczyć w Jego dziełach i miłować tak, jak miłują Osoby Boskie. Każdego dnia o każdej porze czeka na naszą odpowiedź.

Pierwszym słowem Jezusa i Maryi, jakie znamy, jest oto jestem, oto ja, oto idę. Tak samo pierwszym słowem wypowiedzianym przez Boga jest: Niech tak się stanie! Fiat! Oto idę, aby spełniać Wolę Twoją, Boże – powiedział Jezus w momencie Wcielenia. Oto Ja, Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa – powiedziała Przenajświętsza Dziewica, odpowiadając Wysłannikowi Bożemu.

„Oto jestem” oznacza: jestem do Twojej dyspozycji, jestem gotów czynić, co chcesz, jestem Twój… Oto więc jestem, Ojcze, przychodzę, aby uczynić Twoją Wolę moją wolą… Oto jestem, Ojcze, przychodzę, aby czynić Twoją Wolę wraz Tobą i tak jak TyOto jestem, Ojcze, przychodzę po to, aby Twoja Wola stała się we mnie żywą rzeczywistością… Ale jeśli Jezus powiedział, że Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni (J 5,19), to o ileż bardziej powinniśmy to mówić my, stworzenia! Dlatego prośmy Ojca, aby On sam dokonał wszystkiego, nie tylko dokonał tego, o co nas prosi, lecz także dokonał swoich własnych dzieł przez nas, z nami i w nas. W naszych bardzo małych czynach Bóg pragnie zgromadzić wszystko, co On czyni. W bardzo krótkich fragmentach naszego życia pragnie skupić swoje własne Życie. Pan nam mówi (tom 14, 12 maja 1922):

W mojej Woli nie możesz się uchylać od czynienia tego, co Ja czynię. Rzecz jest naturalna. Tym właśnie jest Świętość mojej Woli: nie czynić nic własnego, ale czynić to, co czyni Bóg… W ten sposób moja Wola i twoja są dwiema wodami zlanymi razem. I to, co czyni jedna, musi czynić druga.

Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną (Ap 3,20). Dusza powinna otworzyć drzwi i być gotowa na poznanie prawd Woli Bożej: Pierwsze drzwi to pragnienie życia moją Wolą, drugie to chęć poznania Jej, a trzecie to docenienie Jej (tom 13, 25 stycznia 1922). Bramy, podnieście swe szczyty i unieście się, prastare podwoje, aby mógł wkroczyć Król chwały! (Psalm 23).

Świętość życia w mojej Woli nie posiada dróg ani drzwi, ani kluczy, ani pomieszczeń. Zalewa wszystko, jest jak powietrze, którym się oddycha, którym wszyscy muszą i mogą oddychać. Jeśli tylko dusza tego zapragnie i odłoży na bok swoją ludzką wolę, Wola Boża pozwoli jej oddychać sobą i da jej życie, efekty oraz wartość życia moją Wolą. A jeśli Jej nie znają, jak mogą chcieć i pragnąć życia tak świętego? (tom 14, 16 lipca 1922)

Miłość domaga się odpowiedzi miłości. Dar musi być wzajemny. Nasza wola musi być obecna, ponieważ ma napotykać Wolę Bożą. Musimy oddać ją Bogu, mimo że jest nasza i w nas pozostaje. To nasza wola musi zostać całkowicie zastąpiona Jego Wolą. Obnażenie duszy i przekonanie o naszej nicości pozwalają Jezusowi w nas działać.

Kto nie jest całkowicie opróżniony z własnej woli, nie może nabyć pewnej wiedzy na temat mojej Woli, ponieważ wola ludzka tworzy chmurę między moją Wolą a jego wolą i uniemożliwia poznanie wartości i efektów, które moja Wola zawiera. Ale mimo to nie mogą powiedzieć, że nie jest światłem (tom 14, 23 czerwca 1922). Luiza zaś pisze (tom 12, 14 czerwca 1917):

Trwając nadal w swoim zwyczajowym stanie, prosiłam mojego ukochanego Jezusa, aby wniknął we mnie i miłował, modlił się oraz wynagradzał we mnie, gdyż ja nie potrafiłam uczynić niczego. Słodki Jezus, poruszony współczuciem dla mojej nicości, przyszedł i zatrzymał się u mnie, aby razem ze mną się modlić, miłować i wynagradzać. Potem powiedział do mnie:

Córko moja, im bardziej dusza obnaża się z siebie, tym więcej Ja przyodziewam ją sobą, a im bardziej jest przekonana, że sama nie może uczynić niczego, tym więcej Ja w niej działam i czynię w niej wszystko. Czuję, jak stworzenie puszcza w obieg całą moją Miłość, moje modlitwy, moje zadośćuczynienia itp. I aby przynieść zaszczyt sobie samemu, staram się wyczuć, co dusza chce uczynić. Pragnie miłować? Idę do niej i miłuję razem z nią. Chce się modlić? Modlę się razem z nią. Jednym słowem, jej obnażenie i jej miłość, które są moimi, wiążą Mnie i zmuszają do czynienia razem z nią tego, czego ona pragnie. Daję więc duszy zasługi mojej Miłości, mojej modlitwy i mojego zadośćuczynienia. Ogromnie się raduję, gdy czuję, jak dusza powtarza moje Życie, i sprawiam, że efekty mojego działania rozchodzą się dla dobra wszystkich, ponieważ nie należą do stworzenia, które jest we Mnie ukryte, ale należą do Mnie.

Pan wyjaśnia, jakie są warunki i kroki niezbędne do życia w Woli Bożej (tom 12, 6 marca 1919):

Córko moja, to, co jest niemożliwe dla stworzenia, dla Mnie jest możliwe. To prawda, że ​​jest to największy cud mojej wszechmocy i mojej miłości, ale kiedy chcę, wszystko mogę uczynić, a to, co wydaje się trudne, dla Mnie jest bardzo łatwe. Chcę więc usłyszeć „tak” od stworzenia i pragnę, aby było jak miękki wosk, gotowe na wszystko, co chcę z nim uczynić. Co więcej, musisz wiedzieć, że zanim ostatecznie przywołam je do życia w mojej Woli, wzywam je od czasu do czasu i obnażam ze wszystkiego. Sprawiam, że odbywa coś w rodzaju sądu, ponieważ w mojej Woli nie ma sądów, wszystko jest w pełni ze Mną zgodne, a sąd występuje poza moją Wolą. Któż by się ośmielił osądzić to wszystko, co przenika do mojej Woli? Ja nigdy nie osądzam samego siebie. Co więcej, wiele razy pozwalam umrzeć duszy, nawet cieleśnie, a potem znowu przywracam ją do życia. Dusza więc żyje tak, jakby nie żyła. Jej serce jest w Niebie, a życie jest jej największym męczeństwem. Ileż to razy nie zrobiłem tego z tobą! Są to warunki, aby przygotować duszę do życia w mojej Woli. A w dodatku jak wiele łańcuchów łask ci przekazałem? Ile regularnych wizyt ci złożyłem? Wszystko to było po to, aby cię przygotować do życia na wyżynach bezkresnego morza mojej Woli. Dlatego nie chciej badać, ale wzlatuj dalej.

Otóż moje Zmartwychwstanie jest symbolem dusz, które utworzą świętość w mojej Woli. Święci z minionych wieków są symbolem mojego Człowieczeństwa. Choć byli poddani, nie posiadali ciągłego czynu w mojej Woli, tak więc nie otrzymali piętna Słońca mojego Zmartwychwstania. Otrzymali jednak piętno dzieł mojego Człowieczeństwa przed Zmartwychwstaniem. Tak więc będzie ich wielu. Niemal jak gwiazdy utworzą piękny ornament na niebie mojego Człowieczeństwa. Jednak świętych żyjących w mojej Woli, którzy symbolizują moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo, będzie niewielu. W rzeczywistości wielu widziało moje Człowieczeństwo przed śmiercią. Widziały je tłumy i rzesze ludzi, ale moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo widziało niewielu. Widzieli je tylko wierzący i najbardziej gotowi i mogę powiedzieć, że tylko ci, którzy posiadali zarodek mojej Woli, bo gdyby go nie posiadali, nie mieliby wzroku niezbędnego do ujrzenia mojego Zmartwychwstałego Człowieczeństwa w chwale, a zatem nie mogliby być widzami mojego Wniebowstąpienia.

Otóż moje Zmartwychwstanie symbolizuje świętych żyjących w mojej Woli, a to dlatego, że każdy czyn, słowo, krok, itp. dokonany w mojej Woli jest Bożym zmartwychwstaniem, które dusza otrzymuje, jest piętnem chwały, której doznaje, jest wyjściem poza siebie, aby wejść w Boskość. Dusza miłuje, działa i myśli, ukrywając się w promiennym słońcu mojej Woli. Cóż więc w tym dziwnego, że dusza jest całkowicie odrodzona w słońcu mojej Chwały i z nim utożsamiona, i że symbolizuje moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo? Jednak niewiele jest dusz, które są na to gotowe, ponieważ nawet w samej świętości dusze pragną czegoś dla swojego własnego dobra. Natomiast świętość życia w mojej Woli nie posiada nic własnego – wszystko należy do Boga. I aby się do tego przysposobić (ogołocić się z własnych dóbr), zbyt dużo wysiłku lub zobowiązania muszą podjąć dusze i dlatego nie będzie ich wiele. Ty nie jesteś jedną z wielu, ale należysz do niewielu. Bądź więc zawsze gotowa na moje wezwanie i na nieustanne wzlatywanie.

Jak należy przyjmować Dar Woli Bożej?

Przyjęcie Daru Woli Bożej oznacza oddanie naszej woli Panu, aby otrzymać Jego Wolę, którą On pragnie nam przekazać. Potrzebna jest do tego intencja i czujność, potrzebne jest wielkie pragnienie i pełna gotowość.

Ile Mu dajemy, tyle też otrzymujemy. A kiedy On nam daje, my musimy to przyjąć. Jak należy zatem przyjmować ten Dar Woli Bożej? Z ufnością, prostotą i żywą wiarą.

Jezu, Ty dajesz mi wszystko, a ponieważ czynisz mnie panem wszystkiego, co Twoje, więc przyjmuję Twoje myśli do mojego umysłu, czerpię moją mowę z Twoich słów i z Twoich rozmów. W moje ręce wzywam Twoje czyny…

Zasłoną, która okrywa moją Obecność w tobie – mówi Jezus – łupiną, która okrywa mój Dar będzie twój mały czyn. Nasze drobne czyny, same w sobie bardzo banalne, są niezwykłą okazją do komunii z Jezusem. Powinny czerpać życie z życia Jezusa. Wtedy stają się jakby wieloma hostiami sakramentalnymi, które konsekruje Wola Boża.

Istotą w konsekrowanej Hostii jest Jezus, podczas gdy przed konsekracją był nią chleb. Potem chleb przestaje być chlebem, staje się żywym i prawdziwym Jezusem, ale przypadłości się nie zmieniają. Nie zmienia się kolor, nie zwiększa się rozmiar ani nie zmienia się smak. To samo dzieje się z naszymi czynami, z naszym działaniem, z naszymi chwilami istnienia ożywionymi Wolą Bożą, to znaczy tymi chwilami, w których przez intencję wzywamy Jezusa jako bohatera, tak aby ​​Wola Boża stała się życiem naszego czynu, który na zewnątrz się nie zmienia.

Wola Pana ukrywa się w pięknym zachodzie słońca, w małym ptaszku, który śpiewa na gałęzi, w smaku owocu, w burzy, w grzmocie i w błyskawicy, w małym piesku, który porusza ogonem i się raduje, w osobie, która wychodzi nam na spotkanie. Kryje się pod postacią wielu rzeczy i wielu sytuacji. Jezus także ukrywa się we wszystkich naszych małych czynach, jeśli my Mu na to pozwolimy, gdyż chce być w nas obecny. Jezus mówi nam, że aby otrzymać Dar, musimy Mu się oddać i czynić we wszystkim Jego Wolę poprzez intencję i czujność.

W tomie 11° (4 lipca 1912 r.) mówi do Luizy: Córko moja, o co chodzi? Chcesz tracić czas? Chcesz wyjść ze swej nicości? Wróć na swoje miejsce, do swej nicości, tak aby Ten, który jest Wszystkim, mógł zająć w tobie swoje miejsce. Wiedz jednak, że cała musisz umrzeć w mojej Woli: dla cierpienia, dla cnót, dla wszystkiego. Nie musisz się już martwić, czy cierpisz, czy nie, czy masz cnoty, czy nie. Nie musisz się przejmować niczym.

Innymi słowy: Moja Wola musi być grobowcem duszy. I tak jak w grobowcu natura ludzka się zużywa, aż zanika całkowicie, i przez to zużycie odradza się do nowego i piękniejszego życia, tak dusza pochowana w mojej Woli, jakby wewnątrz grobowca, umrze dla cierpienia, dla swych cnót i dóbr duchowych, i we wszystkim odrodzi się do Życia Bożego.

Pan mówi: Jeśli dasz Mi wszystko, Ja dam ci wszystko. Dam ci mój podpisany czek in blanco, jeśli ty dasz mi swój mały czek in blanco, podpisany przez ciebie. Ja jestem panem wszystkiego, więc jeśli mi to dasz, ty też możesz stać się panem tego, kim Ja jestem, panem wszystkiego, co jest moje.

Abyście mogli to lepiej zrozumieć, wyjaśnię to na przykładzie. Wyobrażam sobie, że pedałuję na moim starym rowerze, a Jezus przejeżdża obok wspaniałym „Ferrari” i uprzejmie mówi do mnie: Chodź i naśladuj Mnie, a ja mówię: Żartujesz, Panie! Jak mogę Cię naśladować?

To jest bardzo proste! Nie mówię ci, żebyś ścigał się ze Mną ty na swoim rowerze, a Ja na moim Ferrari, bo to jest śmieszne, nie ma nawet sensu zaczynać. Rzecz jest o wiele prostsza: jeśli dasz mi swój rower, Ja dam ci moje Ferrari.

Ale żartujesz sobie, Panie! – Nie, z nikogo sobie nie żartuję. Nie potrafię żartować z nikogo. Jeśli coś mówię, to mówię to na poważnie! Albo Mi wierzysz, albo nie! – Ale co będziesz miał z tego, Panie? – Co z tego będę miał? Będę miał przyjaciela. Będę miał kolejnego Jezusa! Zdecydowałeś się więc? Wierzysz Mi? Chcesz moje Ferrari? Zapomnij o swoim rowerze. Chcesz moje Ferrari? ‒ Cóż, Panie, bardzo piękne, ale… ‒ Żadnych ale… Włóż rower do bagażnika, bo inaczej bym nie przyjechał do ciebie. Pojechałbym innymi drogami. A więc włóż rower do bagażnika i wsiadaj. Wiedz, że od tej chwili rower, choć jest Twój, jest także mój i to Ja nim rozporządzam. Moje Ferrari, choć jest moje i zawsze będzie moje, jest także twoje. Spójrz, co za dzielenie się! ‒ Panie, wszystko w porządku, jest bardzo piękne, ale ja nie umiem prowadzić, nie umiem nic robić ‒ Nie martw się. Uważaj, zwracaj baczną uwagę, jak Ja prowadzę, bo kiedy zobaczę, że już wystarczająco się nauczyłeś, pozwolę ci prowadzić. I tylko w ten sposób Ferrari stanie się twoją prawdziwą własnością, bo teraz jesteś jego właścicielem, gdyż ci je daję, a ty odpowiadasz „tak”, ale tak naprawdę nie wiesz, co masz czynić z tym samochodem, którego w ogóle nie znasz. Kiedy go poznasz wystarczająco, w takim samym stopniu będziesz jego faktycznym właścicielem, a nie tylko w teorii.

A zatem wniosek z tej rozmowy, który masz wprowadzić do swojego życia, jest następujący: Panie, daj mi Twoją Wolę, gdyż ja daję Ci moją.

Wszystko kryje się w tych kilku słowach: Oto ja, niech mi się stanie według Twojego słowa! Są to te same słowa, które Dziewica wypowiedziała podczas zwiastowania i przez te słowa w tamtej chwili Syn Boży wcielił się w Niej. Gdy mówimy: Oto ja, Sługa Pański. Niech wypełni się we mnie to Twoje słowo, wtedy Słowo Pańskie wciela się w nas, wchodzi w posiadanie naszego życia, zaczyna być życiem naszego życia. I gdy dajemy mu w nas życie, ono daje nam życie w sobie. Daje nam życie! Wszystko jest wzajemne.

Jezus przekazuje nam ten praktyczny i rzeczywisty sposób umierania dla siebie, wyniszczenia naszego bytu w Bycie Bożym:

Córko moja, chcę, aby zaszło w tobie prawdziwe wyniszczenie, nie urojone, lecz prawdziwe, i to w sposób wykonalny i prosty. Załóżmy, że przyjdzie ci do głowy myśl, która nie jest skierowana ku Mnie. Musisz ją zniszczyć i zastąpić myślą Bożą, a w ten sposób dokonasz wyniszczenia myśli ludzkiej i zdobędziesz życie Myśli Bożej. W ten sam sposób, jeśli oko chce patrzeć na coś, co Mi się nie podoba lub się do Mnie nie odnosi, i jeśli dusza się umartwia, trawi wtedy oko ludzkie i zdobywa oko Życia Bożego. I tak się dzieje z całą resztą twojego bytu. (tom 11, 21 maja 1913)

Oznacza to, że przychodzi nam do głowy wiele myśli, ale gdy tylko je sobie uświadomimy, gdy tylko się obudzimy, mamy natychmiast powiedzieć: Panie, co ta myśl ma z Tobą wspólnego? Ja chcę natomiast troszczyć się o Ciebie i o Twoje sprawy, tak jak Ty troszczyłeś się o sprawy Ojca.

Na przykład myślisz o swoich długach… musisz spłacić to czy tamto… i wtedy masz powiedzieć: Ta myśl, Panie, która sama w sobie Cię nie dotyczy, chcę, żeby Cię dotyczyła, a zatem, Panie, teraz Ty płacisz. Ujmijmy to w ten sposób.

Spójrzcie, najpierw to my prowadzimy nasz samochód. Pan prosi, abyśmy Go podwieźli, więc mówimy: No dobrze, przyjdź, Jezu, myśleć w moich myślach, przyjdź, Wolo Boża, spoglądać w moich oczach, pulsować w moim sercu itp. W ten sposób Jezus jedzie z nami. Dojeżdżamy do świateł i chcemy je ominąć, a On mówi: Nie, jeśli chcesz je ominąć, to Ja wysiadam. Ja nie popełniam wykroczeń przeciwko mojemu Ojcu. Nie chcę sprawiać Mu żadnej przykrości. Jeśli chcesz przejechać na czerwonym, to jedź sam!

Dlatego Pan mówi (tom 11, 21 maja 1913):

Dusza umartwia się w następujący sposób: wyniszcza oko ludzkie i zdobywa oko życia Bożego. I tak jest z całą resztą twojej istoty. Och, jak bardzo czuję, jak przepływają we Mnie (jak krew w żyłach) te nowe boskie Życia i biorą udział we wszystkich moich dziełach!

Dlatego ten, kto naprawdę kocha Jezusa i czynią we wszystkim Jego Wolę, tworzy z Nim jedno bicie serca. Ale potrzebne jest doskonałe obnażenie. Jezus mówi: musi to być bardziej życie niebieskie niż ziemskie, bardziej życie Boże niż ludzkie. To ogołocenie duszy, to przekonanie o byciu niczym, o swojej nicości, pozwala Jezusowi w niej działać.

Aby stworzenie mogło żyć w Woli Bożej Jezus mówichcę usłyszeć „tak” od stworzenia i pragnę, aby było jak miękki wosk, gotowe na wszystko, co chcę z nim uczynić (tom 12, 06 marca 1919). To znaczy, ma nie dawać Jezusowi żadnych „ale”, żadnych „lecz”, żadnych warunków. Jezus zaś mówi: Jednak niewiele jest dusz, które są na to gotowe, ponieważ nawet w samej świętości dusze pragną czegoś dla swojego własnego dobra. Natomiast świętość życia w mojej Woli nie posiada nic własnego – wszystko należy do Boga. I aby się do tego przysposobić (ogołocić się z własnych dóbr), zbyt dużo wysiłku lub zobowiązania muszą podjąć dusze i dlatego nie będzie ich wiele. Ty nie jesteś jedną z wielu, ale należysz do niewielu. (tom. 12, 15 kwietnia 1919) Jeśli więc stworzenia przeczytają te prawdy i nie będą na nie otwarte, nic nie zrozumieją. Zostaną zmieszane i oślepione światłem moich prawd (tom. 13, 23 października 1921).

Dlatego bardzo ważnym rachunkiem sumienia, nie tym na temat dziesięciu przykazań, może być po prostu powiedzenie: Panie, dałeś mi wszystko, wszystko, czym jestem, co mam i co czynię. Wszystko pochodzi od Ciebie, bo ja jestem niczym. Dałeś mi tak wiele, i to z miłości. Gdybyś mnie o coś poprosił, czy odmówiłbym ci tego? Czy jest coś, czego bym Ci nie dał, gdybyś mnie o to poprosił? Panie, przeocz tę jedną rzecz, przejdź obok niej… Daję Ci wszystko, ale tej rzeczy lepiej, żebym ci nie dał.

Czasami tak trwamy, wystarczy małe przywiązanie. Panie, o co mógłbyś mnie poprosić? Zatem w nas samych, w naszym stanie umysłu, w naszym umyśle i w naszej decyzji musimy w tym momencie sprecyzować, czym jest to przywiązanie, i powiedzieć: Jezu, ufam Tobie! Nawet gdybyś poprosił mnie o rzecz, którą tak bardzo lubię, albo która tak bardzo mnie przeraża, albo która wprawie mnie w takie zakłopotanie, lub do której czuję taką odrazę, że niemal bym umarł, gdybyś mnie o nią poprosił, czy miałbym odwagę powiedzieć Ci „nie”. Jezu, jestem pewny, że ​​w tym momencie byś mi pomógł, udzieliłbyś mi wystarczającej i obfitej łaski, abym mógł wypowiedzieć moje „niech tak się stanie”! A gdybym miał na przykład przejść operację lub bolesną próbę, czy to fizyczną, czy moralną, Ty w tym momencie dałbyś mi Twoje znieczulenie!

Albowiem św. Paweł mówi (a jest to Słowo Boże!): Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10,13).

Aby wejść w Wolę Bożą, wystarczy usunąć przeszkodę, którą jest wola ludzka, wystarczy tego chcieć, a wszystko się dokona. Albo w to wierzysz, albo nie. Jezus mówi:

Córko moja, aby wejść w moją Wolę, nie potrzeba żadnych dróg ani drzwi, ani kluczy, ponieważ moja Wola znajduje się wszędzie. Płynie pod stopami, po lewej i po prawej stronie, nad głową i wszędzie. Stworzenie musi usunąć jedynie kamyk swojej woli, która choć przebywa w mojej Woli, nie dzieli Jej efektów ani z nich nie korzysta. Wola stworzenia staje się w mojej Woli jakby obca, ponieważ jest jak kamyk, który uniemożliwia przepływ wody z jednego miejsca w drugie. Kiedy natomiast dusza usuwa kamyk swojej woli, natychmiast zaczyna przepływać we Mnie, a Ja zaczynam przepływać w niej, i otrzymuje ona do swojej dyspozycji wszystkie moje dobra – moc, światło, wsparcie i cokolwiek zapragnie. Oto dlaczego nie potrzeba żadnych dróg ani drzwi, ani kluczy – wystarczy chcieć i wszystko jest zrobione. Moja Wola bierze na siebie wszystko i zobowiązuje się zapewnić duszy to, czego jej brakuje, a także pozwala jej szybować w nieskończonych przestrzeniach mojej Woli. Wręcz przeciwnie jest z innymi cnotami. Ileż wymagają wysiłku, walk oraz długich dróg! I choć wydaje się, że cnota uśmiecha się do duszy, to wystarczy nieco gwałtowna namiętność lub pokusa, lub nieoczekiwane spotkanie, żeby odrzucić duszę do tyłu i zmusić ją do przebycia drogi od nowa (tom 12, 16 lutego 1921).

Intencja i czujność są drogą do doskonałości

Pan powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Ci, którzy nie zdają sobie sprawy, jak wielka jest Jego Miłość do nas, ci, którzy nie wiedzą, co On objawił, być może powiedzieliby: „To przenośnia. Jezus przesadził, powiedział coś nie do pomyślenia, coś niemożliwego!”

Tak nie jest. Bóg nie wypowiada bezużytecznych słów! Pan nie powiedział ani jednego słowa za dużo, gdy rzekł: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Myślał o życiu swojej Woli Bożej (inaczej by tego nie powiedział), Woli Bożej, która musi w nas wzrastać w takim stopniu, w jakim Ją poznajemy. Dlatego bez lektury pism Luizy Piccarrety jest to niemożliwe. To Pan mówi tak do niej: Przebadaj żywoty tylu świętych, ilu chcesz, albo przejrzyj książki z dziedziny religii: w żadnej z nich nie znajdziesz cudów mojej Woli działającej w stworzeniu ani stworzenia w Niej działającego. (tom 14, 06.10.1922). On tak mówi! To piękne wyzwanie, które podejmuje Jezus!

Te Prawdy muszą stać się w nas krwią naszej krwi, życiem naszego życia. Mają w nas wzrastać w takim stopniu, w jakim tego chcemy, to znaczy, w jakim tego pragniemy we wszystkich rzeczach i w każdej chwili.

Niezbędną podstawą tego wszystkiego jest jasne przekonanie o tym, kim jest On i kim jesteśmy my. On jest tym, który jest. My natomiast jesteśmy absolutnym zerem, niczym przed Bogiem. Przed Bogiem to nic może mieć tylko dwie rzeczy: pragnienie i gotowość! Gotowość, inaczej dyspozycyjność, czyli całkowite oddanie się w ręce Pana, aby On mógł dokonać w nas wszystkiego. Dlatego Jezus mówi do Luizy i to wielokrotnie jej powtarza: Jeśli mi pozwolisz, chcę być w Tobie jednocześnie aktorem i widzem.

Życie w Woli Bożej oznacza pozwolić Jezusowi, aby żył w nas swoim wewnętrznym życiem, pozwolić, aby Jego Życie stało się naszym życiem. Żeby jednak Wola Boża była prosta i przyjemna i abyśmy mogli ją coraz bardziej miłować, Pan w pismach Luizy uczy, że trzeba ją coraz bardziej poznawać, wkraczając w krąg Woli Bożej. Jak należy to czynić? Umysłem i sercem, za pomocą intencji i zatrzymując się, aby kontemplować Jej nie kończące się zalety i przymioty.

Luiza mówi w 4 tomie Księgi Nieba, 23 grudnia 1900 r.: Mój słodki Jezu, chcę Ci powiedzieć, że gorąco pragnę Ciebie i Twojej Świętej Woli, a jeśli mi tego udzielisz, uczynisz mnie w pełni usatysfakcjonowaną i szczęśliwą. On zaś dodał: Ty w jednym słowie uchwyciłaś wszystko, prosząc Mnie o to, co jest największe w Niebie i na ziemi. Pragnę i chcę ukształtować Cię bardziej w tej Świętej Woli. I aby moja Wola stała się dla ciebie słodsza i przyjemniejsza, wejdź w krąg mojej Woli i przyjrzyj się Jej różnym zaletom, zatrzymując się raz na świętości mojej Woli, raz na dobroci, raz na pokorze, raz na pięknie, a raz na spokojnym zamieszkaniu, które daje moja Wola. I w tych przerwach, które zrobisz, będziesz nabywać coraz więcej nowej i niezwykłej wiedzy na temat mojej Świętej Woli i będziesz tak do Niej przywiązana, i tak w Niej zakochana, że nie wyjdziesz z Niej już nigdy więcej. To przyniesie ci dużą korzyść. Przebywając w mojej Woli, nie będziesz musiała walczyć ze swoimi namiętnościami i nieustannie się nimi niepokoić, ponieważ choć wydają się one wymarłe, odradzają się ponownie silniejsze i bardziej żywe. Jednak bez walki i bez huku umierają łagodnie, gdyż wobec świętości mojej Woli namiętności nie mają odwagi się ukazać i same tracą życie. A jeśli dusza odczuwa ruch swoich namiętności, jest to znak, że nie zamieszkuje stale w obrębie mojej Woli. Wychodzi z Niej, ucieka do własnej woli i jest zmuszona odczuwać smród swojej zepsutej natury. Kiedy natomiast będziesz tkwić w mojej Woli, zatroszczysz się o wszystko, a twoim jedynym zajęciem będzie miłowanie Mnie i bycie przeze Mnie miłowaną.

Zatrzymajmy się, aby zasmakować i przemyśleć te Prawdy. Nawet w najmniejszym zdaniu, jeśli będziemy uważni, odkryjemy skarby, których sobie nie wyobrażaliśmy.

Dlatego: będziesz nabywać coraz więcej nowej i niezwykłej wiedzy na temat mojej Świętej Woli i będziesz tak do Niej przywiązana, i tak w Niej zakochana, że nie wyjdziesz z Niej już nigdy więcej.

Pewien biskup powiedział: „Wydaje się, że ci, którzy czytają pisma Luizy, są szaleni”. Tak, proszę pana, ma pan rację, są szaleni! Te pisma są jak wysokoprocentowy trunek i dlatego można nawet dostać kaca. Chodzi o to, żeby umieć je czytać, pamiętając zawsze „kim jest On, a kim jestem ja”. Należy je czytać, nie tyle po to, żeby wzbogacić swoją erudycję, czy od razu stać się „nauczycielem”. Nie jest to konieczne. Należy czytać z pragnieniem, aby lektura stała się w nas miłością i życiem. Jeśli wiara nie staje się miłością i życiem, to co to za wiara?

Dusza musi wpatrywać się w Jezusa, aby całkowicie Go do siebie przyciągnąć, ale żeby znaleźć Jezusa, trzeba udać się do Matki. Pan mówi nam: Szukaj mnie w Matce. Idź do Mamy, a nie zbłądzisz! Jest to prosta i bardzo bezpieczna ścieżka, w przeciwnym razie możemy się pomylić, sądząc, że znaleźliśmy prawdziwego Jezusa, a zamiast Niego znajdujemy tylko siebie samych, udających Jezusa, znajdujemy nasze własne „ego”!

Istotnie Mama mówi do Luizy w 4 tomie Księgi Nieba, 21 sierpnia 1901 r.: Córko moja, przyjdź do Mnie, a znajdziesz drogę i Jezusa. Co więcej, chcę ci wyjawić tajemnicę, jak można stale przebywać z Jezusem i żyć ciągle, nawet na tej ziemi, w radości i szczęściu. Skup się w swoim wnętrzu, tak abyście byli na świecie tylko ty i Jezus, i nikt inny, komu masz się podobać, dogadzać i kogo masz miłować. Tylko od Niego samego masz się spodziewać odwzajemnienia miłości i bycia usatysfakcjonowaną we wszystkim.

Tylko Boga powinniśmy miłować na 100% naszych zdolności miłowania, bo w przeciwnym razie nasze „ja” nam się wymknie i wyjdzie na zewnątrz, a to właśnie nasze „ja” powoduje zamieszanie, stawia przeszkody, wprowadza niezgodę i nieszczęście.

A więc Mama uczy nas tej tajemnicy: Żyj tak, jakby nie było nikogo innego na świecie oprócz Jezusa i ciebie. Tylko Jego masz się starać zadowolić, tylko Jemu masz się przypodobać i nie zwracaj uwagi na nic innego!

Nie oznacza to, że mamy ignorować lub źle traktować innych ludzi! Oznacza to, że to Jezusa powinniśmy odnajdywać w naszym bliźnim. To Jezus na nas czeka w danej osobie, w danym stworzeniu. To Jezusowi mamy służyć w drugiej osobie, to Jezusa mamy zadowolić. On mówi do nas: Przynieś Mi radość za pośrednictwem tych moich stworzeń. To, co im uczyniłeś, uczyniłeś Mnie!” Dlatego nigdy nie oddzielajmy stworzenia od Stwórcy! Niech to będzie naszą intencją, niech to będzie naszym celem we wszystkim.

Powinniśmy być zwierciadłem Boga, powinniśmy być zwierciadłem dla siebie nawzajem. Co inna osoba powinna we mnie widzieć? Powinna we mnie widzieć Jezusa! Panie, kto na mnie patrzy, niech widzi Ciebie, kto mnie słucha, niech słyszy Ciebie, kto mnie szuka, niech znajdzie Ciebie! A co ja powinienem widzieć w drugiej osobie? Powinienem widzieć Jezusa, jak On sam powiedział: Kto Mnie widzi, widzi i Ojca!

Spójrzcie, sam Jezus jest lustrem: Jego Człowieczeństwo jest lustrem Jego Boskości. Często mówi się, że powinniśmy widzieć Chrystusa w naszym bracie, ale ja mówię: zacznijmy od czegoś bardziej interesującego, zadbajmy o to, aby nasz brat mógł zobaczyć w nas Jezusa. To jest jeszcze bardziej interesujące!

Tak więc Mama mówi dalej w cytowanym fragmencie: Jeśli przyjmiesz taką postawę – ty i Jezus, nie będzie już wywierać na ciebie żadnego wrażenia to, czy jesteś otoczona pogardami czy pochwałami, obcymi czy krewnymi, przyjaciółmi czy wrogami. Tylko Jezus będzie całym twoim szczęściem i tylko Jezus wystarczy ci za wszystkich. Córko moja, dopóki wszystko, co istnieje na tym świecie, nie zniknie całkowicie z duszy, nie będzie mogła ona znaleźć prawdziwego i wiecznego szczęścia.

To jest wskazówka, którą daje nam nasza Mama. Mamy patrzeć na Słońce, aby być tak oślepionym, żeby spoglądając wokół siebie, a nawet na siebie, nie widzieć nic poza światłem, jak to się dzieje, gdy jesteśmy oślepieni, gdy patrzymy na Słońce. Tak samo ma być z nami!

Potrzebne są odwaga, wierność i najwyższa czujność, żeby śledzić to, czego Bóg dokonuje w duszy. (Tom 6, 06.06.1904)

Krótko mówiąc, ta ciągła czujność jest prawdziwym męczeństwem, męczeństwem i wysiłkiem wkładanym w utrzymanie uwagi, wysiłkiem uwagi, aby nie ukraść Jezusowi niczego (żadnej chwili ani żadnej rzeczy) i nie dać satysfakcji własnemu „ja”, ale dać satysfakcję jedynie Jemu, gdyż kto oddał swoją wolę Panu, powinien zawsze dawać Mu swobodę czynienia tego, co On chce.

Dlatego Jezus mówi: Córko moja, jeśli dusza oddała Mi swoją wolę, nie ma już więcej prawa czynić tego, co chce, w przeciwnym razie nie byłoby to prawdziwą darowizną. Natomiast prawdziwa darowizna to ciągłe poświęcenie własnej woli Temu, któremu została oddana. Tym właśnie jest męczeństwo ciągłej czujności, które dusza znosi dla Boga (13.09.1904).

Odzwierciedlają to także słowa św. Pawła: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie. Nie oznacza to, że mamy nie jeść ani nie pić. Dlaczego więc to czynimy? A właściwie dla kogo to czynimy? Jeśli czynimy to dla nas samych, przegrywamy! Czyńmy to dla Pana! A jeśli czynimy to dla Niego, czyńmy to dlatego, że On pragnie uczynić to za naszym pośrednictwem i przez to chce być uwielbiony.

Wszystko powinniśmy czynić z zamiarem czerpania z Jezusa życia każdego naszego czynu. Powinniśmy nie tylko być czujni, lecz także mieć intencję czerpania życia z Jezusa w każdym naszym czynie i mieć intencję czynienia wszystkiego w Jego Człowieczeństwie, będąc dla Niego zasłoną, która Go zakrywa.

Dlatego On mówi: Moja ukochana córko, zobacz, w jak ścisłej jedności z tobą żyję. Taką chcę ciebie – całkowicie ze Mną zjednoczoną i we Mnie wtuloną. I nie myśl, że masz to czynić tylko wtedy, gdy cierpisz lub się modlisz. Powinnaś natomiast czynić to zawsze, zawsze: kiedy się poruszasz, kiedy oddychasz, kiedy pracujesz, kiedy jesz, kiedy śpisz – wszystko, wszystko masz czynić, jak gdybyś czyniła to w moim Człowieczeństwie i jak gdyby twoje czyny wychodziły ze Mnie, a ty nie była niczym innym jak tylko łupiną. A kiedy łupina twojego dzieła się rozerwie, powinien się ukazać owoc dzieła Bożego. I powinnaś to czynić dla dobra całej ludzkości, aby moje Człowieczeństwo jak żywe znalazło się pośród ludzi. Cokolwiek wykonujesz, nawet najmniej znaczące czynności, z zamiarem uzyskania ode Mnie życia, twój czyn zdobywa zasługi mojego Człowieczeństwa, ponieważ Ja, będąc Bogiem i Człowiekiem, wszystko w sobie zawarłem – w swoim oddechu zawarłem oddechy wszystkich, w swoim ruchu ruchy wszystkich, w swoich czynach czyny wszystkich, a w swoich myślach myśli wszystkich. Tak więc uświęciłem je, przebóstwiłem i za nie zadośćuczyniłem. Jeśli we wszystkim, co czynisz, czerpiesz ode Mnie swoje działanie, także i ty obejmujesz i zawierasz w sobie wszystkie stworzenia, a twoje działanie rozchodzi się dla dobra wszystkich. Dlatego też nawet jeśli inni nie dadzą Mi niczego, ty dasz Mi wszystko (28.11.1906).

Co zatem mówi nam Pan? Czerp ode Mnie wszystko, co czynisz, to znaczy wzywaj Mnie, abym czynił w tobie to, co masz czynić. Czerp twoje myśli z mojego umysłu… itd.

Podsumowując: Bóg nieustannie się nam oddaje i dlatego i my powinniśmy Mu się nieustannie oddawać. Nasze życie powinno być zatem nieustannym powrotem do Boga. Z naszej strony potrzebne są pragnienie i gotowość. Intencja i czujność są drogą do doskonałości.

Różaniec – potężny środek, aby przyoblec się w Chrystusa

Mówiąc o różańcu, musimy zacząć od podstawowego pojęcia: Ten, kto się modli będzie zbawiony, ten, kto się nie modli, potępia sam siebie. Musimy powiedzieć o potrzebie modlitwy oraz relacji miłości i życia z Bogiem. Tak jak oddychanie jest niezbędne do życia fizycznego, tak też modlitwa jest niezbędna do życia duchowego, ponieważ człowiek nie tylko jest (jak się mówi) „homo sapiens”, lecz także jest stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, wyniesiony do nadprzyrodzonego porządku wiecznej relacji życia i miłości z Bogiem. Dlatego Pan zaleca nieustanną modlitwę. Modlitwa powinna być jak oddychanie, powinna być nieustannym przyjmowaniem i dawaniem, przyjmowaniem i odwzajemnianiem („Ty mnie kochasz, ja Cię kocham”). Wydaje się powtarzana, ale jednocześnie jest zawsze nowa. Prawdziwa miłość nigdy się nie powtarza, jest zawsze nowa, chociaż zawsze mówi się to samo. Tak właśnie jest ze Zdrowaś, Maryjo w Różańcu.

Celem modlitwy nie jest wypełnienie obowiązku czy ćwiczenie umysłowe. Celem modlitwy jest wejście w zażyłość z Bogiem, „przesiąknięcie” Bogiem, wiedzą o Nim, Jego przemieniającą Miłością. Po modlitwie powinniśmy być lepsi, przynajmniej w intencji.

Modlitwa zawsze zwraca się do Boga: czyli do Ojca, do Jezusa Chrystusa i do Ducha Świętego.

Kiedy zwracamy się do Ojca, czynimy to zawsze „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”, przez działanie Ducha Świętego. I tak się składa, że ​​Jezus Chrystus chciał we wszystkim udziału i nierozerwalnej jedności swojej Matki.

Kiedy myślimy o Jezusie lub patrzymy na Niego, powinniśmy to czynić oczami lub Sercem Maryi, aby nasze myśli i nasze spojrzenie mogły do Niego dotrzeć i mogły Go zainteresować. Kiedy patrzymy na Maryję lub zwracamy się do Niej, powinniśmy to czynić oczami i Sercem Jezusa, aby miłość Syna była całkowicie obecna w naszym spojrzeniu.

Św. Paweł w Liście do Efezjan mówi: W końcu bądźcie mocni w Panu – siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. 

Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc [do walki] przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest słowo Boże – wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych i za mnie, aby dane mi było słowo, gdy usta moje otworzę, dla jawnego i swobodnego głoszenia tajemnicy Ewangelii, dla której sprawuję poselstwo jako więzień, ażebym jawnie ją wypowiedział, tak jak winienem. (Ef 6, 10-20)

Ojciec Pio nazywał Różaniec „bronią” w walce duchów, którą toczymy. Różaniec jest najbardziej użyteczną bronią w walce duchów, w walce, którą szczególnie w tym czasie powinniśmy prowadzić, w walce, którą prowadzi się nie za pomocą rozumowania, ponieważ nie jest to walka umysłów, ale bronią Ducha, przyoblekając się w Jezusa…

Ta Broń to „zbroja Boża”, którą Bóg nam ofiaruje, to „zbroja Króla”, Jezusa… To życie Jezusa, kawałek po kawałku, chwila po chwili, tajemnica po tajemnicy, kropla po kropli, które On nam przekazuje, aby okryć sobą nasze życie i coraz bardziej uczynić nasze życie swoim Życiem…

Ta Broń jest ochroną i przynosi nam Pokój, nawet jeśli poddawani jesteśmy próbom, nawet jeśli spotykają nas przykrości i utrapienia.

Ta Broń jest wsparciem i siłą, ponieważ jest ćwiczeniem się w stałości i w miłości. Jak pożywienie karmi nas Jezusem, zasila nasz umysł, pamięć i serce najbardziej znaczącymi wydarzeniami z życia Jezusa, z Jego Męki i Śmierci oraz z Jego Zmartwychwstania i chwały…

Ta Broń jest absolutnie niezbędnym środkiem do osiągnięcia zwycięstwa. Jest jak proca małego Dawida, za pomocą której, uzbrojony w świętą gorliwość dla chwały Bożej i w ufność Bogu, w czoło ugodził pychę Goliata, olbrzymiego wroga, i go powalił. 

Bitwa pod Lepanto, która powstrzymała najazd Turków w Europie, została wygrana dzięki Różańcowi. Dlatego 7 października obchodzimy Święto Najświętszej Maryi Panny Różańcowej, ustanowione przez papieża Piusa V. Sułtan powiedział: Nie boję się armat chrześcijan, ale boję się tylko tego starca w Rzymie z różańcem w dłoni. Dzięki Różańcowi została wyzwolona Austria. Połowa terytorium Austrii była okupowana przez wojska radzieckie przez kilka lat po zakończeniu wojny.

Bez wątpienia jest to łańcuch, którym według Apokalipsy św. Michał ma zakuć smoka, aby zamknąć go w piekle. Czeka, aż wszyscy razem go ukończymy. Św. Bartłomiej Longo powiedział, że Różaniec to słodki łańcuch, który jednoczy nas z Bogiem.

Odmawiać Różaniec oznacza nieustannie wspominać życie Jezusa i Maryi, aby miłością odwzajemnić im się za to, co dla nas uczynili, co za nas przecierpieli, i co dla nas przygotowali. Oznacza „krążyć” – jak sam kształt „koronki” na to wskazuje – aby odcisnąć wraz z naszą Matką nasz akt adoracji, uwielbienia, błogosławieństwa, dziękczynienia, zadośćuczynienia i miłości oraz wypraszać w każdej scenie i tajemnicy Różańca owoc całego życia Jezusa i Maryi, czyli spełnienie Królestwa Bożego…

Tak jak za czasów Jozuego, aby zdobyć Jerycho, musieli codziennie okrążać miasto, tak i my musimy wiele razy krążyć w milczeniu, podążając za prawdziwą „Arką Przymierza”, za Maryją, korzystając właśnie z Różańca… Pamiętajmy jednak o tekście biblijnym: Jerycho było silnie umocnione i zamknięte przed Izraelitami. Nikt nie wychodził ani nie wchodził. I rzekł Pan do Jozuego: «Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami. Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie głos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie» (Joz 6,1-5).

Chwycić Różaniec do ręki to pozwolić się chwycić za rękę Mamie, jak dziecko, aby być przez Nią prowadzonym po kartach Ewangelii i w najważniejszych chwilach Ewangelii… To pozwolić Jej, aby krok po kroku opowiedziała nam swoją historię cierpienia, miłości i zwycięstwa oraz historię cierpienia, miłości i zwycięstwa Jezusa… To powtarzać w nieskończoność Jej Miłość i Miłość Jezusa, czyniąc ją naszą i powtarzając ją dla Niej w rytmie Zdrowaś, Maryjo

Modlić się na Różańcu oznacza odtworzyć w nas życie Jezusa we wspaniałej „fotokopiarce”, za pomocą której codziennie kopiujemy każdą tajemnicę Różańca, każdą scenę z życia Jezusa i Maryi na białych kartach naszego życia… Dlatego jeśli wydrukowaliśmy na nich coś innego, co temu nie odpowiada, powinniśmy to usunąć. W przeciwnym razie odmawianie Różańca będzie bezużyteczne, nie napełni nas ani nie wyda w nas owoców. Duch Święty silniej niż światło przekazuje nam dziesięć razy – w dziesięciu Zdrowaś, Maryjo – swój „flesz”, swój błysk kontemplacji i miłości…

Każdy może go odmawiać, od papieża po starszą panią, która nie potrafi czytać ani pisać. Można go odmawiać wszędzie i o każdej porze, w podróży, w domu, w kościele, a nawet w szpitalu, jak pewien ksiądz, który pewnego razu, kiedy był w szpitalu, doszedł do porozumienia z pozostałą trójką chorych, z komunistami, którzy byli z nim w tej samej sali. Rano mieli czytać razem gazetę partii komunistycznej, a po południu wspólnie odmawiać Różaniec… Z pewnością wiecie, kto wygrał!

Celem i tajemnicą Różańca jest przeszczepienie w nas krok po kroku życia Jezusa i Maryi. Tym właśnie jest Królestwo Boże, Królestwo Woli Bożej, o które wszyscy prosimy! To pozwolić, aby Mama, przydzielona do tego zadania, wychowała nas i nadała nam formę dzieci Bożych oraz przekształciła nas w Jezusa.

Modlić się na Różańcu oznacza oddać się w Jej ręce, aby Ona przyoblekła nas w Jezusa, tak samo jak przyoblekła Jezusa w nasze człowieczeństwo. Oznacza oddać w Jej ręce naszą wolę, jak pędzel, aby mogła wymalować w nas Oblicze Jezusa, wykorzystując kolory swoich cnót i swojej Miłości…

To dlatego Ona zawsze prosi nas o Różaniec. To dlatego Różaniec wyprasza wszystko…

Czy Maryja „odmawiała Różaniec”? Jak go odmawiała? Prawdą jest, że w Lourdes św. Bernadeta widziała, jak Maryja czyniła znak krzyża, odmawiała Ojcze nasz i Chwała Ojcu. Podczas Zdrowaś, Maryjo nic nie mówiła, tylko przesuwała palcami paciorki różańca. Jednak sposób odmawiania różańca Maryi znajdujemy w Ewangelii św. Łukasza: Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim Sercu (Łk 2, 19). Był to Jej sposób odmawiania Różańca: to nie mogło być odmawianie Zdrowaś, Maryjo skierowane do samej siebie! Dla Niej było to nieustanne rozmyślanie o Jezusie i o tym wszystkim, co On uczynił, tak jak sam powiedział: gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje. Dlatego istotą Różańca, bardziej niż odmawianie, ma być miłująca kontemplacja, kontemplacja, która nie wymaga wysiłku rozumowania ani nie potrzebuje prosić o to czy tamto… Jego celem ma być cel Jezusa: Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość (czyli świętość), a to wszystko będzie wam dodane.

Jezus mówi do Sługi Bożej Luizy Piccarrety 24 marca 1913 r.: Córko moja, mojej kochanej Mamie nigdy nie umknęła myśl o mojej Męce, a dzięki jej powtarzaniu, wypełniła się Mną calutka. Tak samo dzieje się z duszą. Dzięki powtarzaniu tego, co przecierpiałem, wypełnia się Mną. Dotyczy to wszystkich Tajemnic Różańca.

Bóg pragnie uczynić z nas swój żywy Obraz

Największym Darem, jaki Bóg może nam dać, jest Jego Wola Boża. Bóg chce, aby była dla stworzenia tym, czym jest dla Boga, aby Serce Ojca było Sercem Jego dzieci. O to Jezus nauczył nas prosić w modlitwie „Ojcze nasz”. Za każdym razem, gdy ją odmawiamy, On prosi o to razem z nami: Przyjdź Królestwo Twoje, niech Twoja Wola spełnia się na ziemi, niech żyje i króluje w nas, tak jak żyje i króluje w Niebie.

Kiedy zrozumiemy, że Darem, który Pan pragnie nam przekazać, jest Jego Wola, „bicie Jego Serca”, tak by stała się naszym życiem, i jeśli Jej pragniemy oraz Ją przyjmujemy, wówczas nie będzie w naszym życiu czynu ani chwili, które nie byłyby ożywione mocą tejże Woli Trójcy Przenajświętszej! Wtedy Odwieczny Akt Boga stanie się obecny i żywy w naszym małym ludzkim czynie. Każdy ludzki czyn, który Bóg stwarza i nam udziela, powinien zawrzeć w sobie Jego Boski Akt i stać się tym Boskim Aktem. Ale dlaczego Bóg chce nam przekazać ten najwyższy Dar, swoją Wolę? Chce nam Ją przekazać, gdyż Jego Miłość pragnie uczynić z nas Jego żywy Obraz!

Jezus mówi nam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6,25-26) Ile warte jest życie człowieka? Dla tych, którzy nie mają światła Bożego, życie nie jest nic warte. Ale Bóg ceni nas tak samo jak ceni siebie! Nie tylko dał nam życie, stwarzając nas, lecz także dał Życie za nas, odkupiając nas. Teraz zaś nadszedł czas, w którym chce dać nam swoje Życie, tak aby stało się naszym Życiem!

Jednak nie wystarczy, że On nam daje swoje Życie, my także musimy dać Mu nasze życie. Ten, kto daje, chce znaleźć tego, kto przyjmie. Nie wystarczy, że Bóg przekazuje nam swój Dar, my musimy go przyjąć. Nie wystarczy, że On tego chce, my też musimy tego chcieć. Bóg wypowiedział „Fiat!” i my musimy wypowiedzieć „Fiat!”. Mają to być dwie wole, które jednoczą się, które utożsamiają się w jednej Woli, Boskiej, Wszechmocnej i Wiecznej! Most musi mocno dotykać dwóch brzegów, tak aby mogła nastąpić na nim wymiana cudownych rzeczy, wymiana wzajemnej relacji i Życia.

Dopóki nie odwołamy tego, co Mu powiedzieliśmy: „Chcę, Panie, Twojej Woli!”, dopóki Mu nie zaprzeczymy, pragnąc czegoś, czego On nie chce, Bóg dochowuje wierności naszym słowom. Możemy być rozproszeni, ale On nie jest rozproszony. Na początku ze względu na naszą słabość często może się zdarzyć, że otrzymujemy Dar i go nie wykorzystujemy, gdyż jeszcze ledwo go znamy, ale w międzyczasie go nie tracimy. Traci się go, kiedy wychodzi się z Woli Bożej, kiedy czyni się coś, co oznacza „chęć wyjścia”. Jednak posiadanie Daru, ledwie go znając, i nieużywanie go jest bardzo smutne! Dlatego Pan kilkakrotnie przestrzega Luizę, począwszy od połowy 12tomu. Mówi do niej: „Bądź więc uważna!”, to znaczy, masz w rękach bardzo cenną rzecz. „Gdybyś tylko wiedziała – mówi do niej – co to znaczy stracić wieczną chwilę!”, „stracić”, czyli nie pozwolić, by wydała owoc.

Jeśli więc zrozumieliśmy, że ten Dar, który daje nam Pan (bicie Jego Serca), jest po to, aby stał się naszym życiem i jeśli my także go pragniemy i przyjmujemy, to nie ma w naszym życiu czynu ani chwili, które nie byłyby ożywione Wolą samej Trójcy Przenajświętszej. Wieczny Akt Boga staje się obecny i żywy w naszym małym ludzkim czynie. Jeśli więc Wola Boża staje się bohaterem i życiem wszystkiego, co czynimy, każda nasza chwila zawiera w sobie Odwieczny Akt Boga, Akt jedyny i nieskończony, który zawiera i ożywia WSZYSTKO i w którym WSZYSTKO jest obecne.

Mówimy o jedynym Akcie Boga. Natomiast my, stworzenia, dokonujemy wielu czynów, gdyż jesteśmy ograniczeni i nie jesteśmy w stanie wykorzystać wszystkich możliwości za jednym razem. To wyjaśnia tajemnicę czasu, który jest przejściem od możliwości zrobienia czegoś do realizacji tego. Realizowanie tego następuje w późniejszym momencie i stąd mamy „przed” i „po”.

Bóg ukazał swój jedyny Akt jednym słowem „Fiat!”, „Niech się stanie!”. Jest to Akt, który nie ma początku ani końca, który jest poza czasem, który zawiera wszystko. Jest to Akt wiecznie teraźniejszy, bez przeszłości i przyszłości: w wielkiej obiektywnej Rzeczywistości wszystko jest teraźniejsze wobec Boga.

Aby lepiej wyjaśnić tę tajemnicę relacji czasu i Wieczności, wyobraźmy sobie, że stoimy u drzwi naszego domu i widzimy nadchodzący korowód, procesję. Według zegara pierwsza osoba, którą widzimy, przechodzi w południe, a ostatnia o 3 po południu. Procesja trwa 3 godziny. Tym właśnie jest czas. Jeśli jednak wejdziemy na taras domu lub na ostatnie piętro wieżowca, od chwili, gdy zaczynamy widzieć pierwszego człowieka do ostatniego, mija zaledwie 20 minut. Oznacza to, że czas się skrócił. A jeśli spojrzymy z okna samolotu, zobaczymy całą procesję, od początku do końca, jednym spojrzeniem, bez różnicy czasu.

Tak widzi nas Bóg, tak widzi wszystkie stworzenia, całe Stworzenie. Widzi wszystko jednym spojrzeniem, od początku Stworzenia aż do końca świata i dalej. Widzi także całą naszą wieczność. My jako stworzenia zawsze będziemy musieli przejść od umiejętności zrobienia czegoś do realizacji, dlatego dla nas czas nie będzie miał końca (na wieki wieków). Bóg natomiast jest wieczny, jest „Tym, który jest”, bez żadnego „przed” i „po”, ponieważ wszystko jest dla Niego obecne i niczego Mu nie brakuje, niczego nie może Mu zabraknąć. Oczywiście dla nas, jak i we wszystkich Jego rzeczach, Bóg pozostaje nieskończenie wielki, przekraczający naszą zdolność rozumienia i wyobrażenia sobie.

Bóg sprawia, że możemy brać udział w Jego Jedynym, Nieskończonym, Boskim i Wiecznym Akcie, utożsamiając z nim każdy nasz najmniejszy akt istnienia. Wzywa więc nas, abyśmy dzielili się wszystkim, co Jego Wola zawiera, abyśmy jednoczyli się z Bogiem od samego początku Jego dzieła aż do końca świata, we wszystkim, czego dokonał w dziele Stworzenia, we wszystkim, czego dokonał Jezus i Jego Matka w Odkupieniu i we wszystkim, czego Duch Święty dokonuje w dziele Uświęcenia dusz, w Kościele.

Dzięki swojemu Darowi Pan daje nam możliwość posiadania ‒na przykład‒ jakby komputera, za pomocą którego możemy połączyć się z komputerem centralnym. W tym komputerze centralnym wszystko jest obecne, wszystko jest zawarte. W jednej chwili, z prędkością światła, typowym językiem komputerów, łączę mój komputer z komputerem Pana i łączę się z wami wszystkimi, a wy łączycie się ze mną. Co więcej, łączę się także z Adamem i Ewą, zanim zgrzeszyli i po tym, jak zgrzeszyli oraz z ostatnim człowiekiem, który przyjdzie na świat, a który jeszcze nie istnieje w czasie, ale który w odwiecznym Akcie Boga jest już dla Niego obecny.

Jest to dla nas wielka tajemnica. Sądzę, że będzie dla nas wielką niespodziankę, gdy w Niebie odkryjemy, że jesteśmy z Jezusem „od samego początku”, jak powiedział Apostołom podczas Ostatniej Wieczerzy: Gdy jednak przyjdzie Pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On będzie świadczył o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku (J 15,26-27).

Od jakiego początku? Od początku Jego życia publicznego? Nie tylko, znacznie wcześniej, a raczej znacznie wyżej: od odwiecznego początku, którym jest Jedyny Akt Boga. W tym swoim Akcie Bóg chciał Wcielenia Słowa i zadecydował o istnieniu nas wszystkich wraz z Jezusem, nie jako możliwe istoty, ale jako istoty zrealizowane i konkretne, gdyż dla Boga wystarczy czegoś chcieć, aby tego dokonać.

Weszliśmy w czas w chwili naszego poczęcia. Kto może powiedzieć, kiedy została stworzona nasza nieśmiertelna, duchowa dusza? Sądzę, że nie została stworzona w czasie, ale poza czasem, nie w preegzystencji dusz (która nie istnieje), ale w Akcie ponadczasowym, w jedynym, odwiecznym Akcie Boga, w którym Bóg przede wszystkim zapragnął Wcielenia Syna Bożego, a więc zapragnął swojej Przenajświętszej Matki, a w drugiej kolejności w odniesieniu do Jezusa i Maryi zapragnął nas wszystkich: każdego z nas z naszymi cechami, z naszym obliczem, z obliczem dziecka, z obliczem młodego człowieka, z obliczem dorosłego i starszego człowieka, ze wszystkimi okolicznościami naszego życia, z naszym temperamentem, z naszą fizjologią, a nawet z naszą fizyką i chemią. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone (Mt 10,30). Bóg podtrzymuje nawet każdy atom każdego z nas… Ale czy zdajemy sobie z tego sprawę!? Tak ustanowiła odwiecznie Jego Miłość!

My, którzy jesteśmy niczym, niczym dla nas samych, ujrzymy w Niebie w świetle Boga, kim jesteśmy, jakim cudem Bóg uczynił każdego z nas, jakim uczynił nas wyjątkowym arcydziełem, wzorowanym na siebie samym, na swój obraz. Stworzył nas jako małe lusterka, w których pragnie ujrzeć siebie samego, swój własny Obraz. Stworzył nas jako lusterka, które mają odbijać Jego twarz, Jego oblicze światła, Jego nieskończenie piękne, święte i majestatyczne Oblicze. Krótko mówiąc, stworzył nas, abyśmy byli małymi lusterkami, w których boskie Słońce może stwarzać siebie. Gdyby słońce się wycofało, lustro pozostałoby ciemne i bez niczego. Lustro samo z siebie nie daje światła, ale jeśli pozwoli zalać się światłu, to słońce się w nim odtwarza, „wciela” się w nie. Tacy my jesteśmy: jesteśmy jak lustra, opróżnione dla nas samych. Jednak jak te lustra stają się cudowne, gdy pozwolą się napełnić Bogiem!

Jesteśmy jakby ramą obrazu: to obraz nadaje ramie wartość, a nie odwrotnie, to obraz czyni ramę cenną. Tacy my też jesteśmy. Dlatego Pan wzywa nas do życia chwila po chwili, wpatrując się w Niego. Jeśli zrozumiemy to, co nam daje w darze, czyli swoją Wolę, tak aby stała się w nas naszym życiem, i jeśli Jej chcemy i Ją przyjmujemy ze szczerym pragnieniem, usuwając przeszkodę, którą jest nasza wola, wówczas nie ma czynu ani chwili życia, które nie byłyby ożywiona właśnie tą Wolą Trójcy Przenajświętszej.

A ponieważ jest życiem, musi w nas wzrastać. Dlatego Pan powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.

Najwyższy Dar Boga, Dar Woli Bożej

Mówiliśmy już o największym Cudze, jakim jest stworzenie żyjące w Woli Bożej. Dzisiaj natomiast będziemy mówić o najwyższym Darze Bożym, gdyż pierwszym krokiem, aby otrzymać ten Dar, jest poznanie go. Kochamy coś tylko w takim stopniu, w jakim to znamy.

Gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić” – prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej (J 4,10). Jezus powiedział tak do Samarytanki. Teraz natomiast mówi tak do każdego z nas. Wkrótce potem rzekł do uczniów: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. […] Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. (J 4,32-34)

O tym darze – Woli Bożej jako życiu – Pan mówi „Słudze Bożej” Luizie Piccarrecie w 14 tomie Księgi Nieba 6 października 1922 r.: Pierwszy poziom czynów ludzkich zamienionych w mojej Woli na boskie został już wykonany przeze Mnie. Zostawiłem go jakby w zawieszeniu i stworzenie nic o tym nie wiedziało poza moją kochaną i nierozłączną Mamą. Było to konieczne. Jeśli człowiek nie znał drogi, drzwi ani pomieszczeń mojego Człowieczeństwa, to jak mógłby wejść do środka i skopiować to, co Ja uczyniłem? Teraz nadszedł czas, aby stworzenie wkroczyło do tego poziomu i uczyniło również swój poziom w moim poziomie. Cóż więc w tym dziwnego, że wezwałem ciebie jako pierwszą? A w dodatku prawdą jest, że najpierw powołałem ciebie, a nie żadne inne dusze, mimo że są Mi bardzo drogie. Objawiłem ci sposób życia w mojej Woli, Jej skutki, cuda i dobra, jakie otrzymuje stworzenie działające w Najwyższej Woli. Przebadaj żywoty tylu świętych, ilu chcesz, albo przejrzyj książki z dziedziny religii: w żadnej z nich nie znajdziesz cudów mojej Woli działającej w stworzeniu ani stworzenia w Niej działającego. Co najwyżej, znajdziesz poddanie się, zjednoczenie woli, ale Wolę Bożą działającą w duszy i duszę w mojej Woli – w nikim nie znajdziesz. Oznacza to, że nie nadszedł czas, w którym moja Dobroć miała powołać stworzenie do życia w tym wzniosłym stanie. Nawet tego, w jaki sposób uczę cię modlitwy, nie znajdziesz w nikim innym. Bądź wiec uważna. Tego domaga się moja sprawiedliwość, a moja miłość szaleje. Dlatego moja mądrość rozporządza wszystkim, aby osiągnąć cel. To właśnie praw i chwały dzieła Stworzenia oczekujemy od ciebie.

Dlatego Panu nie wystarcza, abyśmy czynili to, czego On chce. On pragnie, aby Jego Wola była dla nas (dzięki łasce) tym, czym jest dla Niego, aby Jego Wola była naszą wolą, a nasza wola Jego Wolą: tym jest najwyższy Dar Jego Miłości.

W życiu Luizy czytamy, że jedenaście miesięcy po otrzymaniu łaski „mistycznych zaślubin” na ziemi Jezus chciał je zatwierdzić w Niebie, w obecności Trójcy Przenajświętszej i całego Dworu Niebieskiego, przekazując jej nową łaską, najwyższą znaną dotychczas świętym i pisarzom mistycznym: „mistyczne zaślubiny”. Dzięki tej łasce Luiza na wieczność nabyła Trzy Osoby Boskie, wyrażone w trzech cnotach teologalnych (Wierze, Nadziei i Miłości). Trzy Osoby Boskie uczyniły w Luizie swoją wieczną i stałą siedzibę. Odbyło się to 8 września 1889 roku, w święto Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Luiza miała 24 i pół roku i od dwóch lat na stałe przebywała w łóżku. Przy tej okazji Luiza otrzymała dar Woli Bożej, pokarm i życie Jezusa i Maryi, dar, którego Adam pozbawił siebie, oddzielając się od Woli Bożej.

Rzeczywiście nasz Pan wyjaśnia jej 32 lata później w 13 tomie 5 grudnia 1921 r.: Twoją Rodziną jest Trójca. Czy nie pamiętasz, że w pierwszych latach, w których przebywałaś w łóżku, zabrałem cię do Nieba i zawarliśmy nasz związek przed Trójcą Świętą? Ona przekazała ci w posagu takie dary, że sama ich jeszcze nie poznałaś. Kiedy mówię ci o mojej Woli, o Jej skutkach i wartości, odsłaniam ci dary, które już wtedy otrzymałaś w posagu. Nie będę ci mówił o moim posagu, gdyż to, co moje, jest także twoje. Potem, po kilku dniach, zeszliśmy z Nieba i wszystkie trzy Osoby Boskie zdobyły na własność twoje serce. Utworzyliśmy w nim naszą wieczną siedzibę. Objęliśmy wodze twojego rozumu, twojego serca i całego twojego bytu, a wszystko, co uczyniłaś, było ujściem w tobie naszej twórczej Woli, było potwierdzeniem tego, że twoja wola ożywiona jest Odwieczną Wolą. Dzieło jest już wykonane. Nie pozostaje nic innego, jak tylko dać je poznać, abyś nie tylko ty mogła dzielić te tak wielkie dobra, lecz aby także inni mogli brać w nich udział. Właśnie to czynię, kiedy wzywam raz jednego z moich kapłanów, a raz drugiego. Wzywam także ministrów z odległych stron, aby dać im poznać te wielkie prawdy.

Bóg chce się z nami podzielić przez łaskę tym, czym On sam jest z natury. Tak jak kawa i cukier łączą się razem w filiżance, mimo że są to dwie różne substancje, tak też nasza wola i Jego Wola mogą połączyć się w jedną Wolę. Musimy jednak zacząć od Prawdy, a zatem od Pokory. Językiem Boga jest język Prawdy. Musimy zacząć od pytania, które zadaje nam Pan: Kim jestem Ja, a kim jesteś ty? Spójrz na moją Miłość do ciebie: gdzie jest twoja miłość do Mnie? Wtedy możemy dostrzec, jak ten Dar należy przyjmować. Musimy Go zatem poznać, zapragnąć oraz poświęcić całą naszą ludzką wolę, aby przyjąć Jego Wolę, do tego stopnia, żebyśmy ​​nie potrafili nawet zarządzać Wolą Bożą za pomocą naszej ludzkiej woli: potrzebujemy uczynić w sobie pustkę, aby On mógł ją wypełnić sobą.

Jeśli chcemy, aby Wola Boża była w nas źródłem życia, po pierwsze musimy dostatecznie wiedzieć, czym Ona jest, a po drugie musimy usunąć przeszkodę, którą jest nasza ludzka wola. O tym właśnie mówił Jan Chrzciciel: Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał. Tylko w takim stopniu, w jakim „umrzemy” dla naszej ludzkiej woli (czyli nie damy jej życia), w takim też stopniu możemy w każdej chwili wzywać Wolę Bożą, aby w nas żyła i się odrodziła. Nie możemy bowiem służyć dwóm panom. Albo miłość Boga będzie posunięta aż do wzgardy sobą, albo miłość siebie będzie posunięta aż do pogardy Boga.

Ten dar nie jest magiczną formułką ani jakąś modlitwą do odmawiania. Jednak aby go przyjąć, trzeba wiedzieć, czym on jest, trzeba go pragnąć i usunąć przeszkodę, którą jest wola ludzka, którą jest dawanie życia naszej własnej woli – czynienie tego, czego my chcemy, gdy nasza wola jest sprzeczna z Wolą Boga.

Wszystko, co Bóg nam daje, jest darmowe: powietrze, słońce, oddech, wzrok, życie itp., ale dar Jego Woli (dzięki łasce) jest jedyną rzeczą, która ma cenę, a ceną jest nasza wola!

Jeśli żyjemy w stanie łaski uświęcającej i pragniemy tego najwyższego Daru, który Bóg bardziej niż my sami pragnie nam przekazać, to gwarantowane jest, że go otrzymamy. Kiedy Bóg informuje nas o swoim Darze, to dlatego, że pragnie nam go przekazać. Tak więc informowanie nas o nim jest pewnym znakiem, że go otrzymamy. Jeśli żyjemy w łasce Bożej, pragniemy tego daru i o niego prosimy, to pewne jest, że nam go da!

Jednakże nie wystarczy, aby Bóg nam go przekazał, konieczne jest przyjęcie go. Nie można być jednocześnie żywym i martwym: być w grzechu i być zjednoczonym z Wolą Bożą. Nasze wady i ograniczenia, nasza nędza nie są same w sobie przeszkodą. Gdyby Bóg miał czekać, żeby ujrzeć nas bez wad, aby nam przekazać ten Dar jako życie, nigdy by nam go nie przekazał. Inną kwestią jest grzech, zwłaszcza jeśli jest to grzech ciężki. Ale do popełnienia grzechu konieczna jest dostateczna świadomość i intencja. 

Pan mówi: Synu mój, jeśli szanujesz moje Prawa (a te już znasz), możesz czynić, co zechcesz, ale wzywaj Mnie, abym czynił to razem z tobą. Albowiem jaką ma to wartość, jeśli jest czynione przez ciebie? Czynione zaś przeze Mnie za twoim pośrednictwem posiada nieskończoną wartość.

Wszystko zaczyna się od wiedzy, a raczej od przyjęcia Zapowiedzi daru danej nam przez Boga, tak jak uczyniła to Przenajświętsza Dziewica. Oby o nas można było powiedzieć to, co powiedziała do Maryi św. Elżbieta: Błogosławiona jesteś, gdyż uwierzyłaś, że spełnią się w tobie słowa powiedziane Ci od Pana (por. Łk 1,45).

Największy z cudów: Wola Boża żyjąca w stworzeniu

Luiza Piccarreta pisze w 15 tomie Księgi Nieba, 5 stycznia 1923 r.: Jezus wyszedł z głębi mojego wnętrza, wstał i oparł swoje stopy na moim sercu, i machając ręką, która bardziej niż słońce wysyłała światło, krzyknął głośno: Przyjdźcie, przyjdźcie wy wszyscy, aniołowie, święci, pielgrzymi, wszystkie pokolenia, przyjdźcie, aby zobaczyć cuda oraz największy z cudów, nigdy wcześniej niewidziany – moją Wolę działającą w stworzeniu!

Na dźwięczny, melodyjny i mocny głos Jezusa, wypełniający Niebo i ziemię, Niebiosa się otworzyły i wszyscy pobiegli wokół Jezusa, i wpatrywali się we mnie, ponieważ chcieli zobaczyć, jak działa Wola Boża. Wszyscy byli zachwyceni i dziękowali Jezusowi za tyle nadmiaru Jego Dobroci. Ja byłam zdezorientowana i całkowicie upokorzona i powiedziałam do Niego: Miłości moja, co Ty robisz? Myślę, że chcesz pokazać mnie wszystkim, aby wszyscy zwrócili na mnie uwagę. Co za wstręt mnie ogarnia! A Jezus: Ach, moja córko, pragnę, aby to moją Wolę wszyscy poznali i na Nią wskazywali jako na nowe Niebo i sposób na nowe odrodzenie. Ty natomiast zostaniesz jakby pochowana w mojej Woli 

Jaki jest największy z cudów? Dla nas być może uniknięcie jakiegoś poważnego niebezpieczeństwa, przywrócenie wzroku niewidomemu, wskrzeszenie zmarłego… A dla Boga? Wszystko, co Bóg czyni, nie jest dla Niego ani nadzwyczajne, ani trudne, tylko dla nas jest to trudne…

Największy z cudów powinien być dla Boga czymś niezwykłym, czymś bardzo trudnym i kosztownym, a to oznacza dokonanie czegoś, co zależy nie tylko od Niego, lecz także od stworzenia posiadającego wolną wolę. Pojednanie Jego Woli z naszą wolą, uzyskanie prawdziwego aktu wiary lub nawrócenia są to wielkie cuda!

Ale to nie wystarczy. To, co dla nas jest cudem, ogranicza się do jednej lub do kilku osób i zdarza się w określonym momencie, a potem się kończy, pozostaje tylko pamięć… Natomiast największy cud musi mieć zasięg uniwersalny i musi trwać wiecznie. Dlatego największym cudem była współpraca Maryi, która uzyskała Wcielenie Słowa i nasze zbawienie.

Jednak gdy się nad tym zastanowimy, choć jest to największy możliwy cud, to nie jest to ten, który Boga kosztuje najwięcej, który jest najtrudniejszy dla Boga, bo Maryja była zawsze posłuszna. Natomiast uzyskanie tego z nami, zrodzonymi w grzechu, ze wszystkimi naszymi wadami i naszym uporem, z całą naszą nieuporządkowaną pożądliwością, z całą naszą wolą skłonną do czynienia kaprysów…, jest największym z cudów, jeśli Bogu uda się tego cudu dokonać. Jest to największym triumfem Boga! Jest to szczytem dla Boga. Nie chodzi tu tylko o to, żeby Bóg mógł żyć w stworzeniu, ale i o to, żeby stworzenie mogło wraz z Bogiem czynić to, co czyni sam Bóg!

NAJWIĘKSZYM CUDEM jest to, że wolne stworzenie, którym jest człowiek, czyni Wolę Bożą. Co więcej, nie tylko czyni to, czego chce Bóg, lecz także daje w sobie życie Woli, która jest Życiem Boga! Innymi słowy, nie tylko jest posłuszny, czyniąc to, czego chce Bóg, lecz także żyje w Woli Bożej, tak jak sam Bóg w Niej żyje „jak w niebie, tak i na ziemi”. „Tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie.” (1 J 4,17). Dlatego Jego Królestwo ma nadejść i ma się jeszcze spełnić na ziemi, tak jak się spełnia w Niebie.

Jezus mówi do Luizy 15 marca 1912 r.: Córko moja, moja Wola jest Świętością ponad wszelkimi świętościami. Dlatego dusza czyniąca moją Wolę [zgodnie z doskonałością, której cię uczę, to znaczy na ziemi, tak jak jest w Niebie], choć jest mała, nieobeznana oraz nieznana, pozostawia za sobą wszystkich innych świętych mimo ich nadzwyczajnych dokonań i wielkich nawróceń oraz cudów. Co więcej, jeśli je porównamy, to dusze, które czynią moją Wolę [będącą moim trzecim „Fiat”], są królowymi, a wszystkie pozostałe są do ich usług. Wydaje się, że dusze, które czynią moją Wolę, nic nie robią, a robią wszystko, ponieważ będąc w mojej Woli, działają na sposób boski, w ukryciu i zaskakująco. Są więc światłem, które oświetla, wiatrem, który oczyszcza, ogniem, który płonie, są cudami, które pozwalają czynić cuda… Ci, którzy czynią cuda, są kanałami. W duszach zaś czyniących moją Wolę jest moc czynienia cudów. Są więc stopą misjonarza, językiem kaznodziejów, siłą słabych, cierpliwością chorych, władzą i posłuszeństwem poddanych, wytrzymałością oczernianych, wytrwałością w niebezpieczeństwie, heroizmem bohaterów, odwagą męczenników, świętością świętych, i tak z całą resztą, ponieważ będąc w mojej Woli, przyczyniają się do wszelkiego dobra, jakie może zaistnieć zarówno w Niebie, jak i na ziemi. To dlatego mogę potwierdzić, że są moimi prawdziwymi hostiami, i to żywymi hostiami, a nie martwymi, gdyż przypadłość, która tworzy hostię, nie jest pełna życia ani nie wpływa na moje Życie. Natomiast dusza znajdująca się w mojej Woli jest pełna życia, a czyniąc moją Wolę, wpływa i oddziaływuje na wszystko, co Ja czynię. To dlatego te hostie, konsekrowane przez moją Wolę, są Mi droższe niż hostie sakramentalne. A jeśli Ja żyję w hostiach sakramentalnych, to dlatego, żeby utworzyć sakramentalne hostie mojej Woli.

A 12 listopada 1921 r. Luiza mówi: W tej Świętej Woli nie widać żadnych cudów ani niezwykłych rzeczy, których stworzenia są tak bardzo łakome, że przemierzyłyby pół świata, aby zdobyć choćby jedną z nich. Wszystko natomiast toczy się między duszą a Bogiem. I jeśli stworzenia otrzymują dobra, to nie wiedzą, skąd one pochodzą… Doprawdy dusze te są jak słońce, które choć daje życie wszystkiemu, to nikt nie zwraca na nie uwagi.

Kiedy o tym myślałam, powrócił mój Jezus, wyglądając okazale, i dodał: Jakie cuda, jakie cuda? Czyż czynienie mojej Woli nie jest największym z cudów? Moja Wola jest wieczna, jest cudem wiecznym, nigdy się nie kończy. To cud każdej chwili, w której wola ludzka stale się łączy z Wolą Bożą. Wskrzeszanie zmarłych, przywracanie wzroku niewidomym i tym podobne nie są wieczne, kończą się. W porównaniu więc z wielkim i trwałym cudem życia w mojej Woli można je nazwać drobnymi i przemijającymi cudami. Nie zwracaj uwagi na te cuda. Ja wiem, kiedy są one korzystne i potrzebne.

22 października 1926 r. Luiza pisze: Myślałam sobie o Świętej Woli Bożej i powiedziałam do siebie: Ale jakie wielkie dobro przyniesie to królestwo Najwyższego Fiat? A Jezus, jakby przerywając moją myśl i jakby w pośpiechu, poruszył się w moim wnętrzu i powiedział do mnie:

Córko moja, jakie wielkie dobro przyniesie? Co będzie tym wielkim dobrem? Królestwo mojego Fiat zawrze w sobie wszystkie dobra, wszystkie cuda, najbardziej przeszywające znaki, a nawet przewyższy je wszystkie. Jeśli cud oznacza przywrócenie wzroku niewidomemu, wyprostowanie kulawego, uzdrowienie chorego, wskrzeszenie zmarłego itp., to królestwo mojej Woli będzie zawierać ochronny pokarm. Każdy, kto do Niego wejdzie, nie będzie w niebezpieczeństwie bycia niewidomym, kulawym lub chorym. Śmierć nie będzie już miała władzy nad duszą, a jeśli będzie miała ją nad ciałem, to nie będzie to śmierć, ale przejście. A ponieważ nie będzie pokarmu grzechu i zdegradowanej woli ludzkiej, która powodowała zepsucie ciał, a będzie ochronny pokarm mojej Woli, również ciała nie będą ulegać rozkładowi ani zepsuciu tak straszliwie, aby budzić strach nawet w najsilniejszych, jak to jest nadal. Ciała zostaną złożone w grobach w oczekiwaniu na dzień zmartwychwstania wszystkich. Co więc według ciebie jest większym cudem: przywrócenie wzroku biednemu niewidomemu, wyprostowanie kulawego, uzdrowienie chorego, czy posiadanie środka ochronnego, dzięki któremu oko nigdy nie straci wzroku, dzięki któremu można będzie zawsze chodzić prosto i być zawsze zdrowym? Sądzę, że większym cudem jest cud ochronny niż cud, który następuje po nieszczęściu. […]

Tak też wobec wielkiego cudu królestwa mojej Woli, królestwa, które zostanie przywrócone pośród stworzeń, wszystkie pozostałe cuda będą małymi płomieniami w obliczu wielkiego Słońca mojej Woli. Każde słowo, prawda i przejaw o Niej jest cudem, który wyszedł z mojej Woli, jako środek ochronny na wszelkie zło i przywiązujący stworzenia do nieskończonego dobra, do większej chwały, do nowego, w pełni boskiego piękna. Każda z moich prawd o mojej Odwiecznej Woli zawiera w sobie niezwykłą moc i cnotę, większą niż gdyby zmarły zmartwychwstał, trędowaty został uzdrowiony, niewidomy przejrzał albo niemy przemówił, ponieważ moje słowa o świętości i mocy mojego Fiat wskrzeszą dusze, tak iż powrócą do swojego źródła, uzdrowią je z trądu, który wytworzyła ludzka wola, dadzą im wzrok, aby mogły ujrzeć dobra królestwa mojej Woli, ponieważ dotychczas były jakby ślepe. Udzieli głosu wielu niemym, którzy choć potrafili powiedzieć wiele rzeczy, jednak byli jak niemi tylko dla mojej Woli, nie mieli dla Niej słowa.

A w dodatku czego im nie przyniesie wielki cud mogący obdarować każde stworzenie Wolą Bożą, która zawiera wszelkie dobra, gdy będzie Ona w posiadaniu dzieci swojego królestwa? To dlatego sprawiam, że jesteś całkowicie pochłonięta pracą nad moim królestwem. Jest wiele do zrobienia, aby przygotować wielki cud, czyli to, żeby królestwo Fiat zostało poznane i zdobyte.

Bądź więc uważna w przekraczaniu bezkresnego morza mojej Woli, tak aby między Stwórcą a stworzeniem zapanował porządek, a w ten sposób będę mógł za twoim pośrednictwem dokonać wielkiego cudu, tak aby człowiek powrócił do swojego źródła, z którego się wywodzi.

Czekamy na coś niezwykłego, na coś, co zmieni dramatyczną sytuację świata, który wyraźnie z każdym dniem zbliża się do tragedii. Od tego tragedii nie da się uchronić za pomocą technologii, nauki czy polityki, a tym bardziej za pomocą broni.

Czekamy na prawdziwy „pokój i bezpieczeństwo” (1 Tes 5,3), czyli „pełni nadziei oczekujemy przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”. „On bowiem jest naszym pokojem” (Ef, 2,14) „w oczekiwaniu na Jego Przyjście”. Czekamy „na tę łaskę, która nam przypadnie przy objawieniu Jezusa Chrystusa” (1 P 1,13).

Jednak to oczekiwanie, które istnieje w głębi serca każdego z nas, może być złudne, jeśli nie dokona się w nas ten obiecany „WIELKI ZNAK”, ten „WIELKI CUD”, jeśli nie dokona się w nas ta niezwykła i cudowna rzecz, jeśli to chwalebne Przyjście nie nastąpi w naszym sercu i nie rozpocznie się od serca człowieka, tak jak Boży Odkupiciel zstąpił przede wszystkim do Niepokalanego Serca Maryi. Kto spodziewa się wielkich znaków i cudów, a nie wielkiego Cudu Woli Bożej, która ma przyćmić wole ludzkie, będzie bardzo rozczarowany!

Triumf życia Maryi na ziemi: Jej „zaśnięcie” i Wniebowzięcie

Mówi Maryja do Luizy Piccarrety w 17 tomie Księgi Nieba, 8 grudnia 1924 r.: Ale czy chcesz wiedzieć, jaki był największy cud przez Nas uczyniony w tej tak świętej Istocie i jaki był największy heroizm tej tak pięknej Istoty, heroizm, któremu nikt nigdy nie będzie w stanie dorównać? Swoje życie rozpoczęła naszą Wolą, podążała za Nią i Ją wypełniła. Można więc powiedzieć, że Ją wypełniała, jak tylko Ją rozpoczęła i rozpoczęła, jak tylko wypełniła.

Od samego początku swojego życia Maryja jest Niepokalana i Pełna Łaski (por. Rdz 3,15; Łk 1,28-30). Od pierwszej chwili swojego życia Maryja sprawiła, że zatriumfowała w Niej Wola Boża. A ponieważ była wolna od grzechu, nie odziedziczyła żadnych jego skutków, czyli nie utraciła łaski ani darów nadprzyrodzonych:

– Maryja nigdy nie była pozbawiona rozumu, jak my wszyscy, ani przez chwilę (por. Mdr 1,4). Była obdarzona nie tylko doskonałym ludzkim rozumem, lecz także boskim Rozumem, dzięki temu, że posiadała Pełnię Łaski.

– Maryja była wolna od pożądliwości. Była prawdziwą Królową samej siebie.

– Maryja była wolna od chorób, słabości fizycznych, dolegliwości, starości i wreszcie od śmierci (por. Rdz 3,19; Mdr 2,23-24). Ponieważ w Jezusie i Maryi nie było śmierci duchowej, więc nie mogły do nich dotrzeć ból ani śmierć cielesna, a jeśli do nich dotarły, to dobrowolnie ze względu na nasze Odkupienie.

Mówi Maryja w książce „Dziewica Maryja w Królestwie Woli Bożej”, dzień 31: Albowiem nigdy nie dotknęła Mnie żadna choroba ani nie miałam żadnych innych drobnych dolegliwości. Moja natura, poczęta bez grzechu i żyjąca całkowicie Wolą Bożą, nie posiadała w sobie ziarna naturalnego zła. Jeśli cierpienia tak bardzo Mi towarzyszyły, to wszystkie były według porządku nadprzyrodzonego i były dla twojej Niebieskiej Mamy triumfem i zaszczytem. Dzięki nim sprawiłam, że moje macierzyństwo było płodne i zdobyło wiele dzieci. Czy widzisz zatem, moja córko, co znaczy żyć Wolą Bożą? Znaczy stracić ziarno naturalnego zła, które przynosi nie zaszczyt i zwycięstwo, lecz słabości, nędze oraz porażki.

Pod koniec swojego życia, nietknięta żadnymi dolegliwościami, starzeniem się czy śmiercią (bo jest Niepokalana), Maryja „chora z miłości” (Pieśń 5,8), „zasnęła”. „Zaśnięcie”, obchodzone przez wschodnich chrześcijan, którzy podtrzymują tę tradycję, nie jest tym samym, co śmierć.

Czy można to jakoś wyjaśnić teologiczne? Czy Maryja umarła, czy nie? Magisterium Kościoła nie wypowiedziało się na ten temat, gdy ogłosiło dogmat o Wniebowzięciu Najświętszej Maryi Panny. Przytoczę wypowiedź o. Gabriela M. Roschini OSM. („Maryja w pismach Marii Valtorty”):

Czy to była prawdziwa śmierć? – kiedy Pius XII…  określił dogmatem wiary Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny ciałem i duszą ku chwale Nieba, świadomie chciał zlekceważyć śmierć i zmartwychwstanie.

Czytamy w pismach Marii Valtorty: «Istnieje różnica między odłączeniem się duszy od ciała w prawdziwej śmierci, a chwilowym oddzieleniem się ducha od ciała i ożywiającej je duszy przez ekstazę lub kontemplacyjne uniesienie. Odłączenie się duszy od ciała doprowadza do prawdziwej śmierci. Kontemplacja ekstatyczna zaś – czyli czasowe wzniesienie się ducha poza bariery zmysłów i materii – nie wywołuje śmierci. [Dzieje się tak] dlatego, że dusza wtedy nie odrywa się i nie odłącza całkowicie od ciała. Czyni to tylko jej najdoskonalsza część, którą pochłania ogień kontemplacji. (Poemat Boga-Człowieka, tom X, napisane 1 maja 1946 r.)

W innym miejscu wizjonerka stwierdza (odnosząc się do słów skierowanych do niej przez Jezusa): Istnieje opowiadanie, według którego w trumnie Maryi, otwartej przez Tomasza, znaleziono jedynie kwiaty. To tylko legenda. Żaden grób nie pochłonął ciała Maryi, nie było bowiem żadnych zwłok Maryi, bo Ona nie umarła tak, jak umiera ktoś, kto posiadał życie. Ona jedynie, na rozkaz Boży, odłączyła się od ducha, który wyprzedził Ją [do Nieba]. [Z tym duchem potem] połączyło się ponownie Jej najświętsze ciało. Odwracając zwyczajne prawa – zgodnie z którymi ekstaza kończy się, gdy przerywa się uniesienie, to znaczy kiedy duch powraca [do ciała], do stanu normalnego – ciało Maryi ponownie zjednoczyło się z duchem, po długim spoczynku na żałobnym posłaniu. Dla Boga wszystko jest możliwe. Ja wyszedłem z Grobu o własnej mocy. Maryja zaś przyszła do Mnie, do Boga, do Nieba, nie poznawszy w ogóle grobu z jego okropnością zgnilizny i posępności. (Poemat Boga-Człowieka, tom X, napisane 5 stycznia 1944 r.)

Z Pisma Świętego wiemy, że śmierć weszła na świat jako skutek grzechu (por. Rdz 3,19; Mdr 2,23-24; Rz 5,12-21). Jeśli Jezus umarł – i ofiarował swoje życie z własnej woli (J 10,17-18) ze względu na Odkupienie – to dlaczego Maryja nie miałaby Go naśladować także i w tym? Maryja umarła zatem czy nie? Tak, kiedy stała pod krzyżem. Śmierć Syna uczyniła całkowicie swoją własną śmiercią, tak jak uczyniła swoim własnym całe życie Syna. A u kresu ziemskiego życia? To było przejście, to było zaśnięcie, po którym nastąpiło trzeciego dnia Wniebowzięcie Duszy i Ciała ku chwale Nieba (por. Pnp 5,2-8; 2,10-14; 8,5; Apokalipsa 11,19 i 21,1).

Po śmierci i zmartwychwstaniu Syna Maryja przez wiele lat żyła w samotności pod opieką Jana. Z Tradycji wiemy, że mieszkała w Azji Mniejszej (w Efezie) i że pod koniec swojego ziemskiego życia powróciła do Jerozolimy (jak potwierdza wiele prywatnych objawień), w której miało miejsce Jej „Zaśnięcie” i Wniebowzięcie. Według Siostry Josefy Menéndez („Zaproszenie do miłości”, Berruti, Turyn 1948), a także według tego, co Maryja objawiła w El Escorial (Madryt, Hiszpania), pozostała Ona w samotności przez 25 lat na ziemi po śmierci swojego Syna. Miała 73 lata, kiedy nastąpiło Jej „Zaśnięcie”. Było to w Wielki Piątek. Ten czas 25 lat na ziemi, był czasem, w którym Maryja w szczególny sposób przygotowała i zrodziła w swoim Sercu wszystkie dzieła, instytucje i charyzmaty, które Kościół miał rozwijać przez wieki, przygotowując się na nadejście Królestwa Bożego.

Mówi Luiza w 18 tomie Księgi Nieba, 15 sierpnia 1925 r.: Następnie zaczęłam rozmyślać o święcie mojej Niebieskiej Mamy, wziętej do Nieba, a mój słodki Jezus czułym i wzruszającym głosem dodał: Córko moja, prawdziwą nazwą tego święta, którą ono powinno nosić, jest święto Woli Bożej. To ludzka wola zamknęła Niebo, zerwała więzy ze swoim Stwórcą, zrodziła nieszczęścia i cierpienia oraz zakończyła święta, jakimi stworzenie miało się cieszyć w Niebie. Otóż ta Istota, Królowa wszystkich, czyniąc zawsze i we wszystkim Wolę Odwiecznego – a co więcej, można powiedzieć, że Jej życie było jedynie Wolą Bożą – otworzyła Niebo, połączyła się z Odwiecznym i przywróciła w Niebie wspólne świętowanie ze stworzeniem. Każdy czyn, którego dokonała w Najwyższej Woli, był świętem rozpoczynającym się w Niebie, był słońcem, które tworzyła jako ozdoba tego święta, był muzyką, którą wysyłała, aby rozweselić Jeruzalem Niebieskie. Prawdziwym więc źródłem tego święta jest Odwieczna Wola, działająca i spełniona w mojej Niebieskiej Mamie. Odwieczna Wola dokonała w Niej takich cudów, że moja Mama zadziwiła Niebo i ziemię, skrępowała Odwiecznego nierozerwalnymi więzami miłości i przyciągnęła Słowo aż do swojego łona. Sami aniołowie zachwyceni, powtarzali między sobą: „Skąd w tej cudownej Istocie tyle chwały, tyle czci, tyle wspaniałości i cudów nigdy dotąd niewidzianych? A przecież przychodzi z wygnania”. I zaskoczeni rozpoznali Wolę Stwórcy, będącą Jej Życiem oraz w Niej działającą, i drżąc, mówili: „Święta, Święta, Święta! Cześć i chwała Woli naszego Pana i Władcy oraz chwała Tej, która jest po trzykroć Święta, gdyż pozwoliła działać tej Najwyższej Woli”.

To więc moja Wola najbardziej była i jest obchodzona w dniu Wniebowzięcia mojej Najświętszej Matki. To moja Wola pozwoliła się Jej ​​wznieść tak wysoko, że wyróżniła Ją spośród wszystkich. Cała reszta byłaby niczym, gdyby nie posiadała cudu mojej Woli. To moja Wola dała Jej Boską Płodność i uczyniła Ją Matką Słowa. To moja Wola ukazała Jej i pozwoliła objąć razem wszystkie stworzenia. Sprawiła, że stała się Matką wszystkich i pokochała wszystkich miłością Boskiego Macierzyństwa. To moja Wola, czyniąc Ją Królową wszystkich, pozwoliła Jej rządzić i panować. W tym dniu moja Wola po raz pierwszy otrzymała więc cześć, chwałę i obfite owoce swojej pracy podjętej przy dziele Stworzenia. Żeby wielbić swoje własne dzieło, dokonane w mojej ukochanej Matce, rozpoczęła swoje Święto, którego nigdy nie zaprzestanie. I chociaż Niebo zostało otwarte przeze Mnie i wielu świętych zdobyło już Ojczyznę Niebieską, zanim Niebieska Królowa została wzięta do Nieba, to jednak główną przyczyną była właśnie Ona, czyli Ta, która we wszystkim spełniła Najwyższą Wolę. Aby uczynić pierwsze święto Najwyższej Woli, oczekiwano zatem Tej, która tak bardzo Ją uwielbiła i zawarła w sobie prawdziwy cud Przenajświętszej Woli. Och, jakże całe Niebo wychwalało, błogosławiło i wielbiło Odwieczną Wolę, gdy ujrzało tę wzniosłą Królową, wstępującą do Nieba pośród dworu niebieskiego, otoczoną Odwiecznym Słońcem Najwyższej Woli. Ujrzeli Ją całą okrytą mocą Najwyższego FIAT. Nie było w Niej nawet jednego bicia serca, które nie byłoby opieczętowane owym FIAT. Zdumieni spoglądali na Nią i mówili do Niej: „Wznieś się, wznieś się wyżej. Wypada, żeby Ta, która tak bardzo uwielbiła Najwyższy FIAT, miała najwyższy tron ​​i była naszą Królową. To dzięki temu Fiat znajdujemy się w Niebieskiej Ojczyźnie”. A największym zaszczytem, ​​jaki otrzymała moja Matka, było ujrzenie Woli Bożej w chwale.

Wniebowzięcie Maryi jest zatem pełnym Jej triumfem, jest triumfem Jej Niepokalanego Serca, triumfem Woli Bożej, ale ten triumf musi się jeszcze dopełnić w Jej potomstwie, czyli ma się jeszcze spełnić w nas, w Jej dzieciach.

Przenajświętsza Dziewica to Niewiasta obleczona w Słońce Po chwalebnym Wniebowzięciu Ciałem i Duszą Jej Życie się nie skończyło. Matka Boża, uwielbiona w Niebie jak Jej Syn, przeżywa swoją Chwałę wraz ze swoimi dziećmi, pielgrzymującymi na ziemi. „Objawienia maryjne” są epizodami z życia Maryi. Nie są to po prostu budujące historie, przydatne do podsycania pewnej pobożności ludowej, ale są bardzo ważną częścią Życia i Tajemnicy Najświętszej Maryi Panny jako Matki Kościoła, i to w czasie, w którym żyjemy, a który jest przygotowaniem do „paruzji”, czyli wypełnienia się Królestwa Bożego „na ziemi, tak jak w Niebie”.

Niebo nie jest czymś, co się znajduje po drugiej stronie gwiazd lub galaktyki i tylko poza naszymi zmysłami. Jest to cudowny wymiar, do którego możemy wkroczyć już teraz poprzez wiarę, nadzieję i miłość.

Nasza Wniebowzięta Matka zabrała już ze sobą wypisane w swoim Sercu imiona wszystkich swoich dzieci, portret każdego z nich. Ale jaki będzie ból tych, których tam zabraknie! A jaka radość dla nas, jeśli z Nią i w Niej trwamy!

Miejsce Maryi w Woli Bożej

Maryja jest konieczna w naszej relacji z Bogiem i w Jego boskim planie. Rola Maryi jest istotna i wyjątkowa. Powinniśmy coraz bardziej poznawać Boży plan oraz to, co On chce z nami uczynić i jak my mamy odpowiedzieć na Jego Wolę, na Jego marzenie Miłości. Dlatego prosi nas, abyśmy spojrzeli na Matkę Bożą i zwrócili się do Niej, abyśmy spojrzeli na Matkę Jezusa i na Matkę naszą, bo to dzięki Niej realizuje się Wola Boża.

Bóg chciał uzależnić od Maryi cały swój boski Projekt. Bóg nie potrzebował niczego ani nikogo. Potrzebował jednak dać upust swojej Miłości. W tajemnicy Życia Trzech Osób Boskich Ojciec zradza Syna, swój własny Obraz, Boże Słowo („Logos”), a z ich wzajemnej Miłości pochodzi Osoba Ducha Świętego. Duch Święty jest zatem ich wzajemną więzią, ich wzajemną Miłością. Dlatego też ze „współzawodnictwa” miłości Osób Boskich powstał odwieczny dekret Wcielenia Słowa, na mocy którego Bóg ustanowił swoje dzieła zewnętrzne („ad extra”): Stworzenie, Odkupienie i Uświęcenie. Pierwszym zatem odwiecznym dekretem ich Woli było Wcielenie Słowa, naszego Pana Jezusa Chrystusa. Od tego wszystko się zaczyna. Ale wraz z Nim odwiecznie chciana i poczęta, pośród Trzech Osób Boskich, była Ta, która miała być Jego Matką, Przenajświętsza Dziewica, od której jednak Bóg chciał uzależnić Wcielenie Syna Bożego. Maryja była zawsze doskonale wolna w swojej odpowiedzi Bogu. Bóg zaryzykował wszystko wolną odpowiedzią Maryi. Ta Jej odpowiedź miała być tylko z miłości, gdyż jedynie taka odpowiedź była godna Boga. Jezus powiedział „beze Mnie nic nie możecie uczynić”. Tak samo Bóg powiedział: „bez Niej nie chcę uczynić niczego”.

Zasługa Maryi nie wynika z tego, czego dokonała w swoim życiu, ani z tego, co wycierpiała, ale z tego, jak bardzo kochała, to znaczy z tego, jak dobrowolnie zjednoczyła swoją wolę z Wolą Bożą i utożsamiła ją z Nią. Zasługa leży w odpowiedzi Bogu. Inicjatywa zawsze pochodzi od Boga, ale odpowiedź zależy od stworzenia.

To, co wyróżnia Maryję w oczach Jezusa, to nie fakt, że Go poczęła i wykarmiła, ale to, że przyjęła Wolę Bożą, dając Jej w sobie życie. Teoretycznie każda kobieta mogła począć Jezusa, nawet w sposób dziewiczy, dzięki działaniu Boga. Dlaczego nie? Jednak prawdziwym warunkiem bycia Matką Jezusa Chrystusa było posiadanie w sobie Woli Ojca, Jego Mocy twórczej, Jego boskiej dziewiczej Płodności. Maryja była doskonałą naśladowczynią Ojca Niebieskiego. Tylko Maryja tego dokonała.

Jezus mówi do „Małej Córeczki Woli Bożej” Luizy Piccarrety (tom 11 Księgi Nieba, 9 maja 1913): Córko moja, nie możesz dobrze zrozumieć, czym była dla Mnie moja umiłowana Mama. Kiedy przyszedłem na ziemię, nie mogłem przebywać bez Nieba, a moim Niebem była moja Mama. Między Mną a moją Matką przechodziła taka elektryczność, że nie umknęła Jej żadna myśl, której by nie zaczerpnęła z mojego umysłu. To czerpanie ze Mnie słowa, woli, pragnienia, działania i kroku, jednym słowem wszystkiego, stwarzało w tym Niebie słońce, gwiazdy, księżyc i wszelką możliwą radość, jaką może Mi dać stworzenie i jaką ono samo może otrzymać. Och, jakże się radowałem w tym Niebie! Och, jak bardzo czułem się pokrzepiony i odnowiony we wszystkim! Nawet pocałunki, które Mi dawała moja Mama, zawierały w sobie pocałunek całej ludzkości i oddawały Mi pocałunek wszystkich stworzeń. Wszędzie czułem moją ukochaną Mamę. Czułem Ją w oddechu, a jeśli był ciężki, Ona Mi go podtrzymywała. Czułem Ją w Sercu i jeśli było rozgoryczone, Ona Mi je osładzała. Czułem Ją w krokach, a jeśli były zmęczone, Ona dodawała Mi sił i przynosiła wytchnienie… Któż mógłby ci powiedzieć, jak bardzo odczuwałem Ją podczas mojej Męki? Przy każdym biczu, przy każdym cierniu, przy każdej ranie, przy każdej kropli mojej Krwi, wszędzie Ją odczuwałem. Pełniła dla Mnie urząd prawdziwej Matki… Ach, gdyby dusze były Mi wierne, gdyby wszystko ze Mnie czerpały, jakże wiele niebios i wiele matek miałbym na ziemi!

Bez Niej nie mielibyśmy ani Odkupiciela, ani Odkupienia. Bez Niej nie byłoby nawet jednej strony Ewangelii. Co więcej, ponieważ samo Stworzenie nas wszystkich i wszystkiego, co istnieje, miało zależeć od Wcielenia Słowa Bożego, w konsekwencji tego samo istnienie Dziewicy i nas wszystkich Bóg uzależnił od Bożego „tak” Maryi, od Fiat Maryi.

W odwiecznym, a zarazem historycznym akcie Wcielenia, wraz z uwielbionym Człowieczeństwem naszego Pana, Jego Miłość sprawiła, że ​​począł w sobie wszystkie dusze, a w pierwszej kolejności duszę swojej Matki, otaczając Ją wszystkimi swoimi zasługami i zachowując Ją od wszelkiej zmazy grzechu, a także od wszystkich skutków grzechu. Niepokalana Maryja jest pierwszą odkupioną, choć w inny sposób niż my. Maryja została odkupiona, tak aby grzech Jej nie dotknął. My natomiast zostaliśmy uwolnieni od grzechu, w którym się narodziliśmy. Także Adam został stworzony doskonały i niepokalany, ale nie potrafił dochować wierności Miłości Bożej. Grzech oddzielił go od Boga ze wszystkimi tego konsekwencjami. Był dzieckiem Bożym przez dar łaski i stał się zbuntowany i obcy Bogu. Skruszony, mógł jedynie dążyć do bycia przyjętym jako sługa. Będąc bardzo bogatym, stał się bardzo ubogi… Wszystkie dzieci Adama, aż do ostatniego dziecka, które przyjdzie na świat, są oddzielone od Boga, są spadkobiercami wszelkiego zła i potrzebują odkupienia.

Jeśli „rzeka” ludzkości została zanieczyszczona już u źródła (od Adama i Ewy), grzech nie mógł dotknąć Maryi, ponieważ Ona wraz ze swoim Synem stoi odwiecznie „ponad tym źródłem. Jezus powiedział: „Zanim Abraham stał się, Ja Jestem” (J 8, 58). Tak samo może powiedzieć „Zanim Adam stał się, Ja Jestem”. Wraz z Nim Maryja może powiedzieć „zanim Ewa stała się, Ja jestem”. Dlatego fakt, że urodziła się wiele wieków po naszych praojcach, nic nie znaczy, ponieważ Maryja i Jej Syn są pierwsi w porządku „przyczynowo-skutkowym” i dzięki Nim sprawiedliwość Boża ocaliła od zguby Adama ze wszystkimi jego potomkami, wraz z całym Stworzeniem, które przez grzech człowieka nie miało już racji bytu. Jezus i Maryja mieli naprawić szkody wyrządzone przez grzech i zbawić nas wszystkich, dokonując dzieła Odkupienia, czyniąc nas ponownie dziećmi Bożymi oraz prawdziwymi spadkobiercami i królami całego Stworzenia.

Luiza Piccarreta pisze w swoim czwartym tomie „Księgi Nieba” 26 stycznia 1902 roku:

…ujrzałam przed sobą niekończące się światło i zrozumiałam, że w owym Świetle przebywa Trójca Przenajświętsza. Jednocześnie widziałam przed tym Światłem Królową Matkę, która była całkowicie pochłonięta przez Trójcę Przenajświętszą i wchłaniała w siebie wszystkie Trzy Osoby Boskie w taki sposób, że była wzbogacona trzema przymiotami Trójcy Świętej – mocą, mądrością i miłością. I tak jak Bóg kocha ludzkość jako część samego siebie i jako cząstkę, która z Niego wyszła, i gorąco pragnie, aby ta cząstka Jego samego do Niego powróciła, tak też Królowa Matka, uczestnicząc w tym, kocha ludzkość płomienną miłością.

„Część samego siebie” nie oznacza, że ​​stanowimy część Boskiej Istoty, ale że jesteśmy owocem Jego Miłości i Jego boskiej doskonałości, tak jak można powiedzieć o dziecku, że jest „częścią” tego, kto je zrodził.

Rola Maryi nie kończy się na poczęciu i zrodzeniu Syna Bożego. Jej Boskie Macierzyństwo rozciąga się na całe Jej Mistyczne Ciało, tak iż Ona czyni dla każdego z nas to, co uczyniła dla swojego Syna.

Kiedy Jezus wcielił się w Jej łonie, począł wszystkie dusze jako swoje Mistyczne Ciało i przyjął na siebie grzechy i boleści każdego stworzenia. Od tego czasu, czyli już od samego Poczęcia, rozpoczęła się Jego Męka, która ciągle rosła, a w ostatnim dniu Jego życia „przelała się” na zewnątrz w Męce, którą zadali Mu ludzie. Jezus chciał dokonać całego tego dzieła Odkupienia wraz ze swoją Matką. Jego miłość jako Syna nie pozwoliła Mu wykluczyć Jej z niczego, co czynił. Chciał, aby „tak” Maryi, aby „Fiat” Maryi był obecny wraz z Jego własnym „Fiat”. Jezus pragnął tego „Fiat”, aby się narodzić, żyć, umrzeć, a także zmartwychwstać.

W ten sam sposób Bóg chce, aby nasz „Fiat”, nasze „tak”, zjednoczone było z „Fiat” Jezusa i Maryi, tak aby mógł uznać nas za dzieci. W przeciwnym razie ich „Fiat” nic by nam nie dał.

Maryja jest więc Matką Jezusa nie tylko przez dziewięć miesięcy, nie tylko przez całe Jego dzieciństwo, ale i przez całe Jego życie. Jest nie tylko widzem, ale i współpracowniczką i Matką każdej nauki Jezusa, Matką każdego Jego cudu, każdego udzielonego przebaczenia, każdego ustanowionego sakramentu, każdej Jego modlitwy, każdej łzy, każdej kropli przelanej Krwi, którą Ona sama Mu dała… Maryja jest Matką Eucharystii, Matką Zmartwychwstania…, Matką Jego Triumfu, Matką Odkupiciela, Matką Króla królów! Maryja jest Bożą Matką!

Znaki czasu, które wskazują na rychłe przyjście Pana jako Króla

Powinniśmy poznawać czasy Bożego Planu, czekając na spełnienie się Jego Królestwa i na chwalebne przyjście Pana jako Króla. Nadszedł czas, aby przejść dalej, aby przejść od znaków do Rzeczywistości, na którą to te znaki wskazują. Nie zatrzymujmy się tylko na powierzchni. Człowiek wyszedł od Boga i musi do Niego powrócić. To Ojciec ustala czasy (Dz 1,7). Prawdziwą historię świata ukazuje nam świadectwo Boga. Bóg jest Stwórcą i Reżyserem Historii. Tą historią jest historia relacji między Bogiem a człowiekiem, a zatem jest ona Historią Świętą. To nie tylko „historia zbawienia”, ale to coś więcej, to rozwój wspaniałego Projektu Ojca.

Wszystko, co wyszło od Boga w Stworzeniu, musi powrócić do Boga w Jego Królestwie. W centrum Planu Bożego mamy „pełnię czasu” (Ga 4,4), w której nastąpiło Wcielenie Słowa i nasze Odkupienie. Historia wydaje się zatem podzielona na dwie części: przed Chrystusem i po Chrystusie. Tak więc mamy w Historii początek (początek czasów), moment centralny (pełnię czasów), który prowadzi nas do momentu kulminacyjnego (do końca czasów), a następnie do zakończenia (do końca świata, czyli do końca historii, do końca czasu próby). Pomiędzy dwoma ostatnimi okresami, czyli pomiędzy końcem czasów i końcem świata występuje chwalebny i długi czas realizacji Królestwa Bożego obiecanego w modlitwie Ojcze nasz, Królestwa Woli Bożej na ziemi (jako w Niebie, tak i na ziemi).

Wielu, nie wiedząc, czym jest obiecane Królestwo Boże, popadło w dwa przeciwstawne błędy: błąd milenarystów, którzy zredukowali je do królestwa materialnego i zmysłowego, czyli światowego, oraz błąd tych, którzy zaprzeczają, że obiecane Królestwo ma przyjść na ziemię, sądząc, że nastąpi ono dopiero po naszej śmierci.

Potrzebujemy więc światła w umyśle i w sercu, „abyśmy pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Pana Jezusa Chrystusa”. Amen.

W modlitwie „Wierzę w Boga” mówimy: i powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca. A we Mszy św.: Wyznajemy Twoją śmierć, Panie, głosimy Twoje zmartwychwstanie i oczekujemy Twego przyjścia w chwale. Kiedy to nastąpi? Obserwujemy znaki czasów. Wśród nich decydującym znakiem wskazującym na rychłe przyjście Pana jako Króla jest objawienie nam, czym jest Jego Królestwo i jak chce je zrealizować.

Jezus zarezerwował tę łaskę właśnie na nasze czasy, ukazując ją wybranemu przez siebie stworzeniu, Słudze Bożej Luizie Piccarrecie, którą nazwał „Małą Córeczką Woli Bożej”. Abyśmy mogli zrozumieć rolę, jaką Pan jej powierzył w swoim Planie, 14 lipca 1923 r. powiedział do niej:

Córko moja, cały świat jest wywrócony do góry nogami i wszyscy czekają na zmiany, na pokój, na nowe rzeczy. Sami się razem gromadzą, aby się naradzać, i są zaskoczeni, że nie potrafią uzyskać niczego ani podjąć poważnych decyzji. Prawdziwy pokój zatem nie nadchodzi i wszystko kończy się na słowach, a nie na faktach. Mają nadzieję, że inne konferencje pomogą podjąć poważne decyzje, ale daremnie czekają. Tymczasem, podczas tego oczekiwania, wszyscy odczuwają lęk. Niektórzy przygotowują się do nowych wojen, a inni liczą na nowe podboje. Przez to ludzie ubożeją i ogołacają się doszczętnie. I gdy tak czekają, zmęczeni smutną, burzliwą i krwawą obecną erą, która ich otacza, wypatrują i wyglądają nowej ery, ery pokoju i światła.

Świat jest dokładnie w tym samym punkcie, w którym się znajdował, gdy Ja miałem przyjść na ziemię. Wtedy wszyscy oczekiwali wielkiego wydarzenia, nowej ery, która rzeczywiście nadeszła. Tak jest i teraz. A ponieważ ma nadejść wielkie wydarzenie, nowa era, w której Wola Boga ma być wypełniana na ziemi, tak jak jest wypełniana w Niebie, wszyscy jej oczekują, zmęczeni obecną erą. Nie wiedzą jednak, czym ta nowość, czym ta zmiana jest, dokładnie tak jak nie wiedzieli tego, kiedy Ja przybyłem na ziemię. Oczekiwanie to jest pewnym znakiem, że godzina jest blisko. Najpewniejszym jednak znakiem jest to, że Ja objawiam wszystko, czego pragnę dokonać, i że zwracając się do duszy (tak jak zwróciłem się do mojej Mamy, zstępując z Nieba na ziemię), daję jej moją Wolę, dobra oraz efekty, w Niej zawarte, żeby przekazać Ją w darze dla całej ludzkości.

Aby zrealizować swoje chwalebne powtórne przyjście jako Król, Pan chce uformować swoje Królestwo, chce utworzyć w nas swoje pełne Życie oraz pragnie być w nowy sposób obecny i żywy w nowym pokoleniu. Mówi On do Luizy 27 października 1922 r:

Po tym, jak dałem poznać dobra Odkupienia oraz to, jak bardzo pragnę, aby wszyscy byli zbawieni, i przekazałem im wszelkie potrzebne środki, przechodzę dalej i ukazuję, że jest we Mnie kolejne pokolenie, które mam objawić, moje dzieci, które mają żyć w Woli Bożej. To właśnie w moim Sercu przechowuję wszystkie przygotowane łaski, wszystkie moje wewnętrzne czyny, dokonane dla nich w środowisku Odwiecznej Woli. Czyny te czekają na pocałunek ich czynów, na ich zjednoczenie, aby dać im dziedzictwo Najwyższej Woli.

Widzisz więc, jak konieczne jest, aby poznano moją Wolę we wszystkich Jej relacjach, cudach, efektach, wartości oraz to, co Ja w Niej uczyniłem dla stworzeń, a także to, co one powinny czynić. Wiedza ta będzie potężnym magnesem, który przyciągnie stworzenia i pozwoli im otrzymać dziedzictwo mojej Woli oraz przywołać na scenę pokolenie dzieci Światłości, dzieci mojej Woli. Bądź uważna, moja córko, ty będziesz rzecznikiem, trąbą, aby je wezwać i zjednoczyć to tak bardzo przeze Mnie ukochane i upragnione pokolenie.

Ten tytuł, ta misja bycia „trąbą”, którą Pan dał Luizie, jest bardzo znacząca (1 Tes 4,16; 1 Kor 15,52).

Kiedy Pan stał się rzeczywiście obecny w stworzeniu (w Luizie) poprzez dar swojej Woli Bożej, dopiero wtedy Duch Święty natchnął Kościół do ustanowienia święta Chrystusa Króla, w 1925 roku. Ale ta Jego nowa Obecność następowała jak wtedy, gdy Jezus wcielił się w Przenajświętszą Dziewicę Maryję lub jak wtedy, gdy zmartwychwstał. Kto o tym wiedział? Niewiele osób, kilku pasterzy. W ten sam sposób teraz, krok po kroku, kilku maluczkich dowiedziało się o tym wspaniałym Darze Woli Bożej, kilku „pasterzy”, spowiednicy Luizy, w tym św. Hannibal Maria di Francia, pierwszy duchowy syn Luizy, rewizor jej pism, który dokonał pierwszych publikacji. Potem jeszcze inni zostali oświeceni tą niezwykłą łaską i zaczęli rozumieć ten znak czasu, ale tylko nieliczni uświadamiają sobie nową żywą Obecność Jezusa jako Króla. Mogą to sobie uświadomić w takim stopniu, w jaki ​​Wola Boża staje się ich życiem…

Ten czas – możemy powiedzieć, począwszy od 1925 roku, od ustanowienia święta Chrystusa Króla – jest jak czas brzemienny Kościoła Świętego, Kościoła, którego obrazem jest brzemienna Niewiasta z 12 rozdziału Apokalipsy. Ten brzemienny Kościół, który woła, cierpiąc bóle i męki rodzenia, ma zrodzić Chrystusa Króla. Przy pierwszym przyjściu Pana, jedną rzeczą było Jego Wcielenie, a drugą Jego Narodziny, jedną rzeczą było Jego Zmartwychwstanie, a drugą Jego ukazywanie się innym. Podobnie teraz Pan, obecny już w nowy sposób jako Król, jeszcze się nie objawia. Jego chwalebne objawienie, którego oczekujemy, nazywa się „paruzją”, ale Jego Przyjście w pokorze i w ciszy jest już rzeczywistością i zostało ogłoszone sto lat temu. Jego Obecność w nas musi wzrastać, a wtedy nadejdzie czas, kiedy Jezus się przez nas objawi jak przy drugim Zmartwychwstaniu (przy Zmartwychwstaniu swojego Kościoła).

Oto idę pełnić Wolę Twoją, Ojcze – nowa relacja z Bogiem

Obecnie odbywa się nasz Sąd. Na czym polega ten Sąd? Polega on na badaniu, a następnie oddzielaniu tego, co jest prawdą, od tego, co jest fałszem, tego, co jest dobre od tego, co jest złe, tego, co jest zgodne z Wolą Boga, od tego, co nie jest z Nią zgodne. Ostatecznie polega on na sprawdzeniu, czy bardziej kochamy Prawdę, czy raczej nasze własne „ja”. Tym jest próba życia.

Św. Jan Paweł II mówi o konflikcie między dwiema miłościami: miłością Boga, posuniętą aż do wzgardy sobą, i miłością siebie, posuniętą aż do pogardy Boga. Kto zatem jest twoim Bogiem?

Pod koniec naszego życia zostaniemy osądzeni, jak również na końcu historii Pan dokona Sądu Ostatecznego, nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. (Mt 10, 26) Ale na razie, chwila po chwili, sami dokonujemy Sądu nad naszym życiem przez każdą naszą decyzję.

Pamiętajmy, że wszystko zawiera jakiś cel oraz posiada powód swojego istnienia. Wszystkie rzeczy zostały stworzone przez Boga ze względu na Jego Miłość do nas i mają na celu doprowadzić nas do pełnej komunii Życia i Miłości wraz z Nim. Tak więc cel, dla którego coś czynimy, nadaje wartość wszystkiemu, co istnieje, i wszystkiemu, co się nam przytrafia. Św. Paweł mówi w 1 Liście do Koryntian: Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie (1 Kor 10, 31). Tak więc jeśli cel tego, co czynimy, nie jest zbieżny ani zgodny z celem Boga, to wtedy to, co czynimy, staję się czystą stratą. Jezus mówi w Ewangelii w. Mateusza: Kto nie jest ze Mną, jest przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną, rozprasza (Mt 12,30). Jak więc ważne i kluczowe jest zwrócenie uwagi na cel każdej rzeczy i na cel, który nasza intencja nadaje wszystkiemu, co czynimy. W tym, co czynimy, powinniśmy nieustannie zadawać sobie pytanie: dlaczego to czynimy? A raczej, dla kogo to czynimy? Każdego dnia wieczorem możemy sobie zrobić mały rachunek sumienia i zastanowić się, jaka była intencja wszystkiego, co uczyniliśmy w ciągu dnia.

Cała sztuka życia polega właśnie na tym: potrafić otrzymać wszystko od Boga i oddać wszystko w ręce Boga. Powinniśmy oddawać Bogu każdą rzecz w każdej chwili, sytuacje, w których się znajduję, rzeczy, które mnie spotykają, wiadomości, które do mnie docierają, rzeczy przyjemne lub rzeczy nieprzyjemne, które mnie spotykają, a których Bóg by nie dopuścił, gdyby nie były dla mojego dobra, gdyby nie miały na celu dobra, gdyby nie miały przynieść dobrych owoców, pod warunkiem że ja „wejdę w tę grę”. Bóg je dopuszcza w takim stopniu, w jakim mogą mi pomóc, w jakim mogą wydać owoce i przynieść mi dobro ze względu na ostateczny cel, którym jest zjednoczenie się z Nim.

Jeśli przychodzi do mnie list, to nie ma znaczenia, czy listonosz jest sympatyczny, czy nie, ważna jest wiadomość, która do mnie dociera, oraz Ten, który mi ją wysyła. W ten sposób wiele rzeczy dociera do mnie za pomocą przyczyn wtórnych, przez stworzenia, które często nie wiedzą, o co chodzi. Jednak ja muszę wiedzieć, że pochodzą one od Boga i że Bóg czeka na moją odpowiedź. Tym jest moja RELACJA Z BOGIEM!

Albowiem każdy z nas jest wyjątkowy przed Bogiem. Jeśli ojciec ma dziesięcioro dzieci, każde dziecko jest dla niego „wyjątkowe”. Z tego powodu każdy z nas przyszedł na świat „sam” i „sam” z niego odejdzie. Kiedy nadejdzie nasz czas, nawet jeśli będziemy mieć wokół siebie pięciuset drogich przyjaciół, którzy bardzo nas kochają, nie będą mogli nic dla nas zrobić. Zostaniemy sami. Albo raczej, będziemy sam na sam z Bogiem. I jeśli tak jest na początku i na końcu naszego życia, to tak samo jest we wszystkie inne dni. Pod koniec dnia, kiedy opada kurtyna i gasną światła teatru naszego życia, w tym wielkim, pustym teatrze pozostajemy tylko we dwoje: mój Ojciec Niebieski i ja. W tym momencie wyobrażam sobie, jak siedzi obok mnie, obejmuje mnie i mówi do mnie: Tak więc, mój synu, co dobrego dzisiaj uczyniliśmy…?

A wszyscy inni? Nie ma ich tutaj. A raczej są kanałami, którymi Bóg zwykle się posługuje, aby dać mi swoją Opatrzność, przekazać mi swoje Nowiny, swoją Miłość. On chce, abym przez te kanały dał Mu moją odpowiedź wdzięczności i miłości. Takie jest zadanie i znaczenie stworzeń, czyli mojego bliźniego.

Ojciec od wieczności patrzył na Jezusa i w Nim, w Jego Człowieczeństwie, widział całą ludzkość i całe Stworzenie. Tak więc znał mnie i kochał jako członka swojej Rodziny, swojego Ciała Mistycznego, i to nie oddzielnie od Głowy i wszystkich innych członków Ciała.

Istnieje więc „osobisty” wymiar człowieka, czyli każdy jest wyjątkowy dla Boga i jest sam przed Bogiem. Jeśli ja coś spożywam, to nie inny to trawi… Istnieje również drugi wymiar, wymiar „społeczny”. To, kim jestem i co posiadam, dociera do mnie prawie wyłącznie przez innych, a to, co ja czynię, ma dla innych dobre lub złe konsekwencje. Moja relacja z Bogiem posiada te dwa wymiary. Częścią tej relacji jest mój bliźni, a nawet cała reszta Stworzenia.

Pomiędzy fizycznym, „osobowym” Ciałem Chrystusa a Jego „mistycznym” Ciałem (Jego Kościołem) istnieje głęboka więź, współzależność, dlatego wszystko, co nam się przydarza i co czynimy, ma w Nim reperkusje i vice versa. To jest powód Jego Męki, a także Eucharystii. Ojciec spojrzał na Jezusa i ujrzał nas wszystkich, każdego z nas. Teraz, patrząc na nas, chce ujrzeć w nas swojego Jedynego Syna, Jezusa, chce znaleźć w nas Jezusa wraz z całym Jego Ciałem Mistycznym, a nawet ze wszystkimi stworzeniami! Chce, abyśmy przyjęli na siebie ciężar wszystkich i wszystkiego, abyśmy objęli wszystkich i wszystko, abyśmy razem z Jezusem i jak Jezus dali Ojcu odpowiedź miłości w imieniu wszystkich i wszystkiego.

Wzywa nas do właśnie takiej relacji ze sobą!

Z samego rana, pierwszą rzeczą, którą możemy uczynić, jest powitanie Jezusa pocałunkiem we wszystkich tabernakulach ziemi, co jest aktem adoracji, dziękczynienia i miłości. Możemy poprosić naszą Mamę, aby nas w Niego przybrała i w ten sposób zaprowadziła nas do Ojca, który czeka na nas z tak wielką miłością… Tak uczyniła Rebeka ze swoim najmłodszym synem Jakubem, którego przybrała w szaty najstarszego syna. Kiedy przybywamy do Ojca, możemy Mu powiedzieć wraz z Jezusem: Oto jestem, aby spełniać Wolę Twoją, Ojcze. On zaś obejmuje nas i całuje. Potem każe nam usiąść na swoich kolanach i wyciąga piękną księgę, Księgę Życia, i mówi: Spójrzmy, co mamy dzisiaj do zrobienia… I dziecko bierze swój zeszycik, w którym ma przepisać to, co Ojciec ma zapisane w swojej Księdze. Jednak mały mówi: Nie potrafię tego zrobić, czynię to bardzo źle, robię dużo plam, wylewam atrament. Wszystko jest pełne błędów… Potem dodaje: Pomóż mi! A Tata mówi do niego: daj mi swoją rączkę. Tak więc ręką dziecka Tata zapisuje wszystko w jednej chwili. Dziecko mówi: Jak ładnie Tatusiu, jak dobrze to napisałeś, ale Ojciec odpowiada: Nie, synku, jak dobrze napisaliśmy! Bo gdybyś nie podał mi ręki, nie mógłbym tego napisać.

Otóż już od samego rana Ojciec czeka na nas z tak wielką miłością. Pójdźmy więc do Niego przybrani w Jego Syna, razem z Jezusem, tak aby nas rozpoznał, i powiedzmy do Niego: Oto idę, aby pełnić Wolę Twoją, Ojcze. Oprócz osobistej odpowiedzi On pragnie, abyśmy Mu dali wszystkie adoracje, uwielbienie, chwałę, błogosławieństwo, dziękczynienie oraz miłość, które są Mu winne wszystkie stworzenia… W naszej relacji z Ojcem muszą być obecne wszystkie relacje wszystkich stworzeń: Wszystko bowiem moje jest Twoje, a Twoje jest moje. Co więcej, ponieważ dla syna prawdziwym dziedzictwem są nie rzeczy ojca, ale sam Ojciec, więc powie do Ojca: Cały jestem Twój, a Ty cały jesteś mój!

Serce nowe i duch nowy, czyli nowość życia w Woli Bożej

Bóg w swoim Projekcie Miłości pragnie dać nam nowe serce, serce Jezusa, serce Syna, oraz nowego ducha, ducha dzieci, Ducha Świętego, ponieważ Królestwo Boże, Królestwo Woli Bożej, oznacza właśnie postrzegać Boga jako Ojca i czuć się Jego dzieckiem, mając z Nim relację jednego Serca.

Często słyszymy słowo: „nawrócenie”. Ale nawrócenie od czego? „Nawrócenie” oznacza zmianę kierunku na drodze, którą się idzie, aby zawrócić. Zwykle uważa się, że jest to porzucenie życia w grzechu przez prawdziwą pokutę i powrót do łaski, albo że jest to zmiana naszego zachowania, porzucenie błahych i światowych rzeczy, aby powrócić do Boga. Wszystkie te rzeczy mogą być pomocne, aby wyprostować nasze życie lub je dobrze ukierunkować. Ich skuteczność zależy od naszego celu. Są one środkiem, który ma prowadzić do celu. Często stawiamy środki w miejsce celu, w miejsce prawdziwego celu, który niejednokrotnie nam umyka. To cel tak naprawdę interesuje naszego Pana. Dokąd zmierzamy? Dokąd Pan chce nas zaprowadzić? Czym jest ten cel?

Pan mówi w księdze proroka Ezechiela: Wtedy narody przekonają się, że Ja jestem Panem, gdy wobec nich objawię w was swoją świętość – wyrocznia Pana Boga. Zabiorę was spomiędzy narodów, zgromadzę was ze wszystkich krajów i wprowadzę do waszej ziemi. Pokropię was czystą wodą, aby was oczyścić. Oczyszczę was ze wszystkich waszych nieczystości i ze wszystkich waszych bożków. Dam wam nowe serce i nowego ducha ześlę do waszego wnętrza. Wyjmę z waszej piersi serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Poślę do waszego wnętrza mojego Ducha i sprawię, że będziecie postępowali według moich nakazów i zachowywali moje prawo. Będziecie go przestrzegali. Zamieszkacie w kraju, który dałem waszym przodkom. Będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem. Uwolnię was od wszystkich waszych nieczystości. (Ez 36,23-29).

Słowa objawię w was swoją świętość oznaczają powrót do „podobieństwa”, które posiadał Adama, kiedy został stworzony. Bóg chce, aby w nas się objawiło i można było dostrzec wszystko to, co do Boga należy, wszystko to, kim On jest. On nas stworzył, ponieważ chciał, abyśmy byli dla Niego jak lusterko, w którym On mógłby odzwierciedlić swój Obraz i dzielić się nim z nami. Dlatego najpierw musiał dokonać Odkupienia: Oczyszczę was ze wszystkich waszych nieczystości i ze wszystkich waszych bożków.

W jaki sposób Bóg przywróci swojemu stworzeniu stan pierwotnej boskiej świętości, takiej, jaką posiadał Adam, kiedy Bóg go stworzył na swój obraz i podobieństwo? Dając nam „nowe serce” i „nowego ducha”. Co oznacza serce? Serce fizyczne reprezentuje serce moralne i duchowe, jest nim nasza wola, która nie tylko jest siedliskiem uczuć i emocji, lecz także jest źródłem intencji i decyzji, tego, co od nas zależy, celu, jaki nadajemy rzeczom. Jezus mówi w Ewangelii: z serca człowieka pochodzi wszystko, co go zanieczyszcza. A prorok Jeremiasz mówi: Serce jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi? Ja, Pan, badam serce i doświadczam nerki… (Jr 17,9-10).

Jeśli mamy serce, to dlatego że Bóg dał nam je na obraz swojego Serca (czyli swojej Woli), a tym sercem jest nasza wola. Bóg jest Jeden w swojej Istocie, ale jest w Trzech Osobach. Żadna z Nich nie mogłaby istnieć bez pozostałych dwóch Osób, żadna nie mogłaby myśleć o czymś ani chcieć czegokolwiek samodzielnie, gdyby wszystkie Trzy tego nie chciały. Bóg więc to Trzy Osoby, które mają tylko jedną Wolę, tylko jedno Serce. Bóg dał nam serce, tak aby zespoliło się w jedno z Jego Sercem.

I dochodzimy do sedna dzisiejszego tematu. Bóg chce odnowić nasze serce, chce sprawić, żeby stało się nowe, a wraz z nim chce dać nam „nowego ducha”. Czym jest ten nowy duch? To nowa duchowość i mentalność, to nowa postawa wobec Boga. Adam zaraz po swoim grzechu bał się Boga. Gorzko żałował, ale było już za późno. Nie czuł się już synem. Już nim nie był. Aby mógł ponownie stać się synem, musiał przyjść Syn Boży i stanąć przed Ojcem w miejsce każdego z nas. Adam, czyli ludzkość, był jak syn marnotrawny z przypowieści, który z powodu braku miłości i z powodu niewdzięczności opuścił dom ojca. Dopiero wtedy, gdy doświadczył goryczy i największego rozczarowania, pomyślał o powrocie do Ojca i poprosił go, aby przyjął go jako jednego ze swoich sług. Było to zbyt bolesne dla Ojca, który nie pozwolił mu dokończyć zdania i kazał swoim sługom, czyli aniołom, ubrać go i zwrócić mu wszystko, co miał posiadać jako syn.

Taki był duch Starego Testamentu, duch sługi, aż do Odkupienia, aż do kiedy Jezus powiedział podczas Ostatniej Wieczerzy: Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego (J 15,14-15). Ale po Zmartwychwstaniu powiedział do Marii Magdaleny: …udaj się do moich braci i powiedz im: „Wstępuję do Ojca mego i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego”.

Jest to nowy duch dzieci. Św. Jan mówi w swoim pierwszym liście (4,17-18): Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu, ponieważ tak, jak On jest [w niebie], i my jesteśmy na tym świecie. W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.

Postawa patrzenia na Boga „z dystansu”, bez ufności, czyniąc rzeczy tylko z obowiązku, ze strachu lub dla korzyści własnej, będąc poddanym lub po prostu z posłuszeństwa, pozostała jako spuścizna Starego Testamentu: jest to duch sługi. A gdzie jest w tym miłość?

Występują więc trzy rodzaje relacji z Jezusem: słudzy, przyjaciele, bracia. A w relacji z Ojcem: słudzy, dzieci jeszcze niepełnoletnie (niedojrzałe, podobne do sług) i wreszcie dzieci dojrzałe, takie jak Jezus.

Dlatego święty Paweł mówi: Jak długo dziedzic (syn) jest nieletni, niczym się nie różni od niewolnika (sługi), chociaż jest właścicielem wszystkiego. Aż do czasu określonego przez ojca (czasy ostateczne, czas oczekiwania) podlega on opiekunom i rządcom. My również, jak długo byliśmy nieletni, pozostawaliśmy w niewoli „żywiołów tego świata”. Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Oznacza to, że te dzieci (a staliśmy się dziećmi przez chrzest) miały przez wiele wieków tego starego ducha sługi.

Oto „serce nowe i duch nowy”: serce dzieci, a raczej Serce samego Syna Bożego, Jego Duch w nas przebywający, czyli Duch Święty. Dlatego On mówi: Zamieszkacie na ziemi, którą dałem waszym ojcom, waszym pierwszym ojcom. Tym jest cel nawrócenia, o którym mówi Kościół: tym jest KRÓLESTWO BOŻE, Królestwo Woli Bożej „na ziemi, tak jak jest w Niebie”.

W tomie 33 20 stycznia1935 Luiza pisze:

Mój biedny umysł jest zagubiony w Woli Bożej, i to tak bardzo, że nie mogę powtórzyć tego, co pojmuję, ani tego, co czuję w tym niebiańskim zamieszkaniu Bożego Fiat. Mogę tylko powiedzieć, że czuję Boskie Ojcostwo, które z pełną miłością czeka na mnie w swoich ramionach, aby mi powiedzieć: Bądźmy jak dzieci i Ojciec. Przyjdź i ciesz się moją ojcowską czułością, moim miłosnym usposobieniem oraz moją nieskończoną słodyczą. Pozwól Mi być twoim Ojcem. Największą przyjemnością, której doświadczam, jest wypełnienie mojego Ojcostwa. Przyjdź bez lęku, przyjdź i daj mi swoje synostwo, daj mi miłość i czułość córki. A ponieważ moja Wola stanowi jedno z twoją wolą, więc daje Mi Ona Ojcostwo wobec ciebie, a tobie prawo bycia córką.

O Wolo Boża, jakże jesteś godna podziwu i potężna! Ty jedyna masz tę moc, żeby stopić wszelką odległość i różnicę istniejącą między nami a naszym Ojcem Niebieskim! Wydaje mi się, że życie w Tobie oznacza odczuwać Boskie Ojcostwo i czuć się córką Najwyższej Istoty.

Ale kiedy mój umysł był przepełniony wieloma myślami o Woli Bożej, mój słodki Jezus złożył mi krótką wizytę i powiedział do mnie: Moja błogosławiona córko, żyć w mojej Woli polega na tym, że ty nabywasz prawo córki, a Bóg nabywa zwierzchnictwo, władzę i prawo Ojca. Tylko Wola Boża potrafi zjednoczyć jedno i drugie i utworzyć jedno tylko życie…

Poznanie Boga i poznanie własnej nicości

Musimy dobrze wiedzieć i rozumieć, jaki jest punkt wyjścia naszego życia.

Pytania: kim jestem? dlaczego istnieję? jakie jest moje przeznaczenie? dlaczego muszę umrzeć? co mnie czeka po śmierci? i tym podobne, są pierwszymi pytaniami, które powinniśmy sobie postawić, jeśli chcemy nadać sens naszemu życiu. Jednak my nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć sobie sami na te pytania. Po wiekach refleksji nad tymi tematami tajemnica nadal pozostaje. Co więcej, pozostaje świadomość naszej niemożności rozwikłania tajemnicy, co już jest krokiem naprzód, gdyż stawia nas na właściwej drodze, to znaczy wiemy, że trzeba zapytać się „Kogoś innego”, Kogoś, kto wie więcej niż my.

Powiedziałam „wiedzieć”: wiedzą jest posiadanie światła Prawdy. Prawdziwa wiedza oznacza wiedzieć, kim jest Bóg i kim my jesteśmy, znać Jego Plan, znać nasze pochodzenie i nasze przeznaczenie, wiedzieć, co Bóg dla nas czyni i przyjąć Jego Łaskę i Miłość, wiedzieć, co my mamy czynić, aby odpowiedzieć na Jego Miłość i Ją odwzajemnić oraz poznać i doświadczyć komunii miłości i życia wraz z Nim.

Chodzi tu o relację z Bogiem, w której każda inicjatywa należy do Niego i wymaga od nas odpowiedzi.

Jest to osobista relacja z Bogiem, relacja każdego z nas, niezastąpiona relacja, jest to wiedza, która przybywa do nas przez Kościół św. Stąd jest nasz podwójny wymiar, który łączy nas z Bogiem: wymiar indywidualny i wymiar społeczny, nasze własne sumienie i nasz bliźni. Nasza odpowiedź jest osobista i jednocześnie przechodzi przez naszego bliźniego. Chodzi tu o relację z Bogiem, która zaczyna się od wiedzy. Wiedza zaś niesie ze sobą pragnienie, które staje się posiadaniem i miłością, staje się doświadczeniem życiowym oraz szczęściem! Żeby nawiązać relację z Bogiem, trzeba najpierw Go dobrze poznać. Jeśli Go dobrze znamy, wtedy możemy Go pokochać i odwzajemnić Jego miłość.

Ten punkt wyjścia znajdujemy już na samym początku nauczania naszego Pana. W drugim tomie Luizy Piccarrety, 2 czerwca 1899 r., Jezus pyta się nas: Kim jestem Ja, a kim jesteś ty? Luiza mówi: W tych dwóch słowach ujrzałam dwa niezmierzone światła: w jednym zrozumiałam Boga, a w drugim ujrzałam swoją nędzę i swoją nicość. Widziałam, że jestem jedynie cieniem tak jak ten cień, który robi słońce, kiedy oświetla ziemię, i który zależy od słońca. Kiedy słońce dociera do innych miejsc, cień ten przestaje istnieć, gdyż przestaje istnieć blask słońca. Tak samo mój cień, czyli moja istota, zależy od mistycznego Słońca, od Boga, który w jednej chwili może ten cień zniszczyć.

Jezus zaś mówi: Największą przysługą, jaką mogę wyświadczyć duszy, jest dać jej poznać samą siebie. Poznanie siebie i poznanie Boga idą w parze. W takim stopniu, w jakim poznasz siebie, w takim też stopniu poznasz Boga. Dusza, która poznała siebie, widzi, że sama z siebie nie może uczynić nic dobrego i dlatego przemienia cień swojego bytu w Boga, i w Bogu wykonuje wszystkie swoje czynności. Dusza jest w Bogu i przy Nim kroczy, nie patrząc na nic, nie bacząc na nic, ani nic nie mówiąc, jednym słowem, jest jak martwa, ponieważ znając do głębi swoją nicość, nie ma odwagi nic uczynić z samej siebie, ale ślepo podąża za impulsem działania Słowa.

To poznanie samej siebie przez duszę nie jest psychologicznym badaniem siebie ani myśleniem o sobie. Jest natomiast coraz większą świadomością, że wszystko, czym jesteśmy, co mamy i co możemy uczynić, jest darem, który Bóg daje nam w każdej chwili, a który nie jest owocem nas samych. W rzeczywistości bicie serca, oddychanie, zdolność myślenia, zdolność poruszania się itp. nie zależą od nas. Istnienie nie zależy od nas. Gdyby Bóg chciał odebrać wszystko, co nam dał, nic by z nas nie pozostało, nawet istnienie.

Kim jestem Ja, a kim jesteś ty? Jezus powtarza 28 października 1899 r. Luiza zaś mówi: Słowa te przeniknęły mną aż do szpiku kości i ujrzałam nieskończoną odległość, jaka istnieje między Nieskończonym a skończonym, między Wszystkim a niczym. […] Moja dusza chciała uciec na widok Boga po trzykroć świętego, ale On związał mnie za pomocą kolejnych dwóch słów: Jaka jest moja Miłość do ciebie? A jak ty Mi się odwdzięczasz? Przy pierwszych słowach chciałam uciec, przerażona Jego Obecnością, natomiast przy drugim pytaniu: jaka jest moja Miłość do ciebie? zostałam ze wszystkich stron pochłonięta i związana Jego Miłością. Moje istnienie było więc następstwem Jego Miłości i gdyby ta Miłość została przerwana, przestałabym istnieć. Tak więc wydawało mi się, że bicie serca, rozum, a nawet oddech były powieleniem Jego Miłości. Pływałam w Nim i nawet gdybym chciała uciec, byłoby to – jak mi się wydawało –niemożliwe, ponieważ Jego Miłość otaczała mnie wszędzie…

Św. Paweł mówi: Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał (1 Kor 4,7). Bóg chciał, aby każdy z nas był Jego szczególnym, stworzonym obrazem jak małe lusterko przed słońcem, przed słońcem, którym jest Bóg. Samo lustro jest puste, jeśli nie jest wypełnione jakimś obrazem, który ono odbija. Tak więc Bóg chce odtworzyć w nas swój własny Obraz, jak Jego drugie „Ja”… I tu już zaczynamy dostrzegać cel Jego Miłości: nie chodzi tylko o to, abyśmy istnieli (tylko po to, żeby coś zrobić…). Bóg chce dać nam swoje Życie, dając nam własnego Syna! Chce widzieć w nas Jezusa i siebie samego, i to nie jak na fotografii czy na obrazie, który nie ma życia. Chce widzieć w nas żywego Jezusa, gdyż pragnie z nami rozmawiać, pragnie opowiedzieć nam wszystko o sobie, o całym swoim Szczęściu i swoim Życiu, pragnie dać nam całą swoją Miłość oraz chce, abyśmy my odwzajemniali się Mu tą samą Miłością. Mamy być jak małe lusterko, które mówi do słońca: „kocham Cię”. Bóg chce, abyśmy byli właśnie tacy dla Niego, mając Jego własne światło i Jego własną Miłośc. Jeśli Bóg, stwarzając człowieka, powiedział: Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc (i tak z mężczyzny, Adama, wydobył kobietę, Ewę), to dlatego że najpierw powiedział: nie jest dobrze, żeby moja Miłość była sama, chcę mieć wiele dzieci podobnych do Mnie.

Bóg uczynił nas jak małe lusterka, co więcej, jak małe lusterka jedni dla drugich. Patrząc na nas, Bóg chce w każdym z nas nie tylko widzieć siebie, ale wszystkie pozostałe swoje dzieci i wszystkie swoje stworzenia. W mojej odpowiedzi miłości On pragnie znaleźć odpowiedź miłości, którą wszystkie Jego stworzenia są Mu dłużne. Mamy odpowiedzieć na miłość Ojca w imieniu wszystkich naszych braci. Ta tajemnica nazywa się „obcowaniem świętych” i ma być realizacją Jego Królestwa. Tak więc mam być oraz chcę być odpowiedzią miłości na Miłość Boga w imieniu wszystkich stworzeń, w imieniu całego Stworzenia. Chcę być głosem wszystkich i wszystkiego, nawet kamieni. Chcę być uwielbieniem, chwałą, błogosławieństwem, dziękczynieniem i miłością we wszystkich i we wszystkim.

Krótko mówiąc, na pytanie Kim jestem Ja, a kim jesteś ty, odpowiedzią nie jest tylko to, co Bóg powiedział do Mojżesza: Jestem, który jestem, ani to, co Jezus powiedział do św. Katarzyny ze Sieny: Ja jestem Tym, który jest. Ty jesteś tą, która nie jest. Nasza odpowiedź powinna być taka jak Luizy (tom 5°, 24 marca 1903): Jestem wszystkim, będąc z Tobą. Czuję, że jestem tylko wolą, która wyszła z łona mojego Stwórcy i dopóki wola ta jest zjednoczona z Tobą, czuje życie, istnienie, pokój i całe Jego dobro. Bez Ciebie czuję, że moja wola jest bez życia, zniszczona, rozproszona i niespokojna. Mogę powiedzieć, że doświadczam wszelkiego nieszczęścia. Abym mogła mieć życie i się nie rozproszyła, moja wola, która wyszła z Ciebie, poszukuje Twojego łona, Twojego centrum i w nim chce pozostać na zawsze. Panie, jestem tylko kroplą wody i dopóki ta kropla wody znajduje się w Twoim morzu, wydaje się jej, że jest całym morzem. Jeśli nie wychodzi z morza, pozostaje czysta i wyraźna, tak iż może się równać z innymi kroplami. Jeśli jednak wychodzi z morza, brudzi się i rozprasza z powodu swojej małości.

Dziękujmy Panu, że daje nam światło, bez którego nie da się poruszać, że daje nam wiedzę, która powinna nieustannie wzrastać na równi z poznaniem Kim jestem Bóg, a kim jestem ja. Panie, ja do Ciebie należę, jestem zerem, Ty jesteś Jedynką, ale razem z Tobą tworzę dziesięć. Jest to matematyka Boga. Bóg chce, abyśmy byli tak z Nim zjednoczeni, żeby móc powiedzieć: jeden plus jeden równa się jeden.

Na czym polega Triumf Niepokalanego Serca Maryi?

Czym jest serce? Jest to organ, który swoim nieustannym biciem daje życie całemu ciału. Zatem serce jest centrum życia, jest najistotniejszą częścią człowieka. Żeby lepiej to zrozumieć, zastanówmy się, jaka jest różnica między budynkiem a Kościołem. Co je odróżnia? Ołtarz. A czym jest ołtarz i czemu służy? Jest to miejsce, w którym ofiarowujemy Bogu coś naszego, a On ofiarowuje nam coś swojego. We Mszy św. ofiarowujemy Mu podczas ofiarowania chleb (hostię) i wino, a Ojciec Niebieski ofiarowuje nam w Konsekracji swojego Syna, złożonego w ofierze za nas, abyśmy mogli przyjąć Go w Komunii. On chce podzielić się z nami wszystkim, co do Niego należy, i chce, abyśmy my także podzielili się z nim wszystkim, co do nas należy. Podczas Ofiarowania powinniśmy ofiarować Bogu wszystko to, kim jesteśmy, co posiadamy i co czynimy, czyli nas samych, nasze rzeczy, nasze życie wraz z chlebem i winem, a Bóg w zamian ofiarowuje nam swoje Życie, przemieniając dla nas chleb i wino w Ciało, Krew, Duszę i Boskość swojego Syna. Dlatego na ołtarzu, na którym odprawiana jest Msza św., dokonuje się cudowna wymiana. Jest to miejsce, w którym odbywa się wzajemna wymiana darów między Bogiem i ludźmi. Ołtarz jest więc miejscem spotkania, jest miejscem miłości.

My także posiadamy nasz „ołtarz”, jest nim nasze serce. Duchowym sercem jest nasza wola, a sercem ciała jest nasze fizyczne serce, od którego zależy krążenie i życie całego ciała. Możemy powiedzieć, że nasze serce jest nie tylko siedliskiem naszych uczuć, radości i smutku, boleści i miłości, jest także źródłem naszych intencji i naszych decyzji. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym (Mk 7, 21-23).

Ewangelia mówi o tych, którzy mają zatwardziałe serce i o tych, którzy są czystego serca. Serce powinno być miejscem spotkania z Bogiem, miejscem spotkania z Jego Miłością. Dlatego Bóg obiecał: I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali (Księga Ezechiela 36,26-27).

Wyobraźmy sobie ojca, który ma dziecko. Jednak jego dziecko urodziło się z chorym serduszkiem (jest to obraz grzechu pierworodnego). Tak więc dziecko to nie może żyć. Ale jego ojciec, który jest całkowicie zdrowy i jest również dobrym lekarzem, dokonuje na nim operacji. Otwiera swój bok (a fizycznie dokonał tego Jezus na krzyżu) i ze swojego ojcowskiego serca przyłącza tętnicę do serca syna, który może żyć za pośrednictwem serca ojca. To połączenie tętnicy jest obrazem łaski uświęcającej. Grzech powszedni uszkadza to połączenie, a grzech śmiertelny je przerywa…

Z czasem dziecko dorasta i przychodzi taki moment, kiedy tata mówi do chłopca: synu mój, cieszę się, że żyjesz i że mieszkasz w zjednoczeniu ze mną. Jednak widzę, że nie jesteś tak silny, tak pewny ani tak szczęśliwy jak Ja. Jeśli mi pozwolisz, dokonam na tobie innej operacji. Chciałbym połączyć cały mój byt z twoim bytem, moje oczy z twoimi oczami, moje usta z twoimi ustami, mój umysł z twoim umysłem, moje ręce z twoimi rękami, a nawet mój oddech z twoimi oddechem. W ten sposób ja będę żył w tobie, a ty będziesz żył za moim pośrednictwem, a wszystko, co jest moje, będzie też twoje, wszystko będziemy mieli wspólne, BĘDZIEMY MIELI JEDNO SERCE I JEDNO ŻYCIE… Bez ciebie ja nic nie uczynię ani ty beze mnie nic nie uczynisz. Jest to obraz życia w Woli Bożej.

Nasze duchowe serce, źródło naszych intencji i decyzji, które jest odpowiedzialne dzięki temu, że posiada wolną wolę, zostało stworzone na obraz „Serca” Trójcy Przenajświętszej, a Sercem Trójcy jest Wola Boża. Nasze życie pochodzi od nieustannego „kocham cię” wypływającego z Serca Boga, z Serca Trójcy Przenajświętszej, która czeka na naszą odpowiedź. Dlatego przez cały czas naszego życia, chwila po chwili, powinniśmy dawać Bogu naszą odpowiedź miłości: to jest prawdziwy sens życia, to jest jego spełnienie. Z każdym biciem naszego serca powinniśmy mówić „kocham Cię, Ojcze”.

W Bogu Wola Boża jest Źródłem, z którego wszystko pochodzi, Źródłem, z którego wypływa nieskończona Miłość. Dzieła Stworzenia, Odkupienia i Uświęcenia to trzy sposoby, przez które objawia się nam Miłość Boga.

Co roku po Bożym Ciele Kościół obchodzi święto Najświętszego Serca Jezusowego. Jeśli Sercem Kościoła jest Eucharystia, to Sercem Eucharystii – czyli Jezusa – jest Wola Ojca. Jeśli przyjmujemy Jezusa w Eucharystii, to dlatego aby posiąść Jego Serce i, tak jak On, Wolę Ojca jako nasze życie.

Następnego dnia Kościół obchodzi święto Niepokalanego Serca Maryi. Niepokalane Serce Maryi jest cudem i triumfem Woli Bożej, jest Królestwem Woli Bożej! Jeśli Kościół obchodzi święto Najświętszego Serca Jezusowego i następnego dnia święto Niepokalanego Serca Maryi, to dlatego że te serca są nierozłączne. A co nam ukazują te dwa Serca, złączone razem? Ukazują nam Boskie Serce Ojca Przedwiecznego! To do Ojca, to do Jego Woli chcą nas zaprowadzić!

Jezus mówi do Luizy: Moje Królestwo znajdowało się w Sercu mojej Matki, a to dlatego że Jej Serce nigdy nie było zaniepokojone nawet w najmniejszym stopniu, tak że w ogromnym morzu Męki znosiła ogromne cierpienia. Jej Serce zostało na wylot przebite mieczem boleści, ale nie przyjęła nawet najmniejszego niepokoju. A ponieważ moje Królestwo jest królestwem pokoju, więc mogłem rozszerzyć w Niej swoje Królestwo i bez żadnych przeszkód swobodnie królować. (Księga Nieba, tom 2, 04.07.1899)

Luiza mówi: Dziś rano przystąpiłam do Komunii Świętej i znalazłam się razem z Jezusem. Była tam obecna Królowa Matka. Cóż za urok! Spojrzałam na Matkę i ujrzałam Jej Serce przemienione w Dzieciątko Jezus, spojrzałam na Syna i ujrzałam Matkę w Sercu Dzieciątka… (Księga Nieba, tom 3, 06.01.1900)

Bóg obiecał Triumf Niepokalanego Serca Maryi już na samym początku, zaraz po grzechu Adama i Ewy, kiedy powiedział do węża piekielnego, czyli do diabła: Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i Niewiastę. Niewiasta pisana jest tu wielkimi literami, bo to nie mogła być Ewa, która upadła, ani jakakolwiek „niewiasta”, ale była to Niewiasta Niepokalana, odwiecznie przeznaczona na Matkę Słowa Wcielonego, na Matkę Syna Bożego… Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i Niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a Potomstwo jej. Potomstwem tym jest Jezus Chrystus, a razem z Nim Jego Mistyczne Ciało, czyli ci, którzy do Niego należą. Ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę. „Ono” odnosi się jednocześnie do Niewiasty i do jej Potomstwa, do Matki i do Syna, do Matki i do nas, czyli do Jej dzieci.

Dlatego Triumf musi należeć jednocześnie do Matki i do dzieci. Triumf ten nie jest niczym innym jak Triumfem Woli Bożej w Maryi, który miał miejsce dwadzieścia wieków temu, ale teraz ten Triumf musi się wypełnić w nas, czyli w dzieciach Maryi. Jest on spełnieniem w nas obiecanego Królestwa, o które nieustannie prosimy w modlitwie „Ojcze nasz”: „Przyjdź Królestwo Twoje”, to znaczy, niech Twoja Wola będzie na ziemi tym, czym jest w Niebie, niech będzie dla dzieci tym, czym jest dla Ojca, czyli życiem! Triumf Niepokalanego Serca Maryi już się dokonał dla Niej i w Niej. Teraz ma się jeszcze spełnić w nas, czyli w Jej dzieciach.

Triumf i życie Woli Bożej w Maryi był triumfem Jej Niepokalanego Serca. Ten triumf, który ukształtował w Maryi Królestwo Woli Bożej, zależał od Niej. Bóg przekazał Jej najwyższy Dar swojej Bożej Woli w tej samej chwili, w której Ona w sposób absolutny oddała Bogu swoją własną wolę. Ta wzajemna wymiana darów miała miejsce w tym samym momencie, w którym zaczęło się Jej istnienie.

Kościół przypisuje Maryi te słowa Mądrości zawarte w Piśmie Świętym: Wyszłam z ust Najwyższego i niby mgła okryłam ziemię. Zamieszkałam na wysokościach, a tron mój na słupie z obłoku. Okrąg nieba sama obeszłam i przechadzałam się po głębi przepaści. […] Przed wiekami, na samym początku mię stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę. (Mądrość Syracha 24,3-5, 9). Przypisuje Jej także te słowa: Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy, od dawna, od wieków jestem stworzona, od początku, nim ziemia powstała. (Ksiega Przysłów 8,22-23)

Bóg Ją chciał i stworzył, aby była razem z Nim Matką Słowa Wcielonego. Uczynił to zanim pomyślał o całej reszcie stworzeń. W tym celu stworzył Ją doskonałą, Niepokalaną, a to zależało tylko od Boga. Stworzył Ją jak najcenniejsze naczynie, bez skazy, właśnie po to, aby móc Ją napełnić sobą. Jednak to też zależało od Niej. Kiedy Maryja oddała Bogu siebie, kiedy oddała Mu swoją własną wolę, stała się Pełna Łaski.

Od pierwszej chwili Maryja poświęciła Bogu swoje życie, aby wybłagać od Niego Mesjasza, ale nie wyobrażała sobie, że to Ona ma być Jego Matką. Maryja ofiarowała się Odkupicielowi, oddała się realizacji Planu Bożego, oddała się całkowicie Bogu. Poświęciła Mu swoje dziewictwo, mając ogromne pragnienie, żeby wybłagać przyjście Mesjasza.

Czym jest poświęcenie, którego dokonała Maryja i którym żyła? To całkowita miłość, to doskonała ofiara, to zaślubiny z Bogiem, to ufność Córki, to stałość w realizacji najwyższego pragnienia, to całkowite oddanie się… to przemiana w Boga, to doskonałe naśladowanie Boga, to nieustanne wstępowanie do Serca Boga i wzrastanie w Nim, tak aby On mógł nieustannie zstępować do Jej Serca…

Maryja stała się w rękach Boga gwarancją i rękojmią całej ludzkości, wszystkich stworzeń. Uczyniła wszystko we własnym imieniu i w imieniu nas wszystkich. Aby wyprosić przyjście Odkupiciela i Go przyjąć, Maryja zastąpiła nas wszystkich, stała się rzecznikiem wszystkich stworzeń, umieściła nas wszystkich w swoim Sercu.

Całe życie Maryi oraz życie Jej Syna zawiera się w Jej odpowiedzi Bogu, w Jej „Fiat” (niech tak się stanie). „Fiat” Maryi zawiera w sobie tajemnicę Wcielenia i Odkupienia, zawiera Wolę Bożą i wolę ludzką, zjednoczone w uścisku miłości, pokoju i życia. „Fiat” Maryi zawiera w sobie wszechmoc, świętość i ogrom „Fiat” Boga. „Fiat” Maryi utworzył pomost między Niebem a ziemią, aby mógł zstąpić po nim Odkupiciel. Od pierwszej chwili Jej życia „Fiat” Maryi był prawdziwym triumfem Jej Niepokalanego Serca oraz triumfem i spełnieniem Królestwa Bożego.

Niewiasta obleczona w Słońce chce być otoczona przez swoje dzieci, które również tak jak Ona mają być obleczone w Słońce, mają być obleczone w Słońce Woli Bożej. To jest prawdziwą chwałą Maryi. Maryja chce mieć przy sobie dzieci, które we wszystkim będą do Niej podobne, i które będą z Nią królować w Jej Królestwie. Tym Królestwem jest Królestwo Jezusa, jest nim Królestwo Woli Ojca.

Triumfem Niepokalanego Serca nie będzie np. wielkie orędzie „urbi et orbi” wygłoszone przez Papieża z balkonu bazyliki św. Piotra w Rzymie. Nie będzie to wielki Cud, jak ten zapowiedziany przez Nią w niektórych Jej objawieniach… Natomiast prawdziwy Cud Słońca (zobrazowany i ogłoszony w „cudzie słońca”, który miał miejsce w Fatimie podczas szóstego objawienia Matki Bożej, 13 października 1917 r.), cud Jej Triumfu, który będzie Triumfem Woli Bożej, ma się dokonać w nas, ma się dokonać w naszym życiu. Z pewnością będzie on widoczny. Ujrzą go ci, którzy mają oczy zdolne, żeby go zobaczyć. Ujrzą go dlatego że nie dokona się na zewnątrz, ale wyłoni się z wnętrza każdego dziecka, które przyjmie Wolę Bożą jako swoje własne życie.

Będzie nim „siódme objawienie” (zapowiedziane w pierwszym objawieniu Maryi w Fatimie), na które zdaje się wskazywać Apokalipsa św. Jana: Potem Świątynia Boga w niebie się otwarła, i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego Świątyni, a nastąpiły błyskawice, głosy, gromy, trzęsienie ziemi i wielki grad. Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu. (Ap 11,19 i 12,1)

Prawdziwy wypoczynek to wyciszenie wszystkiego, co nie jest Bogiem

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Znajdując się poza sobą, wydawało mi się, że jest noc. Widziałam cały wszechświat, cały porządek natury, gwiaździste niebo, nocną ciszę. Krótko mówiąc, wydawało mi się, że wszystko ma jakieś znaczenie. Gdy to oglądałam, wydawało mi się, że widzę naszego Pana, który opowiadał o tym, co widziałam: Cała przyroda zaprasza nas do wypoczynku. Jednak czym jest prawdziwy wypoczynek? Jest nim wewnętrzny wypoczynek i wyciszenie wszystkiego, co nie jest Bogiem.

Spójrz na gwiazdy, które świecą umiarkowanym światłem, nieoślepiającym tak jak słońce. Spójrz na sen i ciszę całej natury, na ciszę ludzi, a nawet zwierząt, którzy poszukują miejsca lub legowiska, w którym mogliby przebywać w ciszy i odpoczywać od zmęczenia życiem. Jeśli to jest niezbędne dla ciała, to o wiele bardziej dusza potrzebuje wypocząć we własnym centrum, którym jest Bóg. Aby jednak móc wypocząć w Bogu, konieczna jest cisza wewnętrzna, tak jak konieczna jest cisza zewnętrzna dla ciała, aby mogło spokojnie zasnąć. Ale czym jest ta cisza wewnętrzna? Jest nią wyciszenie własnych namiętności trzymając je pod kontrolą, jest nią wyciszenie pragnień, skłonności, uczuć, krótko mówiąc, wszystkiego, co nie przywołuje Boga. A jakim sposobem można to osiągnąć? Jedynym, i to absolutnie koniecznym, sposobem jest wyniszczenie własnego bytu i zredukowanie go do zera, do takiego stanu, w jakim znajdował się przed stworzeniem. Kiedy dusza zredukuje swój byt do zera, powinna podjąć go w Bogu.

Córko moja, wszystkie rzeczy biorą swój początek z nicości. Gdyby ten tak uporządkowany wszechświat, który podziwiasz, był przed stworzeniem wypełniony innymi rzeczami, nie mógłbym użyć swojej twórczej dłoni, aby go stworzyć po mistrzowsku i uczynić tak wspaniałym i bogato zdobionym. Mógłbym co najwyżej zniszczyć wszystko, co by w nim istniało, a następnie stworzyć go ponownie według moich upodobań. Ale pozostajemy zawsze przy tym samym: wszystkie moje dzieła biorą swój początek z nicości. Kiedy dusza wplątuje inne rzeczy, nie mogę do niej zstąpić i w niej działać, gdyż to nie jest godne mojego Majestatu. Kiedy jednak dusza redukuje się do zera i wznosi się do Mnie, i podejmuje swój byt w moim bycie, wtedy działam jak Bóg, którym jestem, a dusza odnajduje swój prawdziwy wypoczynek. Tak więc wszystkie cnoty wywodzą się z pokory i z zatracenia siebie.

Któż mógłby wyrazić, jak wiele zrozumiałam z tego, co mi powiedział błogosławiony Jezus? Och, jakże szczęśliwa byłaby moja dusza, gdybym mogła zniweczyć mój biedny byt, aby móc otrzymać od mojego Boga Jego własny Byt Boży! Och, jakże bym się uszlachetniła! Jakże bym była uświęcona! Jakże jestem niemądra! Gdzie mam rozum, skoro jeszcze tego nie czynię? Co za ludzka nędza, która zamiast szukać swojego prawdziwego dobra i wzlatywać wysoko, zadowala się stąpaniem po ziemi i życiem w błocie i gnoju! (Tom 3, 20.05.1900)

Dusza musi żyć nie tylko dla Boga, lecz także w Bogu

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Ten sam stan nadal trwa, a jest może nawet jeszcze gorzej. Jeśli czasami się ukazuje, to niespodziewanie i na chwilę, i niemal zawsze w ciszy. Dziś rano, kiedy byłam u szczytu zmatwienia i głupoty z powodu ciągłego bycia senną, jak tylko się pojawił, powiedział do mnie: Odwagi, moja córko, dusza, która jest naprawdę moja, musi żyć nie tylko dla Boga, lecz także w Bogu. Staraj się żyć we Mnie, gdyż we Mnie znajdziesz magazyn wszystkich cnót. Kiedy będziesz pośród nich krążyć, nakarmisz się ich zapachem, a nawet się nimi nasycisz i sama nie będziesz czyniła nic innego, jak tylko posyłała światło i niebiańską woń, ponieważ życie we Mnie jest prawdziwą cnotą i ma moc nadać duszy formę Osoby Boskiej, w której dusza zamieszkuje, i przemienić ją w boskie cnoty, którymi się żywi.

Potem zniknął jak błyskawica. Moja dusza pobiegła za tą błyskawicą i znalazła się poza moim ciałem. On jednak uciekł i nie mogłam już Go znaleźć. Poczułam gorycz, widząc straszny grad, który uczynił wielkie spustoszenie i ściągnął błyskawice, które spowodowały jakby pożar. Grad uczynił jeszcze inne rzeczy, które były przygotowane. Gdy to zobaczyłam, powróciłam do siebie i byłam jeszcze bardziej zasmucona niż wcześniej. (Tom 3, 09.07.1900)

Różnica między życiem dla Boga a życiem w Bogu

Kiedy byłam zmieszana tak jak wcześniej, On błyskawicznie się ukazał i dał mi do zrozumienia, że ​​nie napisałam wszystkiego, co mi powiedział poprzedniego dnia, to znaczy tego, że dusza ma żyć nie tylko dla Boga, lecz także w Bogu.

Błogosławiony Jezus powtórzył mi więc różnicę między życiem dla Boga a życiem w Bogu, mówiąc do mnie: Kiedy dusza żyje dla Boga, może poczuć niepokój, może ulec zgorzknieniu, wpaść w niestałość, poczuć ciężar namiętności lub wmieszać się w sprawy ziemskie. Kiedy natomiast żyje w Bogu, nie ulega temu wszystkiemu. Wszystko jest inne, ponieważ najważniejszą rzeczą, aby móc wejść w drugą osobę i w niej zamieszkać, jest oddanie wszystkiego, co jest własne, to znaczy, ogołocenie się ze wszystkiego, porzucenie własnych namiętności, jednym słowem, pozostawienie wszystkiego, aby wszystko znaleźć w Bogu. Kiedy dusza jest nie tylko ogołocona, lecz także bardzo szczupła, wtedy będzie mogła przejść przez ciasne drzwi mojego Serca, aby żyć we Mnie, aby żyć na mój sposób i moim własnym życiem, bo chociaż moje Serce jest bardzo szerokie, tak iż jego granice nie mają końca, to drzwi są jednak bardzo wąskie i tylko ten, kto jest ogołocony ze wszystkiego, może przez nie przejść. I to jest słusznie, gdyż będąc najświętszym, nigdy nie dopuściłbym do życia w sobie czegoś, co byłoby obce mojej świętości. Dlatego, moja córko, staraj się żyć we Mnie, a osiągniesz raj z wyprzedzeniem.

Któż mógłby wyrazić, ile zrozumiałam na temat życia w Bogu? Potem On zniknął, a ja pozostałam w tym samym stanie. (Tom 3, 10.07.1900)

Zmartwychwstanie Jezusa jest obrazem Królestwa Woli Bożej

Z pism Sugi Bożej Luizy Piccarrety:

Mój Jezus, pełen uprzejmości, powiedział do mnie: Córko moja, kiedy stwarzałem niebo, najpierw stworzyłem gwiazdy jako mniejsze ciała niebieskie, a następnie stworzyłem słońce, główne ciało niebieskie, obdarzając je takim światłem, że przyćmiewa wszystkie gwiazdy i jakby ukrywa je w sobie. Uczyniłem je królem gwiazd i całej natury. Mam zwyczaj czynić najpierw mniejsze rzeczy jako przygotowanie do większych, które są koroną mniejszych rzeczy. Podczas gdy słońce jest moim mówcą, symbolizuje jednocześnie dusze, które ukształtują w mojej Woli swoją świętość. Natomiast święci, którzy żyli w zwierciadle mojego Człowieczeństwa i jakby w cieniu mojej Woli, będą gwiazdami. Choć dusze, które ukształtują w mojej Woli swoją świętość, nadejdą później, to jednak będą słońcami.

Ten porządek zachowałem również przy Odkupieniu. Moje narodziny były bez rozgłosu, co więcej, zlekceważone. Moje dzieciństwo nie miało przed ludźmi przepychu wielkich rzeczy. Moje życie w Nazarecie było tak ukryte, że żyłem jakby zlekceważony przez wszystkich. Dostosowywałem się do czynienia najmniejszych i powszednich rzeczy, jakie człowiek wykonuje w swoim życiu. Choć w moim życiu publicznym było coś wielkiego, to jednak kto znał moją Boskość? Nikt, żaden z apostołów. Przechodziłem wśród tłumów jak drugi człowiek, tak iż każdy mógł do Mnie podejść, porozmawiać ze Mną, a jeśli miał okazję, to nawet Mną wzgardzić.

Ja zaś, przerywając wypowiedź Jezusa, powiedziałam: Jezu, Miłości moja, jakie to były szczęśliwe czasy! Szczęśliwi ci ludzie, którzy mogli, jeśli tylko chcieli, podejść do Ciebie, porozmawiać z Tobą i przebywać z Tobą!

A Jezus: Ach, moja córko, to moja Wola przynosi prawdziwe szczęście. Tylko Ona zawiera w sobie wszelkie dobra duszy, a stając się koroną duszy, czyni ją królową prawdziwego szczęścia. Tylko one będą królowymi mojego tronu, ponieważ są narodzone z mojej Woli. Potwierdzeniem tego jest to, że ci ludzie nie byli szczęśliwi. Wielu Mnie widziało, ale Mnie nie znało, ponieważ moja Wola nie przebywała w nich jako centrum ich życia. Tak więc choć Mnie widzieli, byli nieszczęśliwi. Tylko ci, którzy uzyskali szansę otrzymania w swoich sercach zarodka mojej Woli, byli gotowi przyjąć dobro ujrzenia Mnie zmartwychwstałym.

Cudem mojego Odkupienia było Zmartwychwstanie, które bardziej niż promienne słońce ukoronowało moje Człowieczeństwo, dzięki czemu nawet moje najmniejsze czyny zabłysły takim splendorem i przepychem, że zadziwiły Niebo i ziemię, i właśnie to będzie początkiem, fundamentem i spełnieniem wszystkich dóbr, koroną i chwałą wszystkich błogosławionych. Moje Zmartwychwstanie jest prawdziwym słońcem, które godnie wychwala moje Człowieczeństwo, jest słońcem religii katolickiej, jest prawdziwą chwałą każdego chrześcijanina. Bez Zmartwychwstania moje Człowieczeństwo byłoby jak niebo bez słońca, bez ciepła i bez życia.

Otóż moje Zmartwychwstanie jest symbolem dusz, które utworzą świętość w mojej Woli. Święci z minionych wieków są symbolem mojego Człowieczeństwa. Choć byli poddani, nie posiadali ciągłego czynu w mojej Woli, tak więc nie otrzymali piętna Słońca mojego Zmartwychwstania. Otrzymali jednak piętno dzieł mojego Człowieczeństwa przed Zmartwychwstaniem. Tak więc będzie ich wielu. Niemal jak gwiazdy utworzą piękny ornament na niebie mojego Człowieczeństwa. Jednak świętych żyjących w mojej Woli, którzy symbolizują moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo, będzie niewielu. W rzeczywistości wielu widziało moje Człowieczeństwo przed śmiercią. Widziały je tłumy i rzesze ludzi, ale moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo widziało niewielu. Widzieli je tylko wierzący i najbardziej gotowi i mogę powiedzieć, że tylko ci, którzy posiadali zarodek mojej Woli, bo gdyby go nie posiadali, nie mieliby wzroku niezbędnego do ujrzenia mojego Zmartwychwstałego Człowieczeństwa w chwale, a zatem nie mogliby być widzami mojego Wniebowstąpienia.

Otóż moje Zmartwychwstanie symbolizuje świętych żyjących w mojej Woli, a to dlatego, że każdy czyn, słowo, krok, itp. dokonany w mojej Woli jest Bożym zmartwychwstaniem, które dusza otrzymuje, jest piętnem chwały, której doznaje, jest wyjściem poza siebie, aby wejść w Boskość. Dusza miłuje, działa i myśli, ukrywając się w promiennym słońcu mojej Woli. Cóż więc w tym dziwnego, że dusza jest całkowicie odrodzona w słońcu mojej Chwały i z nim utożsamiona, i że symbolizuje moje Zmartwychwstałe Człowieczeństwo? Jednak niewiele jest dusz, które są na to gotowe, ponieważ nawet w samej świętości dusze pragną czegoś dla swojego własnego dobra. Natomiast świętość życia w mojej Woli nie posiada nic własnego – wszystko należy do Boga. I aby się do tego przysposobić (ogołocić się z własnych dóbr), zbyt dużo wysiłku lub zobowiązania muszą podjąć dusze i dlatego nie będzie ich wiele. Ty nie jesteś jedną z wielu, ale należysz do niewielu. Bądź więc zawsze gotowa na moje wezwanie i na nieustanne wzlatywanie. (Tom 12, 15.04.1919)

Dusza posiadająca krzyż jest obiektem zazdrości i podziwu samych aniołów i świętych oraz obiektem gniewu demonów

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Jezus dodał: Dzisiaj pragnę pozostać z tobą. Powiedz Mi coś. A ja: Ty wiesz, że całą moją radością jest przebywanie z Tobą. Mając Ciebie, mam wszystko. Posiadając więc Ciebie, wydaje mi się, że nie pragnę niczego innego ani nie mam nic innego do powiedzenia. A Jezus: Pozwól Mi usłyszeć twój głos, który pociesza moje ucho. Porozmawiajmy trochę razem. Ja wiele razy mówiłem ci o Krzyżu. Pozwól, że Ja dzisiaj usłyszę, jak ty mówisz o Krzyżu.

Poczułam się całkowicie zmieszana i nie wiedziałam, co mam powiedzieć, ale On posłał mi promień intelektualnego światła. Aby Go zadowolić, zaczęłam mówić:

Mój umiłowany, któż mógłby opisać, czym jest Krzyż i co czyni Krzyż? Tylko Twoje usta mogą godnie mówić o wzniosłości Krzyża. A ponieważ chcesz, abym ja o nim mówiła, więc mówię.

Krzyż, który znosiłeś, uwolnił mnie z niewoli diabła i nierozerwalnym węzłem poślubił mnie z Boskością. Krzyż jest owocny i daje mi łaskę. Krzyż jest światłem i sprawia, że jestem rozczarowana tym, co jest tymczasowe, i objawia mi wieczność. Krzyż jest ogniem i zamienia w popiół wszystko to, co nie nie należy do Boga, tak iż ​​opróżnia moje serce z najmniejszego źdźbła trawy, która może się w nim znajdować. Krzyż jest monetą o nieoszacowanej cenie, i jeśli będę miała szczęście, Święty Oblubieńcu, aby ją posiąść, wzbogacę się o wieczne monety, tak iż stanę się nabogatszą w raju, ponieważ moneta, której używa się w niebie, to krzyż dźwigany na ziemi. Krzyż wszczepił we mnie wszystkie cnoty. Krzyż jest szlachetną katedrą niestworzonej Mądrości, która uczy mnie najwyższych, najbardziej subtelnych i wzniosłych nauk. Tak więc tylko krzyż odsłonił mi najbardziej ukryte tajemnice, najbardziej tajemne rzeczy, najdoskonalszą doskonałość ukrytą przed najbardziej uczonymi i mądrymi tego świata. Krzyż jest dobroczynną wodą, która nie tylko mnie oczyszcza, lecz także daje pokarm cnotom i pozwala im wzrastać. Opuszcza mnie wtedy, gdy wprowadza mnie do życia wiecznego. Krzyż jest niebiańską rosą, która mnie chroni i upiększa mi piękną lilię czystości. Krzyż jest pokarmem nadziei. Krzyż jest pochodnią działającej wiary. Krzyż jest trwałym drzewem, które chroni i nieustannie podtrzymuje ogień miłości. Krzyż jest suchym drzewem, które rozwiewa i przepędza ​​wszelkie opary pychy i próżnej chwały i zradza w duszy pokorny fiołek pokory. Krzyż jest najpotężniejszą bronią, która rani demony i chroni mnie przed wszelkimi ich szponami. Tak więc dusza, która posiada krzyż, jest obiektem zazdrości i podziwu samych aniołów i świętych oraz obiektem gniewu i pogardy demonów. Krzyż jest moim rajem na ziemi, tak iż jeśli raj po tamtej stronie, raj błogosławionych, jest rozkoszą, to raj tutaj jest cierpieniem. Krzyż jest czystym złotym łańcuchem, który łączy mnie z Tobą, moją najwyższą Dobrocią, i tworzy najbardziej zażyłą jedność, jaką da się utworzyć, i tym samym zatraca moją istotę oraz przemienia mnie w Ciebie, mój ukochany obiekt, tak iż czuję się zagubiona w Tobie i żyję Twoim własnym życiem.

Po tym, jak to powiedziałam (nie wiem, czy są to niedorzeczności), mój ukochany Jezus, słysząc mnie, w pełni się ucieszył i porwany entuzjazmem miłości, pocałował mnie całą i powiedział do mnie: Świetnie, moja droga, dobrze powiedziałaś! Moja miłość to ogień. Jednak nie jest jak ogień ziemski, który gdziekolwiek przenika, wyjaławia i zamienia wszystko w popiół. Mój ogień jest płodny i wyjaławia tylko to, co nie jest cnotą. Wszystko inne ożywia i sprawia, że ​​kiełkują piękne kwiaty. Pozwala wydać najwspanialsze owoce i czyni duszę najwspanialszym niebiańskim ogrodem. Krzyż jest tak potężny i przekazałem mu tak wiele łask, że jest bardziej skuteczny niż sakramenty, gdyż aby przyjąć sakrament mojego Ciała, potrzebne jest przysposobienie duszy i dobrowolna jej współpraca w celu przyjęcia moich łask, a tego często może brakować. Krzyż natomiast ma moc przysposobić duszę do łaski. (Tom 3, 25.12.1899)

Cudowne skutki Boskiego „Fiat” wypowiedzianego przez Maryję

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety

Cudowne skutki Boskiego „Fiat” wypowiedzianego przez Maryję

Jezus do Luizy: O pierwsze „tak” w moim FIAT [1] poprosiłem swoją kochaną Mamę. O mocy Jej Fiat w mojej Woli! Jak tylko Boski Fiat spotkał się z Fiat mojej Mamy, zespoliły się w jedno. Mój Fiat Ją wywyższył, przebóstwił, osłonił i bez ludzkiego wkładu począł Mnie, Syna Boga. Tylko w moim Fiat mógł Mnie począć. Mój Fiat przekazał Jej ogrom, nieskończoność i płodność na boski sposób i dlatego Ogromny, Odwieczny i Nieskończony mógł być w Niej poczęty. Jak tylko wypowiedziała FIAT MIHI[2], nie tylko zdobyła Mnie, lecz także okryła razem wszystkie stworzenia i wszystkie rzeczy stworzone. Poczuła w sobie wszystkie życia stworzeń i od tego czasu zaczęła być Matką i Królową wszystkich.

Ileż cudów nie zawiera to „tak” mojej Mamy? Gdybym chciał opisać je wszystkie, nigdy nie przestałabyś ich słuchać. A teraz o drugie „tak” w mojej Woli poprosiłem ciebie. A ty, chociaż drżałaś, wypowiedziałaś je. To „tak” w mojej Woli doczeka się swoich cudów i osiągnie boskie spełnienie. Ty podążaj za Mną i zanurz się jeszcze bardziej w ogromnym morzu mojej Woli, a Ja pomyślę o wszystkim. Moja Mama nie myślała o tym, jak miałem się w Nią wcielić, ale wypowiedziała jedynie Fiat Mihi, a Ja wymyśliłem sposób, żeby się w Nią wcielić. Tak też zrobisz i ty.  (Tom 12, 10.01.1921)

Wcielenie i dzieło Odkupienia, owoc „Fiat Mihi” Maryi

Córko moja, Fiat jest wszystkim, jest pełnią życia, a nawet samym życiem. Z wnętrza więc Fiat wychodzi wszelkie życie oraz wychodzą wszelkie rzeczy. Z mojego Fiat wyszło dzieło Stworzenia, dlatego na każdej stworzonej rzeczy widać piętno mojego Fiat. Z Fiat Mihi mojej ukochanej Mamy, wypowiedzianego w mojej Woli, z której czerpała tę samą moc mojego Fiat Stwórcy, wyszło Odkupienie. Każda więc rzecz z dzieła Odkupienia zawiera piętno Fiat Mihi mojej Mamy. Nawet moje własne Człowieczeństwo, moje kroki, moje dzieła i moje słowa były opieczętowane Jej Fiat Mihi. Jej Fiat Mihi posiadał piętno moich boleści, ran, cierni, krzyża, mojej krwi, ponieważ rzeczy noszą piętno źródła, z którego się wywodzą. Moje pochodzenie w czasie wywodziło się z Fiat Mihi Niepokalanej Mamy. Wszystkie więc moje dzieła noszą znamię Jej Fiat Mihi. Dlatego w każdej Hostii sakramentalnej znajduje się Jej Fiat Mihi. Gdy człowiek powstaje z grzechu, gdy noworodek jest chrzczony, gdy Niebo się otwiera na przyjęcie dusz, Fiat Mihi mojej Mamy podąża za wszystkim, znaczy i poprzedza wszystko. O mocy Fiat! Pojawia się On w każdej chwili, mnoży się i staje życiem wszelkich dóbr!

A teraz chcę ci powiedzieć, dlaczego cię poprosiłem o twój Fiat, twoje „tak” w mojej Woli.

Pragnę, aby moja modlitwa: FIAT VOLUNTAS TUA SICUT IN COELO ET IN TERRA[3]której nauczyłem, modlitwa wielu stuleci, wielu pokoleń, została zrealizowana i spełniona. Właśnie dlatego chciałem kolejnego „tak” w mojej Woli, kolejnego Fiat zawierającego twórczą moc. Pragnę Fiat, który wzniesie się w każdej chwili i pomnoży się dla wszystkich. Pragnę w duszy swojego własnego Fiat, który się wzniesie do mojego Tronu i swoją twórczą mocą zaniesie ziemi życie Fiat jako w Niebie, tak i na ziemi.

Kiedy to usłyszałam, byłam zaskoczona i upokorzona i powiedziałam: Jezu, co Ty mówisz? Przecież wiesz, jak bardzo jestem nieokrzesana i niezdolna do niczego. A On: Córko moja, mam zwyczaj wybierać najbardziej nędzne, niezdolne i ubogie dusze do swoich największych dzieł. Moja własna Mama w swoim zewnętrznym życiu nie posiadała nic niezwykłego, nie uczyniła żadnego cudu, żadnego znaku, który by Ją wyróżnił spośród innych kobiet. Jej jedynym wyróżnieniem była doskonała cnota, na którą prawie nikt nie zwracał uwagi. Jeśli innych świętych wyróżniłem czynieniem cudów, a jeszcze innych upiększyłem swoimi ranami, to swojej Mamie nic nie dałem. A jednak była Ona arcydziełem nad arcydziełami, cudem nad cudami, prawdziwą i doskonałą Ukrzyżowaną, nikt inny podobny do Niej… (Tom 12, 17.01.1921)


[1] – „FIAT” po łacinie oznacza „niech się stanie”. W pismach Luizy czasami wyraża akt poddania się ze strony duszy, ale zwykle wskazuje na Wolę Bożą.

[2] „Fiat mihi secundum verbum Tuum”, co tłumaczymy na język polski: „niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1, 38)

[3] „Bądź Wola Twoja, jako w Niebie, tak i na ziemi”

Trzy najbardziej bolesne rany Serca Jezusowego

Z pism Sugi Bożej Luizy Piccarrety:

Kiedy przebywałam w swoim zwyczajowym stanie, przyszedł mój zawsze ukochany Jezus i ukazał mi swoje uwielbione Serce, pełne ran, z których wypływały rzeki krwi. Pełen boleści, powiedział do mnie: Córko moja, pośród wielu ran, które zawiera moje Serce, są trzy, przynoszące Mi śmiertelne cierpienie i tak gorzki ból, że przewyższają wszystkie inne rany razem wzięte – są to boleści moich kochających dusz. Kiedy widzę duszę, całą należącą do Mnie i cierpiącą z mojego powodu, umęczoną, gnębioną, gotową ponieść dla Mnie nawet najbardziej bolesną śmierć, odczuwam jej boleści, jak gdyby były moimi własnymi i być może nawet bardziej. Ach, miłość potrafi otworzyć jeszcze głębsze rozdarcia, tak bardzo że się nie odczuwa już innych boleści.

W tej ranie mieścisz się także i ty. Gdy wszyscy Mnie obrażają i Mnie nie kochają, w tobie znajduję miłość, która może Mi uzupełnić miłość wszystkich. Kiedy więc stworzenia wypędzają Mnie od siebie i zmuszają do ucieczki, natychmiast przychodzę, aby jak w mojej kryjówce schronić się w tobie. A ponieważ znajduję w tobie moją miłość, która jest nienaruszona i cierpi dla Mnie, mówię: nie żałuję, że stworzyłem niebo i ziemię, i że tak wiele wycierpiałem. Dusza, która Mnie miłuje i cierpi dla Mnie, jest całą moją radością, moim szczęściem oraz wynagrodzeniem za wszystko, co uczyniłem. Okładam jakby na bok całą resztę i się raduję oraz żartuję sobie z nią. Jednak choć ta rana miłości w moim Sercu jest najboleśniejsza, tak iż przewyższa wszystko, ma jednocześnie dwa skutki: przynosi Mi intensywny ból i najwyższą radość, niewypowiedzianą gorycz i nieopisaną słodycz, bolesną śmierć i chwalebne życie. Są to przekraczające miarę przejawy mojej Miłości, niepojęte dla stworzonego umysłu. Istotnie, ileż radości znalazło moje Serce w cierpieniach mojej przeszytej bólem Mamy?

Drugą śmiertelną raną mojego Serca jest niewdzięczność. Stworzenie swoją niewdzięcznością zamyka moje Serce, co więcej, samo wprowadza klucz, który się podwójnie przekręca. Moje Serce zaś się wzbiera, gdyż chce wylać łaski i miłość. Jednak nie może tego uczynić, gdyż stworzenie zamknęło Mi je i zapieczętowało niewdzięcznością. Wpadam więc w obłęd i się miotam bez nadziei, że ta rana się zagoi, gdyż niewdzięczność nieustannie ją zaostrza, zadając Mi śmiertelny ból.

Trzecia rana to upartość. Cóż za śmiertelna rana dla mojego Serca! Upartość oznacza zniszczenie wszelkiego dobra, które uczyniłem dla stworzenia. Jest podpisem, które stawia stworzenie, oświadczając, że Mnie już nie zna, że ​​już do Mnie nie należy. Jest kluczem do piekła, do którego wpada stworzenie. Moje Serce odczuwa tę rozłąkę i rozdziera się na kawałki. Odczuwam, jak jeden z tych kawałków jest Mi wyrywany. Jaką śmiertelną raną jest upartość!

Córko moja, wejdź w moje Serce i dziel moje rany. Zlituj się nad moim rozdartym Sercem. Ubolewajmy razem i się módlmy.

Weszłam więc w Jego Serce. Jakże było bolesne. Jednak pięknie było cierpieć i modlić się z Jezusem! (Tom 11, 27.01.1919)

Potrójna Męka Jezusa: Męka zadana Mu przez Miłość, grzech i ludzi

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Rozmyślałam o Męce mojego zawsze ukochanego Jezusa, zwłaszcza o tym, co wycierpiał w Ogrójcu. Znalazłam się całkowicie zanurzona w Jezusie, a On powiedział do mnie:

Córko moja, moją pierwszą Męką była Miłość, ponieważ kiedy człowiek grzeszy, pierwszym krokiem, który popycha go ku złu, jest brak miłości. Tak więc z braku miłości popada w grzech. Zatem, aby Miłość mogła nadrobić we Mnie ten brak miłości stworzeń, poddała Mnie większemu ​​cierpieniu od wszystkich, niemal Mnie zmiażdżyła, i to bardziej niż pod tłocznią… Zadała Mi tyle śmierci, ile życia otrzymują stworzenia. Drugim krokiem podczas grzechu jest sprzeniewierzenie chwały Bożej. Aby Ojciec mógł zwrócić sobie chwałę odebraną Mu przez stworzenia, poddał Mnie Męce grzechu, czyli każdy grzech zadał Mi szczególną mękę. Choć męka była jedna, to mąk grzechu było tak wiele, jak wiele grzechów będzie popełnionych aż do końca świata. W ten sposób chwała należna Ojcu została zwrócona. Trzecim skutkiem, jaki wywołuje grzech, jest słabość w człowieku. Tak więc chciałem znieść mękę z rąk Żydów, czyli moją trzecią mękę, aby przywrócić człowiekowi utraconą siłę. Zatem dzięki męce Miłości została odnowiona i umieszczona na właściwym poziomie Miłość. Dzięki męce grzechu została odnowiona i umieszczona na właściwym poziomie chwała Ojca. Dzięki męce Żydów została umieszczona na właściwym poziomie i odnowiona siła stworzeń. Wszystko to wycierpiałem w Ogrójcu. Cierpienie było tak wielkie, śmierci, które poniosłem, były tak ogromne, a katusze tak okropne, że naprawdę bym umarł, gdyby Wola Ojca postanowiła, że mam ​​umrzeć.

Potem zaczęłam rozmyślać nad tym, kiedy mój ukochany Jezus został wrzucony przez wrogów do potoku Cedron. Błogosławiony Jezus ukazał się, mając wygląd, który wzbudzał litość. Był cały przemoknięty tymi brudnymi wodami. I powiedział do mnie:

Córko moja, kiedy stworzyłem duszę, okryłem ją płaszczem światła i piękna. Grzech usuwa ten płaszcz światła i piękna i okrywa ją płaszczem ciemności i brzydoty, czyniąc ją ohydną i obrzydliwą. Ja zaś, aby usunąć ten tak brudny płaszcz, którym grzech okrywa duszę, dopuściłem, by Żydzi wrzucili Mnie do tego potoku. W nim zostałem jakby okryty wodą zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz Mnie, ponieważ ta zgniła woda dotarła nawet do moich uszu, nozdrzy i ust, tak iż Żydzi odczuwali wstręt, gdy Mnie dotykali… Ach, jak bardzo kosztowała Mnie miłość do stworzeń – stałem się obrzydliwy nawet dla siebie samego! (Tom 11, 22.01.1913)

Boleści, które znosimy, i dobro, które czynimy, są więzami jedności z Jezusem

Z pism Sługi Bożej Luizy Piccarrety:

Trwając nadal w swoim zwyczajowym stanie, czułam się trochę cierpiąca. A kiedy mój godny uwielbienia Jezus przyszedł, stanął przede mną i wydawało się, że między mną a Jezusem jest wiele elektrycznych przewodów łączności. Jezus powiedział do mnie: Córko moja, każda boleść, którą znosi dusza, jest jedną łącznością więcej, którą dusza nabywa, ponieważ wszystkie boleści, które może znieść stworzenie, były najpierw zniesione przeze Mnie w moim Człowieczeństwie i zajęły miejsce w boskim porządku. A ponieważ stworzenie nie może znieść wszystkich boleści naraz, moja dobroć przekazuje je stopniowo, a kiedy je przekazuje, wzrastają więzy jedności ze Mną. Moja dobroć przekazuje nie tylko boleści, lecz także wszelkie dobro, jakie może uczynić stworzenie. W ten sposób rozwijają się więzy łączności między Mną a stworzeniem.

Kto czyni Wolę Bożą, ten żyje z Jezusem Jego eucharystycznym życiem w tabernakulum

Innego dnia myślałam sobie o dobru, które otrzymują inne dusze dzięki przebywaniu przed Najświętszym Sakramentem, podczas gdy ja, biedaczka, byłam tego pozbawiona. Błogosławiony Jezus powiedział więc do mnie: Córko moja, kto czyni moją Wolę, ten przebywa ze Mną w tabernakulum i dzieli moje boleści, chłód, brak szacunku i wszystko, co dusze czynią wobec Mnie, obecnym w Najświętszym Sakramencie. Kto czyni moją Wolę, ten musi we wszystkim przodować i ma zawsze zaszczytne miejsce. Kto zatem otrzymuje więcej dobra: ten kto stoi przede Mną przed Najświętszym Sakramentem czy ten kto przebywa ze Mną? Nie toleruję ani odrobiny dystansu między Mną a duszą, która czyni moją Wolę. Nie toleruję podziału boleści lub radości między Mną a nią. Być może zatrzymam ją na krzyżu, ale zatrzymam ją zawsze przy sobie. Tak więc chcę cię zawsze w mojej Woli, aby dać ci pierwsze miejsce w moim Sercu w Najświętszym Sakramencie. Chcę poczuć twoje serce bijące w moim Sercu, bijące tą samą miłością i z tym samym bólem. Chcę poczuć twoją wolę w mojej Woli, wolę, która mnożąc się we wszystkich, dałaby Mi w jednym akcie zadośćuczynienie za wszystkich i miłość za wszystkich. Chcę poczuć moją Wolę w twojej woli, aby uczynić moim twoje ubogie człowieczeństwo i wynieść je przed Majestat Ojca jako stała ofiara. (Tom 12, 04.07.1917)

„Pokój i bezpieczeństwo” są tylko w Bogu dla tego, kto żyje w Jego Woli

Kiedy nadal trwałam w swoim zwyczajowym stanie, przyszedł mój zawsze ukochany Jezus. A ponieważ byłam bardzo zasmucona z powodu nieustannych gróźb gorszych kar i z powodu Jego nieobecności, powiedział do mnie: Córko moja, podnieś się na duchu, nie załamuj się zbytnio. Moja Wola sprawia, że ​​dusza jest szczęśliwa nawet pośród największych burz, co więcej, dusza wznosi się tak wysoko, że burze nie mogą jej dotknąć, choć je widzi i słyszy. Miejsce, w którym przebywa, nie jest narażone na burze, ale jest zawsze pogodne i radosne, ponieważ jego praźródło jest w Niebie, jego godność jest boska, jego świętość jest w Bogu, w którym jest strzeżone przez samego Boga, gdyż Ja, będąc zazdrosny o świętość duszy, która żyje w mojej Woli, przechowuję ją w najskrytszym miejscu mojego serca i mówię: niech nikt jej nie dotyka, gdyż moja Wola jest nietykalna i święta i wszyscy powinni oddawać Jej cześć. (Tom 12, 06.08.1917)