PIERWSZA NOWENNA
DRUGA NOWENNA
Boże Narodzenie przygotowane i opowiedziane przez Luizę Piccarretę
Nowenna Bożego Narodzenia, zaczerpnięta z pierwszego tomu dziennika Sługi Bożej Luizy Piccarrety, „Małej Córeczki Woli Bożej”
Druga nowenna z innymi tekstami z jej pism, kontemplująca tajemnicę Wcielenia Słowa
1. NOWENNA BOŻEGO NARODZENIA
Zaczynam swoje świadectwo. W wieku około 17 lat przygotowywałam się do święta Bożego Narodzenia za pomocą nowenny Bożego Narodzenia i ćwiczyłam się w różnego rodzaju cnotach i umartwieniach. W szczególny sposób czciłam dziewięć miesięcy (należących do tajemnicy Wcielenia), które Jezus spędził w matczynym łonie. Poświęcałam na medytacje dziewięć godzin dziennie.
Pierwsza godzina
I tak na przykład przez jedną godzinę przenosiłam się myślą do raju i wyobrażałam sobie Trójcę Przenajświętszą: Ojca, jak wysyłał Syna na ziemię, Syna, jak natychmiast poddawał się Woli Ojca, oraz Ducha Świętego, jak wyrażał na to zgodę. Mój umysł był zmieszany, gdy podziwiałam tajemnicę tak wielką, miłość tak wzajemną, tak jednakową i tak silną pomiędzy Nimi i w stosunku do ludzi, a potem niewdzięczność ze strony ludzi, zwłaszcza moją, iż mogłabym tak rozważać nie tylko jedną godzinę, ale i cały dzień. Jednak głos wewnętrzny mówił mi: Dosyć, przyjdź i zobacz inne, jeszcze większe, eksplozje mojej Miłości.
Druga godzina
Tak więc w myślach przenosiłam się do matczynego łona i byłam zdumiona na myśl o Bogu, tak potężnym w Niebie, a teraz tak unicestwionym, pomniejszonym i ograniczonym, że niezdolnym do poruszania się i niemal nawet do oddychania. Głos wewnętrzny mówił mi: Czy widzisz, jak bardzo cię kochałem? Och, zrób Mi trochę miejsca w swoim sercu. Usuń wszystko, co do Mnie nie należy, a wtedy dasz Mi więcej swobody do poruszania się i oddychania.
Moje serce się rozpływało. Prosiłam Go o przebaczenie i obiecywałam, że będę całkowicie do Niego należeć, i tonęłam we łzach. Ale muszę przyznać ze wstydem, że znowu powracałam do swoich starych błędów. O Jezu, jaki byłeś dobry dla tego nędznego stworzenia!
Trzecia godzina
Głos wewnętrzny mówił mi: Córko moja, przyłóż swoją głowę do łona mojej Mamy i popatrz w głąb na moje maleńkie Człowieczeństwo. Moja Miłość Mnie pochłaniała. Płomienie, oceany i bezkresne morza Miłości mojej Boskości zatapiały Mnie, spalały Mnie doszczętnie i tak bardzo wznosiły swoje płomienie, że je unosiły i rozprzestrzeniały wszędzie – na wszystkie pokolenia, od pierwszego do ostatniego człowieka. Moje maleńkie Człowieczeństwo było wchłaniane pośród tak wielu płomieni. A czy wiesz, co chciała moja Odwieczna Miłość, żebym Ja pochłonął? Ach, dusze! Byłem zaspokojony dopiero wtedy, gdy je wszystkie wchłonąłem i gdy zostały we Mnie poczęte. Byłem Bogiem, musiałem działać jak Bóg, musiałem objąć je wszystkie. Moja Miłość nie dałaby Mi spokoju, gdybym wyłączył którąkolwiek z nich… Ach, córko moja, spójrz uważnie w głąb łona mojej Mamy. Skieruj wnikliwie swój wzrok na moje poczęte Człowieczeństwo, a znajdziesz twoją duszę, poczętą we Mnie, i płomienie mojej Miłości, które cię pochłaniały. Och, jak bardzo cię kochałem i jak bardzo cię kocham!
Rozpływałam się pośród tak wielkiej miłości i nie mogłam z niej wyjść. Ale głos wzywał mnie głośno, mówiąc mi: Córko moja, to jeszcze nic. Przytul się do Mnie mocniej i podaj ręce mojej kochanej Mamie, aby mogła trzymać cię mocno na swoim matczynym łonie. Spójrz ponownie na moje maleńkie i poczęte Człowieczeństwo i przypatrz się czwartej eksplozji mojej Miłości.
Czwarta godzina
Córko moja, przenieś swój wzrok z Miłości pochłaniającej na moją Miłość działającą. Każda poczęta dusza przyniosła Mi brzemię swoich grzechów, swoich słabości i namiętności, a moja Miłość rozkazała Mi przyjąć to brzemię każdej z nich. Począłem nie tylko dusze, ale i cierpienia każdej z nich, jak również wynagrodzenie, które każda z nich powinna była oddać mojemu Niebieskiemu Ojcu. Moja Męka została więc poczęta razem ze Mną.
Przypatrz Mi się uważnie w łonie mojej Niebieskiej Mamy. Och, jakże moje maleńkie Człowieczeństwo jest umęczone! Przypatrz się dobrze, jak moja mała główka otoczona jest koroną z cierni, które wciskają się mocno w moje skronie i wywołują potoki łez płynących z moich oczu. Nie mogę się nawet poruszyć, żeby je otrzeć. Och, okaż Mi współczucie! Otrzyj łzy z moich oczu, wywołane nieustannym płaczem, ty, która masz swobodne ramiona, by móc to zrobić! Te ciernie to korona tak wielu złych myśli, jakie zalewają ludzkie umysły. Och, jak one Mnie kłują, o wiele silniej niż ciernie, które wyrastają z ziemi! Ale przypatrz się znowu na to długie krzyżowanie przez dziewięć miesięcy! Nie mogłem poruszyć ani palcem, ani ręką, ani stopą. Przebywałem tutaj ciągle bez ruchu. Nie było miejsca, żebym mógł się choć trochę poruszyć. Jakie długie i ciężkie ukrzyżowanie. W dodatku wszystkie złe czyny przyjmowały kształt gwoździ i wielokrotnie przebijały moje ręce i stopy.
I tak opowiadał mi dalej, boleść za boleścią, o wszystkich mękach swojego małego Człowieczeństwa, tak iż gdybym chciała o tym wszystkim opowiedzieć, trwałoby to zbyt długo. Zaczęłam więc płakać i usłyszałam w swoim wnętrzu: Córko moja, chciałbym cię objąć, ale nie mogę. Nie ma miejsca, nie mogę się poruszyć, nie jestem w stanie tego zrobić. Chciałbym przyjść do ciebie, ale nie mogę chodzić. Na razie ty Mnie obejmij i przyjdź do Mnie, a potem, gdy wyjdę z matczynego łona, Ja przyjdę do ciebie.
A gdy w wyobraźni obejmowałam Go i mocno przyciskałam do serca, głos wewnętrzny powiedział do mnie: Dosyć na teraz, moja córko, przejdź do rozważania piątej eksplozji mojej Miłości.
Piąta godzina
I głos wewnętrzny mówił dalej: Córko moja, nie oddalaj się ode Mnie, nie pozostawiaj Mnie samego. Moja Miłość potrzebuje towarzystwa. I to jest następna eksplozja mojej Miłości, która nie chce być sama. A czy wiesz w czyim towarzystwie chce ona przebywać? W towarzystwie stworzenia! Spójrz, w łonie mojej Mamy są wszystkie stworzenia, poczęte razem ze Mną. Jestem z nimi samą miłością. Chcę im powiedzieć, jak bardzo je kocham. Pragnę rozmawiać z nimi i chcę im opowiedzieć o mojej radości i cierpieniu, o tym, że do nich przyszedłem, aby je uczynić szczęśliwymi, aby je pocieszyć, o tym, że pozostanę pośród nich jako ich braciszek i dam każdemu wszystkie moje dobra i moje Królestwo za cenę mojej śmierci. Chcę dać im moje pocałunki i uściski. Pragnę się razem z nimi radować.
Ale och, jakże wiele boleści Mi zadają! Jedni ode Mnie uciekają, inni udają głuchych i zmuszają Mnie do milczenia, jeszcze inni gardzą moimi dobrami i nie dbają o moje Królestwo. Odwzajemniają moje pocałunki i uściski, lekceważeniem Mnie i zapomnieniem o Mnie, a moją radość przemieniają w gorzki płacz… Och, jakiż jestem samotny, nawet pośród tak wielu! Och, jakże ciąży Mi moja samotność! Nie mam nikogo, z kim mógłbym zamienić choćby słowo, na kogo mógłbym przelać swoją miłość. Jestem stale smutny i milczący, ponieważ gdy mówię, nikt Mnie nie słucha. Ach, moja córko, proszę cię, błagam, nie pozostawiaj Mnie samego w tak wielkim osamotnieniu. Zrób dla mnie dobry uczynek i posłuchaj Mnie, gdy do ciebie mówię, wysłuchaj moich nauk. Jestem Mistrzem nad mistrzami. Jakże wielu rzeczy chcę cię nauczyć! Jeśli będziesz Mnie słuchała, to powstrzymasz mój płacz, a Ja będę się razem z tobą radować. Czy chcesz się razem ze Mną radować?
Gdy oddawałam się Mu i współczułam Mu w Jego samotności, głos wewnętrzny mówił dalej: Dosyć, dosyć, przejdź do rozważania szóstej eksplozji mojej Miłości.
Szósta godzina
Córko moja, przyjdź i poproś moją drogą Mamę, niech ci zrobi odrobinę miejsca w swoim matczynym łonie, abyś sama mogła zobaczyć pełen boleści stan, w którym się znajduję.
Pomyślałam więc, że nasza Królowa Mama, aby zadowolić Jezusa, zrobiła mi trochę miejsca i umieściła mnie wewnątrz swego łona. Jednak ciemności były tak głębokie, że nie mogłam Go zobaczyć. Czułam tylko Jego oddech, a On mówił dalej w moim wnętrzu: Córko moja, spójrz na inną eksplozję mojej Miłości. Ja jestem odwiecznym Światłem. Słońce jest cieniem mojego Światła. Ale czy widzisz, dokąd Mnie zaprowadziła moja Miłość i w jakim ciemnym więzieniu przebywam? Nie ma w nim promienia światła, jest tylko wieczna noc dla Mnie, i to noc bez gwiazd i bez spoczynku! Nigdy nie zasypiam. Cóż za ból! Więzienie jest ciasne i nie mogę wykonać nawet najmniejszego ruchu. Ciemność jest nieprzenikniona. Och, jak ciężki jest mój oddech! – a oddycham oddechem mojej Mamy. Dodaj do tego ciemność grzechów stworzeń. Każdy grzech był dla Mnie nocą, a wszystkie połączone razem tworzyły bezdenną otchłań ciemności. Cóż za ból! Och, nadmiar mojej Miłości przeniósł Mnie z wielkiego światła i ogromnej przestrzeni do otchłani o głębokich ciemnościach. Otchłań ta była tak ciasna, że nie mogłem swobodnie oddychać. A to wszystko z miłości do stworzeń!
Gdy to mówił, szlochał i niemal się dusił z braku miejsca, i płakał. Ja rozpływałam się we łzach, dziękowałam Mu i współczułam. Chciałam dać Mu trochę światła moją miłością, jak sam mnie o to prosił… Ale któż mógłby to wszystko opowiedzieć?
Ten sam głos wewnętrzny dodał: Dosyć na teraz, przejdź do siódmej eksplozji mojej Miłości.
Siódma godzina
Wewnętrzny głos mówił dalej: Córko moja, nie pozostawiaj Mnie samego w takim osamotnieniu i w takiej ciemności. Nie opuszczaj łona mojej Mamy, a ujrzysz siódmą eksplozję mojej Miłości. Posłuchaj Mnie, w łonie mojego Niebieskiego Ojca byłem w pełni szczęśliwy. Nie było dobra, którego bym nie posiadał. Radość, szczęście, wszystko było do mojej dyspozycji. Aniołowie, pełni szacunku, wielbili Mnie, gotowi na każde moje skinienie. Ach, mogę powiedzieć, że nadmiar mojej Miłości zmienił mój los, zamknął Mnie w tym ciemnym więzieniu, ogołocił ze wszystkich radości, szczęścia i dóbr, żeby Mnie przyoblec we wszystkie nieszczęścia stworzeń. A uczyniłem to po to, żeby się z nimi zamienić i dać im mój los, moją radość i moje odwieczne szczęście.
Ale to byłoby niczym, gdybym nie znalazł w nich ogromnej niewdzięczności i upartej przewrotności. Och, jak bardzo moja odwieczna Miłość była zaskoczona tak ogromną niewdzięcznością! Jak bardzo płakała nad uporem i przewrotnością człowieka! Niewdzięczność była najostrzejszym cierniem, który przebijał moje Serce, od mojego poczęcia aż do ostatniej chwili mojego życia.
Spójrz, moje Serduszko jest zranione, płynie z niego krew. Jaki ból i jakie udręki odczuwam! Córko moja, nie bądź dla Mnie niewdzięczna. Niewdzięczność jest najcięższym bólem dla twojego Jezusa, zamyka Mi drzwi przed nosem i pozostawia Mnie na zewnątrz, skostniałym z zimna. Ale moja Miłość nie ustała z powodu tak wielkiej niewdzięczności i przybrała postawę Miłości upraszającej, błagającej, łkającej i żebrzącej. A to jest ósma eksplozja mojej Miłości.
Ósma godzina
Córko moja, nie pozostawiaj Mnie samego. Przyłóż swoją głowę do łona mojej drogiej Mamy, a wtedy nawet z zewnątrz usłyszysz moje jęki i błagania. Kiedy widzę, że ani moje jęki, ani moje błagania nie budzą u stworzeń współczucia dla mojej Miłości, przyjmuję postawę najbiedniejszego spośród wszystkich żebraków i wyciągam swoją małą rączkę, i proszę przynajmniej przez litość, jako jałmużnę, o ich dusze, ich uczucia i serca. Moja Miłość za wszelką cenę chciała zdobyć serce człowieka. A kiedy widziałem, że po siedmiu eksplozjach mojej Miłości był nadal oporny, udawał głuchego, nie dbał o Mnie i nie chciał Mi się oddać, moja Miłość chciała się posunąć jeszcze dalej. Powinna była się zatrzymać. Jednak się nie zatrzymała. Chciała jeszcze bardziej wyjść poza swoje granice. Sprawiła, że mój głos już z łona mojej Mamy dochodził do każdego serca, i to w najbardziej ujmujący sposób, za pomocą najgorętszych modlitw i najbardziej przenikliwych słów… Czy wiesz, co do nich mówiłem? „Dzieci moje, oddajcie Mi wasze serca. Dam wam wszystko, co tylko chcecie, pod warunkiem że dacie Mi w zamian wasze serca. Zstąpiłem z Nieba, aby je zdobyć. Och, nie odmawiajcie Mi tego! Nie rozwiewajcie mojej nadziei!”. A kiedy widziałem, że byli oporni, a co więcej, wielu odwracało się do Mnie plecami, zaczynałem łkać, składałem swoje maleńkie rączki, płakałem i głosem zduszonym od płaczu dodawałem: „Oj, oj, jestem malutkim żebrakiem. Czy zechcesz oddać Mi swoje serce przynajmniej jako jałmużnę?” Czyż nie jest największym nadmiarem mojej Miłości to, że Stwórca, aby się zbliżyć do stworzenia, przybiera postać maleńkiej dzieciny, gdyż nie chce wzbudzić w nim lęku, i prosi go o jego serce, przynajmniej jako jałmużnę? A kiedy widzi, że stworzenie nie chce Mu go dać, błaga, łka i płacze.
Potem słyszałam, jak do mnie mówił: A czy ty zechcesz Mi oddać swoje serce? Może i ty chcesz, abym łkał, prosił i szlochał, żebyś Mi oddała swoje serce? Czy chcesz odmówić Mi jałmużny, o którą cię proszę?
I gdy to mówił, słyszałam, jak łkał.
A ja: Jezu mój, nie płacz, oddaję Ci swoje serce oraz całą siebie.
Wtedy głos wewnętrzny mówił dalej: Przejdź dalej, przejdź do dziewiątej eksplozji mojej Miłości.
Dziewiąta godzina
Córko moja, mój stan jest coraz bardziej bolesny. Jeśli Mnie kochasz, wpatruj się we Mnie i obserwuj, czy mogłabyś przynieść twojemu małemu Jezusowi jakieś wytchnienie. Jakieś czułe słówko, uścisk lub pocałunek uciszy mój płacz i złagodzi moje cierpienie.
Posłuchaj, moja córko, po tym jak dałem osiem eksplozji mojej Miłości, które człowiek tak źle Mi odwzajemnił, moja Miłość nie dała za wygraną i do ósmej eksplozji chciała dodać dziewiątą. A były nią moje troski, moje żarliwe westchnienia i płomienne pragnienia, gdyż chciałem wyjść z matczynego łona, by objąć człowieka. A to doprowadziło moje maleńkie Człowieczeństwo, jeszcze nienarodzone, do takiej agonii, że było bliskie wydania ostatniego tchnienia. Ale gdy miałem wydać ostatnie tchnienie, moja Boskość, która była ze Mną nierozerwalnie złączona, stopniowo przywracała Mi życie. W ten sposób odzyskiwałem życie, aby dalej konać i umierać. Była to dziewiąta eksplozja mojej Miłości – nieustanne konanie i umieranie z miłości do stworzenia. Och, jakże długie konanie przez dziewięć miesięcy! Och, jakże Miłość odbierała Mi dech i doprowadzała Mnie do śmierci! Gdybym nie posiadał w sobie Boskości, która przywracała Mi życie za każdym razem, gdy byłem u kresu, to Miłość by Mnie wyniszczyła, zanimbym ujrzał światło dzienne.
Potem dodał: Spójrz na Mnie, posłuchaj, jak konam, jak moje maleńkie Serce bije, dyszy i płonie! Spójrz na Mnie, Ja teraz umieram!
I pogrążył się w głębokim milczeniu. Ja czułam, jakbym umierała, a krew krzepła mi w żyłach. Drżąc, mówiłam do Niego: Miłości moja, Życie moje, nie umieraj, nie zostawiaj mnie samej! Ty chcesz miłości, więc będę Cię kochała i już więcej Cię nie opuszczę. Daj mi Twoje płomienie, abym mogła Cię bardziej kochać i całkowicie wyniszczyć się dla Ciebie.
Zakończenie nowenny
Tak oto spędzałam dzień, odmawiając nowennę. Gdy nadeszła Wigilia i gdy byłam sama w pokoju, bardziej niż zwykle poczułam w sobie nietypowy żar. Otóż ukazało się przede mną małe Dzieciątko Jezus. Było piękne, ale drżało i pragnęło mnie objąć. Wstałam więc i pobiegłam, aby Je objąć, ale gdy Je tuliłam, zniknęło mi Ono. Powtórzyło się to trzy razy. Byłam tak wzruszona i rozpalona, że nie potrafię tego wyrazić.
Jesteśmy zadziwieni ogromną Miłością i ogromnym cierpieniem naszego błogosławionego Pana Jezusa Chrystusa z miłości do nas i dla zbawienia dusz. Nigdy w żadnej innej książce na ten temat nie spotkałem się z Objawieniem tak wzruszającym i tak przejmującym. (Fragment listu św. Hannibala Marii Di Francia do Luizy z 1927 roku, mówiący o dziewięciu eksplozjach Miłości Jezusa w łonie Jego Matki, w nowennie przygotowującej do święta Bożego Narodzenia)
2. DRUGA NOWENNA
Dzień pierwszy – 16 grudnia
Dziewięć eksplozji miłości Jezusa podczas Jego Wcielenia
Byłam pogrążona w kontemplacji. A ponieważ dzisiaj rozpoczyna się Nowenna do Dzieciątka Jezus, rozmyślałam o dziewięciu eksplozjach Jego Poczęcia, o których Jezus opowiedział mi tak czule i które zapisane są w pierwszym tomie dziennika. Odczuwałam głęboką niechęć, żeby przypomnieć o tym spowiednikowi, ponieważ gdy je czytał, powiedział mi, że chciałby je przedstawić publicznie w naszej kaplicy.
Gdy o tym myślałam, moje Dzieciątko Jezus, bardzo malutkie, pojawiło się na moich ramionach i dotykając mnie czule swoimi rączkami, powiedziało do mnie: Jakże piękna jest moja mała córeczka! Jakże piękna! Jak bardzo powinienem ci dziękować za to, że Mnie wysłuchałaś!
A ja: Miłości moja, co też Ty mówisz? To ja powinnam Ci dziękować za to, że do mnie przemawiałeś i za to, że byłeś moim nauczycielem i z tak wielką miłością udzieliłeś mi tak wielu lekcji, na które nie zasłużyłam.
A Jezus: Ach, córko moja, do jak wielu pragnę mówić, ale oni Mnie nie słuchają, zmuszają Mnie do milczenia i gaszą moje płomienie. Powinniśmy więc dziękować sobie nawzajem, ty powinnaś dziękować Mnie, a Ja powinienem dziękować tobie. A właściwie, dlaczego chcesz się sprzeciwiać czytaniu dziewięciu eksplozji? Ach, nie wiesz, ile życia, ile miłości i łask one w sobie zawierają! Musisz wiedzieć, że moje Słowo jest twórcze i gdy opowiadałem ci o dziewięciu eksplozjach Miłości mojego Wcielenia, nie tylko wznawiałem moją miłość, którą okazałem przy Wcieleniu, lecz także tworzyłem nową miłość, aby zalać stworzenia i nakłonić je do oddania się Mi. Tymi dziewięcioma eksplozjami mojej Miłości, które z tak czułą miłością i prostotą ci ukazałem, dałem wstęp do wielu innych lekcji, których miałem ci udzielić o moim Bożym Fiat, aby utworzyć Jego Królestwo. A teraz, gdy są czytane, moja miłość jest wznawiana i zwielokrotniana. Czy nie chcesz, żeby moja miłość się zwielokrotniła, wypłynęła i zalała inne serca oraz stworzyła podstawy, aby się przygotowały do lekcji o mojej Woli i dzięki temu dały Ją poznać oraz pozwoliły Jej królować?
A ja: Moje drogie Dziecko, myślę, że wielu mówiło już o Twoim Wcieleniu.
A Jezus: Tak, tak, mówiło, ale nie były to słowa zaczerpnięte z powierzchni morza mojej miłości[1]. Tak więc były to słowa, które nie posiadały ani czułości, ani pełni życia. Natomiast tych kilka słów, które powiedziałem tobie, zaczerpnąłem z wnętrza życia, ze źródła mojej Miłości. Zawierają tyle życia, tyle nieodpartej siły i czułości, że tylko umarli nie poczują litości do Mnie, małej Dzieciny, która znosiła tak wiele boleści, już od kiedy przebywała w łonie Niebieskiej Mamy. (Tom 25, 16 grudnia 1928)
Dzień drugi – 17 grudnia
We Wcieleniu Słowa zostały poczęte i zawarte wszystkie stworzenia (łącznie z Jego Matką) i wszystkie cuda Jego Bożej Miłości
Moja ukochana córko, jeśli Poczęcie mojej Niebieskiej Mamy było cudowne i jeśli została poczęta w morzu, które wyszło z Trzech Osób Boskich, to moje Poczęcie nie nastąpiło w morzu, które z Nas wyszło, ale w wielkim morzu, które w Nas przebywało, w naszej Boskości. Boskość zstąpiła do dziewiczego łona tej Dziewicy i tak zostałem poczęty. Prawdą jest, że się mówi, iż zostało poczęte Słowo, ale mój Ojciec Niebieski i Duch Święty byli nierozłączni ze Mną. Prawdą jest, że Ja miałem aktywny udział, ale Oni ze Mną współdziałali.
Wyobraź sobie dwa reflektory, z których jeden odzwierciedla w drugim ten sam przedmiot. Przedmioty są trzy: ten w środku zajmuje aktywny, cierpiący i błagający udział. Dwa pozostałe są razem, współuczestniczą i są widzami. Mogę więc powiedzieć, że jednym z dwóch reflektorów jest Trójca Święta, a drugim moja droga Mama[2]. Ona w krótkim czasie swojego życia, żyjąc ciągle w mojej Woli, przygotowała Mi w swoim dziewiczym łonie małą boską przestrzeń, w której Ja, Odwieczne Słowo, miałem przybrać ludzkie ciało, gdyż nigdy nie zstąpiłbym do ludzkiej przestrzeni. Trójca się w Niej odzwierciedliła, a Ja zostałem poczęty. Tak więc podczas gdy Trójca została w Niebie, Ja zostałem poczęty w łonie tej szlachetnej Królowej.
Wszystkie inne rzeczy, nawet jeśli są wielkie, szlachetne, wzniosłe, cudowne, nawet samo Poczęcie Królowej Dziewicy – wszystkie pozostają w tyle. Nie ma rzeczy ani miłości, ani wielkości, ani mocy, które mogłyby dorównać mojemu Poczęciu. Tu nie chodzi o ukształtowanie życia, ale o zawarcie Życia[3], które wszystkim daje życie. Tu nie chodzi o to, żebym się powiększył, ale żebym się pomniejszył i był poczęty nie po to, żeby otrzymywać, ale żeby dawać… Ten, który stworzył wszystko, zamyka się w stworzonym i malutkim Człowieczeństwie! Są to dzieła jedynie Boga, Boga, który kocha i za wszelką cenę pragnie swoją Miłością uwiązać stworzenie, by być przez niego kochanym.
Ale to jeszcze nic. Czy wiesz, gdzie zajaśniała cała moja Miłość, cała moja Moc i Mądrość? Jak tylko boska Moc utworzyła owo malutkie Człowieczeństwo, Słowo zostało w Nim poczęte. To Człowieczeństwo było tak małe, że można je porównać do wielkości orzeszka[4]. Posiadało jednak wszystkie członki – ukształtowane i we właściwych proporcjach. Moja bezgraniczna Wola, obejmując wszystkie stworzenia, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, poczęła w Nim wszystkie życia stworzeń. I jak moje życie wzrastało, tak one we Mnie wzrastały. Choć pozornie wydawałem się sam, to pod mikroskopem mojej Woli widać było poczęte we Mnie wszystkie stworzenia. Podobnie jest, gdy patrzymy na krystaliczne wody, które wydają się przezroczyste, ale gdy je oglądamy pod mikroskopem, widzimy w nich wiele mikroorganizmów. Moje Poczęcie było tak ogromne, że wielkie koło Wieczności zostało porażone i zachwycone, widząc ogromny nadmiar mojej Miłości i wszystkie cuda razem połączone. Cały ogrom Wszechświata został wstrząśnięty, widząc jak Ten, który daje życie wszystkiemu, zamyka się, zacieśnia się, pomniejsza i zawiera wszystko… Po co? Po to, aby przyjąć życie wszystkich i sprawić, by wszyscy się na nowo narodzili. (Tom 15, 16 grudnia 1922)
Dzień trzeci – 18 grudnia
W swoim Wcieleniu Jezus wszczepił ludzkość do Boskości, aby stworzenie mogło się z Nim zjednoczyć i brać udział w tym przeszczepie
Moje Wcielenie wszczepiło ludzkość do Boskości. Kto usiłuje być zjednoczony ze Mną wolą, uczynkami i sercem oraz stara się prowadzić życie zgodne z moim Życiem, można powiedzieć, że wzrasta w moim własnym życiu i rozwija przeszczep przeze Mnie uczyniony, dodając inne gałęzie do drzewa mojego Człowieczeństwa. A jeśli się ze Mną nie jednoczy, to nie wzrasta we Mnie ani nie rozwija przeszczepu. A ponieważ ten, kto nie jest ze Mną, nie może mieć życia, więc gdy staje się potępiony, przeszczep się rozpada. (Tom 5, 2 października 1903)
We Wcieleniu Słowo połączyło się z Krzyżem. Krzyż tworzy więc pewnego rodzaju wcielenie Boga w duszy i duszy w Bogu
Córko moja, przy Stworzeniu dałem duszy swój obraz, a przy Wcieleniu dałem swoją Boskość, przebóstwiając ludzkość. A ponieważ Boskość, wcielając się w ludzkość, jednocześnie wcieliła się w krzyż, więc od samego poczęcia zostałem poczęty w zjednoczeniu z krzyżem[5]. Można więc powiedzieć, że tak jak krzyż był zjednoczony ze Mną we Wcieleniu, którego dokonałem w łonie mojej Matki, tak też krzyż tworzy moje wcielenia w łonie dusz. Kiedy krzyż tworzy moje Wcielenie w duszach, jednocześnie staje się wcieleniem duszy w Bogu i niszczy w duszy wszystko, co jest tylko naturalne, i wypełnia ją tak bardzo Boskością, że tworzy pewien rodzaj wcielenia: Boga w duszy i duszy w Bogu.
Byłam jakby urzeczona, gdy usłyszałam, że krzyż jest wcieleniem duszy w Bogu. On zaś powtórzył: Nie mówię zjednoczenie, ale wcielenie, ponieważ krzyż tak bardzo ingeruje w naturę, że sama natura staje się cierpieniem. A gdzie jest cierpienie, tam jest i Bóg. Bóg i cierpienie nie są w stanie istnieć osobno. Krzyż, tworząc pewnego rodzaju wcielenie, czyni zjednoczenie bardziej stabilnym, tak iż niemal trudno jest oddzielić Boga od duszy, tak jak trudno jest oddzielić cierpienie od natury. Natomiast przy zjednoczeniu z łatwością mogą się oddzielić. W każdym bądź razie rozumie się, że nie są to prawdziwe wcielenia, ale podobieństwa wcieleń. (Tom 6, 22 grudnia 1903)
„Typowe” Wcielenie Jezusa w czasie i „mistyczne” Wcielenie Jezusa w duszach, aż do Jego ponownego narodzenia się na zewnątrz
Dziś rano, kiedy znajdowałam się w swoim zwyczajowym stanie, przyszło Dzieciątko Jezus. A ponieważ ujrzałam je bardzo maleńkim, jakby się teraz narodziło, powiedziałam do Niego: Mój drogi, jaka była przyczyna, dla której przyszedłeś z Nieba i narodziłeś się na świecie tak maleńkim?
A On: Miłość była tego przyczyną, i to nie tylko moja Miłość. Moje narodziny w czasie były ujściem miłości Trójcy Przenajświętszej wobec stworzeń. W przypływie miłości mojej Matki narodziłem się z Jej łona i w przypływie miłości odradzam się w duszach. Ale przypływ ten tworzony jest dzięki pragnieniu. Jak tylko dusza zaczyna Mnie pragnąć, Ja zostaję natychmiast poczęty. I im bardziej Mnie pragnie, tym bardziej wzrastam w duszy. Kiedy to pragnienie wypełnia całe wnętrze, że aż wychodzi na zewnątrz, wtedy odradzam się w całym człowieku, to znaczy w umyśle, w ustach, w uczynkach i w krokach. W odwrotny sposób także diabeł rodzi się w duszach: jak tylko dusza zaczyna pragnąć i chcieć zła, diabeł zostaje w niej poczęty ze swoimi przewrotnymi uczynkami. A jeśli pragnienie to jest podtrzymywane, diabeł wzrasta i wypełnia całe wnętrze duszy najbardziej obrzydliwymi i wstrętnymi namiętnościami. Namiętności te aż wychodzą na zewnątrz, a człowiek we wszystkim niszczony jest wszelkimi przywarami. Córko moja, ileż to razy rodzi się diabeł w tych bardzo smutnych czasach! Gdyby ludzie i demony mieli moc, zniszczyliby moje narodziny w duszach. (Tom 6, 24 grudnia 1903)
Dzień czwarty – 19 grudnia
Boskość była bohaterem Odkupienia i sprawiła, że Człowieczeństwo Jezusa znosiło Mękę już od pierwszej chwili Jego Poczęcia
Spójrz, moja córko, z jaką nadmierną miłością pokochałem stworzenie. Moja Boskość była zazdrosna, żeby powierzyć stworzeniu zadanie Odkupienia i pozwolić, aby stworzenie dokonało mojej Męki. Stworzenie było bezsilne i nie mogło pozwolić Mi umrzeć tyle razy, ile stworzeń ujrzało i miało ujrzeć światło dzienne i ile grzechów śmiertelnych miało na swoje nieszczęście popełnić. Boskość chciała życie za każde życie każdego stworzenia oraz życie za każdą śmierć, którą powoduje grzech śmiertelny. Któż mógłby być tak potężny wobec Mnie, żeby przynieść Mi tyle śmierci, jeśli nie moja Boskość? Któż miałby moc, miłość i wytrwałość, żeby patrzeć na Mnie, umierającego tak wiele razy, jeśli nie moja Boskość? Stworzenie zmęczyłoby się i nie wytrzymałoby. I nie myśl, że ta praca mojej Boskości rozpoczęła się późno. Rozpoczęła się tuż przy moim poczęciu, już w łonie mojej Mamy, która często wiedziała o moich cierpieniach, była umęczona i odczuwała śmierć razem ze Mną. Tak więc już od matczynego łona moja Boskość podjęła się zadania kochającego oprawcy. A ponieważ była kochająca, była bardziej wymagająca i nieustępliwa, tak iż ani jeden cierń i ani jeden gwóźdź nie został oszczędzony mojemu cierpiącemu Człowieczeństwu. Ale nie były to ciernie, gwoździe czy bicze jak te, które znosiłem podczas Męki zadanej Mi przez stworzenia. Nie pomnażały się – ile gwoździ i cierni Mi wbijano, ile biczy zadawano, tyle pozostawało. Te zaś ze strony mojej Boskości pomnażały się przy każdej zniewadze. Tyle cierni, ile złych myśli, tyle gwoździ, ile niegodnych dzieł, tyle uderzeń, ile przyjemności, tyle boleści, ile różnych zniewag. Były to więc morza boleści, cierni, gwoździ i niezliczonych uderzeń. Wobec męki, którą przyniosła Mi Boskość, męka, którą przyniosły Mi stworzenia w ostatnim z moich dni, nie była niczym innym jak tylko cieniem, obrazem tego, co dała Mi cierpieć moja Boskość w ciągu całego mojego życia. A zatem bardzo kocham dusze, są to życia, które Mnie wiele kosztują, są to boleści, niepojęte dla stworzonego umysłu. Wejdź więc do wnętrza mojej Boskości i zobacz, i własną ręką dotknij tego, co Ja wycierpiałem. (Tom 12, 4 lutego 1919)
Dzień piąty – 20 grudnia
Jezus znosił boleści już od pierwszej chwili swojego Poczęcia, ponieważ począł w sobie jako własne życie wszystkie dusze: w rzeczywistości umierał za każdą z nich i znosił boleści każdego
Córko mojej Woli, przyjdź i weź udział w pierwszych śmierciach i boleściach, które znosiło moje małe Człowieczeństwo z rąk mojej Boskości w chwili mojego Poczęcia. Gdy zostałem poczęty, począłem wraz z sobą jako swoje własne życie wszystkie dusze, przeszłe, teraźniejsze i przyszłe. Począłem też ból i śmierć, które miałem znieść za każdego. Wszystko musiałem w sobie zawrzeć (dusze, cierpienia i śmierć, którą każdy miał ponieść), gdyż chciałem powiedzieć Ojcu: „Ojcze mój, już więcej nie będziesz spoglądał na stworzenie, ale tylko na Mnie. We Mnie znajdziesz wszystkich. Wynagradzam Ci za wszystkich. Ile boleści chcesz, tyle Ci dam. Czy chcesz, abym poniósł śmierć za każdego? Poniosę ją. Przyjmuję wszystko, byle tylko dać życie każdemu”. Oto dlaczego potrzeba było woli i mocy boskiej, aby zadać Mi tak wiele śmierci i tak wiele boleści, oraz potrzeba było mocy i woli boskiej, aby zadać Mi cierpienie. A ponieważ w mojej Woli są obecne wszystkie dusze i wszystkie rzeczy (nie w sposób abstrakcyjny lub tylko intencją, jak ktoś mógłby sądzić), więc rzeczywiście trzymałem w sobie wszystkich, którzy utożsamieni ze Mną, kształtowali moje własne życie. Rzeczywiście umierałem za każdego i znosiłem boleści wszystkich. Prawdą jest, że włączał się w to cud mojej wszechmocy, cud mojej niezmierzonej Woli. Bez mojej Woli moje Człowieczeństwo nie mogłoby znaleźć wszystkich dusz ani objąć ich wszystkich, ani umrzeć tak wiele razy. Gdy więc moje małe Człowieczeństwo zostało poczęte, zaczęło znosić na przemian ból i śmierć, a wszystkie dusze pływały we Mnie jak w rozległym morzu. Były jak członki moich członków, krew mojej krwi i serce mojego Serca. Ileż to razy moja Mama, zajmując pierwsze miejsce w moim Człowieczeństwie, odczuwała moje boleści i moją śmierć i umierała wraz ze Mną! Jakże przyjemnie było znaleźć w miłości mojej Mamy echo mojej własnej miłości! Są to głębokie tajemnice, których ludzki rozum dobrze nie pojmuje i wydaje się zagubiony. Przyjdź zatem i wejdź w moją Wolę oraz weź udział w śmierciach i cierpieniach, które znosiłem, jak tylko zostałem poczęty. Dzięki temu będziesz mogła lepiej zrozumieć to, co ci mówię.
Nie wiem jak, ale znalazłam się w łonie mojej Królowej Mamy, w którym ujrzałam Dzieciątko Jezus. Było bardzo malutkie. Ale choć było malutkie, zawarło w sobie wszystko. Z Jego Serca wyszła i wpadła do mojego serca strzała światła. Gdy mnie przeniknęła, poczułam, że umieram. Gdy zaś wyszła, przywróciła mnie do życia. Każdy dotyk tej strzały powodował bardzo ostry ból, tak iż czułam się wyniszczona, a w rzeczywistości czułam, że umieram. Potem dzięki jej dotykowi czułam, że powracam do życia. Nie znajduję jednak odpowiednich słów, by się wyrazić, więc stawiam kropkę. (Tom 12, 18 marca 1919)
Dzień szósty – 21 grudnia
Los nowo narodzonego Jezusa w grocie betlejemskiej jest mniej dotkliwy niż w Eucharystii z powodu porzucenia przez stworzenia
Potem powrócił mój słodki Jezus. Był czułym dzieckiem. Kwilił, płakał i trząsł się z zimna. Rzucił się w moje ramiona, żeby się ogrzać. Przytuliłam Go mocno i jak zwykle wtopiłam się w Jego Wolę, aby znaleźć wraz z moimi myślami myśli wszystkich i otoczyć drżącego Jezusa adoracją wszystkich stworzonych umysłów; aby znaleźć spojrzenia wszystkich i sprawić, żeby spoglądali na Jezusa i oderwali Go od płaczu; aby znaleźć usta, słowa i głosy wszystkich stworzeń i sprawić, żeby Go pocałowały i wstrzymały Jego kwilenie, a swoim oddechem Go ogrzały. Kiedy to czyniłam, Dzieciątko Jezus już więcej nie kwiliło, przestało płakać i jakby ogrzane, powiedziało do mnie:
Córko moja, czy widziałaś, co było przyczyną tego, że drżałem, płakałem i kwiliłem? Porzucenie przez stworzenia. Ty umieściłaś je wszystkie wokół Mnie. Poczułem, jak wszystkie stworzenia na Mnie patrzą i Mnie całują. Dlatego uciszyłem swój płacz. Wiedz jednak, że moja sytuacja w Przenajświętszym Sakramencie jest jeszcze gorsza niż sytuacja z dzieciństwa. Grota, choć zimna, była obszerna, miała powietrze do oddychania. Hostia też jest zimna i tak mała, że prawie brak Mi tchu. W grocie miałem jako łóżko żłóbek z odrobiną siana. W moim eucharystycznym życiu brakuje Mi nawet siana, a za łóżko mam tylko twarde i lodowate metale. W grocie miałem moją ukochaną Mamę, która bardzo często obejmowała Mnie swoimi czystymi dłońmi i okrywała palącymi pocałunkami, aby Mnie ogrzać. Uciszała mój płacz i karmiła Mnie swoim słodkim mlekiem. Wręcz przeciwnie jest w moim eucharystycznym życiu. Nie mam Mamy. Kiedy Mnie przyjmują, czuję dotyk niegodnych rąk, rąk, które cuchną ziemią lub gnojem… Och, jak bardzo odczuwam smród! Bardziej niż gnój, który czułem w grocie! Zamiast okryć Mnie pocałunkami, dotykają Mnie lekceważącymi czynami, a zamiast mleka dają Mi żółć świętokradztwa, niedbalstwa i chłodu. W grocie św. Józef zapewnił Mi lampkę w nocy. Tutaj, w Przenajświętszym Sakramencie, ileż razy pozostaję w ciemności nawet w nocy! Och, jakże boleśniejszy jest mój los w Przenajświętszym Sakramencie! Ileż ukrytych łez, których nikt nie widzi! Ileż kwilenia, którego nikt nie słyszy! Jeśli mój los z dzieciństwa wzbudził w tobie litość, to tym bardziej powinien wzbudzić w tobie litość mój los w Przenajświętszym Sakramencie. (Tom 12, 25 grudnia 1920)
Mróz niewdzięczności, który spotkał Jezusa, gdy się narodził. Po Jego Mamie pierwszą, którą Jezus wezwał, była Jego mała Córeczka, a w niej pozostałe dzieci Jego Woli
Gdy znajdowałam się w swoim zwyczajowym stanie, mój słodki Jezus ukazał się jako Dzieciątko, całe zdrętwiałe z zimna. Rzucił się w moje ramiona i powiedział do mnie: Jak zimno, jak zimno, litości, ogrzej Mnie. Nie pozwól Mi marznąć.
Przytuliłam Go do serca i powiedziałam do Niego: W moim sercu posiadam Twoją Wolę, tak więc Jej ciepło wystarcza w zupełności, aby Cię ogrzać.
A Jezus, w pełni zadowolony: Córko moja, moja Wola zawiera wszystko i ten, kto Ją posiada, może dać Mi wszystko. Moja Wola była dla Mnie wszystkim – poczęła Mnie, ukształtowała, pozwoliła Mi wzrosnąć i się narodzić. Jeśli moja Mama współpracowała, dając Mi krew, mogła to uczynić, ponieważ moja Wola, w Niej obecna, zawierała tę krew. Gdyby nie miała mojej Woli, nie mogłaby współpracować w kształtowaniu mojego Człowieczeństwa. Tak więc moja bezpośrednia Wola i moja Wola obecna w mojej Mamie dały Mi Życie. To co ludzkie nie miało nade Mną mocy, aby cokolwiek Mi dać. To Wola Boża nakarmiła Mnie swoim tchnieniem i pozwoliła Mi ujrzeć światło dzienne.
Ale czy sądzisz, że tym, co Mnie zmroziło, było zimno powietrza? Ach, nie! To zimno serc sprawiło, że skostniałem, a niewdzięczność sprawiła, że gorzko zapłakałem, jak tylko ujrzałem światło dzienne. Moja umiłowana Matka uciszyła mój płacz, chociaż i Ona sama płakała. Nasze łzy razem się zmieszały. Dając sobie pierwsze pocałunki, daliśmy upust swojej miłości. Ale nasze życie miało być cierpieniem i płaczem. Ja zaś dałem się złożyć w żłobie, aby dalej płakać oraz wzywać moje dzieci szlochem i łzami. Moimi łzami i jękiem chciałem je wzruszyć, ażeby Mnie wysłuchały.
Ale czy wiesz, kogo w pierwszej kolejności po mojej Mamie wezwałem do siebie ze łzami w żłobie, aby dać upust swojej miłości? Ciebie, małą Córeczkę mojej Woli. Byłaś tak mała, że mogłem cię trzymać w żłobie blisko siebie i przelać moje łzy w twoje serce. Łzy te przypieczętowały w tobie moją Wolę i ustanowiły cię prawowitą córką mojej Woli. Moje Serce się uradowało, gdy zobaczyłem, jak zostało przywrócone w tobie wszystko, co moja Wola wydobyła w dziele Stworzenia, i było nieskazitelne w mojej Woli. Było to dla Mnie ważne i niezbędne. Od pierwszej chwili swojego życia musiałem utwierdzić prawa Boga względem dzieła Stworzenia i przyjąć chwałę, jak gdyby stworzenie nigdy nie opuściło mojej Woli. Dla ciebie był to pierwszy pocałunek i były to pierwsze dary mojego dziecięcego wieku.
A ja: Kochany mój, jak mogło się to stać, skoro wtedy jeszcze nie istniałam?
A Jezus: W mojej Woli wszystko istniało i wszystko było dla Mnie jednym tylko punktem. Widziałem cię wtedy, tak jak teraz cię widzę. A wszystkie łaski, które ci dałem, nie są niczym innym jak potwierdzeniem tego, co od wieczności [ab eterno] zostało ci przekazane. I nie tylko widziałem ciebie, lecz także w tobie ujrzałem moją małą rodzinę, która miała żyć w mojej Woli. Jakże byłem szczęśliwy! Uspokajali oni mój płacz, ogrzewali Mnie, a tworząc wokół Mnie koronę, chronili Mnie przed perfidią innych stworzeń.
Ja byłam zamyślona i miałam wątpliwości. A Jezus: Jak to, wątpisz w to? Nie powiedziałem ci jeszcze nic o relacjach, które istnieją między Mną a duszą żyjącą w mojej Woli. Mówię ci na razie, że moje Człowieczeństwo żyło nieustannym tchnieniem Woli Bożej. Gdybym wykonał choćby jeden oddech, który nie byłby ożywiony Wolą Bożą, poniżyłbym siebie i zhańbiłbym siebie. Otóż ten, kto żyje w mojej Woli, jest Mi najbliższy. Jako pierwszy spośród wszystkich otrzymuje owoce wszystkiego, co uczyniło i przecierpiało moje Człowieczeństwo, i efekty, które moje Człowieczeństwo w sobie zawiera. (Tom 13, 25 grudnia 1921)
Dzień siódmy – 22 grudnia
Ciągła agonia i śmierć Jezusa w łonie Jego Matki. Już od Wcielenia chciał się oddać każdemu w sposób nieodwołalny
Gdy się znajdowałam w tym stanie, poczułam, że jestem poza sobą, wewnątrz bardzo czystego światła. W tym świetle ujrzałam Królową Matkę i Dzieciątko Jezus w Jej dziewiczym łonie. O Boże, w jakim bolesnym stanie znajdowało się moje ukochane Dzieciątko! Jego małe Człowieczeństwo było unieruchomione. Jego stópki i rączki były nieruchome i nie mogły wykonać najmniejszego ruchu. Nie było miejsca ani na otwarcie oczu, ani na swobodne oddychanie. Bezruch był tak wielki, że wydawał się martwy, podczas gdy żył. Pomyślałam sobie: kto wie, jak bardzo cierpi mój Jezus w tym stanie? A jak bardzo cierpi ukochana Mama, widząc Dziecię Jezus w swoim własnym łonie, tak unieruchomione?
Kiedy o tym myślałam, moje małe Dzieciątko, szlochając, powiedziało do mnie: Córko moja, boleści, które znosiłem w dziewiczym łonie mojej Mamy, są nie do zliczenia dla ludzkiego umysłu. Ale czy wiesz, jaka była pierwsza boleść, której doznałem w pierwszej chwili mojego Poczęcia i która trwała przez całe moje życie? Boleść śmierci. Moja Boskość zstąpiła z Nieba w pełni szczęścia, wolna od wszelkiej boleści i wszelkiej śmierci. Kiedy ujrzałem moje małe Człowieczeństwo, podlegające śmierci i cierpieniom z miłości do stworzeń, tak żywo poczułem boleść śmierci, że z czystego bólu naprawdę bym umarł, gdyby moc mojej Boskości nie wsparła Mnie cudem, sprawiając, że odczuwałem boleść śmierci i kontynuację życia. Tak więc dla Mnie zawsze była to śmierć: czułem śmierć grzechu, śmierć dobra w stworzeniach, a także ich naturalną śmierć. Jaką straszną udręką było dla Mnie całe moje życie! Ja, który zawierałem w sobie życie i byłem całkowitym panem samego życia, musiałem przyjąć boleść śmierci. Czyż nie widzisz, jak moje małe Człowieczeństwo jest unieruchomione i umiera w łonie mojej drogiej Matki? I czy nie czujesz w sobie, jak ciężki i rozdzierający jest ból związany z uczuciem umierania i nieumierania? Córko moja, to dzięki temu, że żyjesz w mojej Woli, dzielisz ciągłą śmierć mojego Człowieczeństwa.
Spędziłam więc prawie cały ranek blisko mojego Jezusa w łonie mojej Mamy. Widziałam, że gdy umierał, powracał do życia, aby ponownie oddać się śmierci. Co za boleść widzieć Dzieciątko Jezus w takim stanie!
Potem w nocy rozmyślałam o chwili, w której słodkie Dzieciątko wyszło z łona Matki, aby się pośród nas narodzić. Mój biedny umysł pogrążył się w tak głębokiej i pełnej miłości tajemnicy. A mój słodki Jezus poruszył się w moim wnętrzu, wyciągnął swoje małe rączki, aby mnie objąć, i powiedział do mnie:
Córko moja, akt moich narodzin był najbardziej uroczystym aktem całego Stworzenia. Niebiosa i ziemia czuły się pogrążone w najgłębszej adoracji na widok mojego małego Człowieczeństwa, które trzymało jakby w zamknięciu moją Boskość. Tak więc w akcie moich narodzin nastąpiło milczenie oraz głęboka adoracja i modlitwa. Moja Mama się modliła i została zachwycona siłą cudu, który od niej wyszedł. Modlił się św. Józef, modlili się aniołowie, a całe stworzenie odczuwało odnowioną w sobie siłę miłości mojej twórczej mocy. Wszyscy czuli się uhoronowani i dostąpili prawdziwego zaszczytu, gdyż Ten, który ich stworzył, miał się nimi posłużyć do tego, czego potrzebowało Jego Człowieczeństwo. Słońce poczuło się zaszczycone, że mogło dać swojemu Stwórcy światło i ciepło. Rozpoznało Tego, który je stworzył, swego prawdziwego Pana. Świętowało i otoczyło Go czcią, dając mu swoje światło. Ziemia była zaszczycona, kiedy poczuła, jak leżę w żłobie. Poczuła się dotknięta moimi delikatnymi członkami i wiwatowała z radości, ukazując cudowne znaki. Całe Stworzenie [wszystkie istoty stworzone] widziało pośród siebie swojego prawdziwego Króla i Pana. A ponieważ każdy czuł się zaszczycony, chciał użyczyć Mi swojego urzędu. Woda chciała ugasić moje pragnienie, ptaki swoimi trylami i świergotem pragnęły Mnie zabawić, wiatr chciał Mnie dotknąć czule, a powietrze pragnęło Mnie pocałować… Wszyscy chcieli wnieść dla Mnie swój niewinny wkład. Tylko niewdzięczni ludzie, mimo że odczuwali w sobie coś niezwykłego oraz radość i potężną siłę, byli niechętni i tłumiąc wszystko, nie poruszyli się. Mimo że wołałem ich ze łzami, jękiem i szlochem, nie poruszyli się, z wyjątkiem kilku pasterzy. A jednak to dla człowieka przyszedłem na ziemię. Przyszedłem, aby mu się oddać, ocalić go i sprowadzić z powrotem do mojej Ojczyzny Niebieskiej. Uważnie więc wypatrywałem, czy wychodzi Mi naprzeciw, aby przyjąć wielki dar mojego boskiego i ludzkiego życia.
Tak więc Wcielenie było dla Mnie oddaniem się stworzeniu. We Wcieleniu oddałem się mojej ukochanej Mamie. Przy narodzeniu dołączył św. Józef, któremu oddałem w darze swoje życie. A ponieważ moje dzieła są wieczne i się nie kończą, Boskość, Słowo, które zstąpiło z Nieba, nie wycofało się już więcej z ziemi, aby mieć możliwość nieustannego oddawania się wszystkim stworzeniom. Póki żyłem, oddawałem się jawnie. A potem, kilka godzin przed śmiercią, uczyniłem wielki cud i pozostawiłem siebie w Najświętszym Sakramencie, aby ten, kto Mnie zechce, mógł otrzymać wielki dar mojego życia. Nie zwracałem uwagi na zniewagi, których mieli się wobec Mnie dopuścić, ani na odmowę przyjęcia Mnie. Powiedziałem sobie: „Oddałem się i nie chcę się już wycofać. Niech robią ze Mną, co chcą. Jednak zawsze będę z nimi i do ich dyspozycji”.
Córko, naturą prawdziwej miłości i działania Boga jest stałość i nieustępowanie kosztem jakiejkolwiek ofiary. Ta stałość w moich dziełach jest moim zwycięstwem i moją największą chwałą. Stałość jest znakiem, że stworzenie działa dla Boga. Dusza nie zważa na nikogo, ani na ból, ani na siebie, ani na swoją cześć, ani na stworzenia, nawet jeśli ceną tego jest jej własne życie. Patrzy tylko na Boga. Z miłości do Niego postanawia działać i czuje się zwycięska, składając ofiarę swojego życia z miłości do Niego. Brak stałości jest typowy dla ludzkiej natury i ludzkiego sposobu działania. Brak stałości to działać w taki sposób, w jaki działają namiętności, to działać, pozwalając się zdominować namiętnościom. Zmienność jest słabością i tchórzostwem i nie należy do natury prawdziwej miłości. Stałość musi więc być przewodnikiem działania dla Mnie. Ja w swoich dziełach nigdy się nie zmieniam. Niezależnie od sytuacji raz dokonane dzieło jest dokonane na zawsze. (Tom 17, 24 grudnia 1924)
Dzień ósmy – 23 grudnia
Gdyby Jezus nie musiał nas odkupić, tak czy owak by się wcielił, ale przyszedłby w chwale jako Król i głowa swojej rodziny
Mała córko mojej Bożej Woli, musisz wiedzieć, że posiadanie zwierzchnictwa nad każdym czynem stworzenia jest absolutnym prawem mojego Bożego Fiat. A kto Mu odmawia tego zwierzchnictwa, odbiera Mu Jego boskie prawa, które sprawiedliwie Mu się należą, ponieważ jest Stwórcą ludzkiej woli. Któż mógłby ci powiedzieć, moja córko, ile zła może wyrządzić stworzenie, gdy odstępuje od Woli swojego Stwórcy? Zobacz, wystarczył jeden akt odstąpienia pierwszego człowieka od naszej Bożej Woli, aby zmienić nie tylko los ludzkich pokoleń, lecz także sam los naszej Bożej Woli.
Gdyby Adam nie zgrzeszył, Odwieczne Słowo, które jest Wolą Ojca Niebieskiego[6], tak czy owak przyszłoby na ziemię, ale przyszłoby w chwale, triumfujące i panujące, w widzialnym towarzystwie swojej anielskiej armii, którą wszyscy by ujrzeli. Wspaniałością swojej chwały zachwyciłoby wszystkich, a swoim pięknem przyciągnęło wszystkich do siebie. Przyszłoby w koronie króla i z berłem dowodzenia, aby być królem i głową ludzkiej rodziny i tym samym zrobić jej wielki zaszczyt, dając możliwość powiedzenia: „mamy za króla człowieka i Boga”[7], tym bardziej że twój Jezus nie zstąpiłby z Nieba, aby napotkać chorego człowieka, ponieważ gdyby nie odstąpił on od mojej Bożej Woli, nie byłoby chorób duszy ani ciała, gdyż to ludzka wola niemal zatopiła boleściami biedne stworzenie. Fiat był wolny od jakiegokolwiek cierpienia i taki miał być człowiek. Miałem więc przyjść i napotkać człowieka szczęśliwego, świętego i pełnego dóbr, z którymi go stworzyłem.
On natomiast zmienił nasz los, gdyż chciał czynić swoją wolę. A ponieważ zostało postanowione, że miałem zstąpić na ziemię – a kiedy Boskość coś postanowia, nikt nie może Jej ruszyć – zmieniłem tylko sposób i wygląd. Zstąpiłem na ziemię w bardzo skromnym przebraniu, ubogi, bez żadnej chwalebnej oprawy, cierpiący, płaczący i obciążony wszelkimi nieszczęściami i boleściami człowieka. Ludzka wola sprawiła, że przyszedłem spotkać człowieka nieszczęśliwego, ślepego, głuchoniemego oraz pełnego wszelkich nieszczęść. Ja zaś, aby go uleczyć, musiałem przyjąć je na siebie. A ponieważ nie chciałem go przestraszyć, musiałem się ukazać jako jeden z ludzi, żeby ich zbratać i podać im niezbędne środki zaradcze oraz lekarstwa. Ludzka wola ma więc moc, żeby uczynić człowieka szczęśliwym lub nieszczęśliwym, świętym lub grzesznym, zdrowym lub chorym.
Zobacz więc, jeśli dusza postanowi nieustannie czynić moją Bożą Wolę i w Niej żyć, zmieni swój los. Moja Boża Wola zawładnie stworzeniem i zrobi z niego swoją zdobycz. A dając mu pocałunek dzieła Stworzenia, zmieni swój wygląd i sposób postępowania, przytuli je do piersi i powie mu: „odłóżmy wszystko na bok, dla ciebie i dla Mnie powróciły pierwotne czasy Stworzenia. Wszystko będzie szczęściem między tobą a Mną. Będziesz żyć w naszym domu jako nasza córka, w obfitości dóbr swojego Stwórcy”.
Słuchaj, moja mała córeczko mojej Bożej Woli, gdyby człowiek nie zgrzeszył, gdyby nie odstąpił od mojej Bożej Woli, Ja tak czy inaczej przyszedłbym na ziemię. Ale czy wiesz jak? Pełen majestatu, jak wtedy gdy zmartwychwstałem. I choć miałem swoje Człowieczeństwo, podobne do człowieka i zjednoczone z Odwiecznym Słowem, to przyszedłbym w bardzo odmienny sposób! Moje zmartwychwstałe Człowieczeństwo było w chwale, odziane w światło, nie podlegało cierpieniu ani śmierci. Byłem boskim Triumfatorem. Natomiast moje Człowieczeństwo przed śmiercią podlegało, choć dobrowolnie, wszelkim boleściom, a co więcej, byłem człowiekiem boleści. A ponieważ człowiek miał nadal zaślepione oczy ludzką wolą, czyli był nadal chory, więc niewielu Mnie widziało, gdy zmartwychwstałem, co służyło temu, aby potwierdzić moje Zmartwychwstanie. Wstąpiłem więc do Nieba, żeby dać człowiekowi czas na przyjęcie środków zaradczych i lekarstw, tak aby człowiek mógł się wyleczyć oraz przygotować na poznanie mojej Bożej Woli, i tym samym żyć nie swoją wolą, lecz moją. W ten sposób będę mógł się ukazać w pełnym majestacie i chwale pośród dzieci mojego Królestwa. Moje Zmartwychwstanie jest więc potwierdzeniem „Fiat Voluntas tua”, jako w Niebie tak i na ziemi. Po tak długiej boleści, którą znosiła moja Boża Wola przez tak wiele stuleci, nie mając swojego królestwa na ziemi ani całkowitej władzy, było słuszne, żeby moje Człowieczeństwo ocaliło Jej Boże prawa i zrealizowało mój i Jej główny cel – utworzenie Królestwa Woli Bożej pośród stworzeń.
Aby uzyskać dodatkowe potwierdzenie, w jaki sposób ludzka wola zmieniła los człowieka i los Woli Bożej w odniesieniu do człowieka, musisz ponadto wiedzieć, że w całej historii świata tylko dwie osoby żyły w Woli Bożej, nigdy nie czyniąc własnej: wszechwładna Królowa i Ja. Odległość i różnica między Nami a innymi stworzeniami jest nieskończona, tak iż nawet nasze ciała nie pozostały na ziemi. Służyły jako rezydencja dla Bożego Fiat, który czuł się nierozłączny z naszymi ciałami. Dlatego się ich domagał i swoją władczą siłą porwał je razem z naszymi duszami do swojej Niebieskiej Ojczyzny. A co jest przyczyną tego wszystkiego? Jedyną przyczyną jest to, że nasza ludzka wola nigdy nie dokonała ani jednego aktu życia. Pełną władzę i pełne pole działania miała jedynie moja Boża Wola. Jej moc jest nieskończona, a Jej miłość nadzwyczajna. (Tom 25, 31 marca 1929)
Ostatni dzień – 24 grudnia
Cud Narodzin Jezusa. Cel Krzyża Jezusa począwszy od Jego Wcielenia i Narodzin
Kiedy trwałam w swoim zwyczajowym stanie, poczułam, że jestem poza sobą. Po przejściu wokół znalazłam się wewnątrz groty, w której ujrzałam Królową Mamę w chwili wydania na świat Dzieciątka Jezus. Cóż za wspaniały cud! Wydawało mi się, że zarówno Matka, jak i Syn zostali przemienieni w najczystsze światło. W tym świetle można było bardzo wyraźnie dostrzec ludzką naturę Jezusa, zawierającą w sobie Boskość. Ludzka natura Jezusa służyła Mu za zasłonę, aby przykryć Boskość, tak iż po zerwaniu zasłony ludzkiej natury był Bogiem, a przykryty ową zasłoną był człowiekiem. A oto cud cudów: Bóg i człowiek, człowiek i Bóg, który nie opuszczając Ojca i Ducha Świętego, przybywa, aby żyć z nami, i przyjmuje ludzkie ciało, ponieważ prawdziwa miłość nigdy się nie rozdziela.
Wydawało mi się, że w tej szczęśliwej chwili Matka i Syn zostali jakby uduchowieni. Bez najmniejszego trudu Jezus wyszedł z łona Matki i oboje przepełnieni byli nadmiarem miłości. Innymi słowy, te Przenajświętsze Ciała zostały przemienione w Światło, tak że bez najmniejszej przeszkody Światło Jezus wyszło z wnętrza światła Matki. Zarówno Jezus, jak i Matka byli zdrowi i nienaruszeni, a następnie powrócili do swojego naturalnego stanu. Ale któż może opisać piękno Dzieciątka, które w tym momencie ze swych narodzin przelewało również na zewnątrz promienie swej Boskości? Któż może wypowiedzieć piękno Matki, która była cała pochłonięta w tych boskich promieniach?
A Święty Józef? Wydawało mi się, że nie był obecny w chwili narodzin, ale znajdował się w drugim końcu groty, cały pogrążony w tej głębokiej Tajemnicy. I jeśli nie widział oczami ciała, to bardzo dobrze widział oczami duszy, ponieważ pogrążony był we wzniosłej ekstazie.
Gdy Dzieciątko przyszło na świat, chciałam wzlecieć, aby Je chwycić w ramiona, ale aniołowie mi tego zabronili, mówiąc, że ten zaszczyt przyjęcia Go w pierwszej kolejności przypada Matce. Tak więc Najświętsza Dziewica, jakby porażona, powróciła do siebie i z rąk anioła przyjęła Syna w swoje ramiona. W porywie miłości, w którym się znajdowała, ścisnęła Go tak mocno, że wydawało się, jakby chciała Go ponownie wciągnąć do swojego łona. Następnie, chcąc dać upust swojej żarliwej miłości, pozwoliła Mu ssać swoją pierś. Ja w tym czasie byłam całkowicie unicestwiona i czekałam na wezwanie, gdyż nie chciałam otrzymać kolejnego upomnienia od aniołów. Królowa powiedziała wiec do mnie: Chodź, chodź i weź swojego Ukochanego, i raduj się Nim także i ty. Wylej na Niego swoją miłość.
Gdy tak mówiła, ja podeszłam bliżej, a Mama dała mi Go na ręce. Któż mógłby opisać moje zadowolenie, pocałunki, uściski i czułości?
Po tym jak dałam sobie upust, powiedziałam do Niego: Mój Ukochany, ssałeś mleko od naszej Mamy, podziel się nim ze mną.
A On, przyzwalając na wszystko, przelał trochę tego mleka ze swoich ust do moich. Potem powiedział do mnie: Moja ukochana, zostałem poczęty wraz z bólem, urodziłem się do bólu i zmarłem w bólu, a trzema gwoźdźmi, którymi Mnie ukrzyżowano, przybiłem trzy władze: rozum, pamięć i wolę tych dusz, które gorąco pragną Mnie miłować, i tym samym przyciągnąłem je wszystkie do siebie, ponieważ grzech sprawił, że stały się kalekie i oddalone od swojego Stwórcy bez żadnego umiaru.
Gdy to mówił, spojrzał na świat i zaczął wypłakiwać swoje nieszczęścia. Widząc, że płacze, powiedziałam: Kochane dziecko, tej radosnej nocy nie zasmucaj swoim płaczem tych, którzy Cię kochają. Zamiast płakać, zacznijmy raczej śpiewać.
I tak mówiąc, zaczęłam śpiewać. Jezus, słysząc mój śpiew, odwrócił swoją uwagę i przestał płakać. A gdy zakończyłam moją zwrotkę, On zaśpiewał swoją, głosem tak silnym i melodyjnym, że wszystkie inne zanikały wobec Jego słodkiego głosu. Potem modliłam się do Dzieciątka Jezus za mojego spowiednika i za tych, którzy do mnie należą, a na koniec za wszystkich. On zaś wydawał się całkowicie ustępliwy. W tej samej chwili zniknął, a ja powróciłam do siebie. (Tom 4, 25 grudnia 1900)
Kontynuując widzenie Świętego Dzieciątka, ujrzałam z jednej strony Królową Matkę, a z drugiej Świętego Józefa, którzy pogrążeni byli w głębokiej adoracji Bożego Dzieciątka. A ponieważ byli cali skupieni na Nim, wydawało mi się, że ciągła obecność Dzieciątka utrzymywała ich w nieprzerwanej ekstazie, a jeśli coś czynili, był to cud, jaki Pan w nich dokonywał. W przeciwnym razie pozostaliby bez ruchu, nie będąc w stanie zewnętrznie wykonywać swoich obowiązków. Ja również Go adorowałam i spostrzegłam, że znajduję się w sobie, w swoim ciele. (Tom 4, 26 grudnia 1900)
DODATEK
Adoracja Trzech Króli: Jezus udzielił im się miłością, pięknem i mocą i w ten sposób uzyskał trzy efekty
Gdy znajdowałam się poza swoim ciałem, wydawało mi się, że widzę, jak Mędrcy doszli do betlejemskiej groty. Jak tylko znaleźli się w obecności Dzieciątka, pozwoliło Ono, aby promienie Jego Boskości zabłysły na zewnątrz, i udzieliło się Mędrcom na trzy sposoby: miłością, pięknem i mocą, tak że zostali zachwyceni i zatopieni obecnością Dzieciątka Jezus. A było to tak silne, że gdyby Pan znowu nie wycofał do wewnątrz promieni swojej Boskości, pozostaliby tam na zawsze bez możliwości dalszego poruszania się. Tak więc jak tylko Dzieciątko schowało swoją Boskość, święci Mędrcy wrócili do siebie i oniemieli ze zdumienia na widok tak ogromnego nadmiaru miłości, ponieważ w tym świetle Pan pozwolił im zrozumieć tajemnicę Wcielenia. Potem wstali i ofiarowali dary Królowej Matce. Ona długo rozmawiała z nimi, ale nie potrafię powiedzieć tego wszystkiego, co mówiła. Pamiętam tylko, że silnie im wpoiła nie tylko ich zbawienie, lecz także to, aby mieli na sercu zbawienie swych narodów i nie obawiali się narazić nawet własnego życia w celu uzyskania swego zamiaru.
Potem wróciłam do siebie i znalazłam się z Jezusem. On chciał, abym Mu coś powiedziała, ale ja czułam się tak niedobra i tak zmieszana, że nie miałam odwagi Mu nic powiedzieć. Widząc więc, że nic nie mówię, sam podjął rozmowę o świętych Mędrcach i powiedział do mnie: Udzielając się Mędrcom na trzy sposoby, uzyskałem dla nich trzy efekty, ponieważ nigdy nie udzielam się duszom daremnie, ale zawsze otrzymują one jakąś korzyść. Gdy się udzieliłem Miłością, uzyskali oderwanie od samych siebie; pięknem, zyskali pogardę dla rzeczy ziemskich; mocą, ich serca zostały do Mnie przywiązane i zdobyli odwagę, aby przelać za Mnie krew i oddać za Mnie życie.
Następnie dodał: A ty, czego chcesz? Powiedz Mi, czy ty Mnie miłujesz. Jak chciałabyś Mnie miłować?
Nie wiedząc, co mam powiedzieć, zmieszałam się jeszcze bardziej i rzekłam: Panie, nie chcę nic prócz Ciebie. A jeśli się mnie pytasz: „czy Mnie miłujesz?”, brak mi słów, by to wyrazić. Potrafię tylko powiedzieć, że odczuwam gorące pragnienie, tak iż nikt nie może mnie pokonać w miłości do Ciebie. Czuję, że jestem pierwszą, która Cię kocha ponad wszystkich, i nikt nie może mnie prześcignąć. Ale to jeszcze mnie nie zadowala. Aby być szczęśliwą, chciałabym Cię miłować Twoją własną Miłością i tym sposobem kochać Cię, tak jak Ty kochasz siebie samego. Ach tak, tylko wtedy znikną moje obawy o to, jak mam Cię miłować!
A Jezus, można powiedzieć, zadowolony z moich niedorzeczności, przytulił mnie mocno do siebie, tak iż zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz poczułam się przekształcona w Niego. Następnie przekazał mi część swojej Miłości. Potem powróciłam do siebie i wydawało mi się, że tyle posiadam Jezusa, moje Dobro, ile miłości od Niego otrzymuję. A jeśli kocham Go mało, to mało Go posiadam. (Tom 4, 6 stycznia 1901)
„Wiara w dziewicze poczęcie Jezusa spotkała się z żywą opozycją, drwinami i niezrozumieniem ze strony niewierzących, żydów i pogan […]. Sens tego wydarzenia jest dostępny tylko dla wiary, która widzi go „w powiązaniu tajemnic między sobą”, w całości misteriów Chrystusa, od Wcielenia aż do Paschy. Już św. Ignacy Antiocheński świadczy o tym powiązaniu: „Książę tego świata nie znał dziewictwa Maryi i Jej rozwiązania, jak również śmierci Pana; te trzy niezwykłe tajemnice wypełniły się w milczeniu Boga”.
MARYJA „ZAWSZE DZIEWICA”
Pogłębienie wiary w dziewicze macierzyństwo Maryi doprowadziło Kościół do wyznania Jej rzeczywistego i trwałego dziewictwa, także w zrodzeniu Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Istotnie, narodzenie Chrystusa „nie naruszyło Jej dziewiczej czystości, lecz ją uświęciło”. Liturgia Kościoła czci Maryję jako Aeiparthenos, „zawsze Dziewicę”. (Katechizm Kościoła Katolickiego nr 498 i 499)
Przypisy:
[1] Czyli tam gdzie się zaczyna objawienie mojej Miłości.
[2] Trójca Przenajświętsza odzwierciedla obraz (ludzkiej natury Jezusa) w Maryi, a Maryja czyni to samo w Trójcy Przenajświętszej.
[3] Wcielenie Słowa było nie tylko stworzeniem życia (Jego życia), lecz także „zawarciem (w Jego malutkim Człowieczeństwie) Życia (Bożego), które wszystkim daje życie”.
[4] „Nocella” w dialekcie oznacza „orzech”. (Biologia) Wewnętrzna tkanka jajeczka, dającego początek woreczku zalążkowemu.
[5] Już od samego Wcielenia, niosąc w sobie całą grzeszną ludzkość, Jezus rozpoczął Odkupienie i swoją długą Drogę Krzyżową.
[6] Wcześniej Jezus powiedział: Moja Boża Wola wcieliła się, aby przyjść i odszukać zagubionego człowieka. To była właśnie Ona, ponieważ Słowo oznacza wyraz, a naszym wyrazem jest Fiat, który tak jak przy Stworzeniu powiedział i stworzył, tak też przy Odkupieniu chciał i się wcielił. (22 marca 1929). Słowem jest Jezus (J 1, 14) jako „Słowo”, które wyraża Wolę Ojca. Zatem Jezus jest doskonałym objawieniem Ojca (Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca, J 14,9), jest tej samej Natury co Ojciec, ale różny od Niego w osobie (Mdr 7, 25-26). Wola Ojca jest również z natury Wolą Syna.
[7] Wcielenie Słowa, Jezusa Chrystusa, ma trzy cele: 1. Aby przewodzić całemu Stworzeniu: On jest obrazem Boga niewidzialnego – Pierworodnym wobec każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone. On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie (Kol 1,15-17). …aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi (Ef 1, 10). 2. Aby dokonać Odkupienia: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników, spośród których ja jestem pierwszy (1 Tm 1,15). Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła (1 J 3, 8). 3. Aby posiąść swoje Królestwo: Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?» Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie (J 18, 37). Anioł powiedział to do Maryi: Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca. (Łk 1, 32-33).